Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-03-2013, 10:46   #181
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Podróż upływała w miłej atmosferze, przy opowiastkach Kumy, głównie na temat jego wyczynów i doświadczeń. Także tych z kobietami.
W przeciwieństwie do Sagiego, bardziej zabawnych niż bohaterskich. A czasami bardzo frywolnych.
Yoru wydawał się nie rozumieć niektórych jego opowieści i czasami potakiwał tylko z grzeczności.



A sam Marasaki najwyraźniej polubił młodzieńca, obiecując go nauczyć “prawdziwej drogi łowcy Oni”. Co Leiko podejrzanie się kojarzyło z pijatykami, bijatykami i odwiedzaniem kobiet wątpliwej reputacji.
Jednym jednak plusem z obecności nieco gadatliwego Kumy, był fakt, że przy nim bardziej się otwierał na Maruiken. Widać w obecności samej kobiety, czuł się niepewnie.

To było... intrygujące.

Zaprawdę Akado Yoru, był interesującym młodzieńcem. Tak niewinnym jak młode dziewczę.
Inny członkowie wyprawy nie sprawiali póki co łowczyni kłopotu. Kasan z werwą prowadził podległą mu grupę do celu. Mnich w milczeniu szedł do przodu, Sogetsu i Kohen zamykali pochód. Każdy z nich pogrążony we własnych myślach.
Pilnowanie Yoru było więc prostym zadaniem. Przynajmniej na razie.

Pod wieczór dotarli do Nageiki, bardziej małego samurajskiego dworku otoczonego chatami wieśniaków, niż wioski. Podróżując przez nią, do siedziby tutejszego władcy Leiko dostrzegła sporo ashigaru pod bronią.
Widać było czujność w ich oczach. Czyżby działo się coś złego w okolicy?
Możliwe... Niemniej nie wpłynęło to na sytuację grupki łowców. Obecność mnicha i Kasana wystarczała, by klanowi żołnierze rozchodzili się na boki na sam ich widok.
Dotarcie do siedziby tutejszego pana zajęło tylko chwilę i jej widok obiecywał luksusy.


Przynajmniej tej nocy ciepły posiłek, służbę oraz równie ciepły futon. Była to przyjemność nie do pogardzenia.

A pro po przyjemności...

Leiko przebywając w pobliżu Yoru, zauważyła czemu ten ciąży ku towarzystwu Kumy. Co było zrozumiałe, gdyż młodzieniec nie poznał jeszcze, czemu mężczyźni lgną ku towarzystwu ładnych kobiet.
Nie wiedział jak wielka to przyjemność bliska obecność pięknej kobiety, nie wiedział też jakiego rodzaju to przyjemność. Póki co wydawał się Leiko darzyć szacunkiem jako doświadczoną łowczynię, zupełnie nie zwracając uwagi na jej płeć.
Yoru więc instynktownie trzymał się blisko Kumy po to, by zrozumieć jak należy postępować z kobietami.

Ale czy koniecznie musiał się nauczyć? Obecna sytuacja też miała swoje uroki, ne?

Na razie jednak inne sprawy zajęły uwagę łowczyni. Przywitał ich bowiem samuraj w wieku Kasana,


o imieniu Muratsugu Shiro. Ostre rysy, gładko wygolona twarz i szpecąca blizna przecinająca jego oblicze. Pamiątka z ostatniej wojny.
Ich gospodarz skłonił się z wyraźnym szacunkiem mnichowi oraz Kasanowi i zaprosił wszystkich na skromną wieczerzę. Cóż... nie aż tak skromną jak zapowiadano, acz nie tak obfitą jak posiłki w stolicy Hachisuka.
Podczas wieczerzy dopełnianej czarkami sake Shiro głównie mówił o dalszej drodze jaka ich czeka.
-Powinniście iść dolinami, w górach... wysoko jeszcze leży śnieg i noce bywają bardzo zimne.-opowiadał.-Po drodze są być może opuszczone chaty wieśniaków. Ale nie liczyłbym na to... Droga do Shimody jest niebezpieczna, a umarli z tamtego przeklętego miejsca, docierają nawet tutaj.
-A Maeda?-
spytał Kasan.- Co z tą wioską ?
-Chcesz dotrzeć do Shimody przez Maedę, Hirami-sama? Rozsądnie...- pochwalił Shiro.- Niemniej, nie wiem. Coś grasuje w górach. Coś może groźniejszego od nieumarłych bushi. Coś co zabiło patrole i posłańców, których wysłałem do Maedy.
-A więc nie wiesz co się stało z wioską?
-spytał Kasan wyraźnie zmartwiony tą sytuacją.
-Iye. Nie wiem panie... Trzy miesiące temu jeszcze istniała, a choć napadały na nią stwory to tamtejsi mieli wsparcie w postaci kilku yamabushi, którzy zeszli z gór.-wyjaśnił Shiro.- Nie wiem czy Maeda jescze istnieje, ale nie powinna tak łatwo ulec zniszczeniu.

Yamabushi … to określenie było znane Leiko i pewnie pozostałym jej towarzyszom też.
Yamabushi byli mnichami podążającymi Shugendō... mistyczną ścieżką w której to oświecenie osiągało się poprzez jedność z Kami. I które wymagało zrozumienia więzi pomiędzy człowiekiem a naturą.
Przypisywano niektórym mistyczne zdolności, i czasami rzeczywiście niektórzy takie posiadali. Poza tym wszyscy yamabushi byli wojowniczymi mnichami, rozwijającymi swe ciało poprzez sztuki walki.
Więc na pewno potrafili walczyć z Oni, tyle że... było coś jeszcze niepokojącego w tej informacji.
Yamabushi byli pustelnikami siedzącymi wysoko w górach i nie interesującymi się sprawami doczesnymi.
Jeśli więc zeszli ze swych górskich szczytów, to z jakiegoś ważnego powodu... albo zostali przegonieni przez coś potężniejszego od nich.

-A mój specjalny... kaprys?- spytał Kasan wywołując zmieszanie na obliczu Shiro. Ten nachylił się ku Hiramiemu i szepnął cicho, choć do ucha Leiko dotarły strzępki jego wypowiedzi.- Wy..łem ...dnią, będzie... czekała. W... oju.

Poczęstunek był smaczny, służba cicha i usłużna. A po posiłku, wszyscy zostali zaprowadzeni do swych pokojów. Noc jeszcze była jeszcze wczesna i nikt nie wymagał, by Leiko ułożyła się do snu.
Kuma zresztą sam cicho zaproponował łowczyni, by przyszła do niego na wspólne wspominki przy sake, o ile nie będzie miała nic ciekawszego do roboty.
Przy okazji tej sugestii mrugnął porozumiewawczo, pewny że łowczyni ma plany związane z Akado Yoru.

A czy naprawdę miała?

W zasadzie Nageiki dawało wiele okazji do działań, wiele możliwości dla tak przedsiębiorczej kobiety jak ona. A co ciekawe... mnich i Kasan dostali pokoje oddalone znacznie od łowców.

Zastanawiające, ne?

Noc, wydawała się spokojna i cicha w tej posiadłości. Księżyc rozświetlał mrok dając dość światła


swej Tsuki no musume.Posiadłość tonęła w zmroku i niewiele osób krążyło po niej o tak późnej porze. Wszystko wypełniała senna apatia, bo też... o tej porze zwykło się spać, ne?

Dworek rodu Muratsugu zachęcał do odpoczynku lub innych relaksujących działań.
Odnowione mury i czujni ashigaru, wręcz wydawali się zachęcać do beztroski mamiąc gości wizją bezpieczeństwa.
Jak złudna to była wizja, Leiko przekonała się tuż po północy. Gdy poczuła ukłucie lęku, stawiające jej włosy na karku. Delikatny nienaturalny strach, wywołujący czujność.

Odezwało się ganriki... Maruiken nagle przestała czuć się bezpieczna. Nie był to jednak paraliżując ciało panika, a drobna oznaka ostrzeżenia. Coś się złego miało stać.
Tylko skąd przychodziło zagrożenie? Uczucie lęku było jeszcze słabe. Wróg jeszcze daleko, ale zbliżał się... a ona była gotowa, by się z nim zmierzyć.



Pełzały w wysokiej trawie szurając cielskami o ziemię, przemykały wężowymi ruchami kryjąc się w cieniu wieśniaczych chat. Nie był to ich ulubiony sposób poruszania, ale... pozwalał się zbliżać ku celom.
Pierwsi strażnicy zginęli nie zdążywszy zareagować, a ich karki zostały skręcone w kilka chwil. Zaś krew wypita... Stwory przeleciały nad bramą i... zostały zauważone.
Patrol ashigaru dowodzony przez młodego samuraja, obchodził dziedziniec posiadłości akurat, gdy one zaatakowały.



Jedna bestia oplotła szyję młodego bushi, dusząc krzyk rodzący się w jego ustach. Kolejne napadły na ashigaru. Lampiony niesione przez Japończyków upadły na trawę wywołując niewielkie pożary. Ashigaru zdołali wykrzyczeć swój strach, zanim zginęli w śmiercionośnych splotach.

-Pennagolany! Pennagolany!

Przeklęte wynaturzenia. Nieumarłe kreatury powstałe ponoć z trupów zdrajców, których haniebny uczynek doprowadził do śmierci wielu osób obciążając ich karmę. Ich ciała po śmierci wyrzucały z siebie zatrute czarnym jadem zdrady wnętrzności i tak rodził się pennagolan: ludzka głowa z przewodem pokarmowym, tchawicą płucami, jelitami i sercem.
Obrzydliwa karykatura węża, żywiąca się krwią ludzką, a podróżująca unosząc się w powietrzu z dużą gracją i szybkością.

Aż osiem takich kreatur wkroczyło na teren posiadłości, atakując i zabijając każdego na kogo się natknęły.
Bardzo szybko rozproszyły się polując na swe ofiary. I nie wiedząc, że natknęły się przy okazji na łowców.
A może... doskonale o tym wiedziały? Ich zachowanie było bowiem dziwne.
Zwykle pennagolany nie polowały w grupach, zwykle nasyciłyby swój głód krwi kilkoma wieśniakami z obrzeża wsi. I zwykle nie narażały się, aż tak bardzo na niebezpieczeństwo atakując ufortyfikowany budynek pełen uzbrojonych wojowników.
Zwykle tak nie czyniły.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 25-03-2013 o 18:48.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-04-2013, 04:37   #182
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Noc.
Pobłyskująca gdzieniegdzie gwiazdami i lśniącymi oczami koszmarów spoglądających z ciemności. Ale mimo to bezpieczna w azylu pilnie strzeżonym przez czujne oczy uzbrojonych strażników.
Noc będąca słodkim ukojeniem po całym dniu intensywnego marszu.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ZuP02g80x2o[/MEDIA]



Ciche, spokojne nucenie unosiło się w powietrzu pokoju Leiko.
Nie spała. Nie chciała i nie mogła. Było jeszcze zbyt wcześnie na zakończenie tego dnia snem, zbyt wiele jeszcze miała do zrobienia. Jakim marnotrawstwem byłoby spędzenie na futonie tych spokojnych chwil wśród czterech ścian obcej posiadłości. Marnotrawstwem i nie w naturze Maruiken.

Kuma zapraszał ją, aby zajrzała do niego po kolacji. W ustach młodzika pokroju Płomyczka lub lubieżnika podobnego Kasanowi mogłoby to zabrzmieć nad wyraz dwuznacznie i być intrygą zaplanowaną do zaciągnięcia łowczyni na futon. Niekoniecznie za jej przyzwoleniem. Ale nie w przypadku dobrodusznego Niedźwiedzia. W jego zaproszeniu kryła się chęć powspominania wspólnie spędzonych chwil oraz powymieniania się historiami z polowań. Czysto przyjacielska atmosfera bez erotycznego napięcia.. o ile naturalnie, ten postawny mężczyzna nie był tak naprawdę mistrzem w ukrywaniu swych uczuć, który teraz czarował Leiko swą bezinteresowną sympatią.

Ale był też Akado Yoru, ne? Młody wilczek, Okami-kun. Postój w posiadłości jawił się jako idealna okazja na.. zacieśnienie więzów pomiędzy nią i jej nieświadomym podopiecznym. Powoli, delikatnie i ostrożnie, jakby się obchodziła z nieufnym szczeniaczkiem. Nie chciała wszak, aby się spłoszył. Należało karmić go niespiesznie smakołykami, przekupić by zyskać sobie jego dozgonną sympatię. Przez zbytnią nadgorliwość mogłaby zyskać efekt zupełnie odmienny od zamierzonego..
Dlatego wolała poczekać, aż to w nim obudzi się pragnienie spędzania czasu z łowczynią i sam zacznie poszukiwać jej towarzystwa przy każdej okazji. Spodziewała się, że w przypadku tego oddanego swym ideałom młodziana nieco dłużej zajmie jej kobiecym wdziękom zatrucie sobą jego snów i myśli. Szczęśliwie, Maruiken Leiko była cierpliwa i nieustępliwa w dążeniu do swych celów.

A to były te najbardziej oczywiste ścieżki jakie mogła obrać tej nocy. Jednak ona nie przepadała za oczywistością.

Nucenie było monotonne. Łagodnie unosiło się i opadało w różnorodnych barwach, składających się na leniwie wibrującą w powietrzu kołysankę zdającą się nie mieć końca. Niechybnie mogącą uśpić słuchającego, szczególnie w połączeniu z powolnym, troskliwym głaskaniem czupryny przez kobiecą dłoń. Ale jeśli to nie któryś z młodzianów, ani żaden z mężczyzn nie był nocnym gościem Leiko.. to kogo rozpieszczała taką czułością?

Siedziała elegancko na tatami swego pokoju. Przed nią zaś na podłodze, ułożone w równym rządku leżały wszystkie jej łowieckie sprzęty, których przeznaczanie nie ograniczało się tylko do polowań na demony. Parasolka z mechanizmem jakiegoś chińskiego mistrza, tak wiele razy uchroniła ją przed śmiertelnym ciosem. Drobne tantō , zabójcze żądło ukrywane w rękawie. Zdobny wachlarz, jakże użyteczny bibelot do zerkania ponad nim zalotnie i atakowania niewielkimi ostrzami. Zaufane wakizashi, jej towarzyszy niejednej walki. A obok to drugie, bardziej pyszne, bardziej.. pociągające.
Właśnie to ostatnie gładziła troskliwie po uchi-himo, tanecznymi ruchami palców muskała po gładkim, pięknym ostrzu. Podziwiała je, jak najlepszej jakości dzieło sztuki. Przeglądała się w stali lśniącej jak tafla lustra.
I wyczekiwała na odpowiedni moment, by rozpocząć swe własne, osobiste polowanie.




***




Noc.
Noc cicha i spokojna. Ciepła i wiosenna. Idealna na romantyczny spacer w bladym blasku ojca Księżyca, niczym w pełnej namiętności i dreszczyku opowieści o kochankach spotykających się skrycie na schadzkach o północy. Ah, gdybyż tylko to kolejny zew tygrysa był powodem tej nocnej wędrówki Leiko..

Przemierzała korytarze posiadłości jak cień, z jedynie cichutkim szmerem kimona poruszającego się na jej ciele. Bosymi stopami przyodzianymi tylko w tabi stawiała delikatne, taneczne w swej gracji kroki na drewnianej podłodze. Ale nie skradała się, choć takie ukrywanie swej obecności nie działało na jej korzyść. Jedynie z przyzwyczajenia starała się nie zwracać na siebie przesadnej uwagi, która prowadziłaby do zbędnych pytań. A to do marnotrawienia jej czasu.
Nie chowała się słysząc kroki zbliżających się postaci, a choć to ona swym pojawieniem zaskakiwała sługi krzątające się po posiadłości oraz strażników pilnujących porządku, to.. nikt o nic nie pytał. Zarówno strażnicy, jak i służki schylały się głęboko z szacunkiem.
Bycie gościem klanu miało swoje przywileje.

Sam samurajski dom był urokliwy. Pełen korytarzy, tych szerokich, tych zawiłych i zapewne też tych ukrytych. Z mnogością rozsuwanych drzwi kryjących za sobą sekrety licznych pokojów. Maruiken uwielbiała ten urok dużych posiadłości, które z łatwością przesunięcia fusuma potrafiły się zmienić w istny ruchomy labirynt. Idealne środowisko dla polującego drapieżnika.. lub dla poszukującej kunoichi.
A czego poszukiwała? Informacji, zawsze informacji, nawet tych zdających się być niepotrzebnymi. Zostawiony w pokoju przedmiot świadczący o niepokojących fantazjach i pragnieniach jego właściciela. Posłyszane przez szparę w drzwiach rozmowy dostojników. Rumieniec na policzkach służki pośpiesznie poprawiającej zbyt rozchełstane poły swego odzienia. Te kąski były słodkie w smaki, a choć były także drobiazgami, to mogły być zagubionymi elementami jakichś większych układanek. To było jej pożywienie, jej sen, jej odpoczynek i jej.. rozrywka.

A to wszystko z odrobiną szczęścia mogła odnaleźć w posiadłości samuraja. Nie było tak wspaniałe co prawda jak domostwo Dasate. Nie tak piękne i nie tak olśniewające. Ale też nie tak małe, jak domostwo w którym Leiko po raz pierwszy uległa urokowi swego yojimbo.

