Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2013, 16:21   #11
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
LeQulman, czy jak mu tam było, bredził straszliwie, zestrachany co niemiara. Pewnie wcześniej jedyne co robił, to podrzucanie mało ważnych informacji o tym co działo się w mieście, a teraz musiał narażać własne życie, prowadząc grupę białasów. Nie dziwne, że trząsł portkami, czy czymś co te nygusy nosiły pod szatkami. O'Hara założył tę swoją, ciesząc się, że trafili tu w zimowej porze. Dodatkowa płachta materiału zarzucona na pancerz zrobiłaby mu natychmiast łaźnię parową.
Nie zastanawiał się nad rozwiązaniami od razu, wymagało to szerokiego rozpoznania. Tylko dlatego nie opieprzył przewodnika z góry na dół. Kane nie podejrzewał, by w którymś momencie zaczął polegać na osądach czarnucha, wyraźnie nie mającego większego pojęcia o akcjach polowych. Niby Sato mówił, że to lojalny gość, cholera go jednak wiedziała, co kryje w swoim łbie. Przynajmniej kobiety się ubrały, wszystkie za ładne na to, żeby pokazywać się lokalom. Z ciuchami się przygotował, to jedno mu szczerze przyznał.
Z meliną, do której ich podrzucił, już niezbyt trafił. Dzieciaki. Brak dorosłych. I mętna, za rzadko zaludniona okolica. Nie było mowy o grzecznym czekaniu na jego powrót.

Irlandczyk podszedł do dziewczyny, przykładając palec do ust i mówiąc przy pomocy tłumacza.
- W razie co jesteśmy rodziną z daleka. Nie chcesz, by ktokolwiek się dowiedział, że biali znaleźli się pod twoim dachem.
Uśmiechnął się do niej, wręcz sympatycznie, tylko oczy pozostały zimne. Wielkiej spluwy pod tym szlafrokiem też nie dało się dobrze ukryć. Wszedł na górę, zrzucając plecak i torbę ze sprzętem obok jednego łóżka. Oparł o to broń i wyjrzał przez okno. Pod latarnią najciemniej, tylko w tym przypadku mogło się nie sprawdzić.
- Dobra, murzynek swoje zaproponował, ale nie będziemy tu siedzieć przez cały dzień jak jakieś kwoki, aye?
Usiadł na jednej pryczy, uważniej przyglądając się niepewnym specjalistkom.
- W tej chwili świtają mi dwa pomysły. Mogadiszu to duże miasto, mnóstwo ludzi musi z niego wyjeżdżać i wjeżdżać. Możemy skorzystać z jakiegoś środka transportu publicznego, muszą mieć takie. Odpowiednio zatłoczony i wjedziemy schowani w środku. Jak przewodnik załatwi przepustki, to nawet przy pobieżnym sprawdzaniu nikt nas nie powinien zatrzymać. Druga opcja to przez pustynię. To tylko dwa czy trzy kilometry, jacyś ludzie pewnie łażą. Trzeba się dowiedzieć, może dałoby się podłączyć do jakiejś grupy. To nie okupowane miasto, każdy tylko chce dobrze udawać, że coś kontroluje. Wszystko i tak trzeba sprawdzić. Shade mogłabyś przyjrzeć się tej pustyni, ile na niej faktycznie widać i czy ktoś wyłapuje przechodzących. Jakieś inne pomysły?

