Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-04-2013, 16:21   #11
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
LeQulman, czy jak mu tam było, bredził straszliwie, zestrachany co niemiara. Pewnie wcześniej jedyne co robił, to podrzucanie mało ważnych informacji o tym co działo się w mieście, a teraz musiał narażać własne życie, prowadząc grupę białasów. Nie dziwne, że trząsł portkami, czy czymś co te nygusy nosiły pod szatkami. O'Hara założył tę swoją, ciesząc się, że trafili tu w zimowej porze. Dodatkowa płachta materiału zarzucona na pancerz zrobiłaby mu natychmiast łaźnię parową.
Nie zastanawiał się nad rozwiązaniami od razu, wymagało to szerokiego rozpoznania. Tylko dlatego nie opieprzył przewodnika z góry na dół. Kane nie podejrzewał, by w którymś momencie zaczął polegać na osądach czarnucha, wyraźnie nie mającego większego pojęcia o akcjach polowych. Niby Sato mówił, że to lojalny gość, cholera go jednak wiedziała, co kryje w swoim łbie. Przynajmniej kobiety się ubrały, wszystkie za ładne na to, żeby pokazywać się lokalom. Z ciuchami się przygotował, to jedno mu szczerze przyznał.
Z meliną, do której ich podrzucił, już niezbyt trafił. Dzieciaki. Brak dorosłych. I mętna, za rzadko zaludniona okolica. Nie było mowy o grzecznym czekaniu na jego powrót.

Irlandczyk podszedł do dziewczyny, przykładając palec do ust i mówiąc przy pomocy tłumacza.
- W razie co jesteśmy rodziną z daleka. Nie chcesz, by ktokolwiek się dowiedział, że biali znaleźli się pod twoim dachem.
Uśmiechnął się do niej, wręcz sympatycznie, tylko oczy pozostały zimne. Wielkiej spluwy pod tym szlafrokiem też nie dało się dobrze ukryć. Wszedł na górę, zrzucając plecak i torbę ze sprzętem obok jednego łóżka. Oparł o to broń i wyjrzał przez okno. Pod latarnią najciemniej, tylko w tym przypadku mogło się nie sprawdzić.
- Dobra, murzynek swoje zaproponował, ale nie będziemy tu siedzieć przez cały dzień jak jakieś kwoki, aye?
Usiadł na jednej pryczy, uważniej przyglądając się niepewnym specjalistkom.
- W tej chwili świtają mi dwa pomysły. Mogadiszu to duże miasto, mnóstwo ludzi musi z niego wyjeżdżać i wjeżdżać. Możemy skorzystać z jakiegoś środka transportu publicznego, muszą mieć takie. Odpowiednio zatłoczony i wjedziemy schowani w środku. Jak przewodnik załatwi przepustki, to nawet przy pobieżnym sprawdzaniu nikt nas nie powinien zatrzymać. Druga opcja to przez pustynię. To tylko dwa czy trzy kilometry, jacyś ludzie pewnie łażą. Trzeba się dowiedzieć, może dałoby się podłączyć do jakiejś grupy. To nie okupowane miasto, każdy tylko chce dobrze udawać, że coś kontroluje. Wszystko i tak trzeba sprawdzić. Shade mogłabyś przyjrzeć się tej pustyni, ile na niej faktycznie widać i czy ktoś wyłapuje przechodzących. Jakieś inne pomysły?

Peter spojrzał sobie ostrożnie przez jedno okienko, potem przez drugie. Stanął z boku w głębi, by go nie było widać. Został przy tym które wychodziło w kierunku skąd było słychać nadjeżdżające samochody. Budynki zasłaniały widok, ale po tumanach kurzu zorientował się, że pościg podążył dalej.
- Przejechali. - mruknął do towarzyszy siadając na łóżku.
- Blue jest hakerką, czyż nie? Może jak uda jej się dostać do miejscowej sieci to coś znajdzie. Wiemy że to Umbrella, więc pole poszukiwań mamy zawężona. Jak sądzę. Jeśli nawet nie znajdzie wejścia do kompleksu, to powinna zidentyfikować ich oficjalną siedzibę w Mogadiszu i będziemy mieli jakiś punkt zaczepienia. Nieprawdaż? Po za tym korporacje na ogół współpracują z rządami miejscowych krajów. - zastanawiał się na głos - W dzielnicy rządowej mogą coś wiedzieć. Może jakiś miejscowy przekupny urzędas puściłby farbę. Ostatecznie możemy wpisać w google “Gdzie jest wejście do laboratorium Umbrella w Mogadiszu?”. - stwierdził z kamienną twarzą. - Ale nie chcę uczyć Blue jej profesji.
Skłonił się lekko w stronę dziewczyny po czym spojrzał z ukosa na Kane’a.
- Wiem, że Cię suszy, ale nie powinieneś wychodzić szukać baru. Pogadam ze służbą, może mają herbatę. - zakończył chcąc zejść na dół.
- Jeżeli udamy się tam teraz, w ciemno, to będziemy świecić niczym bożonarodzeniowa gwiazka - zauważył Felix. - Grupa białasów węszących po okolicy? I to bez przepustek? To od razu wzbudzi podejrzenia. Poza tym, jak dokładnie masz zamiar przemycić broń, Kane? Chyba nie chcesz, byśmy udali się tam nadzy? - spojrzał na Irlandczyka z grymasem na twarzy. - Zgadzam się z Peterem w kwestii naszych początkowych działań, w sensie - najlepiej zacząć od Sieci. Niech wsparcie się na coś przyda.
- Wasze imprezy muszą być niezwykłe. Chce pani może jeszcze herbatki? Nie, już wypiłam litr i ciśnie mi pęcherz - Odciął się Kane. - Jeszcze nie ma piątej, na przerwę jeszcze nie zasłużyłeś Wig.

Irlandczyk wyszczerzył się, przyzwyczajony do tych marudnych Angoli.
- I co, stracimy dobę, co przykłada się na dwadzieścia tysiaków? Kurwa, ja tu zarabiać przyjechałem. W sieci gówno możemy znaleźć, nawet nie wiemy jak się Umbrella przedstawiała, bo skoro to tajne laby są, to wątpię, by prawdziwym imieniem. Te luźne szatki ukryją broń, resztę można w jakieś tutejsze torby. Jajec nie macie przez te ziółka z wodą.
- Nie miałbym nic przeciwko, by rozejrzeć się po okolicy - rzucił Fox, zastanawiając się chwilę. - Nie liczyłbym jednak na łatwe wejście do miasta. Co do łachów, to za dnia na niewiele się zdadzą. Nie wspomnę już o tym, że gdy miejscowi zaczną nas macać, to wpadniemy już na początku. Pustynię moglibyśmy jednak sprawdzić, i w Sieci, i na żywo. Na maratony bym się nie porywał, zwłaszcza że na dobrą sprawę wiemy tylko, w którą stronę biec. Co do herbaty, w zasadzie sam napiłbym się czegoś porządnego. Najlepiej z odpowiednimi dodatkami - dodał szybko, uśmiechając się pod nosem.

Wig zatrzymał się w pół kroku.
- W każdym razie poczekajmy na przewodnika. Może dowiemy się czegoś ciekawego na temat miejscowego folkloru. - zaczął pojednawczo Peter. - Może także Blue zdąży się wypowiedzieć, zanim nasz dowódca pociągnie nas do samobójczej szarży.
- To nie jest głupie, szperanie w sieci. Takie laboratoria potrzebują dużo energii. Same też emitują dużo różnego rodzaju fal. Gdyby udało się dostać jakieś zdjęcia satelitarne, ale jakiś poważnych graczy, to może można by było powiedzieć gdzie to jest. - Wtrąciła się w końcu Jeanne, chociaż bardzo nieśmiało.
- Na to akurat bym nie liczył. Zdjęcia satelitarne Miracle nic nie dały. Choć z tą energią, to może być jakiś trop, ale dość słaby. Raczej nie kupowali energii z miejskiej sieci. A obraz emisji będzie zakłócony przez miasto. - stwierdził Peter uśmiechając się delikatnie do Jeanne. Nawet kiepski pomysł był lepszy, niż żaden.
- Zapewne mają własne źródła zasilania. Każdy tak robi, to pewniejsze, w dzisiejszych czasach. - Øksendal nie odwzajemniła uśmiechu. Jej twarz wyrażała duże zdenerwowanie, podobnie jak głos, czy nawet ruchy.
- Ja to widzę tak - mówił oschle Raver, rozkładając się na pryczy - jak niczego nie zrobimy, to niczego się nie dowiemy. Na co zatem czekasz, panienko? - zwrócił się do Blue w sposób, który wymusi na niej jakąś reakcję. - To rzekomo Twoja specjalność.

Shade przysłuchiwała się wymianie zdań w pokoju wyglądając dyskretnie przez okno.
- Przejdę się na rekonesans. Temperatura na razie znośna, więc można chodzić w tych łachach - Zamachała rękami odzianymi w czarne sukno.
Blue odchrząknęła, próbując się ogarnąć w sytuacji.
- Chyba na coś innego się umawiałam.. - powiedziała w końcu - Mogę jeszcze raz przejrzeć kontrakt?
Irlandczyk zagapił się przez chwilę na hakerkę, trąc uporczywie brodę. Nagle zaczął odpowiadać na słowa Valerie, jakby nie usłyszał dylematów Blue.
- Tylko nie wyskakuj z okna jak batman, Shade - mrugnął do niej. - Nie mówię, że mamy się pakować w coś niepewnego. Rekonesans to podstawa. Gdy będzie zbyt niebezpiecznie to poczekamy na noc, lub przejdzie tylko część z nas. Wasze piękne tyłeczki wyjadą z Somalii jeszcze zgrabniejsze i opalone. Panie wzięły bikini?

Przez chwilę taksował wzrokiem wszystkie trzy. Wyszczerzył się. Widać było, że sytuacja niezbyt go stresuje.
- Cholera, w tych workach to nic nie widać. Valerie na zwiad, ktoś jeszcze chce się przejść? Nie oddalamy się zbytnio przed powrotem przewodnika, aye? Co nie znaczy, że trzeba tu siedzieć. Nie przywykłem do bezruchu.
- Nie, opalam się tylko topless. - Odparła cicho Øksendal.
- On się z nas nabija, Jeanne - powiedziała Blue, spoglądając z ukosa na mężczyznę - No dobra, to czego potrzebujecie? - zapytała ściągając plecak i wyjmując laptopa.
- Doprawdy? A ja myślałam, że mówi poważnie. - Odparła biolog podnosząc się z siedziska. Minęła pozostałych kierując się na dół, do dziewczyny, którą spotkali wchodząc tu.
- Nie nabija, a rozładowuje napięcie. Bez spinki, dziewczyny. Zrobimy wszystko, by w razie czego to do nas strzelali, za to nam płacą - Kane pozostał spokojny, odprowadzając wzrokiem Jeanne i odpowiadając Blue. - To co uda ci się wygrzebać. Ślady inwestycji zagranicznych, przepływu środków i towarów, zatrudnienia. Firmy, ludzie, miejsca. Może coś zostawili w otwartych kanałach, jak się spieszyli.
Felix przysłuchiwał się wyliczance Kane’a, kiwając głową z aprobatą. Gdy Irlandczyk skończył mówić, Fox dodał jeszcze od siebie:
- Sprawdź też tę kwestię z energią i emisją fal. Kto wie, może coś znajdziesz. W tym momencie nasze możliwości i tak są dość ograniczone.
Następnie Raver zwrócił się do O’Hary.
- Raczej nie powinniśmy zwracać na siebie uwagi, dopóki nie przeprowadzimy bardziej gruntownego rozpoznania, ale może warto wystawić jakąś wartę? Oczywiście bez broni na widoku. Jak trzeba, to mogę iść pierwszy. I tak się tutaj wszyscy nie pomieścimy - stwierdził, obejmując jednym ruchem ręki całe pomieszczenie.