Tym bardziej to skojarzenie się nasuwało, gdy zobaczyła gospodarza ćwiczącego kata w ogrodzie.






Muratsugu Shiro zamaszystymi cięciami katany ciął powietrze i wyimaginowanych wrogów. Szybkie i stanowcze ruchy świadczące o doświadczeniu w dekapitacji przeciwników i rozpruwaniu ludzi.
Nagle... jego ciało się zachwiało. Twarz przeciął grymas bólu, a ruch miecza stał się nieporadny. Widać zabliźniona rana na twarzy nie była jedyną pamiątką po ostatniej wojnie.
Kobieta stojąc na rōka przyglądała się w milczeniu tej walce samuraja z jego słabością. Był dorosłym mężczyzną, nie potrzebował od niej pomocy. Miał od tego służki. Może żonę. Może kochankę. Może honor nie pozwoliłby mu na przyjęcie troskliwego ramienia ze strony przedstawicielki płci pięknej. Tym bardziej nie chciałby, aby któraś była świadkiem jego chwilowej utraty władzy na swym ciałem. Wszak Leiko znała naturę bushi i samurajów, jej tak częstych celów w misjach. Godność odchodziła w niepamięć dopiero w sypialnianych bojach, a i tam nie zawsze.

Nie zamierzała odkrywać przed nim swej obecności i narażać się na zbędne rozmowy, jakkolwiek beztroskimi by one nie były. Zatem jedynie przyglądała się, rozmyślając nad jestestwem Maratsugu i sekretami jakie może skrywać za tą naznaczoną twarzą. Jaką rzeczywiście rolę odgrywał w klanie, czy był wiernym niczym piesek poplecznikiem Hachisuka, czy może jednym z tych niezwykle rzadkich zjawisk dostrzegających jad płynący z ust Chińczyków? Był sojusznikiem, źródłem informacji czy wrogiem? Jakie stosunki łączyły go z ich opiekunem i.. jakąż to jego prośbę spełnił z takim zmieszaniem na twarzy? Nie zdziwiłaby się, gdyby chodziło o jakieś dewiacje Kasana, których właśnie dopuszczał się przed snem. Między innymi z powodu takich podejrzeń nie zbliżała się w okolice jego pokoju. Nie chciała mieć nic wspólnego z jego lubieżnościami, nie chciała kusić losu po usłyszeniu przestrogi Kojiro. Cóż.. przynajmniej jeszcze nie teraz. Ciekawość i oddanie swym obowiązkom prędzej czy później pośle ją ku temu obłudnikowi.

Póki co prowadziła ją głębiej w posiadłość, zostawiając za sobą samuraja.
Ale przemierzając drobnym kroczkiem korytarz, Leiko zaczęła odczuwać lęk. Delikatny i cichy niczym mały dzwoneczek. Nie była to porażająca ciało panika, czyniąca łowczynię bezbronnym motylem w sieci pajączka.
Iye... to było delikatne drżenie pobudzające nerwy. Niczym szept sączący do ucha słowa “Bądź gotowa.”
Przeklęte dziedzictwo znów się odzywało. Tym bardziej przeklęte, iż... użyteczne.

Coś się czaiło w pobliżu. Wrogi ninja, nielojalny samuraj, Kasan z pożądliwym blaskiem w oczach?
Nie wiedziała jeszcze, ale wiedziała że ktoś jest w pobliżu. Ktoś o wrogich zamiarach. Tylko gdzie?
Z przodu, cicho czekający na nią w zasadzce ciemności? Z tyłu, czyhający na odpowiednią chwilę, aby rzucić się na jej plecy? Z dołu, mający siłę przebicia drewnianej podłogi i wciągnięcia kobiety do piwnic posiadłości?
A może..
Z góry?




***




Cokolwiek chciało ją napaść, kryło się przy suficie korytarza. Paskudna poczwara o oczach lśniących żądzą mordu i pragnieniem zasmakowania w ludzkiej krwi. Przebrzydły twór najgorszych koszmarów. Wynaturzenie mające czelność burzyć harmonię i spokój tej urokliwej nocy.






Miało też czelność.. zaatakować.
Pennagolan bezgłośnie sfrunął ze swej kryjówki. Pokryta krwią głowa jakiegoś zdradzieckiego zapewne dostojnika otworzyła paszczę odsłaniając dwa rzędy stożkowatych kłów. Potwór zamierzał wgryźć się w kark swej bezbronnej i zaskoczonej ofiary, owijając wnętrznościami jej ciało i unieruchamiając je.
Pennagolanowi umknęły jedynie dwa szczegóły jego planu. Ofiara nie była ani zaskoczona, ani tym bardziej bezbronna.

Bestia była szybka, łeb potwora wystrzelił w kierunku szyi Leiko i minął ją ledwie o kilka centymetrów zahaczając o jej pukle. Gdyby nie ganriki, łowczyni byłaby już martwa. Gdyby nie spodziewała się ataku, nie zdążyłaby go uniknąć.
Dzięki ganriki, dzięki temu demonicznemu oku widzącemu więcej niż ludzkie, wystarczyło jej wykonać zaledwie kroczek, by przesunąć się z linii lotu potwora i uniknąć jego zabójczego ataku. Spadł na ziemię chybiając swej zwierzyny, która po odskoczeniu dobyła wachlarza, gotowa walczyć o swoje życie.

Pennagolan, choć był przeciwnikiem nieporównywalnym do choćby Matki Głodu, to przejawiał się nadzwyczajną zwinnością i szybkością. Swoimi błyskawicznymi atakami przecinającymi powietrze przypominał węża, który po każdym nieudanym uderzeniu cofał się tylko po to, by zaraz znowu rzucić się znienacka na ofiarę. W zaledwie kilka chwil przejął całą inicjatywę w tej walce, spychając Leiko do biernego osłaniania się wachlarzem, niczym tarczą przed lśniącymi złowrogo, ostrymi zębami z lubością mogącymi wbić się w jej ciało.

Zakończone ostro żebra broni co i rusz orały skórę na twarzy demona, zostawiając nań szarpane rany, z których gęsta krew sączyła się kroplami wprost na podłogę. Jej cięcia zatem były dotkliwe, z pewnością niejeden co żarliwszy mężczyzna i spragniony ludzkiego mięsa Oni przemyślałby głęboko swą taktykę po kilku takich atakach. Ale nie Pennagolan. On atakował nieustępliwie, bez choćby cienia zawahania po każdym uderzeniu otrzymanym przez Leiko i odrzucającym go z powrotem na ziemię. Zwijał się tam i znów wystrzeliwał ku niej, prawie nie dając czasu na odetchnięcie. Nie odczuwał bólu, czy był tak wygłodniały ludzkiego mięsa, że nie zważał na odnoszone rany?

Co zatem było jego słabością? Pomiędzy nagłymi machnięciami wachlarza w defensywie, łowczyni starała się wypatrzeć odpowiedni moment, choćby krótkie otwarcie w atakach bestii mogące podziałać na jej korzyść.
Serce.. serce w przypadku Oni zawsze było najlepszym tropem. Największa, najpotężniejsza kreatura przestawała gryźć i drapać po otrzymaniu ciosu prosto w serce. Ale też te największe, najpotężniejsze kreatury miały rzeczywiste cielska, miast takiego splotu trzewi jak jej obecny przeciwnik. Nigdzie, wśród jego kolekcji zwisających wnętrzności, nie dopatrzyła się tego organu rozkosznie podatnego na uderzenie ostrza.
Ale była jeszcze głowa. Żaden demon nie mógł stanowić większego zagrożenia biegając jak bezgłowy kurczak. Może wystarczyłoby tylko szybkim, pewnym ruchem oddzielić..

Leiko syknęła głośno, z trudem powstrzymując krzyk rodzący jej się w krtani. Zęby Pennagolana przebiły skórę i wbiły się głęboko tuż pod jej nadgarstkiem, a strużki krwi popłynęły kontrastując z mleczną bielą ręki.
To nie ona znalazła otwarcie. To ten parszywy stwór wykorzystał jej chwilę zawahania wśród rozmyślań i zdołał celnie uderzyć, zbyt szybko by mogła go ponownie odeprzeć.
Promieniujący z rany ból przeszył każdy nerw w ukąszonej ręce, sprawiając że sparaliżowane nim palce wypuściły wachlarz ze swego dotąd pewnego uścisku. Broń z głuchym uderzeniem opadła na podłogę, zostawiając Leiko bezbronną i bez możliwości ucieczki od paszczy potwora.

Ale ból.. ból był jedynie bodźcem. W pierwszej chwili przyćmiewał zmysły swą gwałtownością i sprawiał, że mięśnie odmawiały nagle posłuszeństwa. Zdradzało ją ciało, aż.. aż pojawiała się gdzieś w tej pomroczności iskierka. Kolejny znak od jej przeklętego dziedzictwa, które tym razem wypełniło jej umysł donośnym rozkazem:


„Rusz się... Rusz się.. Rusz. Rusz się! Teraz!”



Stłumione nerwy w jednej chwili napięły się. Nienaturalny wręcz instynkt zwyczajowo okazał się być.. nienaganny.
Szarpnęła mocno ręką, przywołując jeszcze mocniejszy ból wbijający igły w całe jej ciało, gdy kły kreatury rozszarpały już i tak głęboką ranę. Jednocześnie uniemożliwiła demonowi owinięcie się wnętrznościami wokół jej ręki, a chociaż nie uwolnił on swej ofiary spod zacisku kłów, to przynajmniej zmniejszył odrobinę siłę swej szczęki. Tyle wystarczyło Leiko.

Pozostało jej jedynie wakizashi, skarb strażników ukrytych w wykopaliskach. Dziewicze ostrze, nieskalane jeszcze przez łowczynię krwią Oni. Ani ludzi. Nie było jeszcze żadnego godnego przeciwnika, aby wypróbować na nim tę mistyczną broń. Ale teraz to nie było ważne. Musiała pozbyć się tej przyssanej do niej pijawki.

Wolną ręką sięgnęła za plecy. Palce zacisnęła na tsuka i wyciągnęła miecz zza obi, by następnie szybkim ruchem wbić je prosto za głowę demona. Coś syknęło, coś zawyło gardłowo. Mięśnie szczęki rozluźniły się wypuszczając ze swego zacisku rękę kobiety, po czym całe cielsko bestii zwaliło się ciężko na podłogę. Sycząc opętańczo, wiło się w agonii i rzucało na boki trzewiami, wyraźnie odczuwając ból, na który nie zważało jeszcze zaledwie kilka chwil temu. Gdyby jaka jego szkaradna matka, z której parszywego łona wylazł na ten świat, podarowała mu dłonie, to z pewną przyciskałby je kurczowo do rany w straszliwym cierpieniu.
A i ta wyglądała całkiem odmiennie od tych kiereszujących twarz demona, różnicą nie był tylko inny sposób cięcia wachlarza i wakizashi. Iye.. w miejscu zetknięcia tajemniczej broni z ciałem Pennagolana, Leiko dostrzegła rozpadającą się tkankę, zupełnie jakby sam dotyk ostrza palił jego ciało.

To było.. interesujące. I niespodziewanie fascynujące.
Pozwoliła sobie przenieść uwagę z niedawnego przeciwnika, na swój najcenniejszy klejnot sztuki płatnerskiej. Tak długo zwlekało z dobyciem w walce tego ostrza, tak długo traktowała je z troską i nadmierną ostrożnością w obawie, że coś mogłoby pozostawić drobną rysę na tych cudnych zdobieniach. A tutaj nagle, zupełnie nieoczekiwanie.. czyżby właśnie odkryła jedną z tajemnic swej wspaniałej broni? Oh, radowało ją to wielce, jak matkę widok dziecka stawiającego pierwsze kroczki.

Kątem oka dostrzegła pewna poruszenie prawie u swych stóp. Jeszcze żywy, acz zwijający się w torturach, stwór zdołał przyczołgać się bliżej niej. Otworzył szeroko paszczę prezentując rzędy kłów i syknął głośno, w sposób podnoszący włoski na karku słyszącej to zwierzyny. Ale nie Leiko. Już nie.
Znudzona dokazywaniem bestii niewiele myśląc uniosła rękę dzierżącą wakizashi, po czym pewnym ruchem przecięła nim powietrze. Ostrze bez najmniejszego problemu wbiło się prosto w głowę demona, dobijając go do podłogi. Trzymało bez zadrżenia, nie pozwalało uciec jego wijącemu się w udręce ciału.
Uniosła je dopiero, gdy pełen cierpienia i złości charkot zamilkł w gardle martwego już Pennagolana




***




-Kuma-s...
Rozsunęła drzwi mając już na ustach przezwisko mężczyzny. Gotowa już i teraz ostrzec go przed możliwą wizytą demonów zakłócających spokój snu, urwała w pół słowa po zobaczeniu tylko pustego pokoju.
Jednak prędkie zlustrowanie go pozwoliło jej stwierdzić, że nie było tutaj żadnych śladów po walce. Ani krwi na podłodze, ani śladów po potężnym mieczu łowcy, mogącym z łatwością i przez nieuwagę rozciąć cienkie ściany. To był dobry znak.

Przeszła kawałek i już nieco ostrożniej uchyliła drzwi, tym razem do pokoju młodego wilczka. A jakkolwiek chciałaby zobaczyć zmieszanie i speszenie młodziana na widok kobiety zaglądającego do niego po zmroku, to i tutaj zastała jedynie pustkę. Mogłaby się posądzić o to, że nie dotrzymała słowa doradcy Sonoske i w obliczu takiego zagrożenia spuściła z oczu swego podopiecznego.. ale chociaż młody, to przecież potrafił o siebie zadbać, ne? Był łowcą, potrafił się obchodzić z bronią. A jeśli i jego katana miała właściwości podobnego jej wakizashi, to zdecydowanie nie miała się o co martwić.

Zatem na próżno tutaj wracała. Może wszyscy już zostali poinformowani o niebezpieczeństwo, co zaś mogło znaczyć, że więcej Oni znajdowało się na terenie posiadłości niż tylko ta jedna sztuka, na którą ona sama się natknęła. Być może w trakcie, gdy ona była zajęta walką, cała posiadłość została już postawiona na nogi. Strażnicy, łowcy. Nawet gospodarza już nie było w ogrodzie. Jakim jednak sposobem te bestie zdołały przedostać się niezauważone wprost do domostwa?

Nie było powodu do dłuższego czekania. Dla własnego bezpieczeństwa musiała odnaleźć resztę swych towarzyszy.
Zasunęła drzwi i już miała się odwrócić, gdy jej uwagę tym razem przykuł własny nadgarstek. Nieskazitelny, o porcelanowej barwie. Kusząco spozierający z długiego rękawa kimona. Przyczyna gwałtowniejszego bicia co słabszych serduszek młodzianów.

Zabawne, jak łatwo było zapomnieć o bólu i niedawnej ranie zadanej przez Pennagolana. Ale tak przecież było za każdym razem. Każda rana, nawet ta najgłębsza i najbardziej bolesna, zasklepiała się po śmierci Oni. Znowu użyteczna strona jej przekleństwa. Nigdy nie została jej choćby blizna.. ale zapłata za to była uwłaczająca. Natychmiastowe gojenie się ugryzień, podrapań i cięć po broniach demonów, w zamian za pożeranie ich dusz. Po tylu potyczkach z nimi, ile jeszcze zostało w niej człowieka? A w ilu częściach już stawała się jedną z nich?

Jedynym śladem po walce była zaschnięta krew, zapewne mieszanina jej własnej i demona. Naznaczyła ona szkarłatnymi plamami rękaw kimona. Pobrudziła także przewiązaną na jej nadgarstku tasiemkę. Drobna pamiątka po tygrysie, wyjątkowy znak dla dzielnego yojimbo, zbrukany przez tak przebrzydłą kreaturę.
Ku znacznemu niezadowoleniu Leiko.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-04-2013, 14:00   #183
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Korytarze pełne mroku, opustoszałe... mogły przerażać. Ale nie Leiko.
Mimo, że już udowodniły iż mogą skrywać mroczne niespodzianki, to łowczyni przemykała przez nie szybko i cicho. Jej towarzysze nie mogli wszak zniknąć niczym cienie. Musieli się znajdować gdzieś w tej posiadłości. Byli zbyt dobrzy w swym fachu, by zginąć bez walki.
I rzeczywiście, wkrótce do uszu łowczyni dotarły upragnione dźwięki... odgłosy walki.
Ruszyła w ich kierunku, kierując się słuchem i doskonałym zmysłem orientacji w przestrzeni. Oko... też wspomagało ją w tym działaniu.

Cicho niczym cień podkradła się, gdy dźwięki walki stawały się coraz donośniejsze. To była okazja, zbyt kusząca by ją przegapić. Mogła się przyjrzeć swoim towarzyszom podczas walki. Mogła zobaczyć niezauważona jak inni sobie radzą w boju... Zwłaszcza Yoru. Ciekawa była jak ów młody łowca radzi sobie z Oni. Czy równie niezgrabnie co z kobietami ?


