Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2013, 12:26   #93
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Brand Gallan | Dorien Nitram | Drakonia Arethei | Jack Woodes | Lou Rannes | Xendra Nua’vill
Rutyna obozu niewolników - a przynajmniej taka, jakiej byli świadkami pod ziemią - nie była zbyt interesująca. Wyglądało na to, że konstrukt powracał do więzienia mniej więcej co kwadrans, czasem mniej, czasem więcej niż ten czas - jednak strażnik więzienia łowców niewolników był regularny pod tym względem.
Golem - bo tylko to słowo nasuwało się, patrząc na poruszający się z niezdarną determinacją konstrukt - przychodził na dół w regularnych interwałach, które dawało się przewidzieć. Zazwyczaj jego droga prowadziła do magazynu, z którego przynosił coś na wyższe poziomy, zawsze wykonując znak przed drzwiami. Niekiedy uprzątał bałagan pozostawiony za sobą, a niekiedy nie robił absolutnie nic, tylko przechadzał się po korytarzach. Czasem przychodził na dół i stawał u stóp schodów i przysiadał, gapiąc się w wylot korytarza.
O ile podróżnicy nie mieli okazji zobaczyć, jak konstrukt walczy, to zdawało się, że nawet szóstka podróżników miałaby poważne problemy ze zniszczeniem konstruktu, a jakikolwiek atak mógłby się skończyć śmiercią któregoś z nich; ponadto, w grę wchodziło zaalarmowanie strażników znajdujących się na powierzchni - tych ludzkich, a także, oczywiście, kogoś, kto był odpowiedzialny za skonstruowanie stwora niewątpliwie zszytego z ciał martwych istot. O tym zdawały się o tym świadczyć kończyny o różnych długościach i mała głowa. Całość, oczywiście, prezentowała by się nawet zabawnie, gdyby nie fakt, że pokraczne ciało tworu zapewne było zaprojektowane po to, by pilnować więźniów i, jeśli pojawiłaby się potrzeba, także zabijania tych co bardziej opornych.
- Całkiem możliwe - rzekł Gallan, kiedy golem odszedł na wyższe poziomy - że jego ciało złożone jest z tych, którzy próbowali stąd uciec. - po czym dodał: - Niestety, obawiam się, że moje zaklęcia niewiele tutaj pomogą. Te istoty zwykle są odpornie na działanie magii, choć posiadają także i swoje słabości; kiedyś usłyszałem od mojego przyjaciela, że ogień stanowi poważniejsze zagrożenie dla nich.
Gallan, zapytany o to, co sądzi o machinie, która była w pomieszczeniu naprzeciwko magazynu, zamyślił się na dłuższy czas. Nie było wątpliwości - odparł wreszcie - że maszyna ta musiała zaopatrywać wyższe poziomy lochu w energię. Rannes, Nua’vill i Gallan, po wymianie zdań, doszli do wniosku, że maszyna była niewątpliwie magiczna, o czym świadczyły runy wyryte na buchającej parą aparaturze.
Nua’vill, przyglądnąwszy się maszynie, odkryła małe komory, w których bulgotała zwykła woda. Być może była to po prostu pompa zaopatrująca obóz w czystą wodę, która przy okazji działała jako generator energii; woda uchodziła przez system rur, których było wszędzie pełno.
Ponadto, Woodes odkrył, że w maszynie znajdowała się mała wnęka, w której znajdował się niebieski kryształ promieniujący energią. Było to zapewne coś, co zasilało całość konstrukcji, lub z czego maszyna ekstraktowała energię; kryształ wydzielał małe wyładowania zawsze wtedy, kiedy ktoś zbliżył do niego dłoń.
Rannes ustaliła także, że jeśli by zablokować czymś przepływ wody lub pary uchodzącej przez otwory w maszynie, to byłoby całkiem prawdopodobne, że para, która nie miała by gdzie ujść, ostatecznie wysadziłaby całość konstrukcji w powietrze, jednak aby to osiągnąć, trzeba było by uszczelnić parę innych otworów. Nie wiedzieli, czy zniszczenie kryształu spowodowałoby ten sam efekt.
Wiedza, którą dysponowała Nua’vill, pozwoliła jej ogólnie określić przeznaczenie runu, który znajdował się na drzwiach. Wykrycie magii i zaklęcie, które rzuciła Xendra, wykazały w oczywisty sposób silną magiczną aurę runu, a także poruszającą się aurę - był to zapewne golem; w pobliżu także wykryła dosyć słabe magiczne aury, na zachód stąd, nie dalej niż paręnaście metrów. Szkoła, która została zastosowana przy runie, była związana z Odrzucaniem. Sigile, które znajdowały się w dość złożonej konstelacji, przypominały jej niektóre z glifów, które czarodzieje Mrocznych Elfów zakładali w swoich komnatach, aby nie dostał się do nich nikt niepożądany. Było to jeszcze za czasów jej dzieciństwa w Menzoberranzan; glif taki był zazwyczaj dostosowany do właściciela komnaty, która była chroniona tym zaklęciem. W tym wypadku, zapewne zaklęty był także i golem, który potrafił otwierać drzwi, czyniąc nad nimi gest, jednak nawet próby wykonania podobnego gestu nad runem nie przynosiły żadnych efektów. Wiedzę tą potwierdził Gallan, który dodał jeszcze, że próby zniszczenia sigila lub otworzenia drzwi pomimo zaklęcia chroniącego drzwi mogły się skończyć katastrofą, jako że zaklęcie to zazwyczaj uruchamiało pewnego rodzaju alarm lub run wybuchał właścicielowi w twarz. Być może nawet obie rzeczy naraz.