Shade przygotowała się i wyszła. Po chwili Øksendal wróciła.
- Czy ktoś mógłby zapytać się tej biednej dziewczyny czy można dostać coś do picia?? Ona nie zna angielskiego, a ja somalijskiego.
Kane zdjął z ręki tłumacz i podał kobiecie.
- Was chyba faktycznie wrobiono w ten syf. Nawet tak podstawowego wyposażenia tutaj nie dostać. Ktoś powinien nam załatwić trochę więcej zapasów. Zwłaszcza wody. Nie wyglądało na to, by ta melina została w cokolwiek zaopatrzona.
- Dziękuję bardzo. - Wzięła przedmiot i zniknęła ponownie na dole.
- Warty na zewnątrz nie mają sensu - dodał Kane, gdy Jeanne znów zniknęła na dole. - Jesteśmy biali, rzucamy się w oczy jak cholera. Nie przyciągajmy uwagi do tego miejsca. Shade już poszła, maksymalnie jeszcze jedno z nas mogłoby wyjść i się przejść. Miejsca tu dość, by poczekać na powrót przewodnika. Wystarczy patrzeć przez okno.
Tym kimś, kto wyszedł był Wingfield.

Kane skinął mu głową na odchodnym, Foxowi wskazując na dół.
- Trzeba uważać, by dzieciaki nic nie wygadały. Ta dziewczyna to pewnie kontakt naszego bambo, ale posiadacz tej mniejszej głowy co wystawała z pomieszczenia obok to zwykły bachor. Wypapla do innego i mamy przesrane. Miej na nich oko, będziemy się zmieniać.
Prawdę powiedziawszy do roboty nie było prawie nic, Irlandczyk tylko przez kilka chwil zmusił się do tępego wyglądania przez okno. Uruchomił komunikator.
- Shade, jak będziesz bliżej czegoś od biedy cywilizacyjnego, przyjrzyj się tutejszemu transportowi. Może coś usłyszysz czy kontrolują na wjazdach do Mogadiszu. Oni tu jeżdżą tak wypakowani, że łatwo można coś przemycić. Towar z jedną osobą, gdy reszta pójdzie piechotą na przykład.
Wysłuchał odpowiedzi i wyłączył nadawanie. Komunikatory bezpośrednie dobrej jakości to dla najemnika był prawdziwy skarb. Zwykle wolałby oddać broń niż to. Wyjął z plecaka komputer otrzymany od tych z Miracle, wpisując dwa pytania.
"Raz: możecie załatwić nam stały zwiad satelitarny? Dwa: jest szansa na odwrócenie uwagi czymś efektownym, co przyciągnie wzrok większości ludzi z jakiegoś rejonu? Przelot helikoptera, podobnie jak wtedy, gdy nas wysadzali?"
Uznał, że to mogłoby się przydać w razie czego. Była większa szansa, że za nim popędzą, tak samo jak to zrobili teraz, niż, że będą kontrolowali zbliżających się właśnie ludzi. Choć był to tylko i tak jakiś element planu. Im więcej możliwości tym zwykle lepiej. Odłożył sprzęt i znów zerknął za okno, odzywając się do Blue.
- Faktycznie nie wiedziałyście, w co się pakujecie? Sytuacja tutaj nigdy nie była dobra. Ale jak się postaramy, to wszystko pójdzie gładko i wkrótce nas tu nie będzie, aye?
Uśmiechnął się pokrzepiająco, obracając ku niej głowę. Patrzenie na piękną kobietę stało o wiele wyżej od wyglądania przez okno, by popatrzeć sobie na kilka skałek i morze piachu.
 
Widz jest offline  
Stary 20-04-2013, 22:38   #12
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Fox jednego nigdy nie był w stanie zdzierżyć - bełkotu w sprawach najbardziej zasadniczych, związanych z robotą. Przewodnika trzeba było nieustannie ciągnąć za język, co strasznie utrudniało i tak już, z racji na okoliczności, trudną rozmowę. Jeżeli to miał być najlepszy człowiek, którego była im w stanie podrzucić Miracle, to z misją będą się męczyć dłużej niż tydzień. Być może nie są tak mocni w regionie, jak przypuszczałem, a Umbrella kryła się jeszcze lepiej, niż mi się wydawało - zastanawiał się Felix. W każdym razie nic dobrego z tego nie wyniknie.

Z informacji, które udało im się od przewodnika wyciągnąć, wynika, że swobodne poruszanie się po mieście będzie nie lada wyzwaniem. To jednak i tak będą musieli sprawdzić na własną rękę, więc w tym momencie mogli jedynie liczyć na to, że kryjówka w mieście, którą dla nich przygotowano, będzie czymś lepszym niż ta obecna. Felix wiedział, że to tylko prowizorka, ale mimo to uważał, że to był zły wybór. Poczuł się trochę lepiej dopiero wtedy, gdy Wig poszedł rozejrzeć się za bardziej odpowiednim miejscem.

Kane jak zwykle zaczął z grubej rury, ale na szczęście cała reszta grupy była w pobliżu, więc szybko udało się go utemperować. Fox uważał, że z całej ich gromadki Irlandczyk najlepiej nadawał się na kogoś w charakterze przywódcy, ale był to raczej wybór na zasadzie mniejszego zła. Cenił go, jako profesjonalistę, i w gruncie rzeczy od początku nieźle mu się z nim współpracowało, tyle że brakowało mu trochę cierpliwości. Swoboda i temperament O'Hary strasznie kontrastowały z zachowaniem specjalistek. Felix łapał się na tym, że czasem w ogóle zapominał, że z nimi były. No cóż, przynajmniej zaczęły się odzywać. To już coś - stwierdził w myślach Raver. Zaraz potem musiał jednak ugryźć się w język, słysząc tekst o opalaniu się topless. Pani biolog była jakby nie z tej bajki.

- Zmiany co godzinę - rzucił Fox do Kane'a, gdy już wstępne kwestie zostały ustalone. Następnie podniósł się z pryczy, wziął swój karabin automatyczny i zaczął schodzić na dół. Wiedział oczywiście, że zazwyczaj ich warty trwają nieco dłużej, ale miał powody, by je tym razem skrócić. Raz, że O'Hara pewnie szybko się znudzi bezczynnością i zacznie poszukiwać jakiegoś innego zajęcia. Dwa, i to był w zasadzie główny powód, na dole miał pilnować dziecka i pół-dziecka, a to była dla Foxa mało przyjemna perspektywa. Generalnie na misjach interakcji z dziećmi unikał, szczególnie w biednych rejonach świata. Nie podobało mu się to, co można było ujrzeć w ich oczach, a niejednokrotnie miał wrażenie, że było to coś bardzo dobrze mu znanego, przywołującego nieprzyjemne wspomnienia. Pomocował się chwilę ze swoją kiecką, tak by upewnić się, że łatwo będzie mógł tam schować broń. Następnie użył komunikatora:
- Wig. Powiedz, jak tylko coś znajdziesz. W razie czego, to kod ten sam co zwykle.

Ten sam, czyli "żółty", oznaczający, że należy opuścić obecne miejsce pobytu. Felix liczył na to, że do powrotu przewodnika będzie spokojnie, ale wolał też nie przebywać tutaj dłużej, niż było to konieczne. Zwłaszcza, że już po chwilowym pobycie w dolnej części domu zaczął skrupulatnie odliczać czas do zmiany warty. Wiedział, że wypatrywanie zagrożenia przez okno będzie czymś, w czym będzie się czuł znacznie pewniej i bardziej komfortowo.
 

Ostatnio edytowane przez Cybvep : 25-04-2013 o 23:10. Powód: literówka
Cybvep jest offline  
Stary 20-04-2013, 22:50   #13
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Biegła obok Petera, równym, spokojnym tempem. Zapięła paski łączące ramiona plecaka, żeby ten nie obijał się jej o kręgosłup. Nogi zapadały się w piachu, ale Blue była przyzwyczajona do wysiłku, dodatkowo - sportowe buty sprawowały się znakomicie w tych warunkach, pogratulowała sobie zakupu. Piach wchodził z zęby i do oczu, potem wyciągnie bandanę, ale na razie po prostu biegła. Nie zastanawiała się, dokąd i po co – ci ludzie zdawali się wiedzieć, co robią. Postanowiła im zaufać, jaki zresztą miała wybór?

Jakiś nagi dzieciak wypadł zza cienkiej zasłony, prawie podcinając jej nogi. Odskoczyła w bok, gówniarz zaczął wrzeszczeć jak opętany. Dzieci były denerwujące, nieważne czy wrzeszczały, czy smarkały, czy tylko pętały się dookoła, zajmując czas i miejsce. Peter machnął karabinem i gówniarz zniknął, razem z ojcem i jego maczetą. Jakby ich zasunął tym mieczem.. Odetchnęła i pobiegła dalej.

-----

Wozem trzęsło, amortyzatory wymagały wymiany i to szybko.

Blue obijała sobie tyłek o twardą ławkę i przysłuchiwała się rozmowie z przewodnikiem. Nie było dobrze. Było źle. Nie bała się, choć – jakby na tym się zastanowić – powinna. Chyba po prostu wszystko wydawała się takie.. nierzeczywiste, gdzieś obok niej płynęło, jak holograficzny film w multipleksie 5 D.

Nie tak wyobrażała sobie swoją prace tutaj. Nie tak to miała przedstawione. W co ją Hendry wkopał? Nie sądziła, żeby zrobił to specjalnie, raczej tez dostał fałszywe informację. „Wejdziesz do kilku sieci, poznasz nowe miejsca, oni tam mają ciekawy sposób kodowania, nauczysz się czegoś, to może być dla ciebie wyzwanie.. nie będziesz się nudzić”.

Taaa… zdecydowanie się nie nudziła.