Pięć kreatur walczyło z łowcami i ashigaru, pięć ochydnych karykatur węży zapędzonych w kąt ogrodu, a mimo to nie rzucających się do ucieczki. Jakby niewidzialne więzy przyciągały ich do tego miejsca... a może do konkretnych osób? Jedna poczwara rozsiekana na kawałki leżała w trawie... w wypalonym kręgu trawy. Zapewne i inne już też spotkał taki los.

Jeden pennagolan został zagnany w kozi róg. Wił się pomiędzy yari wielu ashigaru próbującymi przebić jego ciało. Co nie było łatwe, jako że bestia była zwinna i to pomimo kilkunastu włóczni utrudniających jej manewrowanie. Tam też obok ashigaru znajdował się Kasan i ranny Muratsugu Shiro. Jego lewa ręka zwisała bezwładnie i mocno krwawiła. Ale mimo, że to on tu był pan i władcą, to właśnie Kasan komenderował ludźmi próbującymi ubić owe monstrum. Uzbrojony w katanę samuraj wydawał się być na swoim miejscu... dowodzenie innymi wychodziło mu tak naturalnie. Widać pozycja yoriki, była w pełni zasłużona.

Tuż za nimi skrywał się mnich uzbrojony w swój dziwny miecz, który Leiko już raz widziała w akcji. Zabójcza broń, jednak nie została użyta. Może powodem był fakt, że Jia-min stał z boku nie wtrącając się w walkę. Być może bał się po tym jak niemal raz zginął z rąk Oni. Być może uważał, że jego wtrącenie się byłoby obrazą honoru walczących bushi. Być może obserwował resztę łowców wyciągając wnioski, być może miał inny powód. Jakakolwiek była przyczyna jego zachowania, on nie walczył.

Nagle oni wyrwało się pomiędzy włóczni i ruszyło jak błyskawica w kierunku Kasana. Miało pecha, jedno z yari przebiło jego ciało. Nie zabijając co prawda stwora, ale... zatrzymując go na moment.

To wystarczyło, jeden szeroki zamach katany Kasana i...


Ostrze błyskawicznie odcięło łeb od reszty ciała stwora, chlusnęła krew. Kasan może i nie był najlepszym szermierzem jakiego Leiko widziała w akcji, ale niewątpliwie był groźnym przeciwnikiem.

Nieco dalej .. z jednym Oni walczył samotnie Kunashi Marasaki. Ale łowca oni nie wydawał się szczególnie przejęty tym faktem. Wpierw...


Zasypał przeciwnika gradem pchnięć, uskakując gładko przed jego kontratakami. W końcu zamaszyste zamachy Kumy, choć chaotyczne... zakończyły się połowicznym sukcesem. “Ogon” pennagolana został odcięty w połowie. Reszta unosiła w powietrzu krwawiąc i pikując w kierunku karku łowcy.
Jednak pomiędzy szyją Kumy, a zębami Oni było ostre stalowe ostrze które plany potwora utrudniało.

Kazama Sogetsu i Takami Kohen walczyli razem przeciw dwóm pennagolanom. Sogetsu nie szalał, jego tachi zataczało szerokie łuki w powietrzu trzymając obie bestie na dystans. A Kohen czarował. Jego palce splatały się ze sobą w dziwnych kombinacjach.
Łatwo było zauważyć, ze ta dwójka nauczyła się działać jak jedno ciało. Sogetsu specjalnie nie atakował stworów. Zaganiał je razem, zmuszał do trzymania blisko siebie. I zamachami broni nie pozwalał im uciec.
Parę razy go ukąsiły. Po ramionach spływała krew, ale on wydawał się tym nie martwić.

Jednak nawet ci dwaj łowcy nie byli tak interesujący jak Akado Yoru. Młody wilczek był szybki i zwinnym osobnikiem. Jego katana błyskawicznie cięła powietrze, utrudniając pennagolanowi dopadnięcie go.
Był dobry... To Leiko musiała przyznać. Yoru był utalentowany i dobrze wyszkolony. Jego styl wydawał się nie mieć słabych punktów, acz... łowczyni nie była znawczynią sztuki szermierczej by mieć pewność.
Na pewno jednak nie był tak dobry jak jej osobisty tygrys, czy też Sogetsu. Brakowało mu też sporo do umiejętności Kumy, choć niewątpliwie był od niego szybszy..

Było jednak coś jeszcze, jego oczy...


...świeciły nienaturalnym błękitnym blaskiem. Zimnym i bezlitosnym wzrokiem spoglądał na swojego przeciwnika. Szczególnie dużego pennagolana, być może pochodzącego z ciała wyjątkowo ważnego wojownika?


Kogo zdradził ów truposz, zmuszony przez swe złe uczynki do dręczenia żywych?

Posłał cały oddział na pewną śmierć? Zdradził sojuszników przechodząc na stronę wroga? Zabił swego daymio?

Teraz to było nieważne. Był drapieżnikiem i bestią próbującą dopaść Yoru, który był szybszy i zwinniejszy. A po jego katanie.. zaczęły przeskakiwać drobne błyskawice. Z każdym zamachem i ciosem przeszywającym powietrze, na ostrzu katany Akado pojawiały się kolejne wyładowania elektryczne.

Aż w końcu Yoru poderwał się nagle z ziemi wyskakując nadnaturalnie wysoko w powietrze i iskrzącą piorunami kataną zadał pionowe zamaszyste cięcie.


Trafił rozcinając jednym uderzeniem głowę bestii, a wyładowania elektryczne przeszły po ciele bestii wywołując małe eksplozje jej ciała rozrywając je na strzępy.

Po wylądowaniu na ziemi rozejrzał się... Zamknięte w ognistej klatce pennagolany wiły się w przerażeniu. Dłonie yōjutsusha łączyły się razem, ognista klatka malała zaciskając się i powoli spopielając “żywcem” oba uwięzione stwory. Dość okrutny sposób rozprawiania się z przeciwnikami.
Także i Kumashi odciął głowę od reszty tułowia, po czym nadepnął z impetem ów łeb pennagolana i rozgniótł go.

Zwycięstwo... lecz to akurat nie była najważniejsza na tą chwilę sprawa. A fakt, że rozglądając się Yoru skrzyżował swe spojrzenie z Leiko. Już tylko jedno oko jego świeciło bladoniebieskim światłem. Lewe.
I ten widok przypominał jej własną klątwę.

Walka się zakończyła. Resztę nocy należało poświęcić odpoczynkowi. Niemniej i tak poranek należało poświęcić na sen. Tak więc poranny posiłek odbył się dopiero przed południem. I w dość radosnej atmosferze, głównie spowodowanej hałaśliwą, acz przyjemną obecnością Marasakiego. Sypiący niewybrednymi dowcipami i porównaniami łowca, potrafił być wzbudzić śmiech na twarzach siedzących osób. Nawet Jia-Mina, choć chińczyk pewnie nie rozumiał słów Kumy.
Nie było z nimi Muratsugu Shiro. Gospodarz odniósł zbyt poważne rany w boju i odpoczywał w prywatnych komnatach.
Zaś Leiko nie zauważyła żadnych śladów obrażeń na ciele Sogetsu, choć była pewna że pennagolany kilka razy ukąsiły ramiona i przed ramiona łowcy. Widziała krew wczoraj, a teraz ani śladu ugryzień lub ukąszeń..

Ruszyli w dalszą drogę po południu prowadzeni przez Kasana i jego mapę. Wkrótce też dotarli do starego drewnianego mostu.


Położonego malowniczo na urwistą rzeką.

-Za tym mostem kończy się ziemia rodu Muratsugu. Co prawda góry należą do klanu Hachisuka, ale może się w nich roić od bandytów i nieumarłych... Musimy być ostrożni.- rzekł Hirami Kasan chowając mapę.
-Zatrzymamy się w górskiej dolinie nad rzeką. Liczyłem, że opuścimy Nageiki o świcie. Niestety tak się nie stało, więc pewnie będziemy musieli nocować przy ognisku.

Zakończyła się wycieczka, a rozpoczęła wyprawa...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-04-2013 o 16:11. Powód: poprawki
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-05-2013, 08:34   #184
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Stagnacja była męcząca. Ta drażniąca bezczynność, gnuśna bierność..
Bo czymże innym jak nie biernością właśnie, było to uczucie jakie obecnie odczuwała? Krajobraz był monotonny, a towarzystwo zbyt skupione na wypatrywaniu zagrożenia, aby kobieta mogła odnaleźć rozrywkę z beztroskich pogaduszek. Nie wspominając już o przyjemności odkrywania cudzych sekretów i odnajdywaniu kolejnych elementów do swojej układanki. Iye, marsz w milczeniu przez obce ziemie nie sprzyjał rozwijaniu.. zainteresowań Leiko.

Dobrze też wiedziała, że nie było w okolicy nikogo chcącego wyrządzić krzywdę ich wesołej grupce łowców. Bestia kryjąca się wewnątrz tego kobiecego ciała, chociaż będąca jej niechcianym przekleństwem, wyczułaby niebezpieczeństwo czające się w okolicznych krzakach, dostrzegłaby cienie skradające się pomiędzy drzewami. Syczący szept z ostrzeżeniem popłynąłby ku uszom Leiko, łaskocząc instynkt, wyostrzając zmysły i napinając gładkie linie mięśni. Byłaby gotowa do zareagowania.

Teraz jednak czuła się ospała. I z tego powodu niezadowolona, chociaż nieskazitelna maska na twarzy zwyczajowo nie pozwalała na uzewnętrznienie się jej prawdziwym emocjom. Bo i czyż nie obiecała swemu tygrysowi poprawy zachowania? Czyż nie przyrzekła być.. grzeczną? Odrobinę przez to, a przede wszystkim z braku możliwości, maszerowała potulnie przed siebie bez poszukiwania dreszczyku mogącego wyrwać ją z tego uśpienia.
Ah.. może nie do końca. Nie było w pobliżu Kojiro do zrugania jej, a i ona nie planowała zapewnić sobie atrakcji podobnych ostatniej nocy. Jedynie coś drobnego, tak dla rozruszania i sprawienia, że podróż będzie szybciej mijała. Wprawdzie w swym fachu odznaczała się niemałą ilością cierpliwości i wyczekiwania na odpowiedni moment do działania, o tyle w tej chwili miała poczucie wyjątkowego odrętwienia w kwestii wystawiania swego umysłu na komplikacje klanowych intryg. A było to uczucie podobne brakom ćwiczeń i treningów dla ciała.

Czuła znużenie, tedy należało to zmienić. A Leiko dążąc do celu, potrafiła się wspomagać doprawdy drastycznymi metodami.






Zatem potknęła się. Na prostej drodze, po której nawet słudzy niosący lektykę swego pana nie wstrząsnęliby ni odrobinę jego wydelikaconą, tylną częścią ciała. A mimo to potknęła się, chociaż panowała nad ruchami swego ciała lepiej niż niejeden z jej tutejszych towarzyszy. Z takim znawstwem mogła balansować na liniach i prześlizgiwać się pomiędzy śmiertelnymi pułapkami, a mimo to była jedyną w grupie, której nogi nagle odmówiły posłuszeństwa.

Potknęła się. Jedno z jej geta zostało w tyle za swym bliźniakiem, zapewne wstrzymane przez jakiś zagubiony kamyczek, jedyny na drodze i aż przez to niedostrzegalny. Istna zasadzka dla kobiety.
Byłaby upadła na ziemię z łopotem barwnego kimona. Malowniczo uderzając o nią kolanami z winy poplątanych nóg, a chociaż próbowałaby się wesprzeć dłońmi, to i tak skończyłaby brudna i może nawet z jakąś dziurą w swym odzieniu. Mało przyjemne wyobrażenie, któremu zbyt blisko było do spełnienia. Czy aby na pewno?

Zachwiała się i straciła równowagę. A raczej straciłaby, gdyby nie odnalazła ratunku w męskim ramieniu. Nie tym silnym, umięśnionym, którego nie mogłaby nawet objąć swymi dłońmi, chociaż to właśnie Niedźwiedź był jej bliżej na wyciągnięcie ręki. Jednakże dziwnym, zupełnie zaskakującym i niespodziewanym zrządzeniem losu, to za rękę Akado ujęła gwałtownie w obawie przed upadkiem. Wczepiła się w nią kurczowo, wystawiając także i jego równowagę na niebezpieczeństwo.

- Maruiken-san? Wszystko w porządku? -Akado Yoru instynktownie pochwycił ją w swe ramiona dając podparcie. -Co się stało?
A Marasaki chichocząc ironicznie, mrugnął porozumiewawczo do łowczyni i... wykazując się “nieczułością” przyspieszył kroku zostawiając za sobą oboje łowców na pastwę samotności.
Ze swej pozycji kobiety w opresji, łowczyni zerknęła w stronę Kumy, mrużąc przy tym oczy porozumiewawczo, acz niedostrzegalnie dla samego stojącego tuż obok młodziana.

-Ahh... - westchnęła z boleścią, gdy już stanęła bezpiecznie na nogi w jego niepozornie silnych objęciach. Podtrzymując się na nich, co by znowu nie zbliżyć się do zachwiania i upadku, pochyliła się poprawiając zsunięte ze stopy, zdradzieckie obuwie. Mruczała przy tym z pewną nutką zażenowania -Gomennasai, Okami-kun. Musiał być jakiś kamień, którego nie zauważyłam..
-Zraniłaś się? Możesz chodzić?
- Akado zerkał bezradnie, to na stopy Maruiken, to na oddalającą się resztę ekipy popędzaną z niewiadomych powodów przez Kumę. -Czy czujesz silny ból?
Delikatnie dociskał łowczynię do swego ciała, by mogła się na nim oprzeć, nie wiedząc jednak co czynić dalej w takich przypadkach. Yoru wydawał się nie mieć doświadczenia w takich sytuacjach. No i... rzadko bywał sam na sam z kobietą w leśnej głuszy.
Był bezradny niczym małe dziecko i uroczo naiwny.

Leiko zachichotała cicho, wesoło słysząc tak dużą troskę w ustach młodego wilczka. Troskę o jej dobro, jednak podszytą strachem przez bycie w towarzystwie kobiety bez wsparcia Niedźwiedzia. Biedactwo, w tym starciu nie pomoże mu niezwykła broń, ani oczy gorejące błękitnymi płomieniami.
-Iye, iye. Nic mi nie jest, jedynie delikatne stłuczenie. Ale gdyby nie Ty, to zapewne z przetrąconą kostką stałabym się niemałym ciężarem dla nas wszystkich – wyprostowała się i rzeczywiście ciężar, ale ten swojego ciała, przeniosła na jedną nogę, sprawdzając zaufanie co do geta. Następnie przeniosła pełne wdzięczności spojrzenie na Akado, uśmiechnęła się do niego ciepło i na domiar złego uścisnęła w podziękowaniu jego rękę -Arigatou gozaimasu, Okami-kun. To chyba tylko zaczyna mi doskwierać zmęczenie po ostatniej nocy.
-Ostatnia noc, rzeczywiście była ciężka. Ale za to udało nam się uwolnić świat od poczwar grasujących w mroku.
- rzekł z naiwnym entuzjazmem Yoru, udając że nie zważa na uścisk. Jednakże się zarumienił nieco.-I... podziękowania, naprawdę nie są konieczne. W końcu musimy się wspierać ww walce www ogóle. Przed nami daleka droga...- tęskne i pełne zakłopotania spojrzenie posłał za towarzyszami podróży oddalającymi się coraz bardziej, podczas gdy on sam zmagał się z wrogiem, z którym to nie miał doświadczenia walczyć. Z wrogiem będącym siedliskiem zakazanych pokus o których to nie miał pojęcia, ale które instynktownie wyczuwał.

Podłapała to jego szczenięce spojrzenie i sama powiodła swym ku źródłu zainteresowania młodziana. Ku jego niechybnej uldze, bowiem dzięki temu uświadomiła sobie, jak bardzo daleko zostali w tyle za swoimi towarzyszami, i to na tak nieznanym i pełnym zagrożeń terenie. Aż w zdziwieniu rozchyliła malowane fioletem usta -Ah! Gomen, że tak Cię zatrzymałam. Chodźmy nim się zgubimy.
Mówiąc to ruszyła w tamtą stronę pewnym krokiem, by jak najszybciej zrównać się zresztą łowców. Ale nie zbyt szybko, bowiem zaraz grymas przeszył twarz Leiko, a ona ponownie mocniej wsparła się o ramię wilczka i zwolniła do drobnych kroczków. Nie dając jednak niczego po sobie poznać, ani słówkiem czy zająknięciem nie mając zamiaru narzekać na swe „boleści”, podjęła z zaintrygowaniem całkiem odmienny temat – Widziałam jak walczyłeś z tymi kreaturami w nocy, Okami-kun. Bardzo niezwykłą sztuczkę wtedy pokazałeś. Czy to zasługa Twego niebiańskiego ostrza, o którym ostatnio opowiadałeś?
-Hai... Po trochu.- odparł niepewnie, acz spokojnym tonem Yoru, najwyraźniej już nieco oswojony z obecnością łowczyni. I faktem, że rozmowa z chodzi na bezpieczne z jego punktu widzenia tematy. -Mój oręż był mi przeznaczony. Tak twierdził mój sensei. I dlatego korzystając z niego potrafię obudzić drzemiące w nim Kami burzy, a inni nie. Niemniej inni łowcy też pokazali wielką potęgę, zwłaszcza Takami-san.
-Z pewnością. Miałam już okazję widzieć go kilka razy stawiającego czoła demonom, tak samo Sogetsu-san
– odparła Leiko, wzrokiem spod wachlarzy rzęs podążając ku sylwetkom zarówno tego wychudzonego łowcy, co i jego bardziej umięśnionego i zapalczywego kompana -Jednak bycie łowczynią nie pozwala mi ufać w moce pochodzące z demonicznej natury, nawet jeśli służą do walk z tymi poczwarami. Nie wszyscy korzystają z łask Kami jak Ty, Okami-kun. Niektórzy po swą potęgę sięgają.. ku nieodpowiednim siłom, samym zbliżając się ku Oni.
Powiedziała to głosem spokojnym, w żaden sposób nie sugerując wprost kto konkretny wywoływał w niej taki niepokój. Jedynie subtelnie podtykając wilczkowi trop pod sam nos, aby przypadkiem nie szukał w czarowniku bratniej duszy. Wszak jako jego opiekunka, nie mogła pozwolić jego niewinności skazić się zepsuciem tamtego mężczyzny, ne?
Nieznacznie przechyliła ku niemu głowę i zapytała szeptem przeznaczonym tylko dla niego, osoby która tak jak ona pragnęła świata wolnego od Oni -Czyż demon w ludzkiej skórze nie jest bardziej przerażający od wiadomego zagrożenia?

