Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2013, 04:37   #182
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Noc.
Pobłyskująca gdzieniegdzie gwiazdami i lśniącymi oczami koszmarów spoglądających z ciemności. Ale mimo to bezpieczna w azylu pilnie strzeżonym przez czujne oczy uzbrojonych strażników.
Noc będąca słodkim ukojeniem po całym dniu intensywnego marszu.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ZuP02g80x2o[/MEDIA]



Ciche, spokojne nucenie unosiło się w powietrzu pokoju Leiko.
Nie spała. Nie chciała i nie mogła. Było jeszcze zbyt wcześnie na zakończenie tego dnia snem, zbyt wiele jeszcze miała do zrobienia. Jakim marnotrawstwem byłoby spędzenie na futonie tych spokojnych chwil wśród czterech ścian obcej posiadłości. Marnotrawstwem i nie w naturze Maruiken.

Kuma zapraszał ją, aby zajrzała do niego po kolacji. W ustach młodzika pokroju Płomyczka lub lubieżnika podobnego Kasanowi mogłoby to zabrzmieć nad wyraz dwuznacznie i być intrygą zaplanowaną do zaciągnięcia łowczyni na futon. Niekoniecznie za jej przyzwoleniem. Ale nie w przypadku dobrodusznego Niedźwiedzia. W jego zaproszeniu kryła się chęć powspominania wspólnie spędzonych chwil oraz powymieniania się historiami z polowań. Czysto przyjacielska atmosfera bez erotycznego napięcia.. o ile naturalnie, ten postawny mężczyzna nie był tak naprawdę mistrzem w ukrywaniu swych uczuć, który teraz czarował Leiko swą bezinteresowną sympatią.

Ale był też Akado Yoru, ne? Młody wilczek, Okami-kun. Postój w posiadłości jawił się jako idealna okazja na.. zacieśnienie więzów pomiędzy nią i jej nieświadomym podopiecznym. Powoli, delikatnie i ostrożnie, jakby się obchodziła z nieufnym szczeniaczkiem. Nie chciała wszak, aby się spłoszył. Należało karmić go niespiesznie smakołykami, przekupić by zyskać sobie jego dozgonną sympatię. Przez zbytnią nadgorliwość mogłaby zyskać efekt zupełnie odmienny od zamierzonego..
Dlatego wolała poczekać, aż to w nim obudzi się pragnienie spędzania czasu z łowczynią i sam zacznie poszukiwać jej towarzystwa przy każdej okazji. Spodziewała się, że w przypadku tego oddanego swym ideałom młodziana nieco dłużej zajmie jej kobiecym wdziękom zatrucie sobą jego snów i myśli. Szczęśliwie, Maruiken Leiko była cierpliwa i nieustępliwa w dążeniu do swych celów.

A to były te najbardziej oczywiste ścieżki jakie mogła obrać tej nocy. Jednak ona nie przepadała za oczywistością.

Nucenie było monotonne. Łagodnie unosiło się i opadało w różnorodnych barwach, składających się na leniwie wibrującą w powietrzu kołysankę zdającą się nie mieć końca. Niechybnie mogącą uśpić słuchającego, szczególnie w połączeniu z powolnym, troskliwym głaskaniem czupryny przez kobiecą dłoń. Ale jeśli to nie któryś z młodzianów, ani żaden z mężczyzn nie był nocnym gościem Leiko.. to kogo rozpieszczała taką czułością?

Siedziała elegancko na tatami swego pokoju. Przed nią zaś na podłodze, ułożone w równym rządku leżały wszystkie jej łowieckie sprzęty, których przeznaczanie nie ograniczało się tylko do polowań na demony. Parasolka z mechanizmem jakiegoś chińskiego mistrza, tak wiele razy uchroniła ją przed śmiertelnym ciosem. Drobne tantō , zabójcze żądło ukrywane w rękawie. Zdobny wachlarz, jakże użyteczny bibelot do zerkania ponad nim zalotnie i atakowania niewielkimi ostrzami. Zaufane wakizashi, jej towarzyszy niejednej walki. A obok to drugie, bardziej pyszne, bardziej.. pociągające.
Właśnie to ostatnie gładziła troskliwie po uchi-himo, tanecznymi ruchami palców muskała po gładkim, pięknym ostrzu. Podziwiała je, jak najlepszej jakości dzieło sztuki. Przeglądała się w stali lśniącej jak tafla lustra.
I wyczekiwała na odpowiedni moment, by rozpocząć swe własne, osobiste polowanie.




***




Noc.
Noc cicha i spokojna. Ciepła i wiosenna. Idealna na romantyczny spacer w bladym blasku ojca Księżyca, niczym w pełnej namiętności i dreszczyku opowieści o kochankach spotykających się skrycie na schadzkach o północy. Ah, gdybyż tylko to kolejny zew tygrysa był powodem tej nocnej wędrówki Leiko..

Przemierzała korytarze posiadłości jak cień, z jedynie cichutkim szmerem kimona poruszającego się na jej ciele. Bosymi stopami przyodzianymi tylko w tabi stawiała delikatne, taneczne w swej gracji kroki na drewnianej podłodze. Ale nie skradała się, choć takie ukrywanie swej obecności nie działało na jej korzyść. Jedynie z przyzwyczajenia starała się nie zwracać na siebie przesadnej uwagi, która prowadziłaby do zbędnych pytań. A to do marnotrawienia jej czasu.
Nie chowała się słysząc kroki zbliżających się postaci, a choć to ona swym pojawieniem zaskakiwała sługi krzątające się po posiadłości oraz strażników pilnujących porządku, to.. nikt o nic nie pytał. Zarówno strażnicy, jak i służki schylały się głęboko z szacunkiem.
Bycie gościem klanu miało swoje przywileje.

Sam samurajski dom był urokliwy. Pełen korytarzy, tych szerokich, tych zawiłych i zapewne też tych ukrytych. Z mnogością rozsuwanych drzwi kryjących za sobą sekrety licznych pokojów. Maruiken uwielbiała ten urok dużych posiadłości, które z łatwością przesunięcia fusuma potrafiły się zmienić w istny ruchomy labirynt. Idealne środowisko dla polującego drapieżnika.. lub dla poszukującej kunoichi.
A czego poszukiwała? Informacji, zawsze informacji, nawet tych zdających się być niepotrzebnymi. Zostawiony w pokoju przedmiot świadczący o niepokojących fantazjach i pragnieniach jego właściciela. Posłyszane przez szparę w drzwiach rozmowy dostojników. Rumieniec na policzkach służki pośpiesznie poprawiającej zbyt rozchełstane poły swego odzienia. Te kąski były słodkie w smaki, a choć były także drobiazgami, to mogły być zagubionymi elementami jakichś większych układanek. To było jej pożywienie, jej sen, jej odpoczynek i jej.. rozrywka.

A to wszystko z odrobiną szczęścia mogła odnaleźć w posiadłości samuraja. Nie było tak wspaniałe co prawda jak domostwo Dasate. Nie tak piękne i nie tak olśniewające. Ale też nie tak małe, jak domostwo w którym Leiko po raz pierwszy uległa urokowi swego yojimbo.

Tym bardziej to skojarzenie się nasuwało, gdy zobaczyła gospodarza ćwiczącego kata w ogrodzie.






Muratsugu Shiro zamaszystymi cięciami katany ciął powietrze i wyimaginowanych wrogów. Szybkie i stanowcze ruchy świadczące o doświadczeniu w dekapitacji przeciwników i rozpruwaniu ludzi.
Nagle... jego ciało się zachwiało. Twarz przeciął grymas bólu, a ruch miecza stał się nieporadny. Widać zabliźniona rana na twarzy nie była jedyną pamiątką po ostatniej wojnie.
Kobieta stojąc na rōka przyglądała się w milczeniu tej walce samuraja z jego słabością. Był dorosłym mężczyzną, nie potrzebował od niej pomocy. Miał od tego służki. Może żonę. Może kochankę. Może honor nie pozwoliłby mu na przyjęcie troskliwego ramienia ze strony przedstawicielki płci pięknej. Tym bardziej nie chciałby, aby któraś była świadkiem jego chwilowej utraty władzy na swym ciałem. Wszak Leiko znała naturę bushi i samurajów, jej tak częstych celów w misjach. Godność odchodziła w niepamięć dopiero w sypialnianych bojach, a i tam nie zawsze.

Nie zamierzała odkrywać przed nim swej obecności i narażać się na zbędne rozmowy, jakkolwiek beztroskimi by one nie były. Zatem jedynie przyglądała się, rozmyślając nad jestestwem Maratsugu i sekretami jakie może skrywać za tą naznaczoną twarzą. Jaką rzeczywiście rolę odgrywał w klanie, czy był wiernym niczym piesek poplecznikiem Hachisuka, czy może jednym z tych niezwykle rzadkich zjawisk dostrzegających jad płynący z ust Chińczyków? Był sojusznikiem, źródłem informacji czy wrogiem? Jakie stosunki łączyły go z ich opiekunem i.. jakąż to jego prośbę spełnił z takim zmieszaniem na twarzy? Nie zdziwiłaby się, gdyby chodziło o jakieś dewiacje Kasana, których właśnie dopuszczał się przed snem. Między innymi z powodu takich podejrzeń nie zbliżała się w okolice jego pokoju. Nie chciała mieć nic wspólnego z jego lubieżnościami, nie chciała kusić losu po usłyszeniu przestrogi Kojiro. Cóż.. przynajmniej jeszcze nie teraz. Ciekawość i oddanie swym obowiązkom prędzej czy później pośle ją ku temu obłudnikowi.

Póki co prowadziła ją głębiej w posiadłość, zostawiając za sobą samuraja.
Ale przemierzając drobnym kroczkiem korytarz, Leiko zaczęła odczuwać lęk. Delikatny i cichy niczym mały dzwoneczek. Nie była to porażająca ciało panika, czyniąca łowczynię bezbronnym motylem w sieci pajączka.
Iye... to było delikatne drżenie pobudzające nerwy. Niczym szept sączący do ucha słowa “Bądź gotowa.”
Przeklęte dziedzictwo znów się odzywało. Tym bardziej przeklęte, iż... użyteczne.

Coś się czaiło w pobliżu. Wrogi ninja, nielojalny samuraj, Kasan z pożądliwym blaskiem w oczach?
Nie wiedziała jeszcze, ale wiedziała że ktoś jest w pobliżu. Ktoś o wrogich zamiarach. Tylko gdzie?
Z przodu, cicho czekający na nią w zasadzce ciemności? Z tyłu, czyhający na odpowiednią chwilę, aby rzucić się na jej plecy? Z dołu, mający siłę przebicia drewnianej podłogi i wciągnięcia kobiety do piwnic posiadłości?
A może..
Z góry?




***




Cokolwiek chciało ją napaść, kryło się przy suficie korytarza. Paskudna poczwara o oczach lśniących żądzą mordu i pragnieniem zasmakowania w ludzkiej krwi. Przebrzydły twór najgorszych koszmarów. Wynaturzenie mające czelność burzyć harmonię i spokój tej urokliwej nocy.






Miało też czelność.. zaatakować.
Pennagolan bezgłośnie sfrunął ze swej kryjówki. Pokryta krwią głowa jakiegoś zdradzieckiego zapewne dostojnika otworzyła paszczę odsłaniając dwa rzędy stożkowatych kłów. Potwór zamierzał wgryźć się w kark swej bezbronnej i zaskoczonej ofiary, owijając wnętrznościami jej ciało i unieruchamiając je.
Pennagolanowi umknęły jedynie dwa szczegóły jego planu. Ofiara nie była ani zaskoczona, ani tym bardziej bezbronna.

