Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2013, 11:19   #25
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Krawiec kazał czekać na siebie dwa dni. Nie oznaczało, że te dni będą dla Francescy pogrążone w oczekiwaniu. Miała już pewne plany, które bynajmniej nie zakrawały o nudę. Przede wszystkim chciała odwiedzić Tyss. Ciekawa była czy są nowe wieści i przypadkiem czy nic nie zostało zmienione w kwestii ich planu. Wprawdzie już zarzuciła swój haczyk, mimo wszystko nie chciała robić czegoś na marne. Poza tym pozostała kwestia zapłaty za piękny gorset. Wprawdzie posiadała kilka ładnych złotych koron, ale nie mogła pozostać przecież z niczym po uiszczeniu opłaty. Pieniądze musiała oczywiście zdobyć sama. Miała tylko nadzieje, że Damaza nie dowie się o jej osobistych przedsięwzięciach. A nawet jeśli? Miasto rządzi się swoimi prawami, za swoje prawa często trzeba płacić, także nie trudno się domyślić, że Lisek potrzebowała ich dużo.

Tylko, kiedy wyszła od krawca, od razu ruszyła na swoje podboje. Zupełnie tak jak zwykle, zupełnie tak jak za starych dobrych czasów - uwieść i zabrać wypchaną sakiewkę. Nic prostszego. Tutaj jedynie musiała być ostrożniejsza, w końcu chciała tu jeszcze trochę zostać. Wampirowe towarzystwo bardzo jej odpowiadało. Tym bardziej, że była nadzieja, że w mieście pojawi się więcej jej szlachetnej rasy.
Miasto wampirów, miasto krwi i pożądania.
Nie było czegoś bardziej pięknego. Francesca nigdy nawet nie marzyła o czymś takim. Niefart odnośnie spotykania pobratymców, tak długo ją spotykał, że inne możliwości były jej obce. Nagła zmiana tej perspektywy wprawiała ją w ogólne zadowolenie. Dawno nie czuła się, aż tak dobrze. Nie była sama i miała szansę zrobić coś więcej. Tytuł szlachecki? Teraz mogła coś naprawdę znaczyć i wnieść w te szare, brudne ulice. Nuda bynajmniej nie służy ludzkości, tym bardziej wampirom.

Gdy tylko przebrała się w mało skromne ubranie, ruszyła w stronę Nowego Miasta. Dzielnica bogatsza, czyli dużo bardziej atrakcyjna. Przypadkowe stracenie sakiewki nie mogło być dla kogoś przecież kłopotliwe. Francesca tego wieczoru musiała postarać się o takich kilka. Ciekawskie spojrzenie mężczyzny, który szedł z jakąś damą, zdradziło jej, że nie będzie miała z tym problemu. Francesca domyślała się, że pewnie większość zamożnych będzie miało ją za dziwkę, może trochę bogatszą od tych z zamtuza, ale z wachlarzem tych samych usług. Jakże przecież mogą nie znać nowej wschodniej mody!

Wrzawa dochodząca z budynku nieopodal zdradziła jej, że to właśnie tam ma udać się na dzisiejsze łowy. Skręciła więc w odpowiednią, bardzo zresztą uroczą uliczkę i dotarła na miejsce. Już przez okno można było ujrzeć wystrojone piękne damy, które tańczyły wdzięcznie do wylewającej się z okna muzyki. Trzech mężczyzn w rogu sali śledzili je uważnie, popijając jakiś trunek. Trafiła doskonale, bowiem towarzystwo nie wyglądało na trzeźwe.
Nie czekając na zaproszenie weszła do budynku.

Cicho i niezauważalnie znalazła się w sali. Od razu zwrócona na nią uwagę. Dwóch mężczyzn stojących w jednym koncie sami spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Jednak to kobiety pierwsze zareagowały.
- Kim pani jest? Tu nie może wchodzić od tak, to teren prywatny! – powiedziała ostro.
-Ależ droga Alicjo ta pani być może się zgubiła, nie wiem być może w drodze do burdelu, nie bądź taką niemiłą – odezwał się jegomość trzymający najprawdziwszą papugę. Ptaszysko oczywiście popadło w wielki popłoch, gdy tylko zobaczyło Liska.
-Ah te kobiety, spokojnie Lukrecjo, to twoje urodziny i nie musisz się obawiać naszego gościa – dodał jegomość.
-Proszę o wybaczenie, jeśli zakłóciłam państwa spokój, byłam ciekawa tego bankietu, pukałam, lecz nikt mi nie otworzył. Mój strój… jest z nurtu nowej mody wschodniej, nie spodziewałam się, że w takim nowoczesnym mieście, będzie aż tak mylony… i niedoceniany – – ostatnie słowo dodała ze smutkiem.
-Niedoceniany to bardzo nieodpowiednie słowo. My to z całego serca… – w tym momencie któryś z mężczyzn coś szepną, co wywołało uśmiechy wszystkich zebranych – doceniamy, bardzo przypadł nam do gustu i będziemy radzi jak ta moda zapanuje w całym Novigradzie
-Choć damy w wieku bardzo dojrzałym mogłyby sobie tę modę odpuścić – dodał stojący obok szlachcic. Ponownie jego słowa, wywołały uśmiechy, ale i tym razem kobiety się do tego dołączyły.
-Proszę wybaczyć, bowiem strój ten bardzo przypomina ubiór kurtyzan, które w naszym mieście zamieszkują – dodał ten z papugą, która wciąż szamotała się na jego dłoni. Tym razem postarał się o bardziej wyszukane określenie.
-Chyba nasza Lukrecja pani nie polubiła – dodała znacząco jedna z dam.
-Lukrecja, jak większość kobiet, ma swoje kaprysy – odrzekł mężczyzna trzymający niesfornego ptaka, który zaczął skrzeczeć.
-Pani była ciekawa naszego bankietu, także etykieta nakazuje jej to wyjaśnić. Klaudio czy mogłabyś opowiedzieć pani, dlaczego tu jesteśmy? – mężczyzna zwrócił się do niezadowolonej kobiety, która do tej pory jeszcze nie zabrała głosu.
-Jesteśmy tu, ponieważ nasza Lukrecja obchodzi dziesiąte urodziny – powiedziała od niechcenia.
-Tak, a i owszem świętujemy urodziny ptaka, cóż za paradoks nieprawdaż? – powiedział mężczyzna.
- A czy każda okazja nie jest dobra do napicia się wina? – zapytała uśmiechając się ładnie.
-Myślę, że ta pani bardzo dobrze mówi - wzniósł kielich.
-To może się pani napije z nami? – odezwał się drugi mężczyzna.
-Myślę, że już pójdę, zaspokoiłam swoją ciekawość, nie chcę się narzucać –powiedziała dość mało zdecydowanie.
-Jak gospodarz tego domu prosi, to nie powinno się mu odmawiać – odparł ten z papugą, która już widocznie zaczęła go irytować. – No Lukrecjo, wystarczająco już jesteś niegrzeczna, musisz pójść do klatki – wystraszony ptak, jakby zrozumiał słowa człowieka i pofrunął czym prędzej jak najdalej od tego miejsca, w stronę innego pokoju. Lisek poczuła ulgę.
-No całkiem dziwnie – zamyślił się chwilę patrząc na zachowanie ptaka. Po czym nalał w kielich wina i zaniósł nowoprzybyłej.
-Ale ja sobie pójdę już, alkohol na mnie tak szybko działa, wolałabym go nie pić – wzbraniała się.
-Proszę pani, gospodarz nalega, prawda? – popatrzył ma mężczyznę porozumiewawczo, tym bardziej zachęcony taką odmową. Ten zaś stał się trochę bardziej zawstydzony, mimo tego pokiwał głową –widzi pani nie może pani odmówić. – Wampirzyca trochę mało zdecydowanie wzięła kielich upiła niepewnie łyk, po czym się uśmiechnęła.
-Musze przyznać, że całkiem dobre
-Zapraszam do nas – mężczyzna wskazał gestem, żeby podeszła bliżej. Francesca już się tak nie krępowała.
-Może się przedstawię jestem Saturnalia de Welt – ukłoniła się z gracją.
-Bardzo nam miło. To jest Edward vom Thomas właściciel tej pięknej rezydencji, ten stojący obok to Hirrlock Reumes, te dwie piękne damy to Viktoria vom Sommer i Klaudia vom Sommer, a ja jestem Mark Heller.
-Bardzo mi miło, skłoniła się jeszcze raz – kobiety w dalszym ciągu trzymały się z daleka. Po ich minach widać było, że bardzo nie pasuje im obecność nowej towarzyszki.