-Hai. Zapewne masz rację, ale... ostatecznie Oni zawsze ujawnia swoje zepsucie odrzucając maskę. A wtedy...- przesunął czule dłonią po rękojeści swej katany. -prawość serca i pewna ręka wystarcza.
Spojrzał na Leiko z wyraźnym zainteresowaniem.- Kunashi-san wydaje się darzyć cię dużym respektem Maruiken-san i uważać za wielce doświadczoną w bojach. Mogę poznać sekrety twej sztuki? Jakiej broni używasz, jaką taktykę stosujesz?
-Kuma-san zapewne ciągle wspomina naszą wspólną potyczkę z Matką Głodu, którą samotnie poprowadziłam prosto w zastawioną na nią pułapkę. A może nasłuchał się niemądrych plotek o wydarzeniach z ziem Sasaki?
- pokręciła lekko głową, za rozbawieniem kryjąc zwyczajową skromność co do swych dokonań tak podkreślanych przez Niedźwiedzia.
-Mnie Kami przede wszystkim obdarzyli sprytem. Broń jest zaledwie dopełnieniem i przyjmuje dla mnie wiele postaci. Zwykłe przedmioty, parasolka, szpile, wachlarz, a nawet moje ciało.. -zawieszony w powietrzu głos o figlarnym brzmieniu wskazywał na nagłe urwanie wypowiedzi kobiety, której kontynuacja z pewnością miała mimochodem napomknąć o wodzeniu na pokuszenie zarówno demonów, co i śmiertelników. Ale takimi sugestiami jedynie wystraszyłaby niewinnego młodziana -Lubię sprawiać wrażenie kobiety bezbronnej i bezsilnej, idealnej przynęty. Ale mam też i swoje ostrza. Sądzę, że jedno z nich mogłoby Ci się spodobać, Okami-kun.
-Twoje ciało? Nie wyglądasz na tak silną jak Kunashi-san czy Sogetsu-san...
- Yoru opacznie zrozumiał jej wzmiankę o ciele.- Ale może to kimono skrywa więcej, niż z pozoru widać.






Nie wiedział jak wiele ma racji i jak bardzo się myli zarazem. Spoglądał na łowczynię zapewne próbując ją sobie wyobrazić w tytanicznym boju siłującą się z mocarnym ogrem. Ale pewnie w tym przypadku wyobraźnia go zawiodła. Leiko była zbyt delikatna, zbyt zaokrąglona, zbyt mięciutka by brać coś takiego pod uwagę. Po dłuższym i krytycznym przyglądaniu się łowczyni spytał -O jakim to ostrzu mówisz?

-Wyjątkowe, tak jak i Twoje, chociaż ani myślę ich porównywać. Jest dla mnie tajemnicą, którą może właśnie Ty potrafiłbyś rozwiązać, Okami-kun.. - uśmiechnęła się przewrotnie i bardzo zagadkowo. Zerknęła także przelotnie w stronę reszty łowców majaczących nieopodal na drodze przed nimi -Jest to także mój skarb i słodka tajemnica, którą.. niekoniecznie pragnę się dzielić z co poniektórymi z naszych uroczych towarzyszy, więc...

Jedną ręką w dalszym ciągu ujmowała go pod ramię dla wsparcia się w przypadku kolejnego potknięcia, a także dla odciążenia swej podobno zbolałej kostki. Drugą zaś uniosła, jednocześnie przechylając się ku młodzianowi, aby dobrze widział wykonany przez nią figlarny gest – uciszające, konspiracyjne ułożenie smukłego palca na fiolecie jej warg.

-Jeśli jestem w stanie to pomogę Maruiken-san.- zapewnił młodzian nie zastanawiając się nad implikacjami takiej deklaracji. Starał się być oparciem dla łowczyni i nawet delikatnie objął przyciskając do siebie, by kobieta nie musiała się obawiać kolejnego upadku.
-Cudownie – kobieta ucieszyła się wyraźnie, co dodatkowo podkreśliła bardziej wyczuwalnym uściśnięciem jego ręki swą dłonią -A co do tajemnic..
Urwała i głos ponownie zniżyła do mrukliwego, prawego kociego szeptu, chociaż znaczenie jej słów wcale nie przyprawiało o mruczenie z przyjemności. Acz korzystając z tej bliskości w jaką sam młodzian mniej lub bardziej nieświadomie wprawił ich ciała, Leiko mogła swobodnie sączyć mu je prawie do ucha -Zalecałabym pewne.. ograniczenie w pokazywaniu swych sztuczek. Przyciągają uwagę, niekoniecznie pochlebną, szczególnie wśród konkurencji jaką wszyscy dla siebie tutaj jesteśmy, ne? Ktoś z naszych towarzyszy mógłby nazbyt zainteresować się Twym ostrzem i tymi wyjątkowymi oczami o płomiennym blasku...
Rozchyliła wargi w skromnym uśmiechu, jakby nieco zakłopotana swym przyznaniem się, że wczorajszej nocy rzeczywiście dostrzegła ten drobiazg w jego oczach -Zagrożenie może czyhać nawet w najbardziej niepozornej, ludzkiej postaci, Okami-kun. Na cóż od razu pokazywać mu wszystkie nasze sztuczki?
-Ale przecież my wszyscy walczymy ze Oni, czyż nasi towarzysze nie powinni się cieszyć z każdej przewagi jaką mamy?
- zdziwił się Wilczek okazując naiwność większą się można było spodziewać. -Czyż nie powinniśmy znać swych umiejętności, by wzajemnie się wspierać. Wszak nie konkurencją jesteśmy, a towarzyszami broni.
Dobrze chociaż, że mówił cichym głosem i twarzą bardzo blisko szyi łowczyni, tak że czuła ona ciepły oddech na swej szyi. Przyjemne uczucie, gdyby na miejscu Yoru był Kirisu, to już by wykorzystał sytuację.
-No i nad pewnymi mymi talentami nie do końca... panuję.- ostatnie słowa wypowiedział z pewnym zawstydzeniem.

-Ah, czy aby na pewno takimi towarzyszami? - zapytała w odpowiedzi, elegancko unosząc przy tym jedną brew w powątpiewającym wyrazie. Nie było jednak w jej głosie ironii czy kpiny z jego naiwności, a jedynie spokój i cierpliwość pani pokazującej mroczne zawiłości świata swemu niedoświadczonemu uczniowi -Zabijanie Oni, aby oczyścić świat z ich potwornej egzystencji obok nas i kalania sobą każdego miejsca w jakim się zjawią, jest kuszące i jak najbardziej słuszne, ne? Ale jakże bardziej jest kusząca nagroda, jaką klan pragnie podarować łowcom po udanych polowaniach? A jakże ciężar sakiewek z monetami wzrośnie dla zwycięzców, kiedy ilość łowców gwałtownie i niespodziewanie się.. zmniejszy?

A to, że jej „nauki” niekoniecznie miały pokrycie w rzeczywistości? Akado o tym nie wiedział, a dla Leiko było.. przydatniejszym, aby nie ufał ślepo ich uroczej grupce. Zarówno mnichowi, jego opiekunowi, co i.. czarownikowi i jego bardzo bliskiemu towarzyszowi w osobie Sogetsu. Chciała mieć go tylko dla siebie, czasem do podziału z Kumą -Ziemie klanu to niebezpieczna pajęczyna intryg, która nie omija i nas, pogromców demonów. Wystarczy jeden nieostrożny krok, by wpaść prosto w paszczę tkającego ją potwora.
-Ale... ja nie walczę dla nagrody. Ja wypełniam misję. Po to się urodziłem.
-wyjaśnił zaskoczony jej słowami Yoru.
Gdzieś tam w nim zasiała ziarenko niepewności, ale... na wyjątkowo jałowej glebie.- No i czyż klan nie płaci hojnie? Czemuż by mieli jeszcze walczyć między sobą o kolejne ryo?
-A czemu niektórzy z nas w ogóle się zajmują polowaniami na Oni? Dla poklasku, dla nagrody i przez pożądanie. Pożądanie, aby żyć lepiej, mieć więcej i pozwalać sobie na jeszcze więcej. Bez względu na wszystko
– wytłumaczyła Maruiken nieco gorzkawo -Ale nie tylko to. Moce takie jak Twoja, potrafią przerazić. Niektórzy obawiają się tego, czego nie znają. Inni zaś lubią aż za bardzo, odczuwają niezdrową fascynację wobec nieznanego. Pragną go tylko dla siebie.

Na kilka dłuższych chwil zapatrzyła się przed siebie z melancholią, nic nie mówiąc, a jedynie stawiając drobne kroczki na drodze i palcami delikatnie, bezwolnie postukując o ramię młodziana. Potem tylko westchnęła ciężko i uśmiechnęła się do Akado ciepło, acz i odrobinę przepraszająco -Ale może to jedynie moja niemądra troska o Ciebie, Okami-kun. Przywodzisz mi na myśl innego mego partnera w łowach. Równie młodego, równie zapalczywego w swych bojach i równie pomocnego poza nimi.
-Kogóż to ? Czyżby młodszy brat? Bo przecież mąż nie puściłby cię samej. Ani starszy brat.
- prostolinijny młodzian wydawał się nie zauważać, że istnieją przecież jeszcze inne... bardziej skomplikowane relacje międzyludzkie. Nie zauważał także, że idzie samotnie z piękną kobietą. Co oznaczało, że już przywykł do obecności Leiko tak blisko niego.

Roześmiała się szczerze. Najpierw cichutko, zaledwie rozbawionym chichotem skrywanym za ustami przesłoniętymi dłonią. Ale szybko niewinne pytanie młodzika doczekało się głośniejszej reakcji, w postaci melodyjnego śmiechu zrodzonego w krtani kobiety. Żadnego tam rubasznego, bezczelnego czy prześmiewczego. Ot, czysto wesołego, od którego aż się rozpromieniła.

-Iye, iye. Nie mam braci. A tym bardziej nie mam męża – zwięzłą i dość lakoniczną była jej odpowiedź, bowiem ani myślała o głębszym zapuszczeniu się w swoje relacje z innymi partnerem. Albo partnerami. I to niekoniecznie w łowach. Oh.. to zdecydowanie nie była opowieść dla tego młodziana żyjącego w swym bezgrzesznym światku.

-Ale pomyśl jeszcze nad moimi słowami, dobrze Okami-kun? -posłała ku niemu czarujący uśmiech swych warg, nim zbliżyli się do reszty towarzyszy na tyle, że któreś z nich mogłoby nieopacznie podłapać jej cichą prośbę lub dalsze próby nauczania wilczka. Owszem, cały czas jej dłoń spoczywała na jego przedramieniu, ale spojrzenie Leiko dla odmiany zwróciło się ku Niedźwiedziowi z żartobliwym wyrzutem pobłyskującym iskierką w jej oczach -Kuma-san. Zrzucasz na młodych opiekowanie się kobietą w opresji?
-Niech się młodzik wykaże, ne ? Kiedyś w końcu musi. No... chyba że potrzeba większej siły. Ponieść cię na rękach Maruiken-san?
-mówiąc to łowca naprężył ze muskuły uśmiechając się wesoło.






Uśmiechnął się lisio dodając.- Co prawda,nie jesteś drobniutka jak inne Japonki. Ale i tak mógłbym cię unieść jak piórko.
-To niezwykle kuszące, Kuma-san, ale nie jestem w aż takiej potrzebie. Okami-kun okazał się być bardzo pomocny i troskliwy
– wymruczała łowczyni, po tym jak uprzednio przyjrzała się z zaintrygowaniem prezentowanym jej niedźwiedzim mięśniom.
-A i ktoś mógłby pozazdrościć mi bycia piórkiem w Twych ramionach. Skończyłbyś niosąc naszego młodego wilczka, czarownika albo... - tutaj zniżyła głos do szeptu i pochyliła konspiracyjnie głowę, aby jednie dwójka jej towarzyszy mogła posłyszeć jej psotny głos -.. może nawet mnicha, ne?
-Nie płacą mi aż tyle Mauriken-san żeby ich nosić.
- zaśmiał się kpiąco Marasaki.- A i ich kształty nie są tak kuszące, by okazać aż tak skorym do pomocy, prawda Okami-kun?

Yoru nie bardzo rozumiał wypowiedź Kunashiego, ale potakiwał... ot na wszelki wypadek. Zaś właścicielka „kuszących krągłości” wręcz przeciwnie – pokręciła głową rozbawiona, bowiem bardzo dobrze wiedziała o czym mówił ich towarzysz. Sama zaś nie mogła powiedzieć, aby miała doświadczenie z jego typu mężczyznami, którzy przejawiali sobą tylko beztroską sympatię wobec niej, zamiast otwartego, zwierzęcego pożądania. Nie było to jej przeszkodą, nie było nawet pewna, czy mogłaby to uznać za niedogodność.

Nie miała już u swego boku żarliwych młodzianów, których opiekuńczość często kryła za sobą nadzieję na gorące podziękowania padające z ust Leiko. I jej dłoni, bioder, całego ciała. Ale nawet jeśli teraz po jednej stronie miała dobrotliwego Niedźwiedzia, a po drugiej nieśmiałego Wilczka, to nie czuła się ani trochę mniej bezpieczna niż przy Koguciku, Yasuro czy młodym paniczu Sasaki. Jedynie nie aż tak rozchwytywana.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-05-2013, 22:53   #185
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Początkowa ostrożność zmieniała się w rutynę. Mimo rozglądania się dookoła podczas każdego niemalże kroku, łowcy nie byli w stanie dostrzec ani śladu nowego zagrożenia. Po kilku godzinach wędrówki, nawet Kazama Sogetsu przestał nerwowo rozglądać dookoła, opierając dłoń na rękojeści dłoni.
Choć widać było rozczarowanie na jego obliczu. Wczorajsza walka zaostrzyła jedynie apetyt i brak kolejnego nienaturalnego przeciwnika sprawiał mu rozczarowanie.
Im dłużej szli do przełęczy tym wspomnienia wczorajszej nocy blakły.


I dość malownicza droga skłaniała ku bardziej pozytywnym myślom.


Nawet Leiko przyłapała się na chwilach rozmarzenia. To było jednak piękne miejsce. Idealne by być prowadzoną przez jej osobistego tygrysa do jednej z jego samotni. To było idealne miejsce na przekomarzanie się z kogucikiem i podbudowywanie jego ego, lub też... prowokowanie młodego Yasuro do śmielszych kroków. Już raz niemal obudziła mężczyznę w tym młodzieńcu... I być może warto, było kiedyś dokończyć tego dzieła, ne?

Obecnie jednak nie było przy łowczyni żadnego z nich. No, może poza Kojiro czającym się gdzieś w okolicy. Jej osobisty tygrys wszak obiecał być blisko niej. Czekać na jej znak, na upuszczoną przypadkiem tasiemkę. Lecz tej Maruiken nie zamierzała się pozbywać jej zbyt pochopnie. Ten drobny skrawek materiału, okazał się być dobrą bronią przeciw koszmarom sennym.

Byli jednak inni łowcy. Dwaj z nich nie mogli być brani pod uwagę: Sogetsu ze swym fanatycznym podejściem do łowów i Kohen... cóż, z powodu magii, także. Kasan był niebezpieczny. Tak twierdził Kojiro, a i Yasuro przy całej swej lojalności do swego klanu, był nieufny wobec niego.
Mnich z którym nie można było się dogadać.
No i młody Yoru. Naiwny chłopiec, który jeszcze nie odkrył pewnych uroków dorosłości.
Oraz jego przeciwieństwo, nieco rubaszny i nieokrzesany, Kunashi Marasaki. Niewątpliwy koneser kobiecych wdzięków.

Przyjacielski charakter łowcy w połączeniu z jego figlarnymi wypowiedziami, sprawiały że wydawał się niegroźny i misiowaty. Ale czy był taki naprawdę, zerkając na niego Leiko miała wątpliwość. Ów pocieszny Kuma mógł się okazać sprawnym drapieżnikiem także na polu miłości.
Tym groźniejszym, że owego niedźwiedzia trudno wszak było podejrzewać o zwinność i szybkość. Było to naiwne myślenie... Leiko dobrze wiedziała, że rozjuszony niedźwiedź jest szybkim i zwinnym przeciwnikiem. Także i Kunashi mógł się okazać skutecznym uwodzicielem.
I... być może nawet już raz odsłonił oblicze. Czyż nie przygruchał sobie śliczniutkiej wieśniaczki, która opiekowała się nim jak mężem za dnia? I być może umilała mu nocne godziny.
O tak, Kumy nie należało lekceważyć, także jeśli chodzi o flirt.
Zresztą nawet i teraz przyłapywała jego spojrzenia, na krągłościach swego kimona.


***

Z czasem krajobraz stawał się mniej urokliwy, las ustępował miejsca krzewom i krzewinkom. A potem nielicznym trawom. Dolina przeciskająca się zakrętami pomiędzy dwiema górami, wijąc się jak wąż. Nieduży strumyk przepływał przez jej środek. Było jeszcze za wcześnie, by śniegi zasiliły strumyk zmieniając go w wartką rzekę.
Kasan prowadził wędrowców wzdłuż niego, a chłód bijący od cieku wodnego był przyjemny, gdy słońce osiągnęło zenit na nieboskłonie.
Hirami jednak nie pozwolił się zatrzymać, szukając wygodnego miejsca na wspólny posiłek. I wtedy... łowczyni coś poczuła.
Ganriki … ciało zadrżało w przestrachu. To był silny impuls, a jego źródło, dostrzegła wśród skał znajdujących się przed nimi. Coś ich obserwowało zza zakrętu rzeki.



Oni... Siwowłosy potwór z jednym niesymetrycznym rogiem i paszczą pełną kłów. Czerwona skóra.
I nienawiść w spojrzeniu. Tyle dostrzegła, zanim zdołała zawołać innych.
Bestia jednak znikła chowając się za skałami. Ganriki momentalnie osłabło. Dostrzeżona bestia pewnie rzuciła się do pospiesznie ucieczki. Czym była? Skąd tu przybyła ? Czemu ich obserwowała?
Leiko nie była pewna, czy chciała znać odpowiedzi na te pytania.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-05-2013 o 23:03. Powód: poprawki
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-08-2013, 10:12   #186
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Hirami w końcu zdecydował się na krótki spoczynek, przy strumieniu uznając że czas coś zjeść. Kohen przyjął jego decyzję z ulgą, jako że wyglądał na bardzo zmęczonego. Mnich i pozostali łowcy, albo nie byli zmęczeni. Albo udawali, że nie są.

Kunashi podszedł do Leiko od tyłu, nie dość cicho by go nie usłyszała choć potrafił się skradać z wyraźnym zamiarem położenia dłoni na jej ramionach.

A zakradanie się za plecy łowczyni Oni mogło być ciężkie, ale niosło za sobą pewne prawdopodobieństwo powodzenia. Zakradanie się za plecy łowczyni Oni i kunoichi jednocześnie, stawało się już wyzwaniem mogącym być groźnym w skutkach dla tych osób pozbawionych odpowiednich umiejętności. A już zachodzenie od tyłu łowczyni Oni i kunoichi obdarzonej nienaturalnym instynktem, czyniło całość niewyobrażalnie trudną i kazało zastanowić się nad wyraźnym pragnieniem śmierci zachodzącego delikwenta. Wystarczyło tylko, żeby chciał zrobić jej krzywdę, czego akurat brakowało w tej sytuacji.. chociaż to Niedźwiedź był atakującym.

Nie zdołał nawet musnąć palcami jej ramion, gdy szybkim ruchem ręki odbiła w bok jedną z jego dłoni. Drugą zaś pochwyciła mocno w nadgarstku, a dzięki zwróceniu się ku mężczyźnie, także wykręciła zręcznym ruchem. Instynkt zatriumfował dobrą reakcją. Dopiero po krótkiej chwili i gwałtownym mrugnięciu, przyjrzała się swojemu napastnikowi.
-A... Kuma-san? - zapytała ze zdziwieniem, a następnie powiodła spojrzeniem ku ich dłoniom zamkniętym w mało przyjaznym czy romantycznym uścisku. Niezrozumienie wymalowało się na jej mlecznobiałym licu, tak niewinnym pomimo postawy dalekiej od bycia ofiarą -Co zamierzałeś, Kuma-san?
-Czyż to nie oczywiste? Niedźwiedź próbował złapać rybkę, ale rybka okazała się zwinniejsza i capnęła niedźwiedzia za nos.
- zażartował mężczyzna nie bardzo przejmując się swoją porażką. Spojrzał jej wprost w oczy.- Niebezpieczne z ciebie kobieta Maruiken-san. Bardzo niebezpieczna. Ale to chyba dobrze, prawda?
Po czym uśmiechnął się szeroko.- Wydawałaś się zmartwiona, zamyślona i zagubiona. Chciałem... Iye. Planowałem rozmasować ci ramiona i szyję. Mógłbym podpuścić wilczka ku temu, ale... jak sam nie znajduje okazji, to czemu ja mu mam w tym pomagać, ne?
Znów spojrzał w jej oczy.- Coś... cię trapi Leiko-san?

-Może i niebezpieczna, ale także delikatna. Mogłabym się łatwo złamać pod dotykiem tak silnych dłoni masujących me ramiona – ciepły uśmiech towarzyszył tym figlarnym słowom wypowiedzianym przez łowczynię. Wyswobodziła też ona niedźwiedzi nadgarstek, po uprzednim uściśnięciu go przepraszająco, zdecydowanie delikatniej i bardziej czule niż w poprzednim obronnym chwycie.
-A przeznaczeniem kobiety jest się zamartwiać, Kuma-san – odparła potem nieco wymijająco -Czy zwracam na siebie uwagę mężczyzn i czy jest wśród nich ten jeden wyjątkowy, na którego zainteresowaniu najbardziej mi zależy? Czy zrobiłam wszystko, by i dzisiaj wyglądać jak najlepiej w oczach innych? Czy dobrze spełniam się w mej roli? A jakże jeszcze więcej strapień dochodzi, gdy jest się kobietą polującą na demony.
-O ile ci mężczyźni nie zostali pozbawieni czegoś w młodości i o ile nie kuszą ich ku sobie nawzajem niezdrowe ciągoty, to... wierz mi Leiko-san przyciągasz spojrzenie jak piękny kwiat.
- rzekł w odpowiedzi Marasaki i zerknął za siebie.- Może nawet za dużo spojrzeń naszego przywódcy, ale... to nie problem. Nie zrobi nic niestosownego przy tak licznej grupie. A i Wilczek patrzył w twoją stronę.
Po czym śmiejąc się pokazał jej swe dłonie.-Iiii... czuję się nieco urażony. Może i drzemie we mnie niedźwiedzia siła, ale i niedźwiedzia czułość też. Potrafię być delikatny jak... nie niedźwiedź.

Leiko również zaśmiała się, choć odrobinę subtelniej niż sam łowca.
-Gomen, Kuma-san. Wierzę w czułość niedźwiedzia, troskliwość i namiętność także. A także ile poczucia bezpieczeństwa mogą podarować kobiecie te dłonie i ramiona – mówiąc to ułożyła swe dłonie na jego dłoniach, tak dużych i potężnych w porównaniu do jej smukłych, o zwinnych palcach. Była pewna, że gdyby tylko chciał, to w gniewie i z całą swoją siłą, mógłby je zgnieść z łatwością.
Także zerknęła krótko ponad jego ramieniem na resztę grupy -A i jednym z kolejnych kobiecych smuteczków jest radzenie sobie z nadmiernym zainteresowaniem swoją osobą.
-Iye... nie ma się co tym martwić. Mimo wszystko jesteś równie groźna co delikatna, ne Leiko-san?
- spytał Marasaki z ciepłym uśmiechem na twarzy i spojrzała na rzekę. -Masz ochotę na świeżą rybkę Leiko-san? Jestem równie dobrym łowcą ryb co Oni, zwłaszcza że ryby łatwiej znaleźć niż demony.
-Zadziwiasz mnie coraz to nowymi talentami, Kuma-san
– wymruczała kobieta z kocim zadowoleniem, podkreślonym cichym brzmieniem chichotu skrytego za materiałem rękawa uniesionego ku wargom -Ale skoro nie mam okazji do sprawdzenia innych, to z przyjemnością skosztuję rybki złapanej przez niedźwiedzia.
Przechyliła głowę, przyglądając się mężczyźnie z zainteresowaniem zza opadającego miękko na jej twarz pasma włosów będących niczym czarny jedwab -I czyżbyś już tęsknił za potyczką z jakimś Oni? Niewiele czasu minęło od naszych nocnych.. ah.. atrakcji.
-Och. Obawiam się że nie mam tyle zapału co nasz młody Wilczek, Leiko-san.
- zaśmiał się rubasznie łowca. -Od zapasów z Oni, zdecydowanie wolę zapasy pod futonem z jakąś ładną ślicznotką.
Spojrzał w oczy łowczyni, dodając ciszej. -Ale twój wzrok bardziej kieruje się ku młodości, niż ku doświadczeniu, ne? Zrozumiałe to zachowanie. Nawet doświadczone łowczynie kusi niewinność.
-Iye, iye. Doceniam zarówno doświadczenie, jak i niewinność. Dzikość i nieśmiałość. Nieokrzesanie, co i ułożenie z zachowywaniem zasad etykiety. Każde z nich potrafi na swój sposób.. ah.. rozbudzić zaintrygowanie w oczach kobiety
– długie palce dłoni łowczyni przetańczyły z lekkością po jej wargach malowanych fioletem i rozchylonych w czarującym uśmiechu -Ta różnorodność jest samą przyjemnością, nie pozwala mi się nużyć w męskim towarzystwie. Skrywacie tyle sekretów, niczym smakołyki ukrywające tak wiele niespodziewanych smaków. Jak choćby potężny niedźwiedź o tak troskliwym usposobieniu, lub wilk zmieniający się w zdenerwowanego szczeniaczka w obecności kitsune.

-Zaiste straszliwą jesteś łowczynią, zarówno Oni jak i męskich serc.
- zażartował cicho Marasaki nachylając się ku obliczu Leiko.- Może najstraszliwszą z nas wszystkich, ale... czasami to właśnie najbardziej pociąga i mężczyzn i kobiety. Zagrożenie.
-Ah.. dotąd miałam wrażenie, że me cechy charakteru są dalece drugorzędne i co innego przyciąga spojrzenia
– odparła równie żartobliwie Leiko, wyraźnie rozbawiona tą chwilą beztroskiej pogawędki. Pozwoliła jej na ten krótki moment oddalić od siebie ponure myśli i dać odetchnąć swej napiętej jak struna czujności oczekującej nagłego ataku ze strony Oni widzianego wśród drzew. Jakże przyjemniej w takich okoliczności było mieć u swego boku Niedźwiedzia, nawet jeśli nieświadomego potencjalnego zagrożenia -Czy potrzebujesz towarzystwa w łowieniu ryb, Kuma-san? Wprawdzie sama nie będę w tym zbyt pomocna, ale może i je będę mogła przynajmniej.. rozkojarzyć nieco, ne?
-Iye... czasami mężczyzna potrzebuje jednego. Zachwytu nad swymi marnymi wysiłkami i uśmiechniętej zachęty do dalszych wysiłków. I wystarczy mi to.
- odparł z typowym dla siebie zawadiackim uśmieszkiem łowca, po czym ruszył w kierunku środka rzeczki wyciągając po drodze katanę. Jego technika łowienia ryb okazała się równie niezwykła co sam Kunashi.
Najpierw ustawił katanę nad głowę, potem z rozmachu ciął powietrze po łuku.




Z impetem uderzył w końcu mieczem w rzeczną toń wywołując falę uderzeniową rozpryskującą wodę na oba brzegi... i wyrzucając przy okazji wiele różnych ryb na brzeg.

-Całkiem imponujące, ne Leiko-san?- krzyknął z uśmiechem do łowczyni, stojącej na szczęście poza zasięgiem rozbryzgu wody. O takim szczęściu nie mógł mówić szacowny mnich, którego trafił rybą w plecy o wodzie moczącej go od stóp do głowy nie wspominając.
-Uważaj co robisz głupcze! Znieważyłeś swym czynem osobę szlachetnego Jia-min-sama. - krzyknął do Kumy sam Hirami Kasan.
-Nie jest z soli nie roztopi się. Poza tym odrobina wody nikomu jeszcze nie zaszkodziła.- Kunashi niewiele sobie robił z jego połajań.
-Doprawdy niezwykłe, Kuma-san. Mówiłam, że nie sposób się nużyć! – wśród gniewnych krzyków Kasana zdołało się przebić radosne zawołanie kobiety, która aż przyklasnęła dłońmi kilka razy na tak nieoczekiwany widok istnej fontanny pośrodku niczego. Chwilę wcześniej powstrzymała w sobie chichot na widok.. mniej lub bardziej nieoczekiwanego efektu jaki dodatkowo wywołał na Chińczyku.
Bądź co bądź niejako obiecała swemu tygrysowi, tuż przed ich chwilą namiętnej kotłowaniny o poranku, że będzie grzeczną łowczynią w czasie podróży. I ostrożną też, niezbyt węszącą, a przynajmniej niezbyt otwarcie. A także pełną szacunku dla przywódcy ich grupy oraz Jia-mina, niezbyt rzucającą się przy tym w oczy. O ile dotrzymanie tej ostatniej obietnicy złożonej rozpalonym z rozkoszy oddechem mogło stanowić pewien oczywisty problem, o tyle z reszty zamierzała się wywiązać.

Z tego powodu postanowiła pomóc w tej nagłej katastrofie jaka miała miejsce.
Moment przeszukiwania tobołów zaowocował znalezieniem poskładanej, białej chusty.. Życzliwym gestem podała ją Kasanowi, aby mógł dzięki niej wspomóc mnicha w próbach osuszenia siebie i swych szat. Ona sama nie miała ochoty w tym uczestniczyć, jedynie ponad ramieniem Chińczyka posłała Niedźwiedziowi spojrzenie swych przymrużonych oczu. Spojrzenie, w którym oscylowały ze sobą nagana z rozbawieniem. Takie konkretne spojrzenie należało się małemu chłopczykowi, który spłatał psikusa. A wprawdzie potępienie takiego zachowania było bardziej na miejscu, to jednak nie było sposobu nie uśmiechnąć się wesoło na widok wyrządzonej psoty.




***




Po zażegnaniu kryzysu Leiko mogła powrócić do swych rozmyślań, przerywanych jej wcześniej przez skradającego się ku niej Niedźwiedzia.
Zatem gdy mnich już ogrzewał się przy ognisku, łypiąc przy tym wściekle na beztroskiego Kumę, ona przysiadła na obrzeżu ich tymczasowego obozowiska. Niezbyt daleko. Wystarczająco, by móc zareagować w sytuacji zagrożenia, ale też zachowała odpowiednią odległość, by móc być sam za sam ze swymi myślami. O czym to one były? Cóż takiego zaprzątało głowę tej Japonki, że nawet w oczach mężczyzny wydawała się być zmartwioną i zagubioną?

Ironia.
To wokół niej krążyła, kiedy odnalazła dla siebie miejsce wśród kamieni na brzegu szemrzącej rzeki.




Ironia tego miejsca, tego złudnego spokoju i poczucia bezpieczeństwa jakie dawało. Nawet jej samej, nauczonej przez lata doświadczeniem, by nie ufać żadnej tawernie, żadnemu miastu, szlakowi ni pokoju w pałacu. Wszędzie mogło się czaić zagrożenie. Czy to oczywiste w postaci zbyt pewnego siebie mężczyzny o płonących oczach, czy mnie podejrzliwej służki zatruwającej niesiony poczęstunek. Otwarte przestrzenie jednak, o ironio właśnie, nie były aż takimi siedliskami pająków i węży.
Ale teraz śmieszności Losu była doprawdy do przyklaśnięcia.

Tak niedawno, bo zaledwie nieco wcześniej tego dnia, cała jej urocza grupka spinała się czujnie. Nie było rozmów, każdy wypatrywał niebezpieczeństwa czekającego tylko, aby rzucić się na nich z leśnych gęstwin. Ona wiedziała wtedy, że niczego takiego nie było w pobliżu, bowiem szybko by się o tym dowiedziała jako pierwsza, na długo przed którymkolwiek z łowców.
Szmer płynącej wody oraz przyjemniejszy krajobraz tego miejsca, zdawał się koić nerwy każdego z nich. Odpoczywali, żartowali, śmiali się, posilali przed dalszą podróżą. Wyraźnie się rozluźnili, a ona wręcz przeciwnie – dopiero teraz jej zmysły badały bacznie otoczenie. Zarośla w poszukiwaniu poruszenia liści, powietrza dla posłyszenia głosów odmiennych od tych naturalnych. Drobne włoski unosiły się na jej karku, a mięśnie napinały się w kociej manierze.
A jednak to wszystko działo się dość niepostrzeżenie dla reszty jej towarzyszy. Obserwowanie drzew tłumaczyć mogła zwyczajnym rozglądaniem się po okolicy, cieszeniem nią swych oczu. Zaś ciało pozostawało ukryte pod miękkim materiałem kimona, czyniąc niewidocznym linie jej mięśni.