-----

Lepianka była nędzna. Kolejny bachor spoglądał zza uchylonych drzwi.
Zaczęli snuć plany, rozmyślać, dywagować. W końcu usłyszała, czego od niej oczekują. Mniej więcej, w każdym razie.

- No dobra.. – mruknęła.

Zdjęła plecak ze spersonalizowanym holo-komuterem. Standardowy system bezpieczeństwa rozpoznał jej dna i pozwolił przejść dalej. Wyłączyła dwa dodatkowe zabezpieczenia i urządzenie wyświetliło holograficzny monitor, w odległości optymalnej od jej twarzy.

Usiadła to turecku na dolnej pryczy, opierając się palcami o ścianę, Wygrzebała z plecaka cukierek z wyciągiem z kofeiny, guarany, witamin i jeszcze kilku substancji, które nadawały mu przyjemny, miętowy smak.

Wrzuciła go do ust i ruchem dłoni uruchomiła ho-ka.
Mapa okolicy.. jest.. ich położenie – szybkimi ruchami palców w powietrzu otwierała kolejne okienka – wyszukiwanie informacji o jej nowych znajomych (to oczekiwanie nie padło, hm, w każdym razie wprost nie padło, ale lubiła wiedzieć z kim ma do czynienia) – w oficjalnych bazach ich nie było, szukała głębiej. Zwiększony pobór mocy w okolicy ich lokalizacji. Umbrella. Umbrella + Mogadisz. Umbrella + ich lokalizacja. Ślady inwestycji zagranicznych, przepływu środków i towarów, zatrudnienia. Energią i emisja fal.

Wprowadziła się w płytki trans, kilka głębokich oddechów, stan afa, 3-2-1. Już. Odcięła się od otoczenia, wyciszając zewnętrzne bodźce, przyśpieszając tym samym przebieg impulsów w swojej sieci neuronowej. Palce dziewczyny poruszały się w powietrzu, coraz szybciej, i szybciej, jakby grała na niewidzialnym instrumencie. Ruchy gałek ocznych przyspieszyły, dopasowując się do przepływających w kolejnych oknach informacji. Gromadzić fakty, szukać powiązań. Szukać tego, co nie pasuje. Odchyleń. Nieścisłości. To zwykle naprowadzało na trop.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 21-04-2013, 13:11   #14
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Nie tego spodziewała się przyjmując ofertę złożoną jej przez Kamazaki. A tutaj proszę, strzelają do niej. Jest przerzucana jak worek jakiegoś towaru. Swoją drogą była pod wrażeniem siły i sprawności O’Hary. Chociaż z delikatnością u najemnika było już gorzej, ba w ogóle jej nie posiadał. Ale to były rozważania na kiedy indziej, gdyż ci, którzy do nich strzelali nie odpuścili. Nawet wtedy gdy pojawił się ktoś podający się za wynajętego przeciwnika. Chyba nim był, ponieważ najemnicy bez słowa skorzystali z pomocy tego człowieka.

Jeanne wzięła do ręki ubranie czekające na nich w samochodzie. Powąchała je, pierwszej czystości to ono nie było. Nie miała jednak wyboru i założyła je, z wyrazem niesmaku na ustach.

Ich kwatera, o matko, to była jakaś brudna lepianka. I w dodatku pełna robactwa, ale przynajmniej pościg udało się zmylić choć na chwilę. W środku rozpoczęła się ożywiona dyskusja co powinni począć, w zasadzie to dyskutowali uzbrojeni. Jeanne wyszła z założenia, że lepiej tę część zostawić im jako specjalistą. Chociaż sama pani biolog odezwała się kilkukrotnie. Zrzuciła z siebie to przebranie, nie chcąc zarazić się jakimiś pasożytami, chociaż nawet krótkotrwały kontakt spowodować mógł, że mieszkańcy tego ubrania przejdą na nią. Wzdrygnęła się na samą myśl.


Jeanne zachciało się pić, zaszła ostrożnie po schodach. Nie chciała hałasować by przede wszystkim nie wystraszyć dziewczyny.
- Przepraszam. - Zaczęła nieśmiało. - Czy moglibyśmy dostać coś do jedzenia i picia?
Dziewczyna bezradnie pokręciła głową i rozłożyła ręce, mówiąc coś w swoim, zupełnie niezrozumiałym języku.
Biolog popatrzyła zrezygnowana na dziewczynę.
- Chwileczkę, zaraz wrócę. - Powiedziała w końcu udając się z powrotem na do ich tymczasowej kwatery.
Tutaj pomocny okazał się O’Hara, który dał jej swoje urządzenie tłumaczące. Wróciła po chwili.
- Już mam. - Zaczęła patrząc na dziewczynę, która zdawała się być jeszcze bardziej wystraszona niż poprzednio. - Mam nadzieję, że teraz mnie rozumiesz?? Jestem Jeanne.
Tłumacz przetrawił słowa po angielsku i "wypowiedział" je w języku znanym lokalnej dziewczynie, naśladując całkiem dobrze prawdziwy głos Jeanne. Zagadana pokiwała głową, tylko w ten sposób odpowiadając na pytanie.
- Wiem, że to całkiem niekomfortowa sytuacja dla ciebie. - Biolog rozejrzała się po kuchni. - Obcy w twoim domu. - Uśmiechnęła się nawet. - Czy moglibyśmy dostać coś do picia i jedzenia??
Uśmiech niewiele pomógł. Dziewczyna wskazała na kuchnię. To co udało się wypatrzeć Jeanne to wysłużony, plastikowy baniak na wodę oraz kilka placków wyglądających na owsiane.
- Tylko to. Druga kobieta pytała o targ i wyszła.
- Druga kobieta? - Zdziwiła się przez chwilę Øksendal. - A tak, wiem o kogo chodzi. Wyszła na targ? - Było to bardziej stwierdzenie niż zapytanie. - A jest w tym coś złego? - Zadała to pytanie najnaturalniej jak tylko potrafiła.
Dziewczyna pokręciła głową. Większość odpowiedzi wydawała się przekazywać właśnie w ten sposób.
- Jest nie stąd. Różne rzeczy się dzieją, jak ktoś nie stąd. Jak biały.
- To znaczy? - Zainteresowała się bardziej pani biolog.
- Mężczyźni lubią pokazać, że to oni mają tu władzę. My kobiety tylko im służymy.
Nagle zdała sobie sprawę z tego co powiedziała i spuściła wzrok, wycofując się.
- Weź co chcesz, ja muszę do dzieci.
- Spokojnie. Ty jesteś kobietą, ja jestem kobietą. - Kiwnęła porozumiwawczo głową. Przynajmniej miała nadzieję, że porozumiewawczo.
Cofała się, kręcąc głową.
Jeanne stała nie rozumiejąc co się właściwie stało. Czego dziewczyna się boi.
- Ale przecież ja ci nic nie zrobię.
- Nie mogę z tobą rozmawiać. Musisz się przebrać. Nie możesz tak wyjść! Ta druga kobieta, ubrana lepiej.
Dziewczyna nagle odwróciła się i weszła do drugiego pomieszczenia, gdzie zaczęło płakać jakieś dziecko.
Jeanne oczywiście zapuściła żurawia do drugiego pomieszczenia. Opórcz dziewczyny, z którą rozmawiała było tam niemowlę, kilkulatek i jeszcze jedno starsze, tak na oko dziesięcioletnie dziecko. Ale szybko została wyproszona stamtąd.

Jeanne trochę rozumiała tę małą. Obcy, w dodatku uzbrojeni w jej domostwie, dlatego nie miała pretensji o jej zachowanie. Bała się i to wszystko.
Øksendal rozejrzała się po kuchni, jeżeli tak można było nazwać pomieszczeni, w którym się znajdowała. Podeszłą bliżej do baniaka wskazanego wcześniej przez dziewczynę. Fachowym okiem przyjrzała się zawartości. Niby miała to być woda, ale pani biolog nie zaryzykowałaby wypicia tego bez wcześniejszego przeanalizowania jej składu, a że miała ku temu odpowiednie narzędzia, to i tak zrobiła.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 22-04-2013, 20:22   #15
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 08:51 czasu lokalnego
Wtorek, 15 grudzień 2048
Ceelasha Biyaha, Somalia



Shade

Najemniczka opuściła prowizoryczną kryjówkę bez problemu, szybko i profesjonalnie rozglądając się dookoła. Niemal automatycznie wyłapywała większość szczegółów, tym razem jednakże, w niezbyt pewnych jeszcze promieniach świtu, nie dostrzegła zagrożeń. Tylko okolice oczu ujawniały ją jako obcą, nikt też przecież jakoś bardzo się kobietom tu nie przyglądał, jeśli takiego powodu nie miał. Ruch zaczynał się już, ludzie opuszczali brzydkie domy, pragnąc zapewnić sobie jeszcze choć jeden dzień marnej egzystencji. Kobiety kierowały się głównie w stronę centrum miasta, gdzie miał znajdować się targ. Mężczyźni jeszcze spali, lub może w tej okolicy było ich znacznie mniej, bowiem Shade zauważyła tylko kilku.
Wszędzie natomiast znajdowały się ślady trudów życia w tym kraju. Pustynia rzeźbiła obraz tej rzeczywistości, słońce wypalało ją prawie do nagiej ziemi. Wilgotne powietrze znad morza tu już słabło, uderzając w rozpadające się domy, na które przeciętny Europejczyk nie chciałby nawet spojrzeć, nie mówiąc już o zamieszkaniu w nich. Ściany zastępowane blachą, dachy tak kruche jakby same z siebie miały się za chwilę zapaść. Przemykające pod ścianami kobiety, z wzrokiem wbitym w ziemię, za wszelką cenę unikające unoszenia głowy.
Ślady jak po kulach.
Zapadłe lub wypalone ruiny, skutek wojny lub trzęsienia ziemi.
Nawet obeznana ze światem Valerie czuła się tu bardzo nieswojo. Przedmieście kończyło się niedaleko, Rusht upewniła się, że nikt się jej nie przygląda i weszła do ruin w nieco lepszym stanie, sięgając po lornetkę.

Szybko uświadomiła sobie, że nie będzie możliwości sprawdzenia wszelkich możliwości. Owszem, widziała rozciągające się wzdłuż wybrzeża Mogadiszu a także większą część trzech prowadzących do niego dróg. Jej pozycja niestety tylko nieco wychodziła powyżej poziomu pustyni, pokrytej różnorakimi przeszkodami terenowymi, a dodatkowo szkła nawet nowoczesnej lornetki nie potrafiły zupełnie zniwelować odległości i słońca, świecącego prosto w jej stronę. Pierwsze co zauważyła to kurzawa, powoli przesuwająca się w jej stronę i odchodząca od stolicy Somalii dokładnie tam, skąd wcześniej wyjechały dwa pickupy. Teraz sądząc po obłoku kurzu samochodów było więcej, mignęła jej przynajmniej jedna ciężarówka. Po dwóch pozostałych drogach, w tym jednej prawie asfaltowej, poruszało się niewiele samochodów. Przez czas spędzony na obserwacji widziała tylko dwa. Jeden z Mogadiszu wyjechał, nie niepokojony przez nikogo. Drugi, wyglądający na półciężarówkę, został zatrzymany przed zniknięciem pomiędzy zabudowaniami. Nie widziała tego dokładnie, pewna jednakże była tego, że ktoś podszedł do wozu, sprawdził coś i kierowca ruszył dalej.