Bestia była szybka, łeb potwora wystrzelił w kierunku szyi Leiko i minął ją ledwie o kilka centymetrów zahaczając o jej pukle. Gdyby nie ganriki, łowczyni byłaby już martwa. Gdyby nie spodziewała się ataku, nie zdążyłaby go uniknąć.
Dzięki ganriki, dzięki temu demonicznemu oku widzącemu więcej niż ludzkie, wystarczyło jej wykonać zaledwie kroczek, by przesunąć się z linii lotu potwora i uniknąć jego zabójczego ataku. Spadł na ziemię chybiając swej zwierzyny, która po odskoczeniu dobyła wachlarza, gotowa walczyć o swoje życie.

Pennagolan, choć był przeciwnikiem nieporównywalnym do choćby Matki Głodu, to przejawiał się nadzwyczajną zwinnością i szybkością. Swoimi błyskawicznymi atakami przecinającymi powietrze przypominał węża, który po każdym nieudanym uderzeniu cofał się tylko po to, by zaraz znowu rzucić się znienacka na ofiarę. W zaledwie kilka chwil przejął całą inicjatywę w tej walce, spychając Leiko do biernego osłaniania się wachlarzem, niczym tarczą przed lśniącymi złowrogo, ostrymi zębami z lubością mogącymi wbić się w jej ciało.

Zakończone ostro żebra broni co i rusz orały skórę na twarzy demona, zostawiając nań szarpane rany, z których gęsta krew sączyła się kroplami wprost na podłogę. Jej cięcia zatem były dotkliwe, z pewnością niejeden co żarliwszy mężczyzna i spragniony ludzkiego mięsa Oni przemyślałby głęboko swą taktykę po kilku takich atakach. Ale nie Pennagolan. On atakował nieustępliwie, bez choćby cienia zawahania po każdym uderzeniu otrzymanym przez Leiko i odrzucającym go z powrotem na ziemię. Zwijał się tam i znów wystrzeliwał ku niej, prawie nie dając czasu na odetchnięcie. Nie odczuwał bólu, czy był tak wygłodniały ludzkiego mięsa, że nie zważał na odnoszone rany?

Co zatem było jego słabością? Pomiędzy nagłymi machnięciami wachlarza w defensywie, łowczyni starała się wypatrzeć odpowiedni moment, choćby krótkie otwarcie w atakach bestii mogące podziałać na jej korzyść.
Serce.. serce w przypadku Oni zawsze było najlepszym tropem. Największa, najpotężniejsza kreatura przestawała gryźć i drapać po otrzymaniu ciosu prosto w serce. Ale też te największe, najpotężniejsze kreatury miały rzeczywiste cielska, miast takiego splotu trzewi jak jej obecny przeciwnik. Nigdzie, wśród jego kolekcji zwisających wnętrzności, nie dopatrzyła się tego organu rozkosznie podatnego na uderzenie ostrza.
Ale była jeszcze głowa. Żaden demon nie mógł stanowić większego zagrożenia biegając jak bezgłowy kurczak. Może wystarczyłoby tylko szybkim, pewnym ruchem oddzielić..

Leiko syknęła głośno, z trudem powstrzymując krzyk rodzący jej się w krtani. Zęby Pennagolana przebiły skórę i wbiły się głęboko tuż pod jej nadgarstkiem, a strużki krwi popłynęły kontrastując z mleczną bielą ręki.
To nie ona znalazła otwarcie. To ten parszywy stwór wykorzystał jej chwilę zawahania wśród rozmyślań i zdołał celnie uderzyć, zbyt szybko by mogła go ponownie odeprzeć.
Promieniujący z rany ból przeszył każdy nerw w ukąszonej ręce, sprawiając że sparaliżowane nim palce wypuściły wachlarz ze swego dotąd pewnego uścisku. Broń z głuchym uderzeniem opadła na podłogę, zostawiając Leiko bezbronną i bez możliwości ucieczki od paszczy potwora.