Nie powiedziała nikomu o przyuważonym Oni czającym się za drzewem. Nie chciała.. nie chciała siać wśród nich paniki. Jeśli będzie taka potrzeba, to wspomnie o tym przy ich kolejnym zatrzymaniu się na nocleg. Miała wrażenie, że było większe prawdopodobieństwo ataku właśnie pod osłoną ciemności zamiast w ciągu dnia, w pełnym słońcu. Demony lubiły mieć wrażenie wyższości nad swymi ofiary, a to im dawała noc. W teorii.
Nie podobał jej się sposób w jaki ta bestia czaiła się za drzewem, jak ich obserwowała z ukrycia nie będąc dostrzeżoną przez nikogo poza Leiko. Mogła zaatakować już wtedy, jak krwiożercza kreatura kierująca się tylko instynktem i chęcią mordu. Ta sprawiała wrażenie, jak gdyby oczekiwała właściwego momentu. A może jedynie robiła zwiad, a gdzieś dalej czekały inne Oni? Być może kierowali się prosto w jakąś zastawioną przez nie pułapkę?
Myśl, że takie stworzenia jak demony mogłyby na nich polować, była.. niepokojąca. Nie powinny być w stanie planować, to było wszak ludzkie, a ona postrzegała te bestie jako bliższe zwierzętom. Może w takim razie ten tutaj był typem drapieżnika nieco sprytniejszego od większości. Silniejszego zatem i mogącego sprawić nieco kłopotów. Ale czyż nie miała pod ręką równie silnych i równie sprawiających kłopoty łowców, gotowych zabić każdego Oni dla pieniędzy lub dla wyższego celu w przypadku niektórych? A ona była drobną kobietą, na pewno gdzieś pomiędzy tymi dwoma pragnieniami znalazłoby się bezpieczne miejsce dla niej. Najchętniej pomiędzy siermiężnym mieczem Kumy, a smukłą i magiczną kataną Akado.

Zapatrzona dotąd w zadumie na wodne tonie i drzewa okalające rzeczną gardziel, Maruiken w końcu przechyliła głowę, a jej wzrok powędrował ku postawnej sylwetce Niedźwiedzia. Towarzysza pomocnego i z pewnością mogącego stanowić wyzwanie, rubasznego i troskliwego, zachowującego się wobec niej z zadziwiającą szarmanckością, a jednak oceniającej jej krągłości z typowo męskim zainteresowaniem. Najbliższy jej tutaj łowca, w którego duże dłonie rzeczywiście mogłaby powierzyć swe życia. Posłała ku niemu uśmiech pełen figlarności dziewczątka posiadającego z nim jakiś sekrecik nieznany nikomu innemu. Ale też i kobiety, która widziała w nim mężczyznę będącego w mocy ją ochronić przed czyhającym złem.
„Ufam Ci. Jesteś tu dla mnie najbliższą osobą i masz we mnie przyjaciółkę.”
Zauważył ten jej przejaw sympatii i w odpowiedzi sam się uśmiechnął szeroko, a także zamachał do niej swą silną dłonią, rozrzucając przy tym na boki fragmenty z przygotowywanych do zjedzenia ryb. Ponownie tego dnia przyprawił ją o pełne rozbawienie pokręcenie głową.

Przed posłaniem kolejnego uśmiechu, kobieta skupiła się na kilka chwil na jednej ze swych zgrabnych łydek. Ze skromnością i lękiem przed ukazaniem zbyt wiele w męskim towarzystwie, uniosła odrobinę fałdy kimona odsłaniając porcelanę swej skóry nieco powyżej kostki. Zanurzając dłoń w wodzie, pochwyciła jej odrobinę, by zaraz potem puścić ją strużkami po gładkości swej nogi. Chłód przyprawił ją o wyraźne dreszcze rozchodzące się po łydce, jednocześnie zaś ulżył domniemanemu bólowi z równie rzekomego potknięcia. Dla zadbania o prawdziwość tamtego zdarzenia, musiała jeszcze przez jakiś czas pielęgnować to wspomnienie. Czasem się skrzywić, ale zaraz szybko ukryć ten grymas pod nieprzejednaną maską. Iść za grupą niezbyt prędkim krokiem, ale też nie być ciężarem. Cierpieć w milczeniu. Tak do kolejnego postoju, kalkulowała.

Nim po raz kolejny sięgnęła dłonią ku rzecznym toniom, spojrzenie powoli uniosła i poszukała wilczych oczu młodego łowcy. Ah, niby tak po prostu – przypadkiem. Speszyła się na moment, po czym uśmiechnęła się do niego ciepło.
„Jestem Ci wdzięczna za okazaną mi wcześniej pomoc. Tamtym gestem zasłużyłeś na specjalne miejsce w moim sercu.”
A nim zdołała zareagować choćby wstydliwym zarumienieniem się, ona pierwsza uciekła wzrokiem. Jakby nic się nie wydarzyło, bo i przecież przestraszyć młodziana nie chciała. Nie był mężczyzną odważnym jak Kojiro, Płomyczek, Kuma.. ah, nawet Yasuro miał odrobinę więcej odwagi, lub niejakiej znajomości pragnień potrafiących się zrodzić pomiędzy dwojgiem ludzi. Z Wilczkiem musiała być ostrożna.

Tak jak i z kolejną osobą, ku której powędrowała spojrzeniem. Acz jakże tu ostrożność miała odmienny posmak. Hirami Kasan był wężem, zwierzęciem, drapieżnikiem. Najgorszym swego rodzaju, po tym co o nim usłyszała. I tutaj dotrzymanie obietnicy złożonej tygrysowi stawało się ledwie możliwe. Mogła nie rozmawiać z ich przywódcą, nie poświęcać mu uwagi większej niż tyle ile wymagała tego grzeczność. Mimo to on nadał spoglądał, uśmiechał się do siebie lubieżnie, aż nawet Niedźwiedź to spostrzegł. Dotąd nie próbował się posuwać do niczego więcej, ale może wyczekiwał odpowiedniego momentu? Acz Kunashi wydawał się być pewien tego, że Kasan nie spróbuje niczego w tak licznym towarzystwie. Być może miał rację. A i wydawał się skrycie mieć na nią oko.
W takim razie uśmiechnęła się do węża także. Delikatnie i wdzięcznie, ale ani kokieteryjnie czy zalotnie. Z elegancją i szacunkiem pozbawionych drugiego znaczenia.
„Jesteś dobrym przywódcą, pójdę za Tobą wsz...”
Iye.. nieznacznie zmniejszyła uniesienie kącików swych ust, by uśmiech stał się subtelniejszy.
„Jesteś dobrym przywódcą”
Tyle miało wystarczyć, nie miała zamiaru go do niczego zachęcać.

Kobiecy uśmiech był potężną bronią.
Niby to zaledwie prosty ruch mięśni pod skórą, stwarzający tak ujmujący element niejednej przedstawicielki płci pięknej. A jednak byle ten drobiazg był w stanie rozpoczynać gorące romanse, namawiać do zdrady, łamać serca, a nawet wszczynać wojny wśród oczarowanych mężczyzn. Rozdawany odpowiednim osobom, mógł zapewnić kobiecej kreaturze siłę większą niż jakiekolwiek ostrze, magia czy potężna budowa ciała.
Uśmiechy potrafiły przekazywać więcej niż słowa, będąc przy tym subtelnymi co szept pieszczący ucho. Przekazywały sekrety, których nie były w stanie wypowiedzieć onieśmielone usta.
Delikatnie rozchylenie drżących warg ukazywało pragnienie, mające być dostrzegalnym zza wachlarzyku tylko dla tej jednej konkretnej osoby w tłumie. Było zalążkiem przechadzek, sprawiało, że serce nagle zaczynało bić szybciej na taki widok. Innym zaś razem, posłany łaskawie uśmiech był zaledwie ułudą, za którą kryło się ostrze lub trucizna. Pozorną kurtuazją, gdy okazywanie złości nie było na miejscu, bądź gdy to nie czas był jeszcze na dopełnienie śmiertelnego dzieła. Ale już niedługo, czego miły uśmiech był przebłyskiem. Przyjaciółka? Kochanka? Sojuszniczka? A może wróg? Umiejętny dobór tego prostego oręża potrafił przesłonić prawdę. Osłodzić ją.
Za uniesionymi zmysłowo kącikami ust mogła się kryć obietnica. Ostrzeżenie. Lub groźba.
Maruiken Leiko posiadła i ten talent.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-08-2013, 14:37   #187
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ryby pieczone przy ognisku…



Dowód talentów rybackich Kunashiego. Jakkolwiek techniki łowieckie Niedźwiedzia były dość kontrowersyjne, to jednakże nie można było im zarzucić braku skuteczności.
A i świeżo uwędzona ryba była smacznym dodatkiem do kulek ryżowych które stanowiły ich prowiant.
Wystarczająco smakowitym, by nawet przypadkowe ofiary jego łowów udobruchały się tym smacznym dodatkiem.
-Brakuje tylko dobrej sake do tego.- rzekł radośnie Kuma starając się zacząć rozmowę przy posiłku. Jego uwagę o saka podchwycił jedynie Kasan, zgadzają się z nim. Reszta potakiwała mniej lub bardziej niemrawo, w ogóle… tak jak to uczynili Kazama z mnichem. Co prawda Chińczyk mógł po prostu nie rozumieć słów Marasakiego, który zaczął opowiadać ciekawe historyjki ze swych łowów próbując ożywić atmosferę przy posiłku jak i wciągnąć w opowiadanie innych członków drużyny. Udało się to w przypadku Yoru i Kohena, którzy opowiedzieli swoje historie. Jeden o ogrze atakującym małą wioskę na północy, olbrzymiej bestii z tetsubo, którą młody łowca zabił rozcinając brzuch. A Kohen dość upiorną opowieść o duchach wieśniaków zarżniętych brutalnie podczas pacyfikacji ich wioski przez grupę bushi podczas ostatniej wojny… i mszczących się ślepo na żywych za swe krzywdy. Dość krwawa i brutalna historia o duchach.

Po posiłku zaś ruszyli dalej wzdłuż potoku, kierując się na północ. Podróż przebiegała z początku spokojnie. Dobry posiłek i niemal sielankowy nastrój nieco uspokoił nerwy łowców. Co nie znaczy, że całkowicie zatracili czujność.
A ściany górskiego wąwozu, którym szli nieubłaganie ulegały ścieśnieniu, jak dwoje kochanków zmierzających ku sobie.
Było coraz mniej drzew i innej roślinności. Na szczęście droga póki co nie kierowała się na górę, ku szczytom wśród których zima nadal królowała.
Nagle… Leiko poczuła niepokój. Ten nienaturalny niepokój zwiastujący kłopoty. To ukłucie w sercu było jednak zbyt słabe, zbyt rozproszone by łowczyni mogła wykryć jego powód.
Aż było za późno.

Ni to ryk smoka, ni to świst powietrza, ni to syk ognia… Czarne płomienie wystrzeliły z jednego zbocza góry, uderzając z impetem w drugie zbocze.
I wywołując lawinę kamieni. Te z hukiem zaczęły spadać wprost na łowców. Leiko odskoczyłaby odruchowo, gdyby nie… fakt, że ktoś pochwycił ją za dłoń i mocno pociągnął w celu uratowania jej życia.

Akodo Yoru… to on szlachetnie "ocalił" jej życie, choć po prawdzie nie wymagało ono ratowania. Była zbyt zwinna na to, by zginąć pod spadającymi głazami. Niemniej… gdy pył opadł okazało się że wąski przesmyk między ścianami wąwozu jest zagruzowany. A Leiko, Yoru i Kohen właśnie… utknęli po jednej stronie gruzowiska. Tej niewłaściwej.
Drogę w górę potoku odcinało im rumowisko skalne wynikłe z tej niespodziewanej lawiny.
-Heeej! Żyjecie! Odpowiedzcie! Co się dzieje?!- głośny krzyk Kunashiego świadczył, że przynajmniej on wyszedł z tej rozróby cało.Co z innymi?
Leiko nie miała czasu na rozważanie tej kwestii.
Przed nimi stał bowiem potwór, który ową lawinę wywołał.



Oni… Pokraczny dwugłowy, dwuręki i dwurogi czerwony ogr. Niezbyt może duży i nie wyglądający na silnego, ale niewątpliwie groźny… i szalony. Nie dość szalony, by nie wpaść na pomysł na rozdzielenie grupy na dwie części. Dość udany zresztą.
-Co my tu mamy…- rzekła głowa, a druga dodała.- Stare żylaste mięsko, niedobre. Gnijące, trawione chorobą… mięsko stare może odejść.
-Taaak… wolimy resztę. Młodzika o smakowitym mięsku i kobietę….taaaak… ładna kobieta… śliczna…-
lewa głowa bestii oblizała jęzorem lubieżnie swoje wargi i zęby.- Dawno nie mieliśmy ładnej kobiety, dawno nie tuliliśmy… nie korzystaliśmy…
-Będzie głośno krzyczeć...ooo tak.-
zachichotała druga głowa, na co pierwsza odpowiedziała.- Lubimy jak krzyczą, lubimy jak się bronią.. lubimy jak zabawki walczą, zanim całkiem je złamiemy. Szkoda, że taka delikatna… jest ta kobieta… długo nie wytrzyma… Ale pewnie mięsko ma równie smaczne.

-Maruiken-san, gdy dam ci znak… uciekaj.- Leiko usłyszała tuż obok siebie, szept Yoru. Młodzik był spięty i niewątpliwie szykował się do walki.
-Gdy powiem głośno “już”, uciekaj i nie odwracaj się.- Akado mówił do niej, jak do delikatnej niewiasty którą trzeba chronić. Zupełnie zapomniał, że jest łowczynią i to.. taką, którą szanował Kunashi-san.
Dla niego, była delikatnym bezbronnym kwiatuszkiem. Zaiste iluzja łowczyni była doskonała… Nabierał się na nią zarówno dwugłowy oni, jak i młody łowca.



Szczęk wyciąganej katany… wydawał się Maruiken głośniejszy niż dialog dwugłowego oni, jaki ogr prowadził sam ze sobą.


Yoru odsunął się od Leiko, patrząc jak potwór zbliża się do niego ignorując zarówno kaszlącego krwią Kohena, jak samą łowczynię.
-Młody chce się bawić. Jak zabawnie. - rzekła jedna głowa, a druga dodała.- Lubimy zabawy, tak, tak…. Przysmażymy mięsko...ale tylko trochę. Jak za dużo, obiad nie będzie smaczny.
-Przekonamy się zaraz poczwaro…-
syknął Akodo przybierając odpowiednią postawę.


Po czym ruszył na bestię, atakując szybko i przechodząc z pchnięcia w zamach. I chybiając. Potwór błyskawicznie odskoczył ze śmiechem komentując.- Mały szerszeń próbuje żądlić… zabawne.
Druga głowa zionęła ogniem.Czarne płomienie zmusiły młodego łowcę do odskoczenia. Prawie go dosięgły… niewielkie czarne płomyki tliły się na obrzeżu jego płaszcza.
-Już… teraz!- krzyknął Yoru ponownie atakując, podczas gdy youjutsusha skończył modlitwy do mrocznych kami i splatanie czaru. Dookoła Kohena pojawiły się ogniki, które zmieniły się w dziesiątki płonących dzirytów. Kończące czar słowa i gest dłoni sprawiły, iż te dziryty błyskawicznie pognały do celu, jakim był dwugłowy ogr. Uderzały raz po raz pogrążając go w eksplozji ognia, z której… wyskoczył on cały i bez śladówoparzeń lądując parę metrów przed Kohenem, mówiąc jednocześnie dwoma głowami.- To było zabawne… prawda? Bardzo zabawne. Rozbawiłeś nas staruszku. O tak… ale nie będziemy czekać aż z rękawa kimona wyciągniesz coś skutecznego. O nie… zabijemy cię tu i teraz. I szybko.
Kohen sięgną po wakizashi ukryte z tyłu za obi, a Akado z głośnym krzykiem zaszarżował na Oni, a Leiko...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-01-2014 o 18:32. Powód: poprawki
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-09-2013, 01:37   #188
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
A Leiko..
A Leiko potknęła się. Ponownie. Ta niezręczność musiała jej nagle wejść w nawyk. Albo może to dzisiejszy dzień tak sprzyjał potykaniu się? Pogoda i krajobraz wspólnie działały przeciwko niej, powiewami wiatru podrzucając pod geta okoliczne kamyczki?
Jednym pewnym faktem było, że rzeczywiście miało miejsce potknięcie się tej dystyngowanej kobiety, a tym razem w pobliżu nie było męskiego ramienia do pochwycenia jej. Młody wilczek, w którego objęciach wcześniej znalazła ratunek przed nieuchronnym upadkiem, teraz walczył z bestią w jej obronie. Odważnie, gorliwie, jak gdyby była kruchą niewiastą zamiast łowczynią kreatur takich jak ten Oni. Teraz jednak nie musiała walczyć, jedynym jej zadaniem była.. ucieczka. Tak prosta, gdy obie głowy demona zajęte były atakującymi je młodzianem i czarownikiem, ne?