Patrole czy pojedynczych ludzi zobaczyć było niezwykle ciężko. Teren pustyni praktycznie uniemożliwiał dostrzeżenie ich, a przeczesanie całego metr po metrze również nie wchodziło w rachubę. To czego była pewna, to fakt strzeżenia dróg wjazdowych przez uzbrojonych ludzi. Nie wyglądało na to, że sprawdzali bagażniki lub przepytywali, gdy zobaczyli już co chcieli. Pytanie jak wyglądałoby to, jeśli zatrzymaliby białych ludzi. Jedyne, co wpadło jej w oko bezpośrednio na pustyni, to samotny, piętrowy budynek, umiejscowiony mniej więcej w jednej trzeciej odległości od Mogadiszu do pozycji najemniczki, i jakoś w połowie licząc od drogi, po której jechała teraz krótka kolumna wozów, a pierwszą drogą na wschód od niej. A przyciągnął spojrzenie tylko z jednego powodu - na jego dachu stał uzbrojony w długą broń mężczyzna.

Nie miała potrzeby pozostawania w tym miejscu dłużej, w każdej chwili ktoś mógł ją zobaczyć. Arabskie ubranie nie pozwalało korzystać z jakichkolwiek zdolności maskujących, zwyczajnie mocno rzucało się w oczy. Z drugiej strony tutejsza kultura i być może strach działał na jej korzyść. Nikt szczególnie nie przyglądał się idącej jak i inne kobiety Valerie. Zdradzał ją akcent i kolor skóry. Ten pierwszy można w razie czego zamaskować, drugi ukrywał się sam, jeśli patrzyła w ziemię.
Widziała i słyszała jednakże wszystko. Z każdą minutą zabudowa miasta gęstniała, domy stawały się solidniejsze, choć nigdy ładne. Ślady walk czy katastrof nie zmieniały się. Zwiększała się ilość ludzi na ulicach, w niektórych pomieszczeniach pozbawionych zasłon dostrzegała całe liczne rodziny, stłoczone w miejscu znacznie za małym. Nikt nie miał nadwagi, za to dzieci z wydętymi z głodu brzuchami zdarzały się znacznie częściej.

Trzy grupy społeczne rzuciły się Shade w oczy. Pierwsza, złożona głównie z ludzi z najciemniejszą cerą, stanowili ubrani marnie, ale zwyczajnie tubylcy, mówiący w lokalnym, somalijskim języku. Prawie wszystkie lepianki zamieszkane były właśnie przez nich. Druga grupa, ewidentnie arabska, trzymała się razem, chodząc grupkami i po arabsku rozmawiając. To oni nosili stroje podobne do tego, który teraz na sobie miała Rusht. Podział ten wydawał się tym bardziej widoczny, im większą uwagę mu poświęcała. Ostatnią grupę tworzyli ludzie z bronią. Część miała coś na kształt mundurów, inni nosili się otwarcie z karabinami, zwykle starymi, rosyjskiej lub dalekowschodniej produkcji.
Wszystko tu wydawało się być na skraju wybuchu, choć podejrzewała, że miasto to bardziej traktowano jako teren neutralny. W jego centrum dojrzała nawet flagę ONZ, gdzieś się pojawiły także niebieskie hełmy. Ilość tak mała, że mogli chronić co najwyżej własne interesy.

Zagadany kupiec aż zamrugał oczami, słysząc dziwny akcent. Szybko jednak doszedł do siebie. Pewnie dostrzegł i jaśniejszą niż nawet u najjaśniejszych Arabek cerę, w jego przypadku klientka była klientką.
- Świeża, najświeższa! Prosto z morza!
- Została w nocy przywieziona?
- W nocy nie w nocy, świeżutka! Powąchać trzeba.

Uniósł rybę i podstawił jej pod nos, choć tu pojawił się oczywisty problem. Może i dobrze, bo ryba dzisiejsza to raczej nie była. Za nic w świecie nie chciał za to zdradzić swojego dostawcy. Niewiele też udało się jej dowiedzieć o transporcie publicznym - autobusy co prawda były, jeżdżąc teoretycznie co godzinę, ale tak naprawdę tak jak same chciały. Niekiedy nie było żadnego przez cały dzień, bo zatrzymywało je wojsko. A gdy jechały, to często tak zapchane, że nie dało się zmieścić Tu więc poniosła częściową porażkę, zresztą na targu można było zasłyszeć sporo, ale niewiele z tych informacji należało do grona bardziej konkretnych. Prócz dwóch. Pierwsza dotyczyła poszukiwań białych, prawdopodobnie ubranych po europejsku ludzi, którzy przylecieli rano rządowym helikopterem.
Druga plotka okazała się ciekawsza. Tu i ówdzie pojawiały się szepty, a nawet chyba konkretne transakcje, gdzie przekazywana między ludźmi była jakaś substancja. Nowy narkotyk. Nazywano go tutaj "piaskiem". Pojawił się kilka dni temu, błyskawicznie stając się bardzo popularny. Działał mocno, a przede wszystkim - trzymał długo i miał mało efektów ubocznych po zakończeniu działania. Tak przynajmniej mówiono.
Ona nie mogła zbytnio pytać. Ilość ludzi z bronią zwiększała się. Zauważyła, że spory odsetek z nich ma czerwone chusty na szyjach. Sprawdzali ludzi. I domy. A Shade zwracała uwagę akcentem i zachowaniem. Czas był się wycofać.


Wig

Arabskie ubranie, założone przez mężczyznę, nie chroniło przed rozpoznaniem tak dobrze, jak kobiece. Faceci nie zasłaniali całej twarzy, nawet nasunięta na usta i nos chusta pozostawiała dużą część jasnej skóry doskonale widoczną. Tutejsi Arabowie byli znacznie ciemniejsi od standardowego Anglika - jakiego Wig chcąc nie chcąc przypominał. Na jego szczęście kobiety nie podnosiły wzroku z ziemi, a mężczyzn na przedmieściu kręciło się bardzo niewielu.
Peter szybko zdał sobie sprawę, że znalezienie odpowiedniego miejsca wcale nie będzie łatwe. Rudery były tu wszędzie, ale każda mająca mniej więcej dach i przynajmniej trzy ściany, posiadała także mieszkańców, zwykle całkiem sporą ich ilość. Znalazł kilka zupełnie zawalonych budynków, w których skryć się mogła może jedna osoba, mająca na dodatek zerowe pole widzenia. Po kilkunastu minutach kręcenia się po najbliższej okolicy, odnalazł parterową chatę, na poły kamienną na poły lepiankę z dziurami uszczelnionymi blachą. W środku śmierdziało straszliwie, światła także prawie nie było, bo zasłonięte okna nie wpuszczały nawet powietrza. Nie było praktycznie żadnych sprzętów, tylko kilka brudnych szmat i sienników.
Nagle jedna z tych szmat poruszyła się nagle, okazując się prawie całkiem czarną, skuloną i zasuszoną staruszką. Powiedziała coś ostro, chrapliwym, wysokim głosem.
- Czego tu?!
Wypluł z siebie translator. Znalezienie pustego budynku najwyraźniej było jednak niemożliwe w tej okolicy.


Zahe

Informacje spływały szybko, zwykle rozproszone, zebrane automatyczną wyszukiwarką, trafiając do przetworzenia i przejrzenia. Satelity umożliwiały połączenie z ogólnodostępną siecią z dowolnego miejsca na Ziemi, przesyłając dane z niewyobrażalną prędkością. Tylko co z tego, skoro w internecie rzadko można było znaleźć konkretne, poszukiwane informacje. Wszystkie firmy działały na wewnętrznych, kablowych sieciach, broniąc się wszelkimi sposobami przed zdalnymi dostępami do swoich baz. Rzecz jasna nie zawsze udawało się to tak skutecznie, jak mieli nadzieję - to właśnie tych luk szukała Blue, przekopując się przez terabajty zupełnie zbędnej wiedzy. Na kilku forach znalazła mgliste powiązania Umbrelli z Mogadiszu, plotki i przypuszczenia, nic prawdziwie wartościowego dla profesjonalistki w takich działaniach. Na pół-oficjalnych kanałach Somaliskiego rządu, przebijając się przez strony tłumaczone automatycznie z tutejszego języka, wywnioskowała kilka innych rzeczy.

Przede wszystkim kraj, mimo wyklęcia przez wiele organizacji, prowadził regularny handel, głównie z Azją, ale także i Rosją czy kilkoma innymi krajami afrykańskimi. Broń, amunicja, sprzęt, żywność, artykuły bardziej luksusowe dla tutejszej "elity". Dałoby się temat drążyć, tylko na razie wydawało się to bezcelowe. To co prawdziwie zainteresowało Zahe, to kontrakt wydobywczy z firmą nazywającą się "Hummels & Co.". Co dokładnie mieli wydobywać, tego nie podawano, za to miejscem miało być Mogadiszu i najbliższe okolice, a kontrakt zawarty został kilka lat wcześniej. Firma nawet miała zatrudniać miejscowych. Z ogólnodostępnej sieci hakerka nie mogła dostać się nigdzie głębiej, dokument pewnie widziało kilka osób na krzyż i teraz trzymano go w jakimś sejfie, lub przynajmniej wewnętrznej rządowej sieci. Co zwracało to jednakże uwagę dodatkowo, to fakt, że firma organizowała regularne rejsy transportowców, wystarczyło przejrzeć logi portowe. Ostatni z nich odbył się dwa dni temu. Listy pracowników zdobyć nie mogła, jakby wszystko działo się poza netem. Biorąc pod uwagę stopień rozwoju tego kraju - była to całkiem możliwa hipoteza.

Jedyna oficjalna elektrownia, zasilająca całe Mogadiszu i jego okolice... nie wychodziła nawet "na zewnątrz". Musieli posiadać automatyczne i komputerowe systemy, te jednak nie były dostępne. Blue nie znalazła nic, prócz nielicznych informacji o awariach prądu. Wydawały się dość regularne, ale bez dodatkowych wskazówek nic to nie dawało. Emisja energii, czy nawet moc generatorów były niedostępne. Kobieta wiedziała, że mając wejście do sieci elektrowni wyciągnęłaby wszystko, teraz pozostawała bezradna.
Obraz ogólny wyłaniał się dla niej jeden: tym krajem rządziła anarchia. Nic nie było uporządkowane, niewiele operacji przeprowadzano internetowo. Prawdopodobnie, gdyby wyłączyła strony internetowe rządu Somalii, zorientowano by się dopiero po dłuższym czasie. Laboratorium Umbrelli musiało być wysoko skomputeryzowane, tylko co z tego, skoro obecnie nie mogła go odnaleźć. Praca hakera w tym miejscu zdecydowanie nie należała do łatwych. Za to póki nie podłączała się do wewnętrznej sieci korporacji, mogła czuć się względnie bezpieczna w wirtualnym świecie.