Tymczasem Drakonia i Dorien zainteresowały się sklepieniem w magazynie, a konkretniej - dziurą, przez którą można było ujrzeć wyższą kondygnację lochu. Jak miała potwierdzić później Nitram, zdawało się, że ten fragment nie był zbyt często uczęszczany w tej porze. Mogło to mieć związek z faktem, że był środek nocy, a wielu - być może zbyt wielu - pokładało przesadne zaufanie w niezbyt inteligentnego strażnika podziemia, który jako konstrukt nie znał zmęczenia.
Nitram i Arethei wnet uradziły, aby podsadzić niziołka, który, choć nie był dość mały, by przesadzić otwór w sklepieniu, to jednak mógł zbadać, co znajduje się powyżej. Kiedy podparto niziołka, ten później zdał relację z tego, co widział.
A widział niewiele, ponieważ miejsce to było - jak zresztą wszystko inne - ciemne i oświetlane jedynie lampami olejnymi. Ujrzał jednak inny rząd cel, kolejne schody i otwarte drzwi, których wnętrze wyglądało jak laboratorium. Być może - zgadywał Gallan - należało ono do maga, który zbudował golema?
- Gdyby tylko jakoś odkruszyć pozostałe kawałki sklepienia - przygryzła wargi, zaaferowana Dorien. - Może moglibyśmy się przedostać na górę?
Sama Arethei zbadała zamki do cel, które więziły niewolników. Samych istot doliczyli się około pięćdziesięciu, jednak zapewne nie była to nawet połowa całości - nie wiedzieli bowiem, jak duży był kompleks. Same jednak zamki były czymś, co nie stanowiło problemu do diablicy, jeśli przyszłaby potrzeba, by je otworzyć. Kraty i zawiasy były już stare i zapewne bardziej zagrożenie wielkiego strażnika trzymało więźniów w szachu.


Klucznik
Cienista postać przeszła statecznym krokiem przez zimny korytarz rozświetlany jedynie pochodniami. Płomienie spowijały sylwetkę kroczącego przez wypełnione wrzaskami i jękami odnogi więzienia.
Człowiek - lub czymkolwiek był ten, który przemierzał kolejne komnaty wyrżnięte w nagiej skale - był spowity płomieniami, które jednak nie dawały żadnego światła ani ciepła. Wręcz przeciwnie, migocząca sylwetka zdawała się wysysać resztki ciepła z kamieni, czyniąc to miejsce jeszcze zimniejszym.
Wyglądał, jakby w ogóle nie przejmował się akompaniamentem krzyków dochodzących z ciemnych zakamarków tego miejsca. Jakby w ogóle ich nie słyszał. Szedł wolnym krokiem, mijając pomieszczenia, których przeznaczenie można było tylko zgadywać; w których zazwyczaj znajdowały się zawieszone na sufitach haki lub łańcuchy, miejsca udekorowane czaszkami istot dawno już zapomnianych i nieżyjących, miejsca z wymyślnymi narzędziami zadawania cierpienia.
Przede wszystkim jednak, istota, która kroczyła przez mroczne korytarze, była świadkiem widoków, których nie mogliby wyśnić nawet łupieżcy umysłów przekradający się przez jaskinie Podmroku. Miejsce to bowiem było wypełnione wręcz fantastyczną ilością klatek różnego rodzaju, rozmiarów. Klatki przypominające te na ptaki, klatki przesadnie wielkie, a także takie, które mogłyby pomieścić istoty ze wszystkich planów. Kraty przemyślnie wmurowane w zimną skałę. Kagańce i smycze. Rzemienie. Kajdany.
Obserwowany przez setki oczu uwięzionych za kratami, spowity przez płomienie człowiek wszedł do sali z podwyższonym sklepieniem. Grzechotanie klatek zwisających z sufitu wzmogło się jeszcze bardziej. Piski i wrzaski przybrały na sile, a potem zmalały, jak gdyby wiadomo było, że nie można było oczekiwać od niego niczego.
Postronny obserwator zauważyłby, że poza długim płaszczem skrywającym płomienie, postać trzymała w swojej lewej ręce coś, co mogłoby ujść za krótkie berło, lub też lagę, którą czasami posiadają strażnicy więzienni. Przy pasie posiadał też pęk kluczy.
Podszedł do piedestału, na którym, znajdowały się różnego rodzaju klucze, poukładane na małej galeryjce znajdującej się nad księgą pełnej dziwnych wzorów i liter.
Nad piedestałem znajdowała się mała klatka, w której znajdowało się coś - coś, co przy najlepszych nawet chęciach nie mogło być uważane za nic innego, jak ludzkie dziecko. Dziewczynka.
Cień zaśmiał się i uderzył parę razy w kraty małej klatki.
Klucze na galeryjce posiadały różne kształty, a ich zwieńczenia odpowiadały reliefom znajdującymi się na galeryjce; zwieńczenie wyglądające jak oko odpowiadało takiemu samemu wgłębieniu, tak samo jak około dwadzieścia innych kluczy.
Paru kluczy jednak brakowało. Jednym z nich było wgłębienie przypominające ludzką czaszkę.
Cień zacmokał.
- Tak - rzekł głosem niewiele głośniejszym niż szept. - Zdaje się, że ktoś łudzi się, że uciekł z naszego przytulnego domu. Jaka szkoda. Czyżby znudziła im się wieczność?
Spojrzał w stronę sklepienia i setek klatek nad nim.
Klucze brzęknęły przy pęku przy jego pasie. Zachichotał.
- Biedne, zbłąkane dusze - rzekł, wychodząc.

 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 20-04-2013 o 12:41.
Irrlicht jest offline