A mimo to poległa. Dosłownie.
Krótki, kobiecy krzyk uniósł się nad polem bitwy, gdy z łopotem kimona Leiko poleciała na spotkanie z pyłem i drobinkami gruzu zaściełającymi teraz ziemię po skalistej lawinie. Był to doprawdy majestatyczny upadek, istny pokaz niezgrabności, po którym skończyła w bezbronnej pozycji leżącej. Na twarzy wymalował się grymas boleści - niewielkie, acz ostre kamyczki zdołały gdzieniegdzie podrażnić jej delikatną skórę dłoni i kolan..
Ah, kolana! I łydki także. Barwne odzienie, zwykle zakrywające ciało Japonki, jednocześnie podkreślając jej kusząco kobiece kształty, w chaosie upadku zadziałało wbrew jej woli. Rozchylony materiał ukazał światu nogę Maruiken, jeden z tych jej długich i zgrabnych atrybutów. Mlecznobiała tajemnicza została odsłonięta aż wysoko ponad samo udo, zdradzona łowcom i lubieżnym ślepiom demona. Bezsilna, uległa, „do korzystania”, jak to wcześniej raczył malowniczo powiedzieć szalony Oni. Takie sygnały wysyłała całym swym ciałem, nawet gdy w swym przerażeniu i zaskoczeniu starała się podnieść, uwolnić z oplotów pułapki jaką nagle stało się jej kimono.

Tak słodkiej przynęcie, bestia nie mogła się oprzeć. Ale też nie zostawiła spraw nie rozstrzygniętych. Czarny ogień z jednej paszczy wystrzelił w kierunku Kohena pochłaniając sylwetkę czarownika. Ów łowca nie okazał się być tak szybki, jak chociażby Kunashi. I Kohen upadł na ziemię w dogasających płomieniach… zapewne martwy.
Oni nie zwracał już na niego uwagi. Wpierw jedna głowa jej się przyglądała, gdy wykończył płomieniem czarownika, teraz obie skupiły się na celu i pognały w kierunku bezbronnej ofiary ze zdumiewającą szybkością. Bestia była zwinna.






I pędziła w kierunku bezbronnej ofiary, za jaką miała Leiko. Nie tylko ona zresztą, także i Yoru ruszył w jej kierunku, by zajść bestię z boku i ciąć. Doskoczył nagle, jednakże potwór to przewidział. Zamach po skosie katany Akado chybił, bestia skuliła się i wyprowadziła nagły cios w brzuch odsłaniającego się za bardzo po chybionym ataku młodego łowcy… pozbawiając go tym uderzeniem tchu w piersiach.
Młody łowca miał może młodość i talent, ale nadal brakowało mu jednego - doświadczenia.

Zbyt jednak zajęty bezbronną ofiarą jaką była uwięziona w swych szatach Leiko, Oni nie dokończył sprawy pozostawiając na wpół ogłuszonego Yoru swemu losowi. Skupiony na leżącej łowczyni zmierzał w jej kierunku, niczym wygłodniały wilk kierując się do porzuconego w głuszy połcia mięsa… prosto w pułapkę myśliwych.

Ah, nie tak to sobie wyobrażała. Nie tak miał się potoczyć jej plan wymyślony na poczekaniu.
Biedny Wilczek, miała nadzieję, że to uderzenie nie było dla niego zbyt potężne i pozbiera się z tego. Był jej tutaj potrzebny. Biedny też i Kohen, bądź.. cokolwiek z niego zostało po zostaniu pożartym przez płomienie wyplute przez Oni.
Gdyby nie odgrywanie roli przynęty, to cmoknęłaby cicho ze zniecierpliwienia. Maruiken Leiko nie lubiła, gdy coś paskudziło jej strategie. Mimo to zarówno miłość, jak i wojna, wymagały poświęceń oraz ofiar. A jeśli ona nie mogła stać się jednym z nich, musiał zatem ktoś inny. Logika może i bezlitosna, ale za to skuteczna.

Nie patrzyła w stronę zbliżającej się bestii. Nie musiała. Przesłonięte kurtyną czarnych włosów oczy były jej zbędne, kroki demona dudniły jej w uszach pozwalając ocenić nieuchronnie zmniejszającą się odległość. Dłońmi wspartymi o ziemię wyczuwała drżenie przy każdym uderzeniu jego stóp. Szybkich, gwałtownych i mocnych. Smukłymi palcami przesunęła ostrożnie po odłamkach pokruszonych kamieni w stronę swego biodra, gestem sugerującym próbę podniesienia się. I jedynie opuszki muskające wachlarz subtelnie opowiadały o jej prawdziwych zamiarach.
Coraz bliżej i bliżej. Kroki były tak blisko. Oni zwolniło podchodząc do dziewczyny.
- Ależ postaraj się stawić opór.- zaczęły mówić obie głowy.- Szlochaj, krzycz… inaczej nie będzie zabawnie.
Potwór zapomniał najwyraźniej o tym, że Yoru choć otrzymał mocny cios pięścią, nie był jeszcze wyłączony z walki. Ale też i pewnie nie brał niedoświadczonego łowcy za wartego uwagi przeciwnika.
Nic dziwnego. Kohen być może nie żył, Akado jak na razie niewiele zdziałał. A Leiko wydawała się bezbronną ofiarą.




Podchodził pewny swego i mówiąc. - Takie ładne kimono, szkoda że się podrze...o tak… ale za to co pod kimonem jest równie ładniutkie… dawno nie mieliśmy kobiety… tak ślicznej jeszcze dawniej… ciekawe jak głośno będzie krzyczeć... Bardzo głośno. Postaramy się o to, prawda?... oj tak...
Nachylił się, by chwycić łowczynię za ręką i przewrócić na plecy.
Mocne szarpnięcie, pod którym zatrzeszczał ostrzegawczo miękki materiał rękawa, a potem gwałtowne uderzenie plecami o twardą ziemię, wyrwało z płuc kobiety głośne tchnienie.

Czuła go tuż przy sobie, o wiele zbyt blisko jak na demona. Ale nie zerknęła na niego, tą niechęcią do kontaktu wzrokowego tylko zapewniając o swoim strachu i bezsilności.
Pokraczna sylwetka demona nie tylko była mało przyjemna dla oczu, ale także stanowiła dla Leiko pewien odmienny problem. Dwie głowy, dwie pary oczu. Jedna szansa. Czy wykluczenie na krótko z walki jednej z nich, wykluczyłoby też tę połowę ciała jej odpowiadającą? Czy tylko jedna z nich pluła ogniem? Czy może jedna tylko panowała nad ruchami ciała?
Iye. Nie znała się na demonach tak jak czarownik. Znała się na ludziach, oni byli jej specjalnością. Zwykle jej przeciwnicy nie byli takimi wynaturzeniami, nie wymagali od niej taktycznego podejścia do ilości oczu. Tym bardziej, że takie sytuacje wymagały od niej błyskawicznej reakcji. Gdyby Matka Ogrów na trzęsawiskach miała dodatkową parę oczu, to całe spotkanie z nią mogłoby się zupełnie inaczej skończyć, na nieszczęście dla łowczyni.

Poczuła w żyłach znajome zawrzenie krwi, leniwe przebudzenie się jej wewnętrznej bestii. Poruszyła głową, by spomiędzy odgarnięty pasm włosów spojrzeć w końcu prosto w oczy głowy o ognistym oddechu. A zaś w jej własnych oczach poruszyło się coś.. gadziego. Nieprzyjemnego, przywodzącego na myśl węża. Dotąd i tak złociste tęczówki, teraz rozświetliły się blaskiem tysiąca słońc, tysiącem bezlitosnych uśmiechów Amaterasu. Na krótki moment, w którym Leiko z trzaskiem rozłożyła wachlarz i zamaszystym ruchem starała się wykorzystać okazję, aby ciąć potwora przez klatkę piersiową.

Blasku oczu Leiko, towarzyszył ryk dwugłowego ogra, ryk głośny i pełen ból. Ten Oni nie przepadał za bardzo słońca.
-Skrzywdziła nas… raniła… podstępna dziewuszka… zemścimy się… o tak.. zemścimy… urwiemy główkę jak kurczaki, bez niej też będzie użyteczna…- pomstowaniu temu nie towarzyszyły jednak działania. Za słowami nie poszły czyny.
Bowiem cięcie wachlarza rozorało dość głęboko klatkę piersiową potwora, by trysnęła czarna posoka… Niestety nie dość głęboko, by zabić. Czując ból ogr błyskawicznie odskoczył do tyłu unikając instynktownie jego źródła. Dwugłowy ogr cofał się do tyłu przecierając oczy chwilowo oślepione blaskiem klątwy płynącej w żyłach łowczyni.

Jakkolwiek nienawidziła tego znamienia sprawiającego, że żyła pomiędzy dwoma światami, to jednak Leiko potrafiła go wykorzystywać. Akado nadal skulony po ciosie dwugłowego ogra dopiero truchcikiem ruszał w jego kierunku. Ciekawszy widok jednak był z boku. Leżąc Maruiken zobaczyła jak poparzone straszliwie truchło yōjutsusha podnosi się z ziemi. Paskudne rany i przeżarte jakimś kwasem szaty świadczyły że czarny ogień w Oni, nie miał w istocie ognistej natury. Ale też i dziwiła żywotność czarownika, który… powinien być martwy. Na twarzy Takamiego widać było grymas bólu, ale też i w oczach chęć zemsty.

Łowczyni jednak nie miała czasu analizować, czy ów wstający osobnik był trzymającym się desperacko resztek życia Kohenem, czy też może zmarłym powstałym z życia by zabić swego mordercę...
Miała własne problemy, dwugłowy ogr zionął z obu paszcz czarnym jak smoła ogniem. Na szczęście na oślep, więc pierwsze strużki ognia skorodowały jedynie nadbrzeżny piasek i kamienie. Ale potwór dalej zionąc próbując swymi płomieniami objąć jak największy obszar i dosięgnąć nimi swą dręczycielkę.
Nie miała zamiaru czekać, aż w końcu trafi i popieści jej skórę ogniem. Już i tak wystarczająco czasu spędziła w pozycji leżącej. Dlatego w otwarciu pomiędzy jednym chybionym zionięciem, a drugim mogącym już ją połaskotać boleśnie w odsłoniętą nogę, łowczyni zwinnie zerwała się z miejsca, aby nie dać mu przypadkiem sposobności do trafienia siebie.

Gruz zachrzęścił głośno pod zębami jej geta, gdy o kilka kroków w tył zwiększyła jeszcze odległość między sobą i paszczami kreatury. W jednej dłoni czujnie trzymając wachlarz, z którego płynnym ruchem strzepnęła krew Oni, drugą sięgnęła po swoją równie zaufaną parasolkę. Rozłożyła ją tuż przed sobą i skryła się za pozornie delikatnym materiałem, bardziej kobiecym bibelocikiem przecież niż tarczą przeciwko demonowi. Nawet w promieniach słońca zalśnił ślicznie długi szpikulec wycelowany prosto w niego.
Strumień czarnych płomieni uderzył w parasolkę, przez chwilę wydawało się że ten drobny bibelocik nie wytrzyma żaru i dziwnej natury czarnego ognia. Lecz stało się inaczej, płomienie nie przebiły się przez niego, zaskakując tym kuśtykającego Yoru zmierzającego ku walczącej samotnie Leiko. Kohen nie tracił czasu na okazywanie zdziwienia, gesty dłoni świadczyły, że zamierza przeciw potworowi użyć jakiejś mrocznej mocy z głębin samego jigoku… lub skądkolwiek on czerpał swoją potęgę.

A pozbawiony możliwości widzenia potwór kręcił się w kółko na oślep wyrzucając z siebie kolejne strugi ognia. Maruiken zdawała sobie sprawę, jak ryzykowne było użycie szpikulca. Jeśli podczas lotu wpadnie w strugę czarnego płomienia, niechybnie ulegnie zniszczeniu nie czyniąc szkody dwugłowemu ogrowi.
Nie mogła sobie pozwolić na utratę cennej broni, nawet tak drobnej i niepozornej. Nie teraz, gdy była jeszcze tak daleko od celu swojej podróży, i gdy miała przed sobą jeszcze długą drogę ku miejscu rytuału. Wiele się mogło wydarzyć, musiała być w pełni przygotowana na każdą okoliczność. Zapewne dopiero w mieście mogłaby znaleźć kogoś potrafiącego dorobić jej drugi szpikulec do parasolki. A i tam powrót mógł się bardzo opóźnić..

Syknęła cicho, kiedy poczuła na twarzy powiew gorącego powietrza z płomieni rozbijających się o materiał, tak niedaleko koniuszka jej nosa. Powoli przesuwając stopy, starała się wycofać z zasięgu ognia, jednocześnie z obawy przed nim nawet nie unosiła głowy, by spojrzeć na stan przeciwnika. Polegała jedynie na odgłosach jego zionięcia oraz na zerkaniu w bok na poczynania dwóch łowców. Dała im tyle czasu, jakże jeszcze mogli nie zaatakować? Potwór niedługo odzyska wzrok, a ona nie wiedziała jak długo uda jej się odwracać jego uwagę.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-09-2013, 01:42   #189
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
To było z ich strony nieuprzejmie tak długo zmuszać delikatną kobietę, by brała na siebie ciężar walki. Tym bardziej, że ziejący czarnym ogniem potwór nie dawał jej możliwości przeprowadzenia precyzyjnego ataku. Zbyt wiele by ryzykowała wychylając się zza bezpiecznej tarczy swej parasolki.

A choć Yoru śpieszył jej na ratunek powoli odzyskując siły, to jednak Kohen uderzył pierwszy wydając z siebie ryk… godny smoka.
Siła jego krzyku wprawiała w powietrze w drżenie, tworząc wirującą poziomą trąbę powietrzną pędzącą niczym polujący wąż w kierunku oślepionego Oni i...




...uderzającą w niego z wielką siłą. Cios był tak potężny, że potwór został poderwany z ziemi i ciśnięty w przeciwległą ścianę wąwozu, którym szli.
Leiko instynktownie kucnęła, unikając podobnego losu. Ogr uderzył z impetem o ścianę i spadł wprost do rzeki rozchlapując wodę. Był ranny, był wściekły, ale i żywy.
Podniósł się powoli rycząc obiema głowami.- Zabiję was wszystkich, powoli i boleśnie… spalimy was do bielutkich kości!
Wyglądało na to, że już odzyskiwał wzrok, ale też i atak yōjutsusha mocno go poranił. Jego ruchy nie wydawały się już tak zwinne i szybkie, gdy teraz brodził w płytkiej rzeczce.

Łowczyni płynnym ruchem przesunęła swą parasolkę, aby tym razem ochronić się od wszelkich przypadkowych kropli wody mogących ją uraczyć kąpielą po upadku demona. Potem znad rozciągniętego materiału spojrzała w tamtym kierunku, w sposób kojarzący się z figlarnym zerkaniem znad wachlarza ku upatrzonemu w tłumie mężczyźnie. Nawet uśmiechnęła się ciepło, wprawdzie zaskoczona nagłym obrotem sytuacji, ale przede wszystkim zadowolona z ciężaru jakiego ją pozbawił czarownik. A może Oni? Trudno jej było ocenić ile teraz było w nim człowieka, a ile demona. Czy był jeszcze sojusznikiem, czy już kolejnym przeciwnikiem.

Jakkolwiek by chciała wystrzelić szpikulec prosto w jedną z rozwrzeszczanych paszczy Ogra, to myśl o szukaniu go później w rzece udaremniło i ten plan. Dlatego zamiast tego postanowiła wycofać się na bezpieczną odległość i zaczaić się za plecami jej towarzyszy, poczekać tam na odpowiedni moment do uderzenia. A po drodze, gdy wymijała młodego Wilczka, szepnęła doń spokojnym tonem, nieco zbyt figlarnym jak na okoliczności -To chyba odpowiedni moment na pokazanie raz jeszcze Twej sztuczki z ostatniej nocy, ne?

Yoru jedynie skinął głową, odzyskawszy już dech w piersiach i nie zginając się z bólu doskoczył do przeciwnika, jeszcze brodzącego w rzece. Dwugłowy ogr jeszcze zionął ogniem, lecz coś w płynącej wodzie sprawiało że jego podmuchy, nie były ani tak celne ani tak potężne. Co też i ogr zauważył próbując uciec z rzeki.
Tyle że Akado nie zamierzał, mu na to pozwolić. Błyskawicznie doskoczyła do ogra, już nie tak szybkiego jak na suchym lądzie. Jedno zamaszyste cięcie.




I odciął lewy łeb ogra, który wpadł do rzeki wzbudzając fontannę kropelek wody.
Oni ryknął wściekle wijąc się z bólu.- Zabiłeś mi brata!
I zionął ogniem. Czarne płomienie tym razem dosięgły młodego łowcę, raniąc powierzchownie w bark.

-Zabić… szybko…- szepnął ledwo trzymający się na na Kohen, wystarczająco głośno, by Leiko posłyszała te słowa. -Zabić szybko…
Myślała z początku, że czarownik słowami próbuje zapanować na wściekłością i bólem… ale nie.- Zabić szybko… Daburu kurohomura oni, zanim… jego głowa odrośnie.

Rzeczywiście… ledwie spadła głowa z szyi potwora, a już na karku pączkowała kolejna.- Zabić… zanim… on… nas.
Takami ruszył powoli do przodu, z wyraźnym trudem. Zaś obecnie jednogłowy ogr starał się jak najbardziej oddalić od nacierającego łowcy i wydostać z rzeki, plując w Yoru czarnym płomieniem.

Taktyka ta dla Leiko była przejrzysta jak kawałek kryształu, ogr stara się zyskać na czasie i zregenerować odcięty łeb. Wilczek zaś nie mógł użyć ostrza błyskawic samemu także stojąc w wodzie, zaś na lądzie ogr byłby szybszy i potężniejszy. Więc nie mógł go z tej wody wypuścić. Sytuacja była jak na razie patowa, ale najbliższe chwile mogły zdecydować o zwycięstwie jednej ze stron.

Stojąca nieco z boku łowczyni skinęła głową ze zrozumieniem. Nie wiedziała jaką wiedzę na temat demonów miał Akado, ale jej własna nie była zbyt okazała, chociaż umiejętnie skrywała to przed resztą łowców bardziej oddanych swym polowaniom niż ona. Ale Kohen już miał kilka okazji do pochwalenia się znajomością natury tych przebrzydłych bestii, do pokazania swej niezdrowej miłości do tych kreatur. Mogła zaufać jego słowom.
Wyciągnęła przed siebie złożoną parasolkę celując długim szpikulcem w stronę Oni, by w końcu go ustrzelić dla odwrócenia uwagi. Ale za bardzo się ruszali, on i Akado. Mogłaby przez przypadek zranić młodego wilczka, a tego przecież nie chciała.

Oba bibelociki, o ukrytej naturze najprawdziwszych broni, powróciły na swoje miejsca przy pasie obi otulającym talię kobiety. Ona zaś dłonią sięgnęła za swoje plecy i zza kokardy wysunęła niezwykłe wakizashi, którego sekret miała okazję poznać ostatnio. Trzymając je pewnie, ciesząc się dotykiem zdobień tsuka pod palcami, ruszyła w stronę walczących. Okrężną drogą, nawet jeśli wymagała ona zamoczenia się w rzece.
Miała nadzieję, że Yoru pod całą swoją wiarą był na tyle błyskotliwy, aby utrzymać na sobie zainteresowanie Oni. Na tyle sprytny, by po zobaczeniu jej domyśleć się planu, w którym miała z zaskoczenia zaatakować potwora swym ostrzem. Wszak.. ogr zajęty jednym przeciwnikiem, nie mógłby nagle zionąć ogniem w węża czającego się z tyłu, ne?

Leiko nie była tak silna jak Kunashi, nie była mistrzem miecza jak jej tygrys, nie była czarownikiem jak Kohen, ale… posiadała inne talenty.
Szybko i bezszelestnie niemal ruszyła w kierunku walczących ze sobą przeciwników. Jednogłowy ogr wymierzał pięściami mocno ciosy i plunął kolejnymi strugami ognia. Raniony Yoru ponawiał ataki, ciął miecze, jednak przede wszystkim unikał czarnych płomieni, przez co jego cięcia rzadko dosięgały wroga.
A łowczyni pędząc szybko i cicho dotarła do strumienia, poruszając się po jego tafli ze zwinnością niemalże nadludzką. Kroczek za kroczkiem zbliżyła się do pleców zmagającego się z Wilczkiem ogra. I zadała… szybki i silny cios. Pchnięcie tuż pod łopatkę, od tej strony która jeszcze miała głowę. Pchnięcie prosto w serce. Stwór zamarł w pół słowa czując straszliwy ból przeszywający jego szybko bijący przed chwilą organ.
Yoru wykorzystał tą chwilę wahania. I uderzył pionowo z góry, rozcinając ciało stwora na dwie prawie bliźniacze połówki.

Oni zginął, poczuła to zanurzona po łydki w wodzie. Maruiken mogła biec po jej powierzchni, ale stojąc zanurzała się w wodzie jak każdy inny śmiertelnik.
Potwór zginął, a ona czuła jak karmi się jego agonią. Co więcej, paskudna rana barku Wilczka się goiła na jej oczach, jak i Kohen wydawał się szybko wracać do zdrowia… a przynajmniej do swego typowego stanu zdrowia. Jej wyjątkowa zdolność gojenia szybko ran zadanych jej przez potwory, nagle… przestała być wyjątkowa.
O ile było to podejrzane, niespodziewane oraz nawet odrobinę.. rozczarowujące dla Leiko, to jednak ta siła ich całej trójki do nagłej regeneracji była czymś do przemilczenia. Do przymknięcia oczu na ten fakt, tolerować zaistnienie tego zjawiska bardziej zadziwiającego niż samo istnienie dwugłowego Oni. Przecież tak być nie powinno, rany nie powinny się same goić, i chyba każde z nich było tego świadome.

W miejscu, gdzie zaledwie chwilę wcześniej potwór pluł płomienia w Wilczka, teraz łowczyni uśmiechała się do niego wesoło. Lekkim ruchem strzepnęła czarną krew z ostrza, po czym ukłoniła się przed młodzikiem. Z wdziękiem, pomimo ubrudzonego kimona, które zaczynało jej ciążyć od wody wsiąkającej w materiał. A i ten ruch przecież bardziej przypominał podziękowanie za rozegranie partii Go lub za wspólny pokaz tańca, ta jego elegancja zdecydowanie nie komponowała się z truchłem u stóp Maruiken – To sama przyjemność walczyć wraz z Tobą przeciwko demonom, Okami-kun..
-Mogę tylko odpowiedzieć tymi samymi słowami Maruiken-san.
-odpowiedział Yoru kłaniając się podobnie dziewczynie. Tymczasem Takami w nadpalonych szatach ruszył żwawym krokiem w kierunku gruzowiska. Czarownik wydawał się zdrowszy i żywszy niż przed walką. Zupełnie jakby walka z Oni dodała mu sił życiowych, zamiast je wyczerpać.

Ostrożnie stawiając geta, aby nie poślizgnąć się na maleńkich kamyczkach wyściełających dno strumyka, Leiko powoli skierowała się ku brzegowi. Tam to wakizashi schowała do saia, po czym mając wolne obie dłonie ujęła za krańce kimona i skręcając je wycisnęła nadmiar wody na ziemię. To tylko odrobinę polepszyło jej sytuację. Wprawdzie teraz odzienie ciążyło jej odrobinę mniej, ale za to nadal przyklejało się do ciała, do tego było pomięte i dzięki niemu zostawiała za sobą ślad ze ściekających kropelek.
Z westchnieniem zbliżyła się do lawiny gruzu wcześniej wywołanej przez dwugłowego ogra. Objęła ją spojrzeniem w każdą stronę, a następnie zawołała – Kuma-san? Jesteście tam? Nic się nikomu nie stało?
-My żyjemy, co u was? Próbowaliśmy z Kazama-san, wspiąć się po gruzowisku… ale bez sukcesu. Są jacyś ranni? Co się stało? Hirami-san twierdzi, że to nie była naturalna lawina.
-odparł głośno Marasaki, a Kohen odparł.- Żyjemy, to był Oni… Już nie żyje. Nikt nie został… ranny.
Widocznie czarownik też uznał, że o pewnych sprawach nie wypada rozpowiadać.

-Z tej strony też nie widzę żadnego podejścia.. - odparła głośno Leiko, chociaż miała większą chęć wymruczeć to z nutkami niechęci i zawodu. Krótkie zlustrowanie góry kamieni piętrzącej się przed nią rzeczywiście nie zaowocowało w żadne rozsądne sposoby przebycia tej przeszkody. Może wspinaczka, ale to byłoby zbyt niebezpieczne przez mogące się obsunąć odłamki skalne.
Rozejrzała się po ich pułapce jakim był wąwóz, w końcu teraz na spokojnie, bez demona dyszącego jej na karku – Będziemy musieli znaleźć inną drogę, żeby do was dołączyć.
-Powinna być nieco mniej bezpieczna i wąska ścieżka… po zboczu jednej z gór. Hirami-san twierdzi, że wcześniej mijaliśmy podejście do niej. Będziecie musieli się cofnąć!- wrzasnął donośnym głosem Kuma, a Kasan dodał równie głośno.- Trudniejsza, ale nie niemożliwa do pokonania . Na pewno ta droga jest łatwiejsza niż walka którą żeście stoczyli przed chwilą, a skoro nikt nie został ranny… Tylko nie idźcie za wysoko. Oddech Zimy nie nadal omiata szczyty gór.
Wprawdzie jej rozmówcy nie mogli tego zobaczyć, ale Leiko kiwała lekko głową, przyswajając sobie każde słowo, każdą wskazówkę mającą przeprowadzić ich bezpiecznie przez nieznany teren. Wąska ścieżka. Zbocze góry. Podejście. Oddech Zimy. Jeśli ominą ich atrakcje w postaci kolejnych Oni, to ta przeprawa nie powinna być zbyt ciężka. Co najwyżej męcząca – Kasan-san, gdzie zaplanowałeś nasz kolejny nocleg? Jeśli nie uda nam się natrafić na siebie po drodze, to będziemy potrzebować jakiegoś konkretnego punktu do spotkania.
-Spotkamy się w wiosce o której wspominałem wcześniej… Chyba że dogonicie nas na tej ścieżce. Podążać będziemy jeszcze długo wzdłuż strumienia, więc łatwo znajdziecie nasz ślad.
- odparł głośno Hirami.
Gdy łowczyni i czarnoksiężnik prowadzili rozmowy, Akado Yoru wynosił szczątki Oni z rzeki, aby jego krew skaziła jego wód.

-Hai, dobrze. Miejmy nadzieję, że niedługo was odnajdziemy. I bądźcie ostrożni. W okolicy może się czaić więcej poczwar – mówiąc to uniosła rękę i opuszkami palców musnęła ścianę z kamieni górującą przed sobą. Pochyliła także głowę w pożegnalnym geście, ale także mając zesłać szczęście na wędrowców. Choć może teraz to ona ze swoimi dwoma towarzyszami powinna liczyć na przychylność losu?

Nie spodziewała się takich nagłych komplikacji i rozdzielenia ich grupki. To nie był dobry znak, nie tutaj, gdzie żadne z ich trójki nie znało okolicy i mogli polegać jedynie na swych instynktach, ostrzach i magicznych sztuczkach. Nawet jeśli Leiko zwykła docierać do swych celów samotnie, to w przypadku łowów na demony zawsze preferowała mieć potężną osłonę z cudzych mięśni. Im więcej tym lepiej, a z myślami o podejrzanych Chińczykach, tajemniczym rytuale i wieściami doniesionymi jej przez doradcę, chciała mieć przy sobie jak najwięcej męskich ramion bardziej niż skorych do rzucenia się jej na pomoc.
I z tego powodu niezbyt podobało jej się obecne położenie. Wprawdzie już na nieprzyjaznych ziemiach Sasaki podróżowała w towarzystwie tylko dwóch młodzików, to jednak wtedy miała też przy sobie kilku ukrytych sojuszników. Teraz przynajmniej tygrys kroczył jej śladem.. na co miała jedynie jego słowa, słodkie obietnice wyszeptane o poranku. Jeśli nadal czuwał nad swoją Tsuki no Musume, to ukrywał się za dobrze nawet dla jej oczu. Czy widział walkę, czy wie już o najnowszych planach? Oby.

Zapewne inni łowcy nie mogli narzekać na brak atrakcji. W nocy jedne paskudy do ubicia, teraz kolejny Oni. Może dostaną jakieś dodatkowe monety za ten cały trud. Dla niej ważna była tylko odpowiedź na jedno pytanie: czy te bestie atakowały ze swojej własnej woli, czy może ktoś je popchnął ku sprawdzeniu umiejętności ich grupki? Zwierzęcy instynkt czy ludzki spryt?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-09-2013, 13:32   #190
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Walka z Oni zakończyła się zwycięstwem, w którym to jej nieskazitelna skóra nie została raniona. Ba nie poczuła nawet odrobiny bólu. A jednak coś psuło smak zwycięstwa. Odkrycie, które stawiało pytanie o naturę dwójki towarzyszących jej łowców.I o jej własną naturę.
Yōjutsusha powinien być już martwy. Ogień potwora pochłonął jego postać, a jednak słabowity czarownik mimo rozległych poparzeń wstał i użył swej mrocznej magii przeciw niemu. Ba, jego ciało obecnie nie nosiło ni śladu po oparzeniach, mimo że nadpalone i przepalone w wielu miejscach szmaty które nosił w ramach stroju przypominały o tym cudzie. Chuderlawe blade ciało Kohena sprawiało, że przypominał bardziej nieumarłego niż najsilniejszy z Jiang Shi z którymi walczyła w Nagoi.
Jakkolwiek moce regeneracji czarownika niemal bliskie demonom, można było wytłumaczyć jakoś jego mrocznymi praktykami i magią, to jednak szybko gojąca się rana Yoru była już trudniejsza do wytłumaczenia. Naznaczone fanatyzmem oblicze młodzika nie pozwalało na przypuszczenia co do obcowania z mrocznymi praktykami. Był na to zbyt niewinny.
Jego nadnaturalna zdolność do gojenia ran… kojarzyła się nieodmienne z jej własną.
I to rodziło pytania na podkreślonych śliwkową barwą wargach Leiko. Pytania które z nich nie wydostały… tym razem.
Bowiem Kohen cichym głosem rzekł.- Czeka nas cofnięcie się kawałek i wędrówka zboczem górskim. Nadkładamy drogi, więc nie powinniśmy tracić czasu, ne?
Zarówno Leiko jak i Yoru się zgodzili z nim w milczeniu. Na rozmowę przyjdzie czas. O ile którekolwiek z nich zdecyduje się poruszyć ten temat.



Alternatywna droga przez góry była bardziej stroma i mniej wygodna. Wiodła przez gęsty las pokrywający zbocze góry. Na szczęście była też i dobrze oznakowana.


Drzewne pale przycięte i wkopane w ziemię, dawały zarówno oparcie stopom, jak wskazówki oczom w którą stronę należy zmierzać. Było to tym ważniejsze, że szli bez przewodnika i bez mapy. A choć Kohen od spotkania z Oni wydawał się zdrowszy, to nadal poruszał się powoli.
Jedynym oparciem dla Leiko wydawał się Yoru, co było pocieszające nieco… Zarówno Kasan jak i Jia-min pozostali po drugiej stronie rumowiska skalnego. Więc miała Akodo dla siebie. Niestety Kuma też tam pozostał. Niemniej młody Yoru starał się go zastąpić, choć bynajmniej nie w rubasznych żartach. A w nadopiekuńczości.

Młody Wilczek poczuł się przywódcą ich małego stada, mimo że ani wiek ani doświadczenie predysponowały go do tej roli. Niemniej czyż Maruiken zamierzała mu przeszkadzać w opiece? Albo Kohen?
Yōjutsusha cały swój wysiłek wkładał w dotrzymaniu kroku pozostałej dwójce łowców.
A i dowodzenie ze strony Yoru polegało na tym, że młody łowca szedł z przodu...


… skupiony na przeszukiwaniu zarośli na wypadek, gdyby czaił się w nich kolejny Oni.
I tak do wieczora… o pustym żołądku. Niestety wybitny łowca ryb został po drugiej stronie gruzowiska, podobnie jak Hirami Kasan i zapasy jakie niósł ze sobą.

Pozostało więc jedynie grzać się przy ognisku, bo choć za dnia zimno nie było, to już noc w górach okazała się o wiele chłodniejsza. A ogień okazał się więc niezbędny, choć… istniały inne możliwe sposoby na rozgrzanie się.
Leiko wpatrywała się w ogień i hipnotycznie pełgające płomienie. Zwykły ogień miał w sobie tyle życia i kolorów, nie był monochromatycznym wyziewem oni, trawiącym wszystko i nie dając nic w zamian.
Było w nim tyle blasku i ciepła i kolorów i piękna.
Wydawał się wić niczym mała bestia uwiązana drewienek podsycających jego żar.
Przynajmniej z początku... potem bowiem płomienie ich ogniska rzeczywiście uformowały bestię, ku zdumieniu trójki łowców.



Lisa stworzonego z płomieniu, rozmiarów… cóż zwykłego lisa. Ognisty lis siedział przez chwilę wpatrując się w trójkę zaskoczonych łowców, po czym rzucił się do ucieczki, wykorzystując ich zdumienie na swą przewagę. Zostawiał za sobą wypalone ślady, jednak suche liście po których biegł, nie zapalały się od niego.
Oddalił się od nich na odległość dwudziestu kroków i zatrzymał machając uniesionym ogonem. Zupełnie jakby ich prowokował do pościgu za nim. Skutecznie…
Akodo Yoru wstał i błyskawicznie wysunął katanę, po czym z wyciągniętym orężem pognał za ognistym lisem.
A ten rzucił się do ucieczki.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-09-2013 o 19:13. Powód: poprawki
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172