Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2013, 12:16   #69
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Krwawy elf w końcu mógł znów zaspokoić swoje rządze. Durne sztuczki czarodziejki nie bawiły go ani trochę. Wolał aby jego wrogowie na sekundę przed śmiercią byli w pełni sił. Nic nie było dla Rycerza Śmierci bardziej wartościowe niż gwałtownie odłączona od ciała dusza. Za każdym razem, gdy jego topór rozcinał kogoś na pół czy rozrywał tętnice, Aeshadiv odczuwał coraz większy napływ mocy. Runy lśniły wszystkimi kolorami. Krwią, która spływała z oderwanych kończyn, chłodem, bijącym z jego zaklętej duszy i przekleństwem, którego efekty zaraz miały być widoczne.

Ośmiu straceńców stanęło w drzwiach. Krwawy elf uśmiechnął się jedynie i złapał mocniej runiczny oręż. Powolnym krokiem zaczął zbliżać się do jego przyszłych ofiar. Szczęk zbroi z Northrend przyprawiał przeciwników o dreszcze. W pewnym momencie Rycerz Śmierci poczuł jak nie może zrobić następnego kroku. Elficcy strażnicy patrzyli się na niego z wyciągniętymi dłońmi.
- Cumhacht curse mo ni-os cumhachtai- ná aon drai-ocht. - szepnął do siebie zamykając oczy.
Ułamek sekundy później błyszcząca na zielono-niebiesko bariera otoczyła Aeshadiva.
Rycerz uśmiechnął się, a jego oczy zabłysnęły lodowym blaskiem. Chwycił mocniej topór i ruszył w szarży na straż.

Czterech ze strażników miało tarcze. Tych trzeba było zostawić sobie na koniec. Rycerz Śmierci jednym szybkim ruchem ciął najbliższego z nocnych elfów. Ostrze topora musnęło o udo, którego pechowy gwardzista nie zdążył cofnąć na czas. Niezbyt głęboka rana nie krwawiła. Strażnik wydał z siebie cichy jęk i zerknął na rozcięcie. Krew była zamarznięta. Był to ostani widok w jego nędznym życiu. Tym razem runiczne ostrze rozorało jego klatkę piersiową rozcinając żebra i docierając do serca.
Kopnięciem Krwawy elf odrzucił ciało, które przymarzło do topora. Strzępy skóry i mięśni cały czas zdobiły jego broń. Widząc to pozostali strażnicy zlękli się. Nadal jednak mieli nadzieję, że przewaga liczebna da im zwycięstwo. Jak to dobrze, że nie znali tu jeszcze magii nekromanckiej.

Kilka sekund później ich martwy towarzysz wstał. Złapał miecz i zbliżył się do Rycerza Śmierci. Jego martwe oczy spoglądały z nienawiścią na swoich dawnych kompanów.

- Eagla ... reeks sé de tú ... - powiedział Aeshadiv w swoim ojczystym języku. Znaczyło to mniej więcej - Strach... cuchniecie nim wszyscy.

Kolejne próby przełamania bariery czy też unikania cięć przeklętego topora kończyły się fiaskiem. Siedmiu z gwardzistów było już martwych. Trzech z nich mimo śmierci cały czas stała na nogach. Pozostał jedynie ostatni. Dowódca. Uzbrojony w charakterystyczny miecz i tarczę stał próbując przełamać lęk.

- Tá sé seo mianach. Beidh mise ni-os déanai-. (Ten jest mój. Później będzie wasz). - syknął Rycerz Śmierci i zbliżył się powolnym krokiem do ostatniego z nocnych elfów.

Krótka wymiana ciosów była dla Aeshadiva zabawna. Gwardzista cały czas musiał uginać się na nogach podczas parowania tarczą ciosów Krwawego Elfa. Jego żałosne próby kontrataku konczyły się najwyżej na muśnięciu płytowego pancerza.
Strażnik zamachnął się mieczem próbując ciąć w odsłoniętą twarz Rycerza Śmierci, był jednak już zmęczony walką. Cios nie miał prawa zrobić przeciwnikowi krzywdy. Aeshadiv z uśmiechem zbił ostrze miecza karwaszem, a następnie chwycił dłoń nocnego elfa. Spojrzawszy mu w oczy zaczął zaciskać płytową rękawicę na jego nadgarstku. Kości zaczęły pękać. Prawa ręka dzierżąca topór była cały czas wolna. Rycerz kopnięciem w klatkę piersiową przeciwnika zwiększył dystans między nimi, a następnie jednorącz uderzył potężnie w tarczę gwardzisty. Trzaśnięcie odbiło sie echem w całym lochu. Jedyna osłona pękła na pół, a jej właściciel zgiął się upadając na lewe kolano. Szybkim doskokiem Rycerz Śmierci skrócił dystans i kopnięciem powalił tracącego wszelką nadzieję gwardzistę. Kolce zdobiące plytowy pancerz Krwawego elfa zagłębiły się w ciele strażnika, który padł na kamienną podłogę lochu.

Aeshadiv cofnął się widząc, że to koniec. Odszedł mijając trójkę swoich nieumarłych sług. Zerknął na nich i powiedział:

- Tá sé mise. An bhfuil sé mar atá forordaithe ag do nádúr. ( Teraz jest wasz. Zróbcie to co nakazuje wasza natura).

Krzyk pożeranego żywcem gwardzisty rozniósł się echem po korytarzach.
 
Aeshadiv jest offline