Peter spojrzał sobie ostrożnie przez jedno okienko, potem przez drugie. Stanął z boku w głębi, by go nie było widać. Został przy tym które wychodziło w kierunku skąd było słychać nadjeżdżające samochody. Budynki zasłaniały widok, ale po tumanach kurzu zorientował się, że pościg podążył dalej.
- Przejechali. - mruknął do towarzyszy siadając na łóżku.
- Blue jest hakerką, czyż nie? Może jak uda jej się dostać do miejscowej sieci to coś znajdzie. Wiemy że to Umbrella, więc pole poszukiwań mamy zawężona. Jak sądzę. Jeśli nawet nie znajdzie wejścia do kompleksu, to powinna zidentyfikować ich oficjalną siedzibę w Mogadiszu i będziemy mieli jakiś punkt zaczepienia. Nieprawdaż? Po za tym korporacje na ogół współpracują z rządami miejscowych krajów. - zastanawiał się na głos - W dzielnicy rządowej mogą coś wiedzieć. Może jakiś miejscowy przekupny urzędas puściłby farbę. Ostatecznie możemy wpisać w google “Gdzie jest wejście do laboratorium Umbrella w Mogadiszu?”. - stwierdził z kamienną twarzą. - Ale nie chcę uczyć Blue jej profesji.
Skłonił się lekko w stronę dziewczyny po czym spojrzał z ukosa na Kane’a.
- Wiem, że Cię suszy, ale nie powinieneś wychodzić szukać baru. Pogadam ze służbą, może mają herbatę. - zakończył chcąc zejść na dół.
- Jeżeli udamy się tam teraz, w ciemno, to będziemy świecić niczym bożonarodzeniowa gwiazka - zauważył Felix. - Grupa białasów węszących po okolicy? I to bez przepustek? To od razu wzbudzi podejrzenia. Poza tym, jak dokładnie masz zamiar przemycić broń, Kane? Chyba nie chcesz, byśmy udali się tam nadzy? - spojrzał na Irlandczyka z grymasem na twarzy. - Zgadzam się z Peterem w kwestii naszych początkowych działań, w sensie - najlepiej zacząć od Sieci. Niech wsparcie się na coś przyda.
- Wasze imprezy muszą być niezwykłe. Chce pani może jeszcze herbatki? Nie, już wypiłam litr i ciśnie mi pęcherz - Odciął się Kane. - Jeszcze nie ma piątej, na przerwę jeszcze nie zasłużyłeś Wig.

Irlandczyk wyszczerzył się, przyzwyczajony do tych marudnych Angoli.
- I co, stracimy dobę, co przykłada się na dwadzieścia tysiaków? Kurwa, ja tu zarabiać przyjechałem. W sieci gówno możemy znaleźć, nawet nie wiemy jak się Umbrella przedstawiała, bo skoro to tajne laby są, to wątpię, by prawdziwym imieniem. Te luźne szatki ukryją broń, resztę można w jakieś tutejsze torby. Jajec nie macie przez te ziółka z wodą.
- Nie miałbym nic przeciwko, by rozejrzeć się po okolicy - rzucił Fox, zastanawiając się chwilę. - Nie liczyłbym jednak na łatwe wejście do miasta. Co do łachów, to za dnia na niewiele się zdadzą. Nie wspomnę już o tym, że gdy miejscowi zaczną nas macać, to wpadniemy już na początku. Pustynię moglibyśmy jednak sprawdzić, i w Sieci, i na żywo. Na maratony bym się nie porywał, zwłaszcza że na dobrą sprawę wiemy tylko, w którą stronę biec. Co do herbaty, w zasadzie sam napiłbym się czegoś porządnego. Najlepiej z odpowiednimi dodatkami - dodał szybko, uśmiechając się pod nosem.

Wig zatrzymał się w pół kroku.
- W każdym razie poczekajmy na przewodnika. Może dowiemy się czegoś ciekawego na temat miejscowego folkloru. - zaczął pojednawczo Peter. - Może także Blue zdąży się wypowiedzieć, zanim nasz dowódca pociągnie nas do samobójczej szarży.
- To nie jest głupie, szperanie w sieci. Takie laboratoria potrzebują dużo energii. Same też emitują dużo różnego rodzaju fal. Gdyby udało się dostać jakieś zdjęcia satelitarne, ale jakiś poważnych graczy, to może można by było powiedzieć gdzie to jest. - Wtrąciła się w końcu Jeanne, chociaż bardzo nieśmiało.
- Na to akurat bym nie liczył. Zdjęcia satelitarne Miracle nic nie dały. Choć z tą energią, to może być jakiś trop, ale dość słaby. Raczej nie kupowali energii z miejskiej sieci. A obraz emisji będzie zakłócony przez miasto. - stwierdził Peter uśmiechając się delikatnie do Jeanne. Nawet kiepski pomysł był lepszy, niż żaden.
- Zapewne mają własne źródła zasilania. Każdy tak robi, to pewniejsze, w dzisiejszych czasach. - Øksendal nie odwzajemniła uśmiechu. Jej twarz wyrażała duże zdenerwowanie, podobnie jak głos, czy nawet ruchy.
- Ja to widzę tak - mówił oschle Raver, rozkładając się na pryczy - jak niczego nie zrobimy, to niczego się nie dowiemy. Na co zatem czekasz, panienko? - zwrócił się do Blue w sposób, który wymusi na niej jakąś reakcję. - To rzekomo Twoja specjalność.

Shade przysłuchiwała się wymianie zdań w pokoju wyglądając dyskretnie przez okno.
- Przejdę się na rekonesans. Temperatura na razie znośna, więc można chodzić w tych łachach - Zamachała rękami odzianymi w czarne sukno.
Blue odchrząknęła, próbując się ogarnąć w sytuacji.
- Chyba na coś innego się umawiałam.. - powiedziała w końcu - Mogę jeszcze raz przejrzeć kontrakt?
Irlandczyk zagapił się przez chwilę na hakerkę, trąc uporczywie brodę. Nagle zaczął odpowiadać na słowa Valerie, jakby nie usłyszał dylematów Blue.
- Tylko nie wyskakuj z okna jak batman, Shade - mrugnął do niej. - Nie mówię, że mamy się pakować w coś niepewnego. Rekonesans to podstawa. Gdy będzie zbyt niebezpiecznie to poczekamy na noc, lub przejdzie tylko część z nas. Wasze piękne tyłeczki wyjadą z Somalii jeszcze zgrabniejsze i opalone. Panie wzięły bikini?

Przez chwilę taksował wzrokiem wszystkie trzy. Wyszczerzył się. Widać było, że sytuacja niezbyt go stresuje.
- Cholera, w tych workach to nic nie widać. Valerie na zwiad, ktoś jeszcze chce się przejść? Nie oddalamy się zbytnio przed powrotem przewodnika, aye? Co nie znaczy, że trzeba tu siedzieć. Nie przywykłem do bezruchu.
- Nie, opalam się tylko topless. - Odparła cicho Øksendal.
- On się z nas nabija, Jeanne - powiedziała Blue, spoglądając z ukosa na mężczyznę - No dobra, to czego potrzebujecie? - zapytała ściągając plecak i wyjmując laptopa.
- Doprawdy? A ja myślałam, że mówi poważnie. - Odparła biolog podnosząc się z siedziska. Minęła pozostałych kierując się na dół, do dziewczyny, którą spotkali wchodząc tu.
- Nie nabija, a rozładowuje napięcie. Bez spinki, dziewczyny. Zrobimy wszystko, by w razie czego to do nas strzelali, za to nam płacą - Kane pozostał spokojny, odprowadzając wzrokiem Jeanne i odpowiadając Blue. - To co uda ci się wygrzebać. Ślady inwestycji zagranicznych, przepływu środków i towarów, zatrudnienia. Firmy, ludzie, miejsca. Może coś zostawili w otwartych kanałach, jak się spieszyli.
Felix przysłuchiwał się wyliczance Kane’a, kiwając głową z aprobatą. Gdy Irlandczyk skończył mówić, Fox dodał jeszcze od siebie:
- Sprawdź też tę kwestię z energią i emisją fal. Kto wie, może coś znajdziesz. W tym momencie nasze możliwości i tak są dość ograniczone.
Następnie Raver zwrócił się do O’Hary.
- Raczej nie powinniśmy zwracać na siebie uwagi, dopóki nie przeprowadzimy bardziej gruntownego rozpoznania, ale może warto wystawić jakąś wartę? Oczywiście bez broni na widoku. Jak trzeba, to mogę iść pierwszy. I tak się tutaj wszyscy nie pomieścimy - stwierdził, obejmując jednym ruchem ręki całe pomieszczenie.

Shade przygotowała się i wyszła. Po chwili Øksendal wróciła.
- Czy ktoś mógłby zapytać się tej biednej dziewczyny czy można dostać coś do picia?? Ona nie zna angielskiego, a ja somalijskiego.
Kane zdjął z ręki tłumacz i podał kobiecie.
- Was chyba faktycznie wrobiono w ten syf. Nawet tak podstawowego wyposażenia tutaj nie dostać. Ktoś powinien nam załatwić trochę więcej zapasów. Zwłaszcza wody. Nie wyglądało na to, by ta melina została w cokolwiek zaopatrzona.
- Dziękuję bardzo. - Wzięła przedmiot i zniknęła ponownie na dole.
- Warty na zewnątrz nie mają sensu - dodał Kane, gdy Jeanne znów zniknęła na dole. - Jesteśmy biali, rzucamy się w oczy jak cholera. Nie przyciągajmy uwagi do tego miejsca. Shade już poszła, maksymalnie jeszcze jedno z nas mogłoby wyjść i się przejść. Miejsca tu dość, by poczekać na powrót przewodnika. Wystarczy patrzeć przez okno.
Tym kimś, kto wyszedł był Wingfield.

Kane skinął mu głową na odchodnym, Foxowi wskazując na dół.
- Trzeba uważać, by dzieciaki nic nie wygadały. Ta dziewczyna to pewnie kontakt naszego bambo, ale posiadacz tej mniejszej głowy co wystawała z pomieszczenia obok to zwykły bachor. Wypapla do innego i mamy przesrane. Miej na nich oko, będziemy się zmieniać.
Prawdę powiedziawszy do roboty nie było prawie nic, Irlandczyk tylko przez kilka chwil zmusił się do tępego wyglądania przez okno. Uruchomił komunikator.
- Shade, jak będziesz bliżej czegoś od biedy cywilizacyjnego, przyjrzyj się tutejszemu transportowi. Może coś usłyszysz czy kontrolują na wjazdach do Mogadiszu. Oni tu jeżdżą tak wypakowani, że łatwo można coś przemycić. Towar z jedną osobą, gdy reszta pójdzie piechotą na przykład.
Wysłuchał odpowiedzi i wyłączył nadawanie. Komunikatory bezpośrednie dobrej jakości to dla najemnika był prawdziwy skarb. Zwykle wolałby oddać broń niż to. Wyjął z plecaka komputer otrzymany od tych z Miracle, wpisując dwa pytania.
"Raz: możecie załatwić nam stały zwiad satelitarny? Dwa: jest szansa na odwrócenie uwagi czymś efektownym, co przyciągnie wzrok większości ludzi z jakiegoś rejonu? Przelot helikoptera, podobnie jak wtedy, gdy nas wysadzali?"
Uznał, że to mogłoby się przydać w razie czego. Była większa szansa, że za nim popędzą, tak samo jak to zrobili teraz, niż, że będą kontrolowali zbliżających się właśnie ludzi. Choć był to tylko i tak jakiś element planu. Im więcej możliwości tym zwykle lepiej. Odłożył sprzęt i znów zerknął za okno, odzywając się do Blue.
- Faktycznie nie wiedziałyście, w co się pakujecie? Sytuacja tutaj nigdy nie była dobra. Ale jak się postaramy, to wszystko pójdzie gładko i wkrótce nas tu nie będzie, aye?
Uśmiechnął się pokrzepiająco, obracając ku niej głowę. Patrzenie na piękną kobietę stało o wiele wyżej od wyglądania przez okno, by popatrzeć sobie na kilka skałek i morze piachu.
 
Widz jest offline