Ale ból.. ból był jedynie bodźcem. W pierwszej chwili przyćmiewał zmysły swą gwałtownością i sprawiał, że mięśnie odmawiały nagle posłuszeństwa. Zdradzało ją ciało, aż.. aż pojawiała się gdzieś w tej pomroczności iskierka. Kolejny znak od jej przeklętego dziedzictwa, które tym razem wypełniło jej umysł donośnym rozkazem:


„Rusz się... Rusz się.. Rusz. Rusz się! Teraz!”



Stłumione nerwy w jednej chwili napięły się. Nienaturalny wręcz instynkt zwyczajowo okazał się być.. nienaganny.
Szarpnęła mocno ręką, przywołując jeszcze mocniejszy ból wbijający igły w całe jej ciało, gdy kły kreatury rozszarpały już i tak głęboką ranę. Jednocześnie uniemożliwiła demonowi owinięcie się wnętrznościami wokół jej ręki, a chociaż nie uwolnił on swej ofiary spod zacisku kłów, to przynajmniej zmniejszył odrobinę siłę swej szczęki. Tyle wystarczyło Leiko.

Pozostało jej jedynie wakizashi, skarb strażników ukrytych w wykopaliskach. Dziewicze ostrze, nieskalane jeszcze przez łowczynię krwią Oni. Ani ludzi. Nie było jeszcze żadnego godnego przeciwnika, aby wypróbować na nim tę mistyczną broń. Ale teraz to nie było ważne. Musiała pozbyć się tej przyssanej do niej pijawki.

Wolną ręką sięgnęła za plecy. Palce zacisnęła na tsuka i wyciągnęła miecz zza obi, by następnie szybkim ruchem wbić je prosto za głowę demona. Coś syknęło, coś zawyło gardłowo. Mięśnie szczęki rozluźniły się wypuszczając ze swego zacisku rękę kobiety, po czym całe cielsko bestii zwaliło się ciężko na podłogę. Sycząc opętańczo, wiło się w agonii i rzucało na boki trzewiami, wyraźnie odczuwając ból, na który nie zważało jeszcze zaledwie kilka chwil temu. Gdyby jaka jego szkaradna matka, z której parszywego łona wylazł na ten świat, podarowała mu dłonie, to z pewną przyciskałby je kurczowo do rany w straszliwym cierpieniu.
A i ta wyglądała całkiem odmiennie od tych kiereszujących twarz demona, różnicą nie był tylko inny sposób cięcia wachlarza i wakizashi. Iye.. w miejscu zetknięcia tajemniczej broni z ciałem Pennagolana, Leiko dostrzegła rozpadającą się tkankę, zupełnie jakby sam dotyk ostrza palił jego ciało.

To było.. interesujące. I niespodziewanie fascynujące.
Pozwoliła sobie przenieść uwagę z niedawnego przeciwnika, na swój najcenniejszy klejnot sztuki płatnerskiej. Tak długo zwlekało z dobyciem w walce tego ostrza, tak długo traktowała je z troską i nadmierną ostrożnością w obawie, że coś mogłoby pozostawić drobną rysę na tych cudnych zdobieniach. A tutaj nagle, zupełnie nieoczekiwanie.. czyżby właśnie odkryła jedną z tajemnic swej wspaniałej broni? Oh, radowało ją to wielce, jak matkę widok dziecka stawiającego pierwsze kroczki.