W "kryjówce" nie działo się praktycznie nic. Dzieciak płakał od czasu do czasu, ogólnie jednak tubylcy nie opuszczali pomieszczenia na parterze, prócz jednego wyjątku, kiedy to najstarsza dziewczyna wyszła po wodę i placek. Tę samą wodę, którą w tym samym czasie postanowiła zbadać Jeanne. Tylko czy na pewno chciała wiedzieć co w niej jest? Nie mieli przecież własnych zapasów, a w okolicy pewnie nie było innego źródła tego jakże życiodajnego napoju. Aparatura błyskawicznie przeanalizowała skład, wyrzucając na ekran całą listę przeróżnych bakterii. Nawet dla zupełnego laika, woda ta żyła własnym życiem, aż dziwne, że nie przemieszczała się bez pomocy. Większość bakterii była niegroźna, wszystkie ginęły w temperaturze stu stopni celcjusza. Tylko z zagotowaniem wcale łatwo nie było, dom nie miał prądu czy gazu, a jedynie prehistoryczną kuchnię na drewno, trudno tu dostępne. Napić się było można bez większych konsekwencji, ale stałe korzystanie z takiego źródła wody mogło już prowadzić do problemów żołądkowych jeśli nawet nie do czegoś więcej.

Przez dłuższy czas na zewnątrz również panował spokój. Kręciło się wokół coraz więcej ludzi, nic jednakże nie zwróciło większej uwagi żadnego z dwóch wartujących najemników. Kane otrzymał odpowiedzi na swoje pytania, krótkie i zwięzłe:
"Brak możliwości stałej obserwacji satelitarnej, przyciąga uwagę. Aktualne zdjęcia co godzinę. Brak możliwości bezpośredniej interwencji, o ile sytuacja nie stanie się krytyczna".
Raver przeczekał swoją wartę, nudząc się dość mocno. Prawie z ulgą zamieniał się z O'Harą, choć gapienie się przez okno wcale nie poprawiało sytuacji. Zahe była ciągle zajęta grzebaniem w sieci, Øksendal zamartwiała się wodą.
Aż w końcu coś zaczęło się dziać. Wcale nie przyjęli tego za pozytywną zmianę.

Najpierw dziewczyna wymaszerowała z bocznego pomieszczenia z małym dzieckiem na rękach. Gdy Irlandczyk zastąpił jej drogę, uniosła głowę.
- Muszę iść. Muszę pracować. Przynieść wodę. Jedzenie.
Próbowała się przepchnąć, ale O'Hara jej nie przepuścił. Ryzyko było za duże. Chyba tylko strach nie pozwolił jej krzyczeć. Do kryjówki wróciła Shade, a potem zdyszany, spocony przewodnik, który w oczach miał jeszcze więcej strachu niż poprzednio.
- Szukają! Mam przepustki, ale Czerwoni przeszukują domy. Zaraz tu będą!
Czuć było, że daleko mu do zachowywania zimnej krwi w trudnych sytuacjach. Niestety nie mieli nikogo innego w chwili obecnej. Ghedi wskazał na ziemię.
- Tu piwnica, można przeczekać.
Fox siedzący ciągle na posterunku przy oknie odezwał się do komunikatora.
- Ośmiu ludzi na pickupie, dwieście metrów na zachód. Zatrzymali się.
Faktycznie sprawdzali domy, choć tego już dokładnie nikt z ich obecnej pozycji sprawdzić nie mógł. Zgadzało się to jednak z tym co widziała Shade na mieście i choć pewnie to sprawdzanie miało im sporo czasu jeszcze zająć. Jeanne zauważyła, że LuQman żuje coś, co nie mogło być gumą. Szeroko rozwarte źrenice sugerowały raczej narkotyk, a chwila obserwacji pozwalała stwierdzić, że było to coś roślinnego. To także mogło powodować dodatkową nerwowość, którą zresztą zauważyli wszyscy. Valerie mogła chwilowo wykluczyć "piasek", bowiem z jej obserwacji wynikało, że jego objawy wyglądały inaczej. Przewodnik wydawał się nie zauważać tych spojrzeń, nerwowo wyglądając przez okno.
- Przepustki do miasta. Ale bez broni. I za ładne kobiety. Będą pytać. Sprawdzać! Lub strzelać. Oni myślą, że wy rządowi. Że jakieś specjalisty do zniszczenia oporu!
 
Sekal jest offline  
Stary 25-04-2013, 21:50   #16
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Zostaw dziewczynę w spokoju. - Jeanne odwróciła głowę w ich stronę, ale słowa ewidentnie skierowane były do O’Hary. - Nie widzisz, że się boi?? Po co ją jeszcze mocniej straszysz?? - Powiedziała to spokojnie i bez wyrzutów.
Kane odwrócił do niej głowę, zaskoczony.
- Jeszcze nikogo nie zacząłem straszyć. Mam ją wypuścić, by wszystkim wokół wygadała, że ma białych w domu? - pokręcił zdecydowanie głową. - Za dużo takich wtop zaliczyłem, by ryzykować kolejną.
- Od razu zakładasz, że coś powie?? - Zdziwiła się pani biolog. - Nie sądzę. Dziewczyna musi wyjść do pracy. Nie uważasz, że to będzie dziwne jeżeli się nie pojawi?? Zapłacisz jej straconą dniówkę?? Albo za miejsce pracy??
- Puście ją, tylko niech zostawi dzieciaka. Wtedy na pewno wróci - rzuciła z góry Blue, nie odrywając wzroku od holo-monitora - Ale ja go pilnować nie będę - zastrzegła.
Øksendal przerzucała wzrok to na dziewczynę, to na dziecko, to znów na Irlandczyka.
- Doskonały pomysł. - Pokiwała głową pani biolog . - Gdyby tylko ktoś miał pilnować dziecka.
- Nie wy tu dowodzicie, drogie panie - odparował na spokojnie Irlandczyk. - Kobieta nie wyjdzie, dopóki tu jesteśmy. Ghedi musiał jej zapłacić, nie wierzę, że na tyle dużo, by trzymała język za ząbkami. Koniec tej dyskusji.
- Dowodzicie?? - Wręcz prychnęła z wyrzutem. - Dowodzić to sobie możesz.

Gdy Shade wróciła do kryjówki zastała tam wyraźne zarzewie konfliktu. Nie wiedziała o co chodzi, ale najwyraźniej jednej ze specjalistek nie spodobało się coś co zarządził Kane. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć do domu wpadł przewodnik ze strachem wyraźnie wypisanym na twarzy. Jego słowa potwierdziły to, czego zdążyła się dowiedzieć na targu. Położyła kosz z zakupionymi towarami na ziemi i powiedziała:
- Też widziałam ludzi przeszukujących domy. Szukają ludzi w europejskich strojach. Myślą, że pracujemy dla tutejszego rządu.
Kolejne potwierdzenie tych słów nadeszło od Foxa. Czerwoni byli już niedaleko. Nie pozostało wiele czasu na podjęcie decyzji.
- Jestem za piwnicą. Jeśli nas odkryją... cóż -wzruszyła ramionami najemiczka. -Wtedy będziemy się martwić. Może też mogłabym pozostać na miejscu - popatrzyła na dziewczynę z dzieckiem na ręku - opiekując się tym słodkim maleństwem i pilnując sytuacji na górze.
- To teraz mamy demokrację, tak?? - Rzuciła z przekąsem pani biolog przysłuchując się wypowiedzi kobiety-najemnika.
- Jeanne, miej litość. Masz łeb na karku, więc słuchaj tych, co już w takich miejscach byli. Mi płacą za trzymanie cię przy życiu, myślałem, że i tobie na tym zależy. Jak nas dorwą to pewnie kulka w łeb zanim zaczną rozmawiać - Kane podjął jeszcze jedną próbę wytłumaczenia sytuacji, ostatecznie milknąc i czekając na odpowiedź Petera.
- Panie O’Hara, może pan nie wierzy, ale zależy mi na moim życiu i to bardzo. Jednakże nie rozumiem po co pan tę biedną już i tak przerażoną dziewczynę straszy jeszcze bardziej.

Jeanne podeszła do Rusht, odchrząknęła lekko.
- Widziałaś co on żuje?? - Spytała cicho. - To khat. Wiesz co to??
Valery skinęła głową:
- Bardzo popularny tutejszy narkotyk. Większość społeczeństwa używa go by nie pamiętać w jakim kraju żyją. To nie jest moja domena, ale podobno pojawiło się tu coś nowego. Zasłyszałam na targu. Nazywają to “piaskiem” i wypłynęło kilka dni temu. Nie byłabym zdziwiona gdyby to miało coś wspólnego z nagłą ewakuacją bazy Umbreli.
Øksendal kiwnęła nieznacznie głową. - Skoro wiesz jak to działa, to wiesz również, że to raczej niepewny człowiek. Możesz to swojemu szefowi powtórzyć.
Najemniczka popatrzyła na nią z lekkim uśmiechem:
- Ty też możesz mu to powiedzieć. Nie gryzie. Czasami bywa szorstki, ale można na nim polegać, a to wyjątkowo ważna cecha u najemników. - Wyciągnęła z kieszeni niewielki woreczek i podała go kobiecie. - Udało mi się zdobyć nieco “piasku”. Potem trzeba go dokładnie zbadać.
- To akurat mogę zrobić na miejscu. - Pani biolog wysypała odrobinę na rękę i przeskanowała.- No tak. - Mruknęła bardziej do siebie Jeanne i schowała to co miała na ręku do woreczka. - To trochę bardziej skomplikowane. - Podniosła wzrok na najemniczkę. - Potrzebuję więcej czasu. - Przygryzła dolną wargę. - I spokoju. - To dodała całkiem głośno, po czym zwróciła się ponownie do Valerie. - Mogę to zatrzymać?
- Oczywiście. Po to tu jesteś, by badać takie rzeczy. Tak jak my, by zadbać o bezpieczeństwo twoje i Blue oraz by zapewnić ci materiały do badań. I robimy to, co do nas należy najlepiej jak potrafimy. Zarówno ty jak i my. - Położyła jej dłoń na ramieniu - Ja wiem, że dla kogoś, kto nie miał podobnych doświadczeń zrozumienie może być trudne, ale prościej będzie, jeśli zaczniecie nam ufać.
- Ależ ja wam ufam. - To też powiedziała głośno. - Dokładnie tak samo jak wy mi.

Później Jeanne zamilkła przysłuchując się wymianie zdań między specjalistami od ochrony jakimi im zapewniono. Stanęło na tym, że muszą opuścić obecne lokum i udać się w bliżej nie znanym, przynajmniej jej samej, kierunku. Musiała tylko włożyć na siebie ubranie ofiarowane przez przewodnika i czekać aż będzie odpowiedni moment do ewakuacji.
Øksendal chciała poznać szczegóły planów O’Hary. On dowodził, więc jego były też plany, tak nakazywałaby myśleć logika. Jedakże to nie on, a Anglik nazwiskiem Wingfield rozwiał jej wątpliwości tyczące się niedalekiej przyszłości.
“O nic się nie martw.”
To jedno zdanie miało ją uspokoić. Tak. Tylko dlaczego czuła się jak nastoletnia dziewica, którą nabuzowany hormonami chłopka usiłuje namówić do współżycia zapewniając, że będzie czuły i delikatny i że wszystko będzie dobrze?? Bo właśnie tak zachowywali się najemnicy.
Załóż strój i czekaj na dalsze wytyczne.
Niestety, w przeciwieństwie do tej nastolatki, Jeanne nie miała większego wyboru i musiała niejako zaufać tym ludziom i zrobić co oni radzą. Wszak dla niej to była dziewicza misja, jak możnaby to poetycko określić.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 26-04-2013, 02:34   #17
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Felix patrzył przez okno, gdy dobiegły go z dołu jakieś głosy. Szybko okazało się, że chodziło o jakiś problem z tą najstarszą dziewczyną. Włączyła się też w to Øksendal i spór trochę trwał. Przecież to jakieś totalne pierdoły… Czemu Kane to toleruje? – zastanawiał się Raver, nieco podirytowany. Irlandczyk nie tak dawno aż kipiał energią, a teraz bawi się w dziwne rozmówki.

Blue wyłączyła holo-komputer i wsunęła go, pieczołowicie, do etui.
- Będziemy się ukrywać? - spytała, dość zdziwiona. – A co będzie jak nas złapią? Deportują?
Nie spuszczając wzroku z gromadki kręcącej się na zewnątrz, Fox odpowiedział Blue, wypowiadając słowa tonem pełnym politowania.
- Ta. Deportują. Pewnie w taki sam sposób, jak chcieli nas deportować tuż po naszym przybyciu – stwierdził cierpko. Deportują… Cóż za myśl. Mam nadzieję, że w wirtualnej rzeczywistości panienka radzi sobie lepiej – dopowiedział sobie w myślach.
- Tego też nie było w kontrakcie ... - mruknęła Blue. Powoli docierało do niej, że dostała tylko część informacji. Ktoś zataił większość. Tą bardziej znaczącą większość.
Nie chcąc podnosić głosu, aby porozumieć się z resztą grupy, Felix zdecydował się użyć komunikatora.
- Kane. Nie ma czasu na wygłupy, nie cackaj się z tymi tam na dole. Jeżeli mamy zamiar tutaj zostać, to trzeba sprawdzić, gdzie można się schować. Jeżeli nie, to trzeba wynieść się stąd natychmiast.
- Wig. Gdzie jesteś? Znalazłeś coś odpowiedniejszego?
Z komunikatora dobył się głos Petera.
- Nie. Wszystkie rudery w pobliżu są zajęte. Jest wprawdzie jedna, ale trzeba by usunąć starszą panią. Jednak średnio nadaje się na kryjówkę. Co z naszym przewodnikiem? Wrócił? - spytał.
- Wrócił - odpowiedział Peterowi Felix.
- Idźmy na pustynię. Poczekamy do zmroku i wejdziemy do miasta po cichu. Przebieranki ... przepustki ... to się nie uda. – Wig dodał po chwili.
- Jak nas będą ścigać tym gorzej dla nich. Na otwartym terenie ja i Fox zrobimy sobie safari.
- Wig, jak sobie wyobrażasz podróż przez pustynię z całym naszym ekwipunkiem? - zdumiał się Raver. – I to pieszo... Jeżeli nie ma innego wyboru, to proponuję zaatakować z zaskoczenia, zanim się zorientują, gdzie jesteśmy i kto do nich strzela. Lepiej byłoby jednak, gdybyśmy uniknęli walki, oszczędzając przy tym amunicję i nie zwracając uwagi miejscowych.
- Kane, Shade. To jak wygląda sprawa z tym ukrywaniem się? To możliwe, czy nie ma co na liczyć? Nasz domek nie jest zbyt duży...

W odpowiedzi usłyszał wiele niepotrzebnych komentarzy, okraszonych równie zbędnymi epitetami. Tuż przed akcją, taka maniera, charakterystyczna zwłaszcza dla Petera, mu nie odpowiadała. Fox postanowił przeczekać ten potok, rzucając tylko proste komunikaty dotyczące sytuacji panującej na zewnątrz, przypominając tym samym reszcie, że tamci nie śpią. Na szczęście w dyskusji pojawiły się też jakieś zalążki planu. Idea ukrywania się została odrzucona, grupa skłaniała się ku działaniu, a konkretnie – ku zdobyciu pick-upa, najlepiej przy minimalnym nakładzie sił i środków, bez angażowania się w zbędne starcia. O, to już odpowiadało Felixowi znacznie bardziej! Gorzej, że Kane chciał, by Raver zajął się pilnowaniem kryjówki i osłanianiem grupy z obecnej, beznadziejnej pozycji.

- Stąd nic nie zrobię. Aby być skutecznym, będę musiał zmienić pozycję - rzucił Fox. – Gdyby to był otwarty teren, to co innego, ale oni poruszają się między domami, co chwila znikają mi z pola widzenia.
- To tylko ośmiu ludzi, powinniśmy sobie poradzić w trójkę - mruknęła Shade, zdejmując z głowy arabskie przebranie i ruszając po schodach na górę. – Tutaj są moje rzeczy Fox - przełożyła część rzeczy z kieszeni szaty do plecaka z ekwipunkiem i postawiła przed mężczyzną. – Nie zapomnij zabrać ich, kiedy podjadę samochodem.
Fox już zaczął się sposobić do odpowiedniej riposty, ale Valerie nachyliła się nad nim, dając znać, by wyłączył komunikator. Sama także to zrobiła. Potem zbliżyła usta do jego ucha:
- Uważaj na przewodnika. Jest przerażony i naćpany. Na naszych gospodarzy, by nie zrobili czegoś głupiego, i na specjalistki, bo wydają się zdezorientowane i jednocześnie w buntowniczym nastroju. Będziesz miał dość problemów, by nie martwić się tym czy sobie poradzimy bez wsparcia. - Ścisnęła lekko jego ramię. Będzie dobrze. Musi być!
Felix kiwnął głową na znak, że zrozumiał, po czym znowu użył komunikatora.
- Dobra, jak sobie chcecie, ale ostrzegam, że jak mówię, że gówno stąd trafię, to wsparcia nie będzie.
Po chwili Anglik dodał oficjalnym, pełnym powagi tonem:
- Wig. Zostawiam ich w Twoich rękach.
Oczywiście wiedział, że Peter od razu wyczuje ironię. Jednocześnie jednak sam się sobie zdziwił, że właśnie powiedział coś takiego… To pewnie jakaś reakcja obronna na jego obecne, marne samopoczucie. Sądząc po ciszy, która nastała, Wigfield zasalutował zgodnie z regulaminem brytyjskiej armii – w końcu lubił się w ten sposób popisywać.

Zapowiadało się kolejne po wartach, mało przyjemne zadanie, ale to nie oznaczało, że nie należało go wykonać dobrze. Cegiełka po cegiełce, Raver zaczął sobie układać w głowie własny plan działania. Od początku wiedział, że nie ograniczy się do niańczenia ćpuna i zdenerwowanych kobiet, ale do tego będzie potrzebował kogoś, kto odwali za niego część roboty, i przy okazji zajmie czymś pożytecznym swoje myśli, stając się przez to dla Foxa mniejszym problemem. Biorąc pod uwagę to, że tak naprawdę mógł ufać tylko specjalistkom, wybór był niewielki. Z tego powodu był jednakże dość oczywisty. Felix rzucił jeszcze kątem oka na wychodzącą z pomieszczenia Shade, zanim zwrócił się do Blue, nie korzystając z komunikatora.
- Trafię albo nie, to się zobaczy. Nie zamierzam pozostawiać ich całkowicie samym sobie. Może chociaż zawczasu ujrzę zagrożenia, których oni nie będą w stanie w porę dostrzec - tłumaczył spokojnym głosem Raver. – W każdym razie, mogę potrzebować Twojej pomocy. Wydajesz się być mniej panikarska niż nasza pani biolog, a ja nie mogę robić wszystkiego jednocześnie. Obserwuj zatem naszych gospodarzy, zwłaszcza gdy będę zajęty. W razie czego - krzycz... Zgoda?
- Po prostu lepiej się maskuję..- mruknęła Blue, w odpowiedzi na słowa Felixa – Ok, mogę poobserwować - dodała, a potem zeszła na dół i z podziwem w oczach patrzyła, jak Wig z kamienną twarzą ściemnia biolożce. Napatrzyła się na takich cwaniaczków w Vegas – Nieźle...Nie myślałeś, żeby zostać pokerzystą?
- Świetnie - odparł szybko Fox, uśmiechając się do hakerki, całkiem szczerze. Następnie udał się za nią na dół, by wybadać, czego można się będzie spodziewać po gospodarzach. Nie zamierzał w niczym zdawać się na łut szczęścia, i już na schodach obmyślał swoje kolejne posunięcia.

Z pierwszą kwestią poszło mu łatwiej, niż się spodziewał, przez co do kolejnych podszedł z nieco większym entuzjazmem. Felix spokojnie przyglądał się zebranym na dole, zastanawiając się, jak zaprowadzić porządek pod nieobecność większości grupy. Uznając, że z biolożką pójdzie najłatwiej, skupił się zwłaszcza na przewodniku i młodej kobiecie opiekującej się dziećmi. Jako iż miał tylko kilka krótkich chwil na obranie odpowiedniej taktyki, najważniejsze były emocje - należało określić na podstawie wyrazu twarzy i języka ciała, czy ktoś może być gotowy do buntu, czy może tylko się boi. Z urzędu nie wykluczał niczego - jak nie będzie można po dobroci, to trzeba będzie użyć innych metod. Niestety, miał dość trudny orzech do zgryzienia. Dzieciaki najprawdopodobniej były po prostu przestraszone, ale najstarsza dziewczyna miała nieprzenikniony wyraz twarzy. Mogła być zła, ale to tylko domysł. Przewodnik z kolei siedział zdenerwowany w kącie i żuł coś mocno, ciągle rozglądając się na boki.