Alkohol najczęściej działał pozytywnie na ludzi, tak też się stało i tego wieczoru. Kobiety szybko zapomniały, że coś im nie pasuje, a mężczyźni zaczęli traktować Francesce, jakby była ich starą znajomą. Potok żartów, ciągle wprawiał ich o kolejne chichoty, a wodzirejem tej zabawy był oczywiście Mark. Ciągle nie mogła rozszyfrować, kim on właściwie jest. Dowiedziała się, że jest z elity „bogaczy” jak reszta towarzystwa, a przyjacielem „rodziny”. Co prawda z nazwiska znajdowały się tam dwie siostry, ale bez wątpienia więcej osób nie było ze sobą spokrewnionych. Natomiast papuga jak odleciała, tak już się więcej nie pokazała. Nikt jednak nie zwrócił na to większej uwagi.

-Ta moda jest naprawdę urodziwa –powiedział Edward, który po alkoholu stał się bardziej otwarty – kobiece uroki nie powinny być tak przykrywane, myślę, że jest to po prostu samolubne
-Też tak myślę, powinnyśmy pokazywać swoje wdzięki, dopóki je mamy. Czas jest bezwzględny dla wszystkich – posmutniała, tak jakby naprawdę ją to dotyczyło.
-Masz w sumie rację. Jednak mamy już takie trendy, ciężko się do nich uwolnić. Żyjąc cały czas w mieście, ciężko je złamać, a tym bardziej wprowadzić taką awangardową modę – tłumaczyła się Viktoria.
-Może warto spróbować – Mark zwrócić się do sióstr.
-No dobrze, gdzie można znaleźć taki strój? – spytała odważnie Klaudia.
-Myślę, że mogłabym ci pożyczyć jakiś, niestety w tym mieście dostępny jest na zamówienie i już nie jest on oryginalny.
-Chętnie – to było na tyle odwagi Klaudi vom Sommer.
Wino przyjemnie krążyło w żyłach. Viktoria i Klaudia zdążyły już się nieźle upić. Edward i Hirrlock prawie im dorównywali, natomiast Mark wydawał się ciągle trzeźwy. Francesca oczywiście swoją nietrzeźwość udawała, co szło jej całkiem sprawnie.
-Edwardzie…- powiedziała chwiejąc się – cały czasss czekam na ten taaniec, który mi obiecałeśss… – wsparła się o jego ramię, aby się nie wywrócić.
-Proponuje jeddnak moja droga skromnie przysiąść przy stole – mężczyzna w żaden sposób nie dawał się do siebie zbliżyć. Francesca w końcu się nudziła i zajęła się frywolnym Hirrlockiem, któremu chyba było wszystko jedno.
-Hirrlocku chodzz i ze mną zatańcz, proszę. – Marka wolała zostawić, zresztą on też zajmował się głównie Viktorą i Klaudią. Zerkał jednak od czasu do czasu na rudowłosą, miała wrażenie, że cały czas, podobnie zresztą jak ona jego, próbował ją rozgryźć.
-Jaak nie mógłbynm się nie zgodzicć – powiedział mało wyraźnie, chociaż sam poruszał się całkiem trzeźwo. Taniec na szczęście podziałał na aktualnie bardzo zadowolonego z życia mężczyznę. Do tego stopnia, że chodził za nią w krok w krok. Francesca jak już była pewna, że nie uda jej się zawrócić w głowie gospodarzowi, zajęła się już Hirrlockiem. Edward natomiast z niewiadomych przyczyn trzymał do niej dystans, ale nie tylko do niej, ponieważ pozostałe kobiety również nie robiły na nim większego wrażenia. Wtedy to Francesca zauważyła, że to właśnie Mark jest w centrum jego zainteresowań. Wszystko stało się już jasne.

Nie trudno było namówić Hirra, jak kazał do siebie mówić, na udanie się w ustronne miejsce. Zresztą wampirzyca wcale nie musiała nic mówić, mężczyzna sam to zaproponował. Prawie, że niezauważalnie udali się do innego pokoju. Francesca oczywiście pijana, dla niepoznaki, narobiła hałasu. Zgromadzenie niczym się nie przejęło, poza kilkoma obraźliwymi uwagami dotyczącymi Saturnalii, których oczywiście jako człowiek nie mogła usłyszeć.

Mężczyzna zaprosił ją do uroczego pokoiku, w którym natychmiast zaczął się do niej dobierać. Narastające pożądanie przyćmił szybko sen, który praktycznie zwalił go z nóg. Francesca ułożyła go wygodnie na łóżku. Po czym przyjrzała się czy dobrze zadziałała jej zdolność. Hirrlock spał jak niedźwiedź, określenie to, co najmniej nie pasowało do tego dość drobnego człowieczka.


Komnata wyglądała całkiem bogato, dlatego od razu zaczęła sprawdzać szafki, szufladki, stoliczki i szafy. Udało jej się znaleźć kilka całkiem okazałych klejnotów, to było niestety cały czas mało. Ruszyła do innego pokoju. Nieustannie nasłuchiwała jak klaruje się sytuacja na dole, bowiem znajdowali się na pierwszym piętrze budynku. Szybko znalazła inny pokój, w którym też w bardzo ładnej szkatułce wyciągnęła kilka ładnych błyskotek. Co ciekawe były to głównie damskie naszyjniki. Czyżby Edward lubił ubierać się w kobiece błyskotki? Nie istotne, teraz będzie musiał z tego zrezygnować. Niestety nie znalazła żadnych złotych koron, ale to co miała, wystarczało jej w zupełności, a nawet powinno coś jeszcze zostać.

Wróciła jeszcze do pokoju i sprawdziła jak smacznie śpi Hirr. Nie ryzykując skradania dołem, zeszła zwinne z pierwszego piętra przez okno. Nagle usłyszała głos. To straże – patrolowali właśnie ten odcinek. Nie zastanawiając się długo, użyła niewidzialności, następnie powolnym krokiem ruszyła w stronę czerwonej dzielnicy. Dopiero, gdy poczuła się bezpiecznie stała się widzialna. Czuła lekkie zmęczenie, dlatego postanowiła pójść do swojej karczmy. Nie chciała już o tej porze zjawiać się w burdelu, była też pewna, że krasnoludzki lombard też będzie zamknięty. Skrzywiła się na myśl, że będzie zmuszona z nim ponownie rozmawiać. Miała jednak nadzieje, że kupi od niej błyskotki za rozsądną cenę.


-Ruda, całkiem ładna i zgrabna. Podobno ją znasz! Kto to jest? – w zaciemnionym pokoju pojawił się Mark. Wyglądało na to, że nikogo nie ma, jednak on dobrze wiedział, że nie mówi do ściany.
-Damaza kurwa! To poważna sprawa, kto to do kurwy nędzy jest! – dopiero teraz półelf zareagował. Był pijany i kończył kolejną butelkę.
-Och, kogo tu przywiało do moich skromnych progów. Ależ witam szlachetnego pana. Proszę wybaczyć, że nie mogę zrobić stosownego ukłonu, ale moje stare kości odmawiają posłuszeństwa – machnął ręką w nic nie znaczącym geście.
-Damaza, pytam się jeszcze raz. Kim jest ta dziwka?! – Mark nie żartował, był gotowy rozszarpać każdą napotkaną osobę. Jego rozmówca najwyraźniej nic sobie z tego nie robił.
-Znam kilka rudych ślicznotek, ale z tego co wiem masz inne upodobania. Skąd taka nagła zmiana? Chcesz o tym porozmawiać? – półelf wypił spory łyk.
-Słuchaj nie mam czasu się z Tobą użerać! Gnij sobie w tym swoim półświatku. Miałem zadanie, wymagające czasu. Już wiedziałem wszystko, a tu zjawiła się ta ruda kurwa i pokrzyżowała mi plany. Mogłem wyciągnąć z tego o wiele więcej, a ta ukradła kilka świecidełek! Zrób z tym porządek, jeśli nie sam to zrobię! – Mark powiedział twardo i trzasnął drzwiami.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline