Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2013, 21:29   #128
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY


OTULINA, PUSZCZA KAMPINOWSKA
NOC Z 10 na 11 PAŹDZIERNIKA 1942 R.


Ruszyli, pełni złych przeczuć, pełni obaw w sercach. Tak zawsze było przed walką. Nie ważne ile kto lat służył, kiedy trzeba było wyciągnąć broń i zabijać lub zginąć, niewielu było takich, którzy czuliby coś więcej, niż strach.

Noc była jasna, co działało zarówno na ich korzyść jak i przeciwko nim. Łatwiej było zorientować się w sytuacji, ale jednocześnie też wróg łatwiej mógł trafić w cel. Obosieczny miecz wiszący nad każdym żołnierzem niezależnie, po której stronie stał.


Przez chwilę biegnący do walki partyzanci słyszeli tylko dudnienie swojej własnej krwi w uszach, szczęk broni uderzającej o ubrania, dyszące oddechy biegnących obok nich przyjaciół i towarzyszy broni. W takiej chwili czuć było, że każde uderzenie serca, każdy łapany oddech mogą być tym ostatnim.

W końcu usłyszeli coś więcej. Pracujące na jałowym biegu silniki dużych samochodów, okrzyki w znienawidzonym języku oraz szczekanie psów.

Obie drużyny zwolniły. Rozkazy zostały wydane. Role podzielone. Ruszyli do walki. Prosto z marszu. Ledwie tylko udało im się przykucnąć za jakimś płotem, skryć za jakimś przydrożnym drzewem, zapaść w krzakach rozterkotał się pierwszy karabin wypluwając w stronę ledwie widocznych Niemców grad ołowiu. A potem w małej wsi Otulina, na skraju Kampinosu, rozpętała się potyczka.

W takich chwilach, jak ta wojna nie jest sprawiedliwa. Partyzanci liczyli na element zaskoczenia, ale Niemieckie siły, na które kampinoskie wilki wyszczerzyły kły nie były potulnymi brytanami. Zaczęła się krwawa rzeź, którą oświetlał srebrzysty blask księżyca, migoczące na nieboskłonie, odległe i obojętne gwiazdy oraz – co rusz, rozbłyski wystrzałów. Okrzyki bólu mieszały się z jakże straszliwymi „Mein Gott” czy też „Jezu Maria”. Słychać też czasami było inne słowa, z których najczęstszym była „Mamo!” - wykrzykiwane w obu językach.


* * *

PUSZCZA KAMPINOWSKA, DWA DNI PO POTYCZCE W OTULINIE
13 PAŹDZIERNIKA 1942 R.



- Podaj mu wody – Gwiazda oddychał ciężko wręczając drżącą ręką manierkę jedną ze swoich podwładnych. Ten posłuchał go i przyłożył pojemnik do ust rannego.

- Powoli. Nie za dużo na raz, bo mu zaszkodzi.

- Spychają nas w stronę Wisły, skurkowańcy – powrócił zwiadowca.

To był trzeci dzień obławy i pętla nad oddziałem powoli zaciskała się. Wszyscy mieli tego świadomość.

- Zaraz zrobi się ciemno – powiedział Gwiazda zmęczonym głosem. – Zanosi się na burzę. Może wtedy uda nam się przeciąć linię obławy. Jak się znajdziemy na niemieckich tyłach, może uda nam się wyjść z tego cało.

Czy ich dowódca wierzył w to, czy tylko łudził ich obietnicą bez pokrycia, budził fałszywą nadzieję.

- Uda nam się. Jak w Otulinie.

Mimowolnie powrócili wspomnieniami do tych wydarzeń.


* * *

OTULINA, PUSZCZA KAMPINOWSKA
NOC Z 10 na 11 PAŹDZIERNIKA 1942 R.


Pierwsza faza ataku wyszła nadspodziewanie dobrze. Kilku Niemców znalazło się w krzyżowym ogniu partyzantów i padło tam, gdzie dosięgły ich kule. Dwa lub trzy niezorganizowane ogniska oporu wroga, naprędce utworzone przez nazistów w jednym z domostw, za stertą drzewa na opał i za jedną z ciężarówek również zostały szybko rozbite, chociaż Władek stracił przy tym dwóch ze swoich ludzi, a trzeciego niemiecka seria wyłączyła z walki. Dwa celnie rzucone granaty zmusiły szwabów do rzucenia broni, ale nikt nie zamierzał brać jeńców.

Trzecie ognisko oporu zostało wyeliminowane przez Gwiazdę i jego ludzi, kiedy uciekający w popłochu w stronę lasu Niemcy wyszli flankującym wieś partyzantom prosto pod lufy.

Zwycięzcy szybko uwolnili jeńców – dwóch najważniejszych z nich Zająca i Zielonego również. Poza tym kolejnych czterech ludzi z obstawy pułkownika Zielonego i z oddziału Zająca.

Nim jednak zdążyli się przegrupować i wycofać niespodziewanie ktoś ostrzelał ich z boku, a od strony leśnej drogi dało się słyszeć silnik jakiegoś pojazdu – najpewniej czołgu. Na walkę z pancernym kolosem nikt nie był przygotowany.

- W las – padły komendy i pod gradem, na szczęście niezbyt celnych kul, partyzanci opuścili Otulinę, karząc przed tym również zwiewać cywilom.

Potem była pospieszna ucieczka przez las. Byle jak najdalej od pogoni! Od Otuliny. Z rannym Zielonym, który oberwał przypadkowy postrzał podczas odwrotu.


* * *

PUSZCZA KAMPINOWSKA, DWA DNI PO POTYCZCE W OTULINIE
13 PAŹDZIERNIKA 1942 R.


- Za pół godziny ruszamy – powiedział Wiktor patrząc na ocalonych z obławy zmęczonym, przekrwionym z niewyspania wzrokiem. Rozdzielimy się na małe grupki. Dwu, trzy osobowe.
Szwaby chcą nas zepchnąć w stronę Wisły. Spróbujemy ich ominąć, ukryć się i przedostać pod Krzywą Górę. Na tamtych bagnach powinniśmy ich zgubić.

- Gwiazda, pułkownik Zielony chce z tobą pogadać.

Porucznik poprawił bandaż na ramieniu, w które zarobił przypadkowy, na szczęście niegroźny postrzał i ruszył w stronę leżącego pod rozłożystym drzewem Zielonego.

- Beniaminek – rzucił do swojego zastępcy. – Podziel naszych na zespoły.

Mieli szczęście. Wszyscy wyszli z Otuliny oraz z późniejszej obławy bez większych strat. Tunia, Doktorek i Sprzęgło byli cali. Podobnie Beniaminek. Tylko Stryj oberwał w nogę. Mimo, że rana nie była poważna, to i tak spowalniała młodego AK-owca.

Najbardziej oberwał pułkownik Zielony. Szwabski pocisk przestrzelił mu płuco i dowódca był bliki śmierci.

Śmierci, której napatrzyli się w nocy, gdy walczyli w Otulinie, wystarczająco wiele.


* * *

PUSZCZA KAMPINOWSKA
NOC Z 10 na 11 PAŹDZIERNIKA 1942 R.
PO STARCIU W OTULINIE



Zgubili pościg i dotarli do obozu Zająca bez trudu. Ale tam czekała na nich koszmarna niespodzianka. Wszyscy pozostawieni w obozie partyzanci leżeli martwi. Ośmiu mężczyzn i jedna kobieta. Ich leśne stroje znaczyły plamy czerniejącej już krwi. Prawie czarnej w blasku księżyca.

- Musimy iść! – Władek powiedział to przez ściśnięte gardło.

- Ciała są pokłute bagnetami. Niektórym poderznięto gardła. Żadnych kul – Zając chodził z kamienną twarzą pomiędzy trupami przyjaciół. Widać było jednak, że z trudem zachowuje zimną krew. Że oczy lśnią mu łzawo w mrokach.

- Niemcy – pozostawieni jako tylna straż partyzanci z oddziału Wiktora przynieśli złe wieści.

- Pomodlimy się za zabitych w marszu – zdecydował Zając.

Z ciężkim sercem opuścili zniszczony obóz, zabierając na odchodnym co tylko się dało i mogło przydać w codziennym życiu w puszczy lub w walce z wrogiem.

- Kto to mógł zrobić? – nieliczni zastanawiali się na głos nad tym, nad czym reszta bała się zastanawiać.

Godzinę później mieli już inne problemy. Okazało się, że Niemców jest wszędzie pełno. A dowiedzieli się o tym, kiedy ariergarda wyszła prosto na zastawioną przez Szwabów pułapkę przy drodze. W krótkiej wymianie ognia stracili dwóch ludzi i oberwał Zielony.

Ale zabili pięciu Niemców, którzy zastawili pułapkę na szczycie niskiego wzniesienia.

- SS- mani – stwierdził jeden z ludzi Wiktora niepotrzebnie.

Ale ci spośród AK-wców próbujących odbić Sybillę z willi w Warszawie wiedzieli swoje. Poznali bez trudu charakterystyczne lampasy na mundurach leśnych szwabów. To była ta sama formacja, która strzegła rezydencji.


* * *

PUSZCZA KAMPINOWSKA, DWA DNI PO POTYCZCE W OTULINIE
13 PAŹDZIERNIKA 1942 R.


Zaczęło robić się ciemno, kiedy wrócił Gwiazda. W ręku trzymał kilka kartek papieru.

- Nim spróbujemy uratować swoje skóry, chciałem tylko powiedzieć, że to był dla mnie zaszczyt walczyć z panami i dowodzić panami przez cały ten czas. Pułkownik Zielony kazał mi powiedzieć, że każdy z panów został mianowany do odznaczenia Krzyżem Walecznych za dzielną służbę Rzeczypospolitej Polskiej i ofiary ponoszone na polu walki. Odpowiednie rozkazy zostaną przekazane Naczelnemu Dowódcy. Ponadto szeregowi Tunia, Sprzęgło, Doktorek i Stryj zostaliście rozkazem pułkownika Zielonego mianowani kapralami, a kapral Beniaminek mianowany do stopnia plutonowego. Szczerze pani i panom gratuluję.

Po krótkich uściskach dłoni Gwiazda spojrzał na nich poważnie.

- Teraz reszta rozkazów. Tunia – tutaj masz zapisany adres w Warszawie. Musisz wydostać się z lasu i skontaktować ze wskazaną osobą. Jeden z panów będzie pani towarzyszył. Proszę samemu wybrać, który

- Kapral Stryj będzie mi towarzyszył przy pułkowniku Zielonym. Jest ranny i potrzebuje pomocy medycznej. Jeśli uda nam się przedrzeć przez obławę, widzimy się przy Krzywej Górze.

Gwiazda uśmiechnął się smutno i spojrzał na każde z nich z osobna.

- Powodzenia.

To mówiąc ruszył w stronę noszy pułkownika Zielonego.

- Kapralu – rzucił do Stryja i młodzieniec poderwał się z miejsca kuśtykając za dowódcą.

Gdzieś z dość bliska dało się już słyszeć ujadanie psów. Niemcy zacieśniali pętlę wokół rozbitej i zmęczonej garstki partyzantów. Ta noc miała zdecydować o losie kilkorga z nich, o czym jeszcze jednak nie wiedzieli.

- Dobra nasza – zaśmiał się cicho Zając. – Będzie padało.

Miał rację. Pierwsze krople zimnego, jesiennego deszczu, zaczęły spadać z ciemnych chmur na puszczę.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 25-04-2013 o 16:08. Powód: Poprawa czytelności posta
Armiel jest offline