- Jak wszystko dobrze pójdzie, nie pobędziemy tutaj już długo - zwrócił się Felix do dziewczyny, patrząc na nią spokojnym wzrokiem. – W domu musi być jednak porządek. Im mniej niespodzianek, tym szybciej się nas pozbędziesz. Najlepiej przypilnuj, by dzieci nie kręciły się pod nogami - nie chcemy przecież, by coś im się stało.
Dziewczyna tylko skinęła głową, gdy urządzenie przetłumaczyło słowa Foxa. Dobre i to. Raver odpowiedział skinięciem, po czym skierował się w stronę przewodnika.
- Spokojnie. Robiliśmy to tysiące razy, zagrożenie jest niewielkie. To była tylko częściowo prawda, ale Ghedi nie musiał o tym wiedzieć. – Wykorzystaj okazję, by wziąć kilka wdechów. Przyda Ci się taka chwila wytchnienia.
Ten jednak tylko zagapił się na najemnika, a potem wrócił do wyglądania przez okno i żucia, zupełnie nie uspokojony.
- Albo po prostu nie sprawiaj problemów – rzucił Fox, wzruszając ramionami. Średnio nadawał się do pocieszania czy uspokajania ludzi, więc w zasadzie nie liczył na sukces, ale przecież musiał spróbować. Wygląda na to, że Shade miała rację – przewodnik może być problemem.

Raver jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu. Jeanne była już w zasadzie gotowa i aktualnie nie panikowała, a taki stan rzeczy był akceptowalny, więc tylko wymienił z nią porozumiewawcze spojrzenie. Następnie na wszelki wypadek sprawdził okna – warto było dokładnie wiedzieć, ile było widać z tego poziomu. Potem znowu udał się na górę, licząc na to, że Blue spisze się w swojej roli, i zaczął ustawiać ekwipunek w jednym miejscu, ale daleko od schodów. Nie zamierzał dać przewodnikowi jakiejkolwiek szansy sięgnięcia po sprzęt, który tutaj pozostał, w razie gdyby wpadł mu do głowy jakiś głupi pomysł. Z tego też powodu nie było mowy o wcześniejszym zniesieniu rzeczy na dół i pozostawieniu ich tam jedynie pod opieką specjalistek. Felix zajmie się tym dopiero wtedy, gdy będzie pewny, że dalsze czatowanie przy oknie stanie się bezcelowe. Tymczasem przygotował swoją snajperkę i położył drugą broń blisko nóg, tak by go nie obciążała, ale by w razie potrzeby można było łatwo po nią sięgnąć. Z racji na gąszcz lepianek i innych domeczków, priorytetem było informowanie o zagrożeniach, a nie strzelanie, choć oczywiście, gdy interwencja będzie konieczna, Raver zareaguje natychmiast.
 
Cybvep jest offline  
Stary 26-04-2013, 10:07   #18
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Staruszka ze swoim obcesowym „czego tu” zniechęciła Wiga do konwersacji. Po za tym o czym mieli rozmawiać, o pogodzie? Oczywiście mógłby ją ogłuszyć oczyszczając w ten sposób lokum, ale bicie staruszek nie należało do jego ulubionych zajęć. Zwłaszcza takich starych i brzydkich.

Najemnik wycofał się iście po angielsku bez słowa. Takie rudery byłyby puste w Europie, ale tutaj robiły za domy mieszkalne klasy średniej. Z czystej ciekawości postanowił sprawdzić jeszcze jeden zaułek, gdy w komunikatorze rozległ się głos Foxa.

Okazało się, że Pan LuQman wrócił. Sam nie ciągnąc za sobą ogona zatem poszukiwanie awaryjnego lokum straciło na aktualności.

Peter po chwili dotarł z powrotem do kryjówki drużyny:
- Jestem. Tęskniliście? Nasz afroprzyjaciel wrócił bez autka? - ni to spytał, ni stwierdził Wig, gdy już się zapoznał z faktami - W takim razie zdobądźmy tego pick upa. Tych ośmiu trzeba będzie usunąć z kadru. Tu są wąskie uliczki. Świetnie nadają się na zasadzki. Jak się uwiniemy, to nawet nie zdążą wezwać wsparcia. Czekanie tu nie ma sensu, zbyt duże ryzyko. Podobnie jak próba przejścia. Nie ukryjemy sprzętu, broni, ani pięknych oczu Kane’a. Nawet jeśli trochę mętnych.

Zastanowił się przez chwilę.
- W sumie nie musimy ich wszystkich zabijać. Wystarczy tylko zarekwirować samochód. Jak będą przeszukiwać dom załatwić kierowcę i po kłopocie. Na piechotę nie będą nas ścigać. Potem ukryjemy się gdzieś na pustyni. Tak czy owak trzeba zaopatrzyć się w wodę. Ta z chłodnicy ma irytująco metaliczny posmak.
- Postaram się rozwiązać problem kierowcy -
stwierdziła Shade - powinno mi się udać podejść do niego bez zwracania uwagi. Fox będzie mnie ubezpieczał z daleka.
Plan zaczął się krystalizować.
- Panie mogą zostać tutaj, by ich niepotrzebnie nie narażać. Kane może byś się tym zajął? Twój irlandzki czar jest taki nieodparty. Co do mnie osłaniałbym całą akcję z bliska. Mam kilka granatów na taką okazję. Co o tym sądzicie? Przeprowadzimy demokratyczne głosowanie? Kto za planem? - Wig podniósł rękę do góry.
- Zobaczymy co będzie potrzebne, kiedy już zarekwiruję samochód. Nie ma co niepotrzebnie marnować amunicji. - Szturchnęła Petera - Nie wygłupiaj się. Widziałeś demokrację na wojnie? - Mrugnęła do mężczyzny.
- To tylko polityka. Chcę przegłosować ewentualny sprzeciw Kane’a. - zastrzegł się Wingfield.

Irishman miał jednak inne plany i nie miał zamiaru szanować zasad parlamentaryzmu brytyjskiego. W sumie zaakaceptował plan, ale mieli iść Shade, on sam i Wig jako osłona.

Peter nie miał w zwyczaju kwestionować rozkazów dowódcy. Dyskusja została zakończona.

Na odchodnym spróbował uspokoić Jeanie. Sądząc po jej minie chyba mu się nie udało.
Dziewczyna była najwyraźniej w świecie przestraszona i nieufna. Cóż. Nic dziwnego. Ich plan miał więcej luk, niż ser szwajcarski, ale na wojnie nie dało się wszystkiego przewidzieć.
A jak mawiał Patton „Jeśli nie wiesz co robić, to atakuj”.

- Jeanne. - Peter postanowił zastosować starą dobrą zasadę w myśl, której żołnierz nie może za dużo myśleć, bo zaczyna się bać - Będziemy potrzebowali wody na pustyni. Możesz postarać się o uzupełnienie naszych zapasów?

Sprawdził ekwipunek. Nie zamierzał przeszkadzać Shade w robocie. Chciał trzymać się z dala i interweniować tylko w razie kłopotów. Ostrzał wydawał się dobrą metodą na powstrzymanie murzynów, by nie wychodzili z przeszukiwanych domów i dali Shade pracować. Potem wystarczyło tylko wskoczyć do samochodu i odjechać. Ewentualnie poczęstować czerwono – czarnych granatem z gazem łzawiącym.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 26-04-2013, 20:36   #19
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Czasami arabskie stroje kobiece okazywały się całkiem przydatne. Przynajmniej nie musiała wąchać ryby, którą handlarz podsunął jej gorliwie do twarzy. Niestety na tym kończyła się jego usłużność. Zdobycie informacji na temat dostawcy czy środków transportu pomiędzy tym miastem a Mogadiszu okazało się dość trudne. Poza informacją o autobusach kursujących teoretycznie co godzinę i w ich przypadku raczej niemożliwych do użycia, nie uzyskała nic przydatnego.

Przechadzała się dalej, na modłę tutejszych kobiet trzymając kosz na głowie i oglądała wystawione towary, przysłuchując się prowadzonym rozmowom. Próbowała odsiewać, wyłaniające się z morza przetwarzanych przez procesor słów, wieści. Dwa tematy były zdecydowanie interesujące. Po mieście najwyraźniej rozeszła się już wieść o ich przybyciu. Choć nikt nie miał pojęcia kim byli, poszukiwano grupy białych, których podejrzewano o konszachty z tutejszym rządem. Biorąc pod uwagę panujące w Somalii antagonizmy i stale powiększającą się nienawiść do władzy, nie mieli wielkich szans, by wytłumaczyć po co tutaj w rzeczywistości przybyli, a nawet gdyby, trwało by to pewnie zbyt długo, a czas był właśnie tą walutą, której najbardziej im brakowało. To była jednak tylko niedogodność, choć mogła diabelnie utrudnić im życie, nie przybliżała do rozwiązania sprawy.
Co innego druga informacja, związana z nowym rodzajem narkotyku szybko rozprzestrzeniającego się po mocno uzależnionym od używek świecie. Jakoś samo nasuwało się powiązanie pomiędzy środkiem, który pojawił się niespodziewanie kilka dni temu, a pracownikami Umbreli opuszczającymi w pośpiechu tajną bazę. To mogło oznaczać cholerne kłopoty, jeśli nagle na ulicach pojawią się jakieś mutanty! Może i bezpośrednio po spożyciu substancja nie pozostawiała efektów, zdecydowanie nie należało jednak ufać w środki, wytwarzane przez tę korporację.
Shade postanowiła zdobyć nieco tajemniczego środka. Niestety cena u handlarza, który przechodził obok dyskretnie potrząsając niewielkim pakiecikiem ze słowami „piasek” na ustach, okazała się zbyt wysoka. Nie zabrała ze sobą wiele tutejszych pieniędzy, a i tak większość wydała już na zakupy. Trzeba było zastanowić się nad innym sposobem zdobycia substancji. Należało się też spieszyć. Wokół pojawiało się coraz więcej ludzi z bronią, którzy z uwagą przyglądali się ludziom.

Przez chwilę wędrowała w niewielkim oddaleniu za handlarzem. W końcu udało mu się znaleźć klienta. Dość młody, przeraźliwie chudy, może dwudziestokilkuletni mężczyzna o rozbieganych oczach i nerwowych ruchach dłoni, który zakupił towar bez wahania płacąc żądana sumę, był doskonałym źródłem zaopatrzenia. Tym bardziej, że od razu ruszył w kierunku jednej z wąskich uliczek otaczających targowisko, cały czas trzymając cenny zakup w zaciśniętej dłoni.
Szczęście sprzyjało Shade. Ulica była całkiem pusta. Ruszyła za nim szybkim krokiem cały czas przytrzymując lewa dłonią kosz z owocami. Prawą wsunęła do rozciętej kieszeni i wyjęła z niej nóż. Podrzuciła go zręcznie w powietrzu chwytając za ostrze. Narzędzie miało ciężki, idealnie wyważony trzonek. Nie miała potrzeby zabijać tego człowieka. Podeszła szybkim krokiem próbując poruszać się bezszelestnie. Niestety w ostatniej chwili jakiś poruszony jej stopą kamień zaniepokoił mężczyznę. Odwrócił się w jej kierunku. Początkowe zaskoczenie zastąpił strach, gdy rozpoznał narzędzie w jej dłoni. Nie miał już jednak czasu na unik. Dziewczyna z zadziwiającą szybkością uderzyła precyzyjnie we wrażliwe miejsce na głowie. Niestety zdążył jeszcze krzyknąć głośno zanim osunął się nieprzytomny na ziemię.
Val wsunęła nóż do kieszeni. Ukucnęła lawirując koszem i podniosła pakiecik z „piaskiem” leżący na ziemi obok rozwartej dłoni. Nad sobą usłyszała podniecone głosy. Najwyraźniej ktoś wyjrzał przez okno. Podniosłą się szybko i ruszyła szybkim krokiem w kierunku targu. Po kilkunastu krokach odwróciła się zerkając za siebie. Nikt jej nie ścigał. Dwóch mężczyzn pochylało się nad leżącym człowiekiem. Najwyraźniej obszukiwali go dokładnie. Sępy. Cholerny trzeci świat i jego bezwzględność. Fakt, że potrafiła się do niego tak dobrze przystosować nie stanowił powodu do dumy. Z taką myślą wmieszała się w tłum i spokojnie ruszyła z powrotem w kierunku kryjówki.
Trzeba było ostrzec pozostałych o przeszukiwaniu domów. Najwyraźniej tuman kurzu na jadącymi z Mogadiszu pickupami skrywał w sobie więcej niż jedną ciężarówkę, w której kryli się ludzie sprawdzający teraz sukcesywnie wszystkie domy w okolicy.

***


Dotarła bez problemu nie niepokojona przez nikogo. Kobieta wracająca o tej porze z targu z koszem wyładowanym zakupami nie wzbudzała zainteresowania.
Niestety w kryjówce zastała napięta sytuację, którą już od progu sklasyfikowała jako specjalistki kontra ich ochrona pierwsze starcie. Zabawne, że trafiło akurat na Kane'a, który z nich wszystkich był najspokojniejszym człowiekiem. Nie wiedziała o co poszło, ale trzeba było załagodzić sytuację. Kiedy podeszła do niej pani biolog przekazała jej zdobytą próbkę i spróbowała porozmawiać o zaufaniu. To nie była prosta sprawa. Na zaufanie należało sobie zasłużyć. Przynajmniej na początku zawsze pojawiały się tarcia. Doskonale więc rozumiała obiekcje kobiety i jej opory. Dlatego na wszelki wypadek wspomniała Foxowi by miał oko na to co się będzie działo w kryjówce po ich wyjściu.
- Jeanne – powiedziała do pani biolog – kupiłam nieco owoców. Przydadzą się na pustyni. Jak wyjdziemy zapakuj je do naszych bagaży. Mam jeszcze jedna prośbę. Odwróć na chwilę uwagę naszej gospodyni i dziecka. Muszę włączyć kombinezon maskujący, a wolałabym by nikt postronny nie widział jaką dysponujemy technologią.
Kane'a poprosiła by zrobił to w przypadku przewodnika.

Kiedy nikt postronny nie mógł zobaczyć co robiła zdjęła pospiesznie czarna szatę. Wyjęła nóż z kieszeni i ponownie ukryła go w specjalnej pochwie na udzie. Z przodu za pasek wsunęła niewielki pistolet zabrany z ekwipunku i przykryła go górną częścią stroju. Teraz miała na sobie tylko ściśle przylegający do ciała skafander w cielistym kolorze, niewiele różniącym się od koloru jej skóry. Nie było też widać kilku niewielkich noży na przedramionach umocowanych w specjalnych uchwytach. Naciągnęła na głowę elastyczny kaptur i uruchomiła przycisk aktywacyjny. W ciągu kilku sekundy jej ciało dosłownie rozpłynęło się w powietrzu na oczach tych, którzy mieli okazję na nią spoglądać. Wig otworzył drzwi kłaniając się żartobliwie przed pustką. Shade uśmiechnęła się lekko, choć nikt nie mógł już zobaczyć jej uśmiechu, Wig zawsze lubił błaznować.
Wyszła na ulice i skierował się do miejsca, w którym według słów Foxa stał pickup. Szła ostrożnie, by niepotrzebnie poruszony kamień nie zwrócił na nią niepotrzebnie uwagi, a także starając się schodzić z drogi osobom, które mogłyby się przypadkiem pojawić w jej pobliżu i wejść na „niewidzialną barierę”. Ponieważ szła jako pierwsza miała okazję rozeznać się spokojnie w sytuacji i cicho przedstawić wyniki tych oględzin swoim towarzyszom. Mieli niewiele czasu na opracowanie planu i wprowadzenie go w życie. Na szczęście doświadczenie nauczyło ich szybkiego podejmowania decyzji w takich sytuacjach.
W myślach już teraz próbowała sobie ułożyć zasady działania.
Miała nadzieję, ze w pobliżu samochodu nie będzie więcej niż dwie osoby. Wtedy miała szanse poradzić sobie sama. Przede wszystkim najpierw „unieruchomić” kierowcę lub osobę znajdująca się najbliżej samochodu. Potem szybko jego wsparcie. Niestety w tym przypadku nie obędzie się bez rozlewu krwi. Jedną osobę mogła ogłuszyć, podchodząc do niej bezpośrednio. W przypadku drugiej, stojącej w pewnym oddaleniu musiałaby użyć noża do rzucania. Nadal była jednak szansa załatwienia wszystkiego po cichu, bez ogniowej pomocy Kane'a i Wiga. Jeśli przeciwników będzie więcej, lub coś pójdzie nie tak, co niestety często się zdarzało, zachowanie ciszy nie będzie miało sensu, po jej pierwszym ataku. Wtedy będzie trzeba użyć broni palnej i granatów do osłony ucieczki.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 27-04-2013 o 17:05.
Eleanor jest offline  
Stary 27-04-2013, 20:37   #20
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Dziękował w duchu Jeanne, za błyskawiczne przypomnienie co znaczy mieć cywila na misji. Marudziła, wtrącała się i kręciła pięknym noskiem idealnie, jak przykład żywcem wyjęty z filmów. Kane podjął krótką próbę przekonania jej, wątpliwie udaną. Zrzucić winę to mogła nawet na kino, w końcu przecież tam zwykle kobietki przeżywały, mimo idiotycznego zachowywania się przez bite dwie godziny. Nic nigdy nie przychodziło łatwo, toteż najemnik utrzymywał całkowity spokój. Widział to nie raz i nie dwa, przeżywalność tacy cywile mieli małą.

Miał już zerkać na umowę z Miracle, upewnić się, że podstawą wypłacenia pełnej kwoty jest przeżycie tych dwóch. Jeśli dobrze pamiętał, zawierała wpisy o próbkach z labu i ochronie, ale nie o potrąceniu z kwoty, jak nie wszyscy z Mogadiszu wrócą. Wszedł jednak Peter i O'Hara na niego skierował swoją uwagę, chwilowo ignorując biochemiczkę.

Kane przysłuchiwał się gadułowatemu Anglowi bez większych emocji na twarzy. Bez słowa zgodził się z tym, że nie było sensu się ukrywać. Należało działać.
- Jak mają radio, wezwą wsparcie. Trzeba im to uniemożliwić w razie czego. Jakieś szybkie EMP, Peter? Shade pierwsza, ja za nią. Wig trzymasz się na półdystans. Fox pilnujesz kobiet, przewodnika i okna, otwierasz ogień, gdyby były kłopoty. Nie zabijać, gdy nie będzie potrzeby. Dowcipy później, wybuchy także - odwrócił się ku kobietom. - Przygotujcie się do natychmiastowego wyruszenia. Ubierzcie w tutejsze stroje. Jakie pytania?
Nie było wiele, nie licząc chwilowego marudzenia Foxa, że sobie nie postrzela. Sądząc z szybkości wydarzeń, Irlandczyk podejrzewał, że okazji będzie znacznie więcej, niż mieliby na to ochotę. W idealnej sytuacji strzał nie powinien paść żaden, tylko ile to razy plany wypalały w pełni? Jeśli zdarzyło się to przynajmniej raz, to nie pamiętał kiedy.

Spakował do torby i plecaka wszystko, co przy okazji siedzenia w tej dziupli wyjął i oba tobołki ułożył na dole, niedaleko wyjścia. Valerie zdjęła w tym czasie z siebie czarny worek i szepnęła kilka słów o zajęciu przewodnika. Kane odpowiedział jej skinieniem głowy.
- Mówiłem ci już, że seksownie wyglądasz w tym swoim wdzianku?
Błysnął zębami w uśmiechu i przesunął się nieco, zasłaniając murzyna. Ten rzucał spojrzeniami na boki. Najemnik pstryknął mu palcami przed oczami. Od tego człowieka miało zależeć wiele, a nie nadawał się nawet do załatwienia wjazdu do miasta. O'Hara zarzucił na plecy shotguna, z kabury przy pasie wyjmując pistolet. Na wszelki wypadek, bo miał zamiar używać głównie pięści. Shade już wyszła, Irlandczyk rzucił jeszcze na odchodnym do Jeanne, nie wierząc, że ta może załatwić im wodę.
- Jeśli masz coś, co otrzeźwi nieco naszego przewodnika, daj mu to. Potem przewidywana jest szybka jazda.
Nie czekając na jej odpowiedź, także opuścił "kryjówkę".

Plan był prosty. Dostać się do samochodu i spieprzyć. im ciszej i szybciej tym lepiej, tubylcy takiego zagrania na pewno nie mogli się spodziewać, dlatego Kane w ogóle się na to szaleństwo zgodził. Doskonale wiedział, że nie przybliży ich to do stolicy tego parszywego kraju.
- Val, jak dojdziesz na miejsce daj znać. Spróbuj wyłapać ruch w budynkach obok i raportuj gdzie.

Owinięty tutejszymi szmatami, mimo, że ze strzelbą na plecach, starał się nie zwracać na siebie zbytecznej uwagi. Szedł szybkim krokiem, tuż przy ścianach, czujne rozglądając i czekając na raport. Uruchomił mapę satelitarną na umiejscowionym na przedramieniu holofonie i co chwilę zerkał, badając rozkład ulic i budynków.
- Wig, osłaniasz Shade. W razie co strzelać by zabić. Ja zajmę się tymi w środku, odciągając uwagę. Randevu przy kryjówce.
Ustalanie czegoś więcej chwilowo nie miało sensu. A nuż plan wypali idealnie i Valerie zgarnie pickupa po powaleniu jednego nieuważnego strażnika? Wiara w cuda bywała przyjemna.
 
Widz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172