Kątem oka dostrzegła pewna poruszenie prawie u swych stóp. Jeszcze żywy, acz zwijający się w torturach, stwór zdołał przyczołgać się bliżej niej. Otworzył szeroko paszczę prezentując rzędy kłów i syknął głośno, w sposób podnoszący włoski na karku słyszącej to zwierzyny. Ale nie Leiko. Już nie.
Znudzona dokazywaniem bestii niewiele myśląc uniosła rękę dzierżącą wakizashi, po czym pewnym ruchem przecięła nim powietrze. Ostrze bez najmniejszego problemu wbiło się prosto w głowę demona, dobijając go do podłogi. Trzymało bez zadrżenia, nie pozwalało uciec jego wijącemu się w udręce ciału.
Uniosła je dopiero, gdy pełen cierpienia i złości charkot zamilkł w gardle martwego już Pennagolana




***




-Kuma-s...
Rozsunęła drzwi mając już na ustach przezwisko mężczyzny. Gotowa już i teraz ostrzec go przed możliwą wizytą demonów zakłócających spokój snu, urwała w pół słowa po zobaczeniu tylko pustego pokoju.
Jednak prędkie zlustrowanie go pozwoliło jej stwierdzić, że nie było tutaj żadnych śladów po walce. Ani krwi na podłodze, ani śladów po potężnym mieczu łowcy, mogącym z łatwością i przez nieuwagę rozciąć cienkie ściany. To był dobry znak.

Przeszła kawałek i już nieco ostrożniej uchyliła drzwi, tym razem do pokoju młodego wilczka. A jakkolwiek chciałaby zobaczyć zmieszanie i speszenie młodziana na widok kobiety zaglądającego do niego po zmroku, to i tutaj zastała jedynie pustkę. Mogłaby się posądzić o to, że nie dotrzymała słowa doradcy Sonoske i w obliczu takiego zagrożenia spuściła z oczu swego podopiecznego.. ale chociaż młody, to przecież potrafił o siebie zadbać, ne? Był łowcą, potrafił się obchodzić z bronią. A jeśli i jego katana miała właściwości podobnego jej wakizashi, to zdecydowanie nie miała się o co martwić.

Zatem na próżno tutaj wracała. Może wszyscy już zostali poinformowani o niebezpieczeństwo, co zaś mogło znaczyć, że więcej Oni znajdowało się na terenie posiadłości niż tylko ta jedna sztuka, na którą ona sama się natknęła. Być może w trakcie, gdy ona była zajęta walką, cała posiadłość została już postawiona na nogi. Strażnicy, łowcy. Nawet gospodarza już nie było w ogrodzie. Jakim jednak sposobem te bestie zdołały przedostać się niezauważone wprost do domostwa?

Nie było powodu do dłuższego czekania. Dla własnego bezpieczeństwa musiała odnaleźć resztę swych towarzyszy.
Zasunęła drzwi i już miała się odwrócić, gdy jej uwagę tym razem przykuł własny nadgarstek. Nieskazitelny, o porcelanowej barwie. Kusząco spozierający z długiego rękawa kimona. Przyczyna gwałtowniejszego bicia co słabszych serduszek młodzianów.

Zabawne, jak łatwo było zapomnieć o bólu i niedawnej ranie zadanej przez Pennagolana. Ale tak przecież było za każdym razem. Każda rana, nawet ta najgłębsza i najbardziej bolesna, zasklepiała się po śmierci Oni. Znowu użyteczna strona jej przekleństwa. Nigdy nie została jej choćby blizna.. ale zapłata za to była uwłaczająca. Natychmiastowe gojenie się ugryzień, podrapań i cięć po broniach demonów, w zamian za pożeranie ich dusz. Po tylu potyczkach z nimi, ile jeszcze zostało w niej człowieka? A w ilu częściach już stawała się jedną z nich?

Jedynym śladem po walce była zaschnięta krew, zapewne mieszanina jej własnej i demona. Naznaczyła ona szkarłatnymi plamami rękaw kimona. Pobrudziła także przewiązaną na jej nadgarstku tasiemkę. Drobna pamiątka po tygrysie, wyjątkowy znak dla dzielnego yojimbo, zbrukany przez tak przebrzydłą kreaturę.
Ku znacznemu niezadowoleniu Leiko.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem