Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-04-2013, 11:17   #91
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Xendra patrzyła na to co się wokół niej dziele starając się nie okazywać żadnych, najmniejszych nawet, emocji. Jednak ciężko było zmusić ciało by nie drgnął ani jeden mięsień na twarzy, nie wykonało się jakiegoś nieplanowanego ruchu, tiku, który by zdradzał uczucia. Starała się, ale nie była pewna czy nie wykonała jednak takiego czegoś. Stojąc przy Lou wpatrywała się w odchodzącego w swoją stronę Wyrma.

Oby ci noga się powinęła- pomyślała. To pomagał im, wyjaśniał o co chodzi z atakiem na jej osobę, na osobę jej i Lou. A teraz sobie jakby nigdy nic idzie. Zamiast iść z nimi. Ale czego innego można oczekiwać od takich jak on. Był tak samo odrażający jak.. W sumie nawet uśmiechnęła się delikatnie, co nie mogło pozostać niezauważone. Ale nie skomentowała tej sytuacji. Nie było po co.

Z Wyrmem odeszli też towarzysze Lou, Ultar i Vermil. Nie żeby przez ten czas zdołała ich polubić, ale zawsze to kolejne dwie pary rąk mniej. A ich grupa, ta która została by wkraść się do obozu zmalała do kilku osób już. Zakładając że już nikt się nie wyłamie. Zadanie komplikowało się coraz bardziej. Zwłaszcza że planowano przejść dołem, co nie nastrajało optymistycznie.

Pozwoliła reszcie by przedyskutowali między sobą plany odnośnie jak najlepszego podejścia w dół, pod obozowisko. Nie zamierzała udzielać rad, przynajmniej nie spytana. Nie żeby nie miała własnych przemyśleń, ale nikt nie przejął się widocznie jej ostrzeżeniami, więc nie było sensu się wypowiadać. Skoro chcą ryzykować proszę bardzo. Chętnie zobaczę jak uciekają na widok Umbrowego Kolosa. Jedynymi osobami mogącymi liczyć na jakieś cieplejsze spojrzenia były Lou i Draconia.



Ruszyła wraz z resztą grupy, poruszając się na tyle cicho, na ile mogła to robić. Gdy natrafili na ruiny potrząsnęła jedynie głową. Wszystko przemija. Rozmowę Draconi, Dorien i niziołka zignorowała. Wszak znowu nikt się jej nie pytał o zdanie. Jak zawsze, odkąd dołączyła do tej grupy. Nie czuła się jej częścią. Nie prosiła o to. Znalazłszy zejście w dół poczekała aż Draconia i Woodes zejdą pierwsi. Ona zaś ruszyła zaraz po nich. Kilka razy zamrugała, przechodząc na infrawizje. Teraz widziała lepiej. Od razu lepiej.

Kręciła się wraz z pozostałymi po korytarzach, podziwiając sklepienie, puste cele, wszędzie obecny brud i rozkład. Skrzywiła się na ten widok. Nic dziwnego wszak była elfem, chociaż drowem. A poczucie estetyki, piękna nakazywało taki widok jaki miała przed oczyma skwitować w jedyny możliwy sposób. Tak szła, nie ukrywając swojego zniesmaczenia napotkanym stanem rzeczy. Posadzka, w opłakanym stanie, także nie działała pozytywnie na nią.

Do momentu gdy natrafili na zamknięte drzwi. Wtedy już skoncentrowała się na tym co ich czeka. Ale odór jaki zastali po drugiej stronie był nie do zniesienia, tak że musiała chronić usta i nos. Dobrze że po przejściu tego co wyglądało na wychodek, reszta miejsca prezentowała się lepiej. Może nie jak pałac, ale na pewno widać było porządek. No i te rury w suficie. Do czego to jest? I tak szli sobie, aż trafili do pomieszczenia z jakąś dziwną maszynerią. Coś dla gnomów głębinowych, one lubują się w takich wynalazkach.

- Jak sądzisz, -do gnoma- do czego może to służyć?

Niezależnie od uzyskanej odpowiedzi ruszyła dalej. Aż stanęła przy drzwiach, na których widniał jakiś symbol. Przyjrzała się bliżej niemu, odczytała. Zamyśliła na moment. Wtedy weszła jakaś istota, więc wraz z resztą schowała się, tak by nie można jej było zobaczyć. Obserwowała jednak istotę i co ona robi. Jak podchodzi do drzwi z symbolem, dotyka ich i przechodzi dalej. Zauważyła jeszcze symbol u istoty, ten sam co na drzwiach. A potem usłyszała pytanie Woodesa. Odwróciła się do niego więc. A gdy usłyszała Lou potrząsnęła głową i zamilkła.

Cytat:
Xendra przygląda się znakowi na drzwiach, porusza dłonią nad znakiem, bez dotykania i sprawdzając wykryciem magii jakie są aury na znaku i samych drzwiach. Oczywiście próbuje, jeśli może, domyślić się czym jest istota którą widziała.
 

Ostatnio edytowane przez RyldArgith : 19-04-2013 o 19:08.
RyldArgith jest offline  
Stary 19-04-2013, 17:14   #92
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Wyrm odchodził. Lou miała mieszane uczucia względem przejmowania od niego klucza. Jeżeli to było źródło kłopotów czy kogoś cel, to właśnie stawali się tarczą strzelniczą. Do tego szli z kluczem, którego ktoś uparcie szukał, w sam środek obozu wroga. Jak źle pójdzie, to podadzą go niemal na tacy. Nad tym wszystkim ostatecznie wzięła dominację myśl, że lepiej, aby go wzięli, niż by miał trafić w ręce kogoś niewinnego i nie potrafiącego chociaż podjąć próby obrony. Elfka spojrzała kątem oka na Vermila i Ultara. Nie zamierzała tracić przyjaciół w ten sposób...

Szybko okazało się jednak, że nie musiała się tym martwić.
- Uważaj na siebie. Sune będzie nad tobą czuwać, jak nad wszystkim, co piękne. - powiedział cicho kapłan, ujmując twarz dziewczyny w dłonie i składając pocałunek na jej czole. - Kto jak kto, ale ty sobie poradzisz. - dodał z przekonaniem.
- Chodź tu. - zwykle niespecjalnie czuły Ultar uściskał dziewczynę. - Jesteś z nas najsilniejsza pod każdym względem. Nie daj się zabić.
- Będziemy czekać w Westgate. Zajmę się nim. - słowom Vermila zawtórowało parsknięcie kupca.
Pożegnała ich z uśmiechem. Jeśli bogowie pozwolą, niebawem wkrótce się zobaczą.


Może Lou nie poruszała się nocą po lesie cichutko niczym kot, ale na pewno wszelki hałas przez nią powodowany niknął w narzekaniu Arethei. Po części zgadzała się z diablicą, ale też w jej uznaniu nie był to czas na takie dyskusje. Nie odzywała się jednak, bo nie miała ochoty sprzeczać się z kimkolwiek. Całą wymianę zdań między Gallanem a Drakonią zbyła totalnie, skupiając się całkowicie na otoczeniu. Ale jednak mimo wszystko to Dorien jako pierwsza wskazała im, gdzie patrzeć. Mało brakowało, a przegapiliby zejście... Elfka w milczeniu podążała za resztą. Dopiero przy pierwszych zamkniętych drzwiach wysunęła się na przód, by pomóc w ich otwarciu.

Kiedy odnaleźli więźniów, Lou była zaskoczona faktem, że absolutnie nikt ich nie pilnował. Może zamknięte drzwi wystarczały łowcom za całość zabezpieczeń. Ale czy naprawdę nie sprawdzili, czy do sali nie da się dostać w inny sposób? Ona by sprawdziła. Szybko jednak okazało się, że elfka źle oceniła sytuację. Coś przyszło do nich... I nie wyglądało przyjaźnie. Na szczęście dostrzegli ją szybciej niż ona ich i zdążyli się schować. Wyglądało na to, że sprawa właśnie mocno się skomplikowała. Kiedy Jack wyjaśnił im, z kim - a w zasadzie z czym - mają do czynienia, niemal gwizdnęła cicho przez zęby.
- Chyba żadne wyjście nie będzie dobre. Jak ich uwolnimy. Możemy nie zdążyć wyjść stąd z nimi. - wzruszyła lekko ramionami - Jak go zaatakujemy, to i tak będzie raban. Jak będziemy chcieli wyjść drzwiami, którymi wchodzi, to... Po prostu po co? Sądzicie, że mogą trzymać tego krasnoluda gdzie indziej? Jeżeli tak, to powinniśmy dostać się na kolejne kondygnacje...
- Swoją drogą, ktoś ma pomysł, czym jest to parowe coś w komnatach wcześniej? Może jak to wyłączymy albo zepsujemy, to uda nam się zrobić trochę zamieszania?

Cytat:
Lou chciałaby przyjrzeć się tej machinie, może faktycznie coś by nam to dało, gdyby ją uszkodzić.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 20-04-2013, 12:26   #93
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Brand Gallan | Dorien Nitram | Drakonia Arethei | Jack Woodes | Lou Rannes | Xendra Nua’vill
Rutyna obozu niewolników - a przynajmniej taka, jakiej byli świadkami pod ziemią - nie była zbyt interesująca. Wyglądało na to, że konstrukt powracał do więzienia mniej więcej co kwadrans, czasem mniej, czasem więcej niż ten czas - jednak strażnik więzienia łowców niewolników był regularny pod tym względem.
Golem - bo tylko to słowo nasuwało się, patrząc na poruszający się z niezdarną determinacją konstrukt - przychodził na dół w regularnych interwałach, które dawało się przewidzieć. Zazwyczaj jego droga prowadziła do magazynu, z którego przynosił coś na wyższe poziomy, zawsze wykonując znak przed drzwiami. Niekiedy uprzątał bałagan pozostawiony za sobą, a niekiedy nie robił absolutnie nic, tylko przechadzał się po korytarzach. Czasem przychodził na dół i stawał u stóp schodów i przysiadał, gapiąc się w wylot korytarza.
O ile podróżnicy nie mieli okazji zobaczyć, jak konstrukt walczy, to zdawało się, że nawet szóstka podróżników miałaby poważne problemy ze zniszczeniem konstruktu, a jakikolwiek atak mógłby się skończyć śmiercią któregoś z nich; ponadto, w grę wchodziło zaalarmowanie strażników znajdujących się na powierzchni - tych ludzkich, a także, oczywiście, kogoś, kto był odpowiedzialny za skonstruowanie stwora niewątpliwie zszytego z ciał martwych istot. O tym zdawały się o tym świadczyć kończyny o różnych długościach i mała głowa. Całość, oczywiście, prezentowała by się nawet zabawnie, gdyby nie fakt, że pokraczne ciało tworu zapewne było zaprojektowane po to, by pilnować więźniów i, jeśli pojawiłaby się potrzeba, także zabijania tych co bardziej opornych.
- Całkiem możliwe - rzekł Gallan, kiedy golem odszedł na wyższe poziomy - że jego ciało złożone jest z tych, którzy próbowali stąd uciec. - po czym dodał: - Niestety, obawiam się, że moje zaklęcia niewiele tutaj pomogą. Te istoty zwykle są odpornie na działanie magii, choć posiadają także i swoje słabości; kiedyś usłyszałem od mojego przyjaciela, że ogień stanowi poważniejsze zagrożenie dla nich.
Gallan, zapytany o to, co sądzi o machinie, która była w pomieszczeniu naprzeciwko magazynu, zamyślił się na dłuższy czas. Nie było wątpliwości - odparł wreszcie - że maszyna ta musiała zaopatrywać wyższe poziomy lochu w energię. Rannes, Nua’vill i Gallan, po wymianie zdań, doszli do wniosku, że maszyna była niewątpliwie magiczna, o czym świadczyły runy wyryte na buchającej parą aparaturze.
Nua’vill, przyglądnąwszy się maszynie, odkryła małe komory, w których bulgotała zwykła woda. Być może była to po prostu pompa zaopatrująca obóz w czystą wodę, która przy okazji działała jako generator energii; woda uchodziła przez system rur, których było wszędzie pełno.
Ponadto, Woodes odkrył, że w maszynie znajdowała się mała wnęka, w której znajdował się niebieski kryształ promieniujący energią. Było to zapewne coś, co zasilało całość konstrukcji, lub z czego maszyna ekstraktowała energię; kryształ wydzielał małe wyładowania zawsze wtedy, kiedy ktoś zbliżył do niego dłoń.
Rannes ustaliła także, że jeśli by zablokować czymś przepływ wody lub pary uchodzącej przez otwory w maszynie, to byłoby całkiem prawdopodobne, że para, która nie miała by gdzie ujść, ostatecznie wysadziłaby całość konstrukcji w powietrze, jednak aby to osiągnąć, trzeba było by uszczelnić parę innych otworów. Nie wiedzieli, czy zniszczenie kryształu spowodowałoby ten sam efekt.
Wiedza, którą dysponowała Nua’vill, pozwoliła jej ogólnie określić przeznaczenie runu, który znajdował się na drzwiach. Wykrycie magii i zaklęcie, które rzuciła Xendra, wykazały w oczywisty sposób silną magiczną aurę runu, a także poruszającą się aurę - był to zapewne golem; w pobliżu także wykryła dosyć słabe magiczne aury, na zachód stąd, nie dalej niż paręnaście metrów. Szkoła, która została zastosowana przy runie, była związana z Odrzucaniem. Sigile, które znajdowały się w dość złożonej konstelacji, przypominały jej niektóre z glifów, które czarodzieje Mrocznych Elfów zakładali w swoich komnatach, aby nie dostał się do nich nikt niepożądany. Było to jeszcze za czasów jej dzieciństwa w Menzoberranzan; glif taki był zazwyczaj dostosowany do właściciela komnaty, która była chroniona tym zaklęciem. W tym wypadku, zapewne zaklęty był także i golem, który potrafił otwierać drzwi, czyniąc nad nimi gest, jednak nawet próby wykonania podobnego gestu nad runem nie przynosiły żadnych efektów. Wiedzę tą potwierdził Gallan, który dodał jeszcze, że próby zniszczenia sigila lub otworzenia drzwi pomimo zaklęcia chroniącego drzwi mogły się skończyć katastrofą, jako że zaklęcie to zazwyczaj uruchamiało pewnego rodzaju alarm lub run wybuchał właścicielowi w twarz. Być może nawet obie rzeczy naraz.
Tymczasem Drakonia i Dorien zainteresowały się sklepieniem w magazynie, a konkretniej - dziurą, przez którą można było ujrzeć wyższą kondygnację lochu. Jak miała potwierdzić później Nitram, zdawało się, że ten fragment nie był zbyt często uczęszczany w tej porze. Mogło to mieć związek z faktem, że był środek nocy, a wielu - być może zbyt wielu - pokładało przesadne zaufanie w niezbyt inteligentnego strażnika podziemia, który jako konstrukt nie znał zmęczenia.
Nitram i Arethei wnet uradziły, aby podsadzić niziołka, który, choć nie był dość mały, by przesadzić otwór w sklepieniu, to jednak mógł zbadać, co znajduje się powyżej. Kiedy podparto niziołka, ten później zdał relację z tego, co widział.
A widział niewiele, ponieważ miejsce to było - jak zresztą wszystko inne - ciemne i oświetlane jedynie lampami olejnymi. Ujrzał jednak inny rząd cel, kolejne schody i otwarte drzwi, których wnętrze wyglądało jak laboratorium. Być może - zgadywał Gallan - należało ono do maga, który zbudował golema?
- Gdyby tylko jakoś odkruszyć pozostałe kawałki sklepienia - przygryzła wargi, zaaferowana Dorien. - Może moglibyśmy się przedostać na górę?
Sama Arethei zbadała zamki do cel, które więziły niewolników. Samych istot doliczyli się około pięćdziesięciu, jednak zapewne nie była to nawet połowa całości - nie wiedzieli bowiem, jak duży był kompleks. Same jednak zamki były czymś, co nie stanowiło problemu do diablicy, jeśli przyszłaby potrzeba, by je otworzyć. Kraty i zawiasy były już stare i zapewne bardziej zagrożenie wielkiego strażnika trzymało więźniów w szachu.


Klucznik
Cienista postać przeszła statecznym krokiem przez zimny korytarz rozświetlany jedynie pochodniami. Płomienie spowijały sylwetkę kroczącego przez wypełnione wrzaskami i jękami odnogi więzienia.
Człowiek - lub czymkolwiek był ten, który przemierzał kolejne komnaty wyrżnięte w nagiej skale - był spowity płomieniami, które jednak nie dawały żadnego światła ani ciepła. Wręcz przeciwnie, migocząca sylwetka zdawała się wysysać resztki ciepła z kamieni, czyniąc to miejsce jeszcze zimniejszym.
Wyglądał, jakby w ogóle nie przejmował się akompaniamentem krzyków dochodzących z ciemnych zakamarków tego miejsca. Jakby w ogóle ich nie słyszał. Szedł wolnym krokiem, mijając pomieszczenia, których przeznaczenie można było tylko zgadywać; w których zazwyczaj znajdowały się zawieszone na sufitach haki lub łańcuchy, miejsca udekorowane czaszkami istot dawno już zapomnianych i nieżyjących, miejsca z wymyślnymi narzędziami zadawania cierpienia.
Przede wszystkim jednak, istota, która kroczyła przez mroczne korytarze, była świadkiem widoków, których nie mogliby wyśnić nawet łupieżcy umysłów przekradający się przez jaskinie Podmroku. Miejsce to bowiem było wypełnione wręcz fantastyczną ilością klatek różnego rodzaju, rozmiarów. Klatki przypominające te na ptaki, klatki przesadnie wielkie, a także takie, które mogłyby pomieścić istoty ze wszystkich planów. Kraty przemyślnie wmurowane w zimną skałę. Kagańce i smycze. Rzemienie. Kajdany.
Obserwowany przez setki oczu uwięzionych za kratami, spowity przez płomienie człowiek wszedł do sali z podwyższonym sklepieniem. Grzechotanie klatek zwisających z sufitu wzmogło się jeszcze bardziej. Piski i wrzaski przybrały na sile, a potem zmalały, jak gdyby wiadomo było, że nie można było oczekiwać od niego niczego.
Postronny obserwator zauważyłby, że poza długim płaszczem skrywającym płomienie, postać trzymała w swojej lewej ręce coś, co mogłoby ujść za krótkie berło, lub też lagę, którą czasami posiadają strażnicy więzienni. Przy pasie posiadał też pęk kluczy.
Podszedł do piedestału, na którym, znajdowały się różnego rodzaju klucze, poukładane na małej galeryjce znajdującej się nad księgą pełnej dziwnych wzorów i liter.
Nad piedestałem znajdowała się mała klatka, w której znajdowało się coś - coś, co przy najlepszych nawet chęciach nie mogło być uważane za nic innego, jak ludzkie dziecko. Dziewczynka.
Cień zaśmiał się i uderzył parę razy w kraty małej klatki.
Klucze na galeryjce posiadały różne kształty, a ich zwieńczenia odpowiadały reliefom znajdującymi się na galeryjce; zwieńczenie wyglądające jak oko odpowiadało takiemu samemu wgłębieniu, tak samo jak około dwadzieścia innych kluczy.
Paru kluczy jednak brakowało. Jednym z nich było wgłębienie przypominające ludzką czaszkę.
Cień zacmokał.
- Tak - rzekł głosem niewiele głośniejszym niż szept. - Zdaje się, że ktoś łudzi się, że uciekł z naszego przytulnego domu. Jaka szkoda. Czyżby znudziła im się wieczność?
Spojrzał w stronę sklepienia i setek klatek nad nim.
Klucze brzęknęły przy pęku przy jego pasie. Zachichotał.
- Biedne, zbłąkane dusze - rzekł, wychodząc.

 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 20-04-2013 o 12:41.
Irrlicht jest offline  
Stary 24-04-2013, 14:27   #94
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
- Maszyna - powiedziała Nitram, drapiąc się po brodzie, zamyślona. - Dlaczego ktoś miałby wybudować taki kawał żelastwa pośrodku głuszy?
Gallan wzruszył ramionami.
- Może Xen wie? - zapytał. - Zdaje się wiedzieć o Podmroku więcej, niż my.

Xendra spojrzała na Gallana, początkowo milcząc. Przyglądając się tylko niziołkowi, jak i Dorien.
- Może i wiem więcej o tym miejscu, którego nazwę wymieniłeś- odparła spokojnie, przyglądając się maszynie.- Pomyślmy.
Podeszła bliżej do maszyny, patrząc na nią z każdej strony.
- Interesujące, że w ogóle ktokolwiek miał ochotę budować cokolwiek w tych ruinach - Arethei sapnęła niemal ze złością, podczas gdy niziołek pochylił się nad runami, które zostały nakreślone na żelaznym szkielecie konstrukcji.

Podniosła wzrok z nad konstrukcji na Draconie, wracając po chwili do ponownego badania powierzchni.

- Może zauważyliście to?- wskazała na kilka run na powierzchni konstrukcji.
W tym samym czasie, Gallan, pochylony nad runami, szepnął, jakby do siebie:
- Nie wydaje mi się, żeby to była robota duergarów...
- Uważaj - Nitram pochyliła się nad Nua’vill, nie będąc pewna, jakie potencjalne niebezpieczeństwo może prezentować maszyna.
Drakonia odpowiedziała na ten komentarz, wtrącając się:
- Poniechaj, Dorien. Jeśli ci durnie na górze choć znali się w połowie na swojej robocie, to maszyna nie wybuchnie tylko od samego dotykania.

Xendra na chwilę zamyśliła się.

- Te znaki są raczej faer, do tego tutaj są komory z wodą.
Pokazała.
- Faer? - zainteresowała się diablica.
- Faer-powtórzyła.- Nie wiem jak po waszemu to będzie. Płonące kule i inne sztuczki.
- Magia runiczna - wtrącił się niziołek, dotychczas szepczący do siebie. - Chyba mam pewne pojęcie, do czego może służyć całość - odparł wreszcie, z pewną ulgą.
- Zatem wiesz więcej o podziemnych maszynach niż Xen? - zapytała ironicznie Drakonia. - Chyba wolałabym najpierw usłyszeć jej wersję - zaśmiała się lekko.

Ignorując wydawałoby się Drakonie, rzekła od razu do niziołka.

- Gallan, spójrz tutaj- pokazała komory z buzującą wodą.- Na moje oko, ta woda tymi rurami iść do góry. Obóz zaopatrywać w wodę. Czystą. Generator Energii?- ostatnie zdanie wymówiła ciszej.
- Tak - pokiwał głową niziołek. - Miałem zasugerować to samo. Ta aparatura generuje pewną magiczną aurę, więc zapewne masz rację. Nie jestem pewien, co dokładnie może zasilać... Może to być równie dobrze jakieś urządzenie na górze, albo nawet golema, który pilnuje tego miejsca. Takie rzeczy się zdarzały. Chociaż połączenie generatora energii i pompy nieco komplikuje sytuację - rzekł niziołek, wyraźnie zafascynowany odkrywaniem. - Niewykluczone, że jeśli moglibyśmy zniszczyć tą maszynę, to golem także przestałby działać.
- Nie mamy pewności, Gallan - rzekła Drakonia rzeczowym tonem.
- Pewna jest tylko śmierć- odparła Xendra, zamyślając się. Po czym ruszyła w stronę drzwi z runem.

Drakonia pstryknęła palcami, zwracając uwagę Dorien; w tym samym czasie Woodes wkroczył do pomieszczenia.

- Zostawmy magom ich sprawy - mrugnęła do Xendry, a Gallan sapnął z dezaprobatą. - Potrzebuję cię w magazynie, Nitram. Zbadajmy tą szczelinę w sklepieniu.
Po czym, gestykulując w stronę niziołka i mrocznego elfa, rzekła:
- Wrócimy potem. Magia to niekoniecznie nasza sprawa. No, chodź, Nitram.

Otoczyła ramieniem Dorien, kierując się w stronę drzwi i posyłając szeroki uśmiech do Xendry, podczas gdy niziołek i wojownik zajęci byli dalszym omawianiem maszyny.


Xendra przyglądała się urządzeniu w milczeniu. W końcu uzyskała odpowiedź na swoje pytanie, jakie zadała Gallanowi. Zresztą w rozmowie jaka się wywiązała potem, między nią, Gallanem i Lou uzyskała potwierdzenie co niektórych swoich domysłów. Zwłaszcza że cała aparatura wyglądała na magiczną. A te komory z wodą, które zauważyła, mogły służyć za generator energii, przy okazji działając na rzecz zaopatrywania obozu na górze w czystą wodę.

Kolejną ciekawą rzeczą był oczywiście widniejący na drzwiach run. Można było się domyślić jego przeznaczenia już po samym tym co widzieli jak przechodził obok nich strażnik, mający taki sam run. Ale lepiej było zbadać to dokładniej. A nuż jakaś niespodzianka się trafi?

Podeszła do drzwi, najpierw tylko oglądając je, ich konstrukcje, z czego są zrobione, wzory na nich. Dopiero po tych wstępnych oględzinach przeniosła wzrok na obiekt zainteresowania, czyli run. Tutaj bardzo uważnie przyjrzała się jak on wygląda, co jest na nim napisane. Gdy to zrobiła, zdjęła z dłoni rękawice, by ułożyć dłoń na runie, ale tak by dłoń nie dotykała go.

Wypowiedziała w swoim języku słowa, delikatna poświata, krwistego koloru pojawiła się na wewnętrznej części jej dłoni, by po chwili zaniknąć całkowicie. Wykonała jeszcze kilka gestów, które jej towarzysze mogli zidentyfikować jako takie same, albo chociaż podobne do tych które wykonywał golem, gdy przechodził przez drzwi.

Odwróciła się do swych towarzyszy, jeśli można było ich tak nazywać. Chociaż teraz to i tak dobre określenie. Na jej twarzy wykwitł uśmiech.

- Run magiczny, szkoła odrzucań. Poza aurą drzwi wyczuwam poruszającą się identyczną aurę. Domyślać się ze to nasz kyorlin. Poza tym kilka innych aur, niedaleko stąd, paręnaście metrów.

Wskazała kierunek, zachodni.

- Gallan, popraw mnie jeśli się mylić. Ale jak my próbować zniszczyć Sigil, lub przejść dalej, to naruszyć najpewniej alarm i faern co stworzyć Sigil dowiedzieć się że my tu być. Kyorlin musi być faerl i połączony z Sigilem, gdyż umieć przechodzić bez trudu.

Potem już tylko zostało jej stanie z boku i patrzenie jak Dorien i Drakonia coś tam sobie rozmawiają, by jak skończyły, złapać niziołka i wykorzystać go jako swego rodzaju rekonesans. Wyglądało to dość ciekawie nawet.

Cytat:
Xendra będzie przyglądać się temu co robi reszta, jeśli bedą proponować rozwiązania sytuacji w jakiej się znajdują to odpowie w zależności od tego co się zaproponuje. Jeśli się da, zbada te miejsca gdzie czuła pozostałe aury, zakładając że się dostanie tam.
 

Ostatnio edytowane przez RyldArgith : 24-04-2013 o 19:13.
RyldArgith jest offline  
Stary 26-04-2013, 14:30   #95
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Byli, można by rzec, w kropce. Każde działanie, jakie by podjęli, mogłoby się skończyć źle. Dla nich, dla niewolników, dla barda, któego chcieli uwolnić.
Różne pomysły były wysuwane i wnet spotykały się z mniej czy bardziej konstruktywną krytyką.

Jakie bowiem mieli możliwości działania? Wyłamać drzwi chronione magią i oberwać zaklęciem prosto w twarz? Nie mówiąc już o hałasie, uczynionym przy tej okazji?

Zbyt wielkich szans podczas starcia ze sztucznym ochroniarzem też by nie mieli. Nawet gdyby, przy odrobinie szczęścia, zdołali go pokonać, to, po pierwsze, z pewnością nie obyłoby się bez zaalarmowania wszystkich w okolicy. A przecież nie o to chodziło, by zrobić wielki raban, tylko o to, by załatwić wszystko po cichu i wynieść się stąd bez zwracania na siebie uwagi. Przynajmniej przez kilka godzin.

Spowodować wybuch machiny? Jaką mieli gwarancję, że to im się uda? Nie warto było nawet wspominać o takim drobiazgu jak to, że mogli sami na siebie ściągnąć śmierć, zwalając sobie na głowy sufit tudzież resztę budowli. A samo zabranie niebieskiego, strzelającego iskrami kamienia, zapewne mogłoby unieruchomić buchającą parą machinę, ale prócz wywołania alarmu nie skończyłoby się to źle dla tych, co się rozsiedli poziom lub dwa wyżej.

Najrozsądniejszym wyjściem zdał się Jackowi pomysł polegający na wybiciu, a raczej na powiększeniu, dziury w suficie i przedostaniu się na wyższe piętro.

- Świetny pomysł - powiedział Jack do Dorien. - Dokoła jest mnóstwo rupieci, z których dałoby się zrobić drabinę. I jakieś pręty, służące do zrobienia większej dziury. A jak będziemy tam, wyżej, to się rozejrzymy, co możemy zdziałać.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-04-2013, 21:38   #96
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Brand Gallan | Dorien Nitram | Drakonia Arethei | Jack Woodes | Lou Rannes | Xendra Nua’vill
Pośród zalegającego wszędzie różnego rodzaju sprzętu, skonstruowano prowizoryczną drabinę, złożoną głównie ze strzaskanych elementów desek, które należały do beczek, a także paru żelaznych obręczy i drzewców broni. W żadnym wypadku nie było to coś, co mogłoby przetrwać chociażby jedno uderzenie albo solidnego kopniaka. Zależało tutaj na tym, by poszerzyć otwór w sklepieniu na tyle, na ile się dało bez zbędnego hałasu, a także po to, by przejść po skleconych w jedną całość deskach.
Praca zajęła im około pełnej godziny. W normalnych warunkach, bez narzędzi, trudno byłoby się przebić przez warstwę litej skały i kamieni wmurowanych w sklepienie po to, by właśnie się nie zawaliło; jednak miejsce to było stare, a czasy świetności tej konstrukcji przeminęły już dawno. W tym zadaniu szczególnie wykazali się Rannes i Woodes, jako że byli najsilniejsi z całej szóstki. Drakonia przez większość czasu strzegła korytarza, którym mógł przejść golem, a praca była przerywana zawsze wtedy, kiedy z oddali słyszeli powolne i zdeterminowane kroki nagich stóp wielkiej masy zszytego ze sobą mięsa. W oczywisty sposób praca musiała być przerywana, kiedy golem przychodził, jednak na szczęście, nie zauważył ich ani razu; pomimo tego, kiedy tylko zauważał sterty kamieni i opiłków rozrzucone na podłodze magazynu, zawsze skrzętnie je wymiatał i wynosił do innej części korytarzy. Te czynności zdawały się całkowicie przekonać czarodzieja, że golem działał według wąskiego zestawu czynności, które zostały mu magicznie wpojone. Być może, ten, kto programował golema, po prostu nie przewidział tego, że otwór może zostać poszerzony w tak krótkim czasie, a konstrukt założył po prostu, że lochy rozsypywały się w naturalnym biegu wydarzeń. Nie zauważyli także żadnej zmiany w jego zachowaniu; nie szukał ich ani nie robił niczego, z czego mogliby wnioskować, że ich obecność została zauważona w obozie na górze. Niestety, golem, kiedy przychodził, zawsze rozbierał także prowizoryczną drabinę, którą zbudowali, aby wspiąć się do góry, zatem za każdym razem musieli budować ją od nowa.


Kamienie z chrzęstem spadały na podłogę, wydając z siebie ciche dźwięki. Otwór powiększał się dzięki pracy Rannes i Woodesa; w tym samym czasie, niziołek, diablica, a także dwie kapłanki mogły przeszukać miejsce nieco dokładniej.
Co do aur magicznych, które wyszukiwała Xendra, okazało się, że niektóre ze ścian lochu nosiły na sobie słabe, niemalże niewyczuwalne znaki magii, zbyt słabe, by zidentyfikować szkołę czy ich przeznaczenie; pojedyncze, małe źródła jednak były obecne niemal wszędzie niczym kawałki rozbitego szkła, jak gdyby w tym miejscu przed paroma tygodniami nastąpiło jakieś wyjątkowo spore wyładowanie dzikiej magii lub rozegrała się tutaj walka magów, podczas której zaklęcia odprysnęły, pozostawiając na porysowanych ścianach karceru małe, aczkolwiek zauważalne aury magiczne.
Przeszukując podziemia, Xendra zdołała znaleźć pierścień, który także emanował pewnego rodzaju magiczną aurę; sam pierścień, poza faktem, że był niewątpliwie zaklęty czarem szkoły przywoływania, jak miała później odkryć elfka, jako część biżuterii prezentował się co najmniej topornie, będąc wielkim i nieporęcznym. Mroczny elf nie potrafił rozpoznać, jakiego rodzaju były runy wyryte na nim, a Gallan nie umiał uzupełnić jej wiedzy swoją. Póki co, nie wiedziała, jakie jest przeznaczenie pierścienia.
Ponadto, kiedy Xendra przeszukiwała razem z Drakonią i Dorien korytarze między wychodkiem a magazynem, to, oprócz paru zamkniętych lub zawalonych od środka drzwi znalazły przejście, które prowadziło w dół, a które zostało pieczołowicie zapieczętowane przez sterty desek.
- Jest tutaj jeszcze parę tuneli tego typu - rzekła Drakonia, spoglądając w ciemny otwór pełny odpadków i nieczystości. - Zagracone i zasrane. Całkiem niezły plan. Nikt tędy nie przejdzie.
Powstała, aby sprawdzić, jak sobie radzą Woodes i Rannes, podczas gdy Nitram posłała Xendrze zakłopotany uśmiech.


Ostatni kawał skały odpadł z pokruszonego sklepienia, a Jack i Lou mogli stwierdzić, że przez otwór mógł przejść każdy, nie tylko niziołek. Po przedyskutowaniu, kto miał pójść pierwszy, postanowiono, że najlepiej będzie, jeśli pierwsi pójdą diablica, ubezpieczana przez wojownika. Pierwsza w oczywisty sposób poruszała się cicho, a jeśli przyszłoby do rękoczynów, Woodes mógł obronić Arethei.
Wkrótce jednak okazało się, że korytarz nie był przemierzany przez znajomego im strażnika, któremu zapewne poruczona była inna część podziemia lub może tylko i wyłącznie lochy, jako że tchnienie świeżego powietrza dochodzące z otworu natychmiast dało im znać, że korytarz nad magazynem wychodził na powierzchnię.
To, że ta część była częściej odwiedzana przez ludzi, było potwierdzone przez fakt, że ze ścian zwisały pochodnie, teraz już wygasłe. Korytarz, w którym się znaleźli, kończył się schodami, które z kolei były zabezpieczone żelazną kratą; to przez nią przedostawało się powietrze pachnące wrzosem i solą dalekiego morza, a także smrodem jedzenia pichconego przez łowców niewolników znajdujących się w obozie na górze; przez zamkniętą kratę Woodes mógł dostrzec czubki namiotów obozowiska, które znajdowało się na zewnąŧrz.
Wkrótce też poznali granice, do których mogli dotrzeć. Na drzwiach, które prowadziły w dół, znajdował się taki sam znak, jaki był na drzwiach, które zazwyczaj otwierał golem. Byli jednak pewni, że nie były to same drzwi, a po prostu wejście, które prowadziło do innych domen kazamatów. Znak ten oczywiście emanował jedną z aur, które wykryła wcześniej Nua’vill.
Było tutaj jeszcze parę drzwi, jednak większość z nich były albo puste, albo stanowiły pewnego rodzaju magazyny, gdzie przetrzymywana była broń kiepskiej jakości a także jedzenie, które z kolei było jeszcze gorsze. Jednak najważniejszymi miejscami, które znaleźli, były dwie komnaty: pierwszą była pracownia maga, który zapewne skonstruował golema, a drugą więzienie, w którym znaleźli w końcu Olhiviera.


Pracownia maga
- Pracownia? Tutaj?
- Cicho, Dorien! -
skarciła ją Drakonia, przyłożywszy palec do ust. - Nie wiemy, czy są tutaj jeszcze.
Pracownia - bo przecież to była pracownia, było to widać na pierwszy rzut oka - prezentowała się dla kogoś takiego jak Gallan jako coś, w czym można grzebać całymi miesiącami. Nie było doprawdy niczego, co byłoby większe niż chorobliwa ciekawość niziołka, który gładził z miłością pokaźne woluminy, które znajdowały się na sporej wielkości biblioteczce obok stołu, na którym znajdowało się jeszcze więcej papierzysk i jeszcze więcej ksiąg.
Poza tym zwyczajnym widokiem książek, które zapisane były różnego rodzaju językami - Xendra rozpoznała otchłanny, smoczy i język goblinów - spora ich część była zapisana w językach, których rozpoznać nie mogli, a niektóre z ilustracji, które były w tych księgach, pozostawaiły na podróżnikach wrażenie, że lepiej, że nie mieli dostępu do tej wiedzy.
Mruczący z rozkoszy, Gallan stanowił całkowite przeciwieństwo Drakonii, która plądrowała to miejsce z zadziwiającą szybkością. Naszyjniki, pierścienie, sztućce, skalpele, garści monet, garści miedziaków czy też świeczniki - to wszystko lądowało w osobnym plecaku diablicy. W tym samym czasie, Doriem rozglądała się wokół ciekawie.
To, co przyciągało najbardziej uwagę, były dwa gliniane golemy; nie były to de facto zręcznie rzeźbione postury ludzkie, a bardziej kształty z grubsza przypominające nieforemne humanoidy. Z początku, ten widok przestraszył poszukiwaczy przygód, jednak natychmiast okazało się, że przewyższające ich gliniane figury nie poruszają się, a jedna z potężnych sylwetek nie posiadała głowy ani ramienia - oczywiście, jeśli można było mówić w ich przypadku o głowach.
Pomimo tego, gliniany golem, który wyglądał na kompletnego, nie poruszał się; było to zjawisko, które sprawiało, że postronny obserwator, nawet, który wiedział, że figura nie poruszy się, nie mógł się powstrzymać od spoglądania przez ramię co chwila. W piersi skończonego golema znajdowała się szczelina, wnęka. Rysa. Czy był niedokończony? Albo uszkodzony?
Cokolwiek miałoby być przyczyną, jakoś nikt nie kwapił się, by zbadać konstrukt. Nawet Gallan powściągał swoją zwyczają ciekawość do woluminów znajdujących się niemalże wszędzie.
Poza książkami, które zajmowały sporą część laboratorium, były tutaj także i fiole i pelikany wypełnione cieczami, a także słoje, w których znajdowały się pomniejsze istoty lub też ich głowy. Czarodziej zwrócił uwagę grupy na niektóre z nich; w niektórych ze słojów znajdowały się, jak wytłumaczył mag, oczy istot zwanych otiagami czy też kończyny różnych istot. Sam Woodes wydobył z zakurzonego rogu pokoju zasuszoną rękę, która wyglądała na ludzką. Spora część cieczy znajdujących się w laboratorium śmierdziała niemiłosiernie, tak, że smród z korytarza był jedynie miłym wspomnieniem.
Na stole leżały także fragmenty czaszek i spreparowanych kończyn; było jasne, że ktokolwiek skonstruował golema strzegącego podziemia, był właścicielem tego laboratorium. Pośród tych przedmiotów i nagich kości, Xendra dostrzegła także i woluminy o budowaniu golemów, a szkice pozwalały stwierdzić, że przynajmniej jedna książka należała do lokatora tego lochu.
Woodes jednak dostrzegł coś, na co później wszyscy zwrócili oczy; wydobywszy ją z ciemnego kredensu, sporych gabarytów skrzynia prezentowała się niemalże diabolicznie ze swoimi zdobieniami w szczerzące pyski demony czy znaki na niej wyryte. Xendra stwierdziła, że oprócz golemów, to ta skrzynia emanowała z siebie największą aurę magiczną, którą przyrównać mogła do kamienia, który zasilał maszynę w poprzednim pomieszczeniu.
Ponadto, pomimo poszukiwań, nie mogli znaleźć niczego, co potwierdzałoby ich przypuszczenia co do maszyny; przynajmniej częściowo. Rury, które obecne były niemal wszędzie, prowadziły także i tutaj, wyłaniając się jako proste, żelazne krany, które oferowały gorącą wodę. Nie mogli jednak ustalić, co jeszcze zasilała maszyna, a wątpliwe było, by jakikolwiek mag, którego siedliskiem były te podziemia, zadał sobie tyle kłopotu tylko po to, by wybudować maszynę zasilającą w ciepłą wodę obóz niewolników. Cokolwiek to było, zapewne znajdowało się za drzwiami, do których nie mieli dostępu.
Istniała jeszcze jedna rzecz godna uwagi: w niektórych książkach, które mieli czas przeglądnąć - to jest, tych otwatych, szkicownikach lub będącymi szczególnie cienkimi - zauważyli dwie rzeczy: po pierwsze, czasem wśród zapisków czarodzieja pojawiał się symbol: symbol, który dobrze znali i który zdążył już im obrzydnąć. Mianowicie był to symbol ośmiu sztyletów.
Co prawda zdawało się, że zapisując szczególnie ważne fragmenty swoich memuarów, czarodziej używał szyfru, który został wymyślony przez jego samego (było pewne, że nie był to żaden z używanych języków; w każdym razie, Gallan upierał się, że jeśli to on by prowadził dziennik magiczny, to oczywiście byłby on zaszyfrowany, co bez żadnych wątpliwości mieli przed oczami). Szkice czarodzieja łowców niewolników często - aż nazbyt często - przedstawiały klucz zwieńczony czaszką.


Woodes, w momencie, kiedy był niedaleko kraty, która stanowiła jedyną przeszkodę pomiędzy drużyną a łowcami niewolników, mógł usłyszeć daleki gwar i trzask ogniska. Wyglądało na to, że łowcy niewolników niewiele przejmowali się tymi, którzy byli uwięzieni poniżej.
Woodes, przysłuchawszy się nieco bliżej, mógł wyłowić fragmenty rozmów niektórych, którzy rozmawiali ze sobą we Wspólnym; pomimo tego, nie rozmawiali o niczym konkretnym.
- Ta blondwłosa - do uszu Jacka doszedł ochrypły głos - dobra jest, co nie?
Odpowiedź. Nie mógł jej zrozumieć, poza być może przekleństwem, które zostało wtrącone w wypowiedź drugiego najemnika.
- Aa - odezwał się jeszcze raz ten bliżej. - Wiem, że ci się podoba.
Znowu odpowiedź tamtego drugiego.
- Czarodziej nic nie powie - ofuknął się ten pierwszy. - Śpi jak zabity.
Charczący śmiech. Odpowiedź.
- To co? - zapytał. - Bierzemy ją? Obiecuję, że podzielę się. Nikt nie musi wiedzieć.
Jeszcze raz śmiech.
- Nieźle się bawią, co nie?
- głos Drakonii zabrzmiał blisko ucha Woodesa.
Dopiero teraz ją zauważył. Skradała się zupełnie bezwiednie, dopiero teraz wyłoniwszy się z ciemności lochu.
- Chodź - mrugnęła zalotnie. - Znaleźliśmy naszego znajomego. Możemy się przydać.
Uśmiech Drakonii był mroczny. Woodes nie miał wątpliwości, że diablica winiła krasnoluda za położenie, w którym się znaleźli.


Olhivier Rendell

Cela była zimna i śmierdząca. Co prawda złośliwie zaoferowana przez strażnika, wypełniona po brzegi cuchnącą zawartością urna odwalała lwią część roboty w uczynieniu tego miejsca nieznośnym, jednak było coś jeszcze.
Cela śmierdziała krwią, zupełnie jak rzeźnia. Na środku, obok katowskiego pieńka, leżały zwłoki młodego mężczyzny, którego Olhivier wcześniej nie znał.
Od czasu, kiedy zorientowano się, że krasnolud należał do grupy najemników, którzy mieli wytropić łowców niewolników, zaczęto go traktować zupełnie inaczej niż całą resztę. Wsadzono go na wóz i pytano, a jednak, wbrew wszelkim przewidywaniom, w gębę zebrał tylko pare razy i bardziej tak z uprzejmości.
A potem, w celi przykuto go do kajdanów, obok tej bladej dziewczyny. Dziewczyny, której ciało pokrywały tatuaże i blizny. Oczywiście, wtedy znajdował się tutaj ten mężczyzna, który był jeszcze całkiem żywy. Żywy i wrzeszczący. Niedługo zresztą.
Nie minęła jaka godzina od czasu, kiedy Rendell został wprowadzony do celi, a do pomieszczenia weszli kaci i w wyjątkowo efektowny sposób zamęczyli go - kimkolwiek go był. A potem po prostu wyszli, żadnych pytań i żadnych gróźb. Z usunięciem ciała też się nie kłopotali. Olhivier zgadywał, że miało to na nim wywrzeć wrażenie.
Wywierało, chociaż nie chciał się przyznać.
Dziewczyna w głuchej ciszy przyglądała się bezgłowemu trupowi. Olhivier nucił pewną pieśń, którą znał. Nie miał co prawda pojęcia, gdzie schowano jego lutnię, ale przysiągłby, że była niedaleko. Czuł to.
Złamał rytm. Westchnął.
- Jakiż to byłby tragiczny koniec dla tak świetnie zapowiadającego się minstrela jak ja - rzekł ze skargą w głosie. - Dlaczego bogowie mają taki kurewny humor? Dlaczego chcą dopuścić do nieszczęścia i sprawić, bym to nie ja miał rozdziewiczać dziewice, które mi zostały przeznaczone?
Jak dowiedział się, dziewczyna przykuta w przeciwległym kącie celi, nazywała się Joanna. Ciekawe, pomyślał. Tak chyba nazywała się ta dziewka młynarza, której szukaliśmy. Ooo, tak, niewątpliwie. Ale suka z niej jak się patrzy. Mało rozmowna.
- Kiedy wyjdę z tej dziury - odparł z przekonaniem Olhivier - napiszę pieśń. Pean na cześć mojego zwycięstwa nad bólem, krwią, smrodem i gównem. O! Już nawet mam początek... Hmm... To by szło...


Jeśliś gotów na przygotę, bracie
To przygotuj drugie gacie
Lepiej, że żelaza i cierni się nie boisz
Inaczej swe odzienie szybko zgnoisz
Przerobią cię na krwiste wióry
I nie wejdziesz już w żadne dziu...

- Arcydzieło, kurwa, arcydzieło - przerwała ze złością Joanna. - Niech cię szlag trafi, karle.
- Rymy mi nie idą. To od tej krwi. I, tych... Ekskrementów. Czy zauważyłaś, jak nasz znajomy się sfajdał? Przecież to cały galon... Tych...
- Ekskrementów. Zachowujesz się, jakbyśmy byli na pieprzonej wyciecze, zupełnie jak jacyś szlachcice z Elversult. Może zamiast bredzić, zacząłbyś przygotowywać plan ucieczki...
- Olhivier! Olhivier! -
prawie wykrzyknęła Dorien przez kraty.
Drużyna przybyła do celi.
- Dorien? - zapytał krasnolud z niedowierzaniem.
- I cała reszta - rzekł Brand, który znajdował się zaraz za kapłanką.
- Doprawdy - dodała Drakonia. - Krasnolud powinien zgnić w lochu. Ja...
- Cicho, Arethei! -
syknął Gallan. - Psujesz nam reputację.
- Wybaczcie, ma rację
- odparł Rendell, przerywając Drakonii, która już sposobiła się do wyjątkowo jadowitej riposty. - To moja wina, że tutaj trafiłem.
- Nie do wiary -
ironicznie rzekła diablica.
- Nie spodziewałem się, że przybędziecie na pomoc - ciągnął Olhivier. - Wygląda na to, że znaleźliśmy kogoś, kogo szukaliśmy - skinął w stronę Joanny. - Otóż widzicie, oto Joann de Seis, córka pewnego szlachcica z Westgate. Każe się nazywać Joanną.
Brudna i okrwawiona dziewczyna w przeciwległym kącie skinęła głową.
- Jaka szkoda, że nie mogę was powitać ze swoją świtą - skrzywiła się.
- Miała być córka młynarza - Brand zmarszczył brwi.
- Wygląda na to, że sporo jeszcze z tej historii nie zostało opowiedzianej - rzekł krasnolud. - Szczególnie fakt, że coś was jakby przybyło. - krasnolud wykonał gest w stronę Xendry.
- Jeśli będziemy tłumaczyć sobie wszystko - rzekła Dorien - to wkrótce skończymy w tej celi razem z tobą, Olhivier.
- Chętnie bym z niej wyszedł -
odparł krasnolud.
- Mam nadzieję, że jesteście silni - rzekła Joann. - Te kraty są mocne. Bardzo, bardzo mocne.
Niestety, de Seis miała rację; kraty celi, za którymi znajdowała się kobieta i krasnolud, nie były do wyważenia. Choć nie były także magiczne, to widać było, że zostały wstawione niedawno; nie były to prawie przerdzewiałe kraty, w których więżono pozostałych. Gruba warstwa stali oddzielała drużynę i krasnoluda i Joannę. Wkrótce też okazało się, że zamek stanowił coś, z czym Drakonia nie mogła dać sobie rady, ku jej zaskoczeniu.
Wydawało się jednak, że rzecz z de Seis była znacznie większym problemem: kobieta bowiem napomknęła o swojej siostrze, która także była uwięziona w innej części obozu.

 
Irrlicht jest offline  
Stary 29-04-2013, 18:00   #97
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Xendra przypatrywała się z boku na poczynania Dorien i pozostałych, podczas kolejnych prób przebicia się na górę. Kiedy tylko im się to udało potaknęła lekko głową. Ruszyła na górę, ostrożnie wspinając się po prowizorycznej drabinie. Gdy znalazła się na górze rozejrzała się dookoła. Otworzyła dłoń i przyjrzała się pierścieniowi, jaki odkryła na dole, kiedy reszta zajęta była przebijaniem się przez sufit. Nie wyglądał zachęcająco, prawdę mówiąc był okropny dla niej. Gdyby nie wyczuwalna aura, jaka od niego biła, nie zainteresowałaby się w ogóle tą błyskotką.

Zacisnęła dłoń i wrzuciwszy pierścień do sakiewki, ruszyła z resztą drużyny. I tak szli, aż trafili na drzwi, z tym samym runem, jaki widzieli na dole. Weszli do środka, a ich oczom ukazała się całkiem nieźle wyposażona pracownia, należąca zapewne do tutejszego maga. Xendra szła między półkami ksiąg, stołami z aparaturą służącą do eksperymentów najprawdopodobniej. Minęła w pewnej odległości dwa golemy, z czego jeden był niedokończony. Przyglądała się fiolkom, słojom, z różną zawartością, próbując rozpoznać co poniektóre okazy. W pomieszczeniu znajdowały się też rury, z maszyny znajdującej się na dole. Zatrzymała się przy nich na moment. Jednak zaraz potem ruszyła dalej, poznając zakamarki pomieszczenia. Wzięła jedną z ksiąg, przejrzała, skrzywiła się gdy zobaczyła na niej dobrze jej znany znak. Odłożyła księgę na miejsce. A gdy w jej ręce wpadły szkice czarodzieja, towarzysze mogli zaobserwować jak jej prawa powieka uniosła się leciutko.

Dalsza droga, po opuszczeniu komnaty, wiodła ich wprost do celi której szukali. Do krasnoluda. Nie zajęło im wiele czasu gdy stanęli przy celi poszukiwanego. Ten zaś powitał ich i przedstawił swoją towarzyszkę niedoli. Xendra jednak nie wykonała żadnego powitalnego gestu, obserwując obie strony korytarza, wypatrując ewentualnych zagrożeń.

Cytat:
xen obserwuje korytarz, korzystając z wrodzonej infrawizji. jeśli będzie ktoś szedł, usłyszy kogoś, schowa się za jakimś filarem, lub czymś co daje osłonę, zawiadamiając o przybyszach najbliżej stojącą osobę. co do krasnoluda i szlachcianki, nie będzie komentować rewelacji Joanny, pozwalając reszcie na konwersacje.
 

Ostatnio edytowane przez RyldArgith : 29-04-2013 o 18:09.
RyldArgith jest offline  
Stary 29-04-2013, 18:47   #98
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość.
Ćwiczenia w cierpliwości okazały się bardzo przydatne, bowiem strażnik nie tylko pilnował więźniów, ale i sprzątał. Na szczęście był na tyle pustogłowy, że nie zauważał bałaganu, jaki systematycznie pojawiał się na jego drodze. Usuwał prowizoryczną drabinę z zapałem godnym lepszej sprawy i nie dziwił się, że "bałagan" odradza się sam z siebie.
Dobry służący to skarb...
Służący który robi dokładnie to, co mu kazano, to skarb podwójny. I Jack nie miał nic przeciwko temu, że sztuczny twór nie podniósł alarmu. Brak rozumu czasami jest zaletą.

Wykucie otworu w suficie, po cichu, nie było rzeczą zbyt łatwą, ale w końcu się udało.
Szczęśliwie trafili na miejsce, które, chociaż czasami było odwiedzane, to jednak nie było ruchliwe niczym handlowe centrum Waterdeep. I przynajmniej na razie nie groziło im wykrycie i mogli zabrać się za realizację swoich zamierzeń.
Łowcy niewolników byli co prawda niedaleko, ot - rzut kapeluszem za oknem - ale przy odrobinie ostrożności nie trzeba było się niczego obawiać. Chyba ze napalonej dwójki, która przymierzała się do skorzystania z czyjegoś ciała. A to stwarzało pewne szanse.

- Nie można tego otworzyć? - upewnił się. - Ale mam pomysł. Może nie idealny, ale się sprawdzi. Jacyś dwaj napaleńcy chcę sobie poużywać z jedną z panienek. Bardzo możliwe, ze w takiej sytuacji będą ze sobą mieć klucze. A jeśli zamienimy dwoje niewolników na dwóch silnych chłopów, to chyba każdy będzie zadowolony, prawda?

Pozostawał jeszcze problem owej siostry, ale wszystkie problemy należało rozwiązywać etapami. Najpierw jeden, potem dopiero drugi.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-04-2013, 20:31   #99
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Lou pracowała w pocie czoła wraz z Woodesem, żeby dać im wszystkim możliwość przejścia wyżej. Wysiłek fizyczny był tym, co lubiła najbardziej. Nie musiała myśleć ani zastanawiać się nad niczym, jedynie metodycznie usuwała kolejne kamienie i belki. W regularnych odstępach czasu schodzili z prowizorycznego podwyższenia czy też drabiny, by nie zwracać na siebie uwagi golema, po czym ponownie powtarzali cały proces. Rannes mogła przyznać, że to całkiem niezłe ćwiczenie na wytrzymałość. Po kilku takich rundach czuła jak skóra pokrywa jej się stróżką potu, a pojedyncze kosmyki białych i czarnych włosów kleją się do skroni i czoła. Ani Lou, ani Jack nie poddali się jednak i po dłuższym czasie wszyscy mogli przejść na poziom wyżej.

Elfka rozprostowywała ramiona i poruszała barkami, gdy już wszyscy byli "u góry". Przyjemny, tępy ból w mięśniach pozwalał jej paradoksalnie na nieco rozluźnienia. Przyglądała się uważnie wszystkim zasypanym i zawalonym tunelom, jakby spodziewając się, że coś w każdej chwili może stamtąd wyjść. Na szczeście chwilowo obeszło się bez specjalnych niespodzianek. Chyba że zaliczać do takich znalezioną zgubę w postaci imć Olhiviera.

W pierwszej kolejności zapoznali się z czymś, co nazwali pracownią maga. Lou rozpoznawała wiele przedmiotów, kojarzyła alfabet kilku języków, które wyłapała tu i tam. Z dużą dozą tolerancji patrzyła także na zachwyty co bardziej "magicznej" części drużyny. Sama w sobie kompletnie nie miała smykałki do tego, przynajmniej tak od zawsze uważała. Przyglądała się więc pomieszczeniu uważnie, z nadzieją wypatrzenia czegoś, czego oczy magów i kapłanek mogłyby nie dostrzec w swym zachwycie... lub chciwości, jeśli chodziło o diablicę. Lou jednak miała tu do wykonania po prostu pracę, więc nie zamierzała nikomu nic wypominać, zwłaszcza że pewnie i tak to wszystko było kradzione.

W miarę jak przeglądali kolejne rzeczy wszystko stawało się bardziej niepokojące. Najpierw golemy, potem symbol ośmiu sztyletów i na końcu klucz z czaszką. Zimne palce strachu muskały kręgosłup elfki. Nie była wielkim bohaterem i nie miała ochoty mierzyć się z wielkim złem. Jej największą radością były niegroźne potyczki w obronie karawan. Chyba nie spodziewała się, że wszystko zmieni się aż tak bardzo...

W drugiej sali okazało się, że przynajmniej całe to włażenie lwu w paszczę nie sżło na daremne. Znaleźli zarówno Olhiviera, jak i niejaką Joannę. Jak to jednak zwykle bywa - im więcej odpowiedzi się pojawiało, tym więcej namnażało się pytań. Można by zacząć chociażby od faktu, że córka młynarza była córką szlachcica, ale kto przejmowałby się szczegółami. Na szczęście Jack wyszedł z propozycją na uwolnienie jeńców. I to propozycją, która całkiem spodobała się Lou.

Skinęła lekko głową w odpowiedzi.
- Zobaczmy, gdzie pójdą i pójdźmy za nimi. Najłatwiej będzie chyba... Zaskoczyć ich w trakcie? - w półmroku błysnęła zębami w czymś na kształt drapieżnego uśmiechu.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 03-05-2013, 14:18   #100
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Brand Gallan | Dorien Nitram | Drakonia Arethei | Jack Woodes | Lou Rannes | Xendra Nua’vill
Skrzynia, o którą zaparł się Woodes, w gruncie rzeczy okazała się do otworzenia. Choć klamry zwierające skrzynię pozostały nienaruszone, to zawiasy pękły pod naporem. Odpowiednia kombinacja miecza i siły wystarczyły, aby wyważyć wieko z hebanowego drzewa. Trzeba było jednak przyznać, że otwierając, napracowali się. Ostatecznie, heban nie należał do drzew, które były lubiane przez złodziei.
Wnętrze okazało się nieco topornie i nierówno wyżłobione, jednak było podbite jedwabiem, czego diablica nie omieszkała nie zauważyć. Jedynym, co znajdowało się w środku, były kamienie podobne do tego, który zasilał maszynę. Niewątpliwie były one zaklęte, jako że trzy kamienie były ciepłe i zimne w dotyku, natomiast trzeci kamień powodował małe wyładowania, zupełnie jak ten zasilający maszynę.
Drakonia, obracając kamienie między palcami, zadała pytanie do reszty:
- Jak myślicie, będą coś warte?
Podczas gdy Gallan był w trakcie wygłaszania kazania diablicy, że takie kamienie zapewne będą bezcenne względem badań i mocy, które mogą oferować (“Jakich, pokurczu? Wolę moc pieniądza!”), Xendra znalazła jeszcze parę istotnych informacji, które były zawarte w księgach znajdujących się niedaleko niedziałających golemów.
Xendra, przeglądając stronice starego tomu, zatytułowanego “Poczet eksperymentacji ku chwale naszego Pana, Władcy Wszelkiej Magii i Stwórcy Północnych Wiatrów”, stwierdziła, że informacje, które znajdowały się w środku, były zapiskami jakiegoś dawno zmarłego czarodzieja, który badał w jaki sposób można nadać ludzką inteligencję konstruktom, takim jak golemy, z wolna stawając się coraz bardziej szalony w miarę postępu swoich eksperymentów. O ile tom był raczej bezwartościowy z punktu widzenia Xendry, a sam jego właściciel został zapewne zabity przez swoje własne kreacje, to całość woluminu została napisana w Podwspólnym, języku, który Xendra miała okazję poznać w Menzoberranzan.
Księga zawierała dość dokładne informacje o tym, jak tworzyć i zaklinać różnego rodzaju konstrukty, jednak tylko ostatnie jej strony były interesujące, to jest wtedy, kiedy pismo stawało się nieczytelne, a sam autor wtrącał sporo ze słów, których Xendra znać nie mogła. Jeden ustęp brzmiał następująco:

Cytat:
Dwa obiekty uciekły ze swoich klatek dzisiaj. Nie jestem pewien, czy nie obserwują mnie nawet teraz. W obawie przed ucieczką reszty, postanowiłem usunąć pozostałe osobniki z klatek, usuwając G’nyazz, które dawały im życie.
Autor nie definiował słowa, którego użył w ostatnim wersie. W bardzo ogólnym sensie jednak, Xendra mogła wywnioskować, że był to jakiś rodzaj stworzeń, z których konstrukty czerpały energię, by funkcjonować.

Cytat:
Jednak teraz rozumiem moją pomyłkę. Trzeba było... [nieczytelne] …aby w końcu odnaleźć substytut, który będzie w stanie sprawić, że Menetul będą w stanie się poruszać. Jak sądzę, niektóre z nich widziałem już wcześniej, jednak ich wydobycie może być co najmniej problematyczne, jako że substytuty zazwyczaj wyrastają tam, gdzie istnieją portale do Sfer Wewnętrznych. Kiedy próbowałem... [nieczytelne] …poparzyłem sobie dłonie. Wydaje mi się, że reprezentują jakiś rodzaj zakrzepłej energii. Wprawny arkanista będzie potrafił zrobić z niej użytek.
Kolejne strony księgi były jeszcze bardziej bezwartościowe, wypełnione niezrozumiałymi grafami i obliczeniami, a także rysunkami jakichś pająkopodobnych istot. Nic, co miałoby jakiekolwiek znaczenie. Ostatni fragment miał pewne znaczenie:

Cytat:
Jestem pewien, że umieszczenie ich w... [nieczytelne] …tak w każdym razie się stało. Powinny usłuchać poleceń, które im wydałem w ten sposób. Wykonają je natychmiast.
Cała reszta woluminu opisywała przypadki eksperymentów coraz bardziej nie panującego nad swoimi zmysłami czarodzieja.


Drakonia Arethei | Jack Woodes | Lou Rannes
Drakonia, usłyszawszy plan Woodesa, przyłączyła się do grupy, która mogła unieszkodliwić dwóch mężczyzn, którzy zapewne już zabawiali się z kobietą na górze.
Arethei, słysząc dochodzące z góry jęki bólu i podniecone chichoty, uśmiechęła się przewrotnie.
- Szkoda, że nie mamy więcej czasu, co nie?
Diablica cicho włożyła wytrych do dziurki od klucza. Normalnie można byłoby pomyśleć, że zejście do podziemia będzie chronione trudnym i złożonym zamkiem, jednak Drakonia otwarła go już po paru minutach.
- No, dalej - diablica obnażyła spore kły. - Bo spóźnimy się na zabawę.
Wyszedłszy, zastali obóz pogrążony w śnie. Nie była to żadna nowość, oczywiście. Tego właśnie spodziewali się. Drakonia otwarła i położyła żelazną kratę na ubitej ziemi, cicho. Poza Księżycem, niewiele było światła. Ogniska dogorywały, tak samo jak pochodnie, których niewielka tylko ilość jeszcze płonęła.
Dwóch wojowników i łotrzyca przekradali się przez obóz, w stronę oczywistych odgłosów, które mogło wydawać dwóch mężczyzn gwałcących - jak się miało okazać za chwilę - dziewczynkę wieku około lat czternastu.
Całość załatwili szybko. Dwójka łowców niewolników była tak pijana i tak zajęta, że nawet, gdyby natrafili na nich w środku obozowiska, Woodes nie wątpił, że poprosili by ich o skórę wina i podziękowali za hojność. Całość poszła gładko - podejrzanie zbyt gładko.
Przeszukawszy kiesy mężczyzn, znaleźli w istocie klucze. Tymczasem, Drakonia zniknęła gdzieś w ciemności, zapewne zainteresowana grabieniem dobytku łowców niewolników. W każdym razie, nie mogli jej teraz znaleźć, a znając fakt, że Drakonia potrafiła stopić się z ciemnością, szukanie jej zapewne byłyby zbyteczne. Lou także nie mogła dojrzeć jej, nawet infrawizją. Zostali sami, razem z łkającą dziewczynką, która przedstawiła im się jako córka pewnego szlachcica, który chętnie zaoferuje za nią sowity okup.
Zanim jednak mieli czas ułożyć jakiś sensowny plan, za ich plecami usłyszeli głos.
- Hej - rzekł jeden ze zbliżających się mężczyzn. - Czy nie widzieliście... Czy nie widzieliście...
- Manfred. To jego imię, głupcze -
dołączył się jeden z mężczyzn.
- Sukinsyn zawsze siedzi na północnej wahcie - westchnął trzeci z pijackim uniesieniem. - Jak mamy znać jego imię? Przecież nawet nie wiem, jak wygląda!
- Obaj jesteście schlani w szzz.. Szzz... Sztok -
wymówił z trudnością i uporem trzeci, najmniejszy z nich. - Jestem pewien, że jesteście tak pijani, że nie rozpoznalibyście swoich w środku nocy.
- Ale ja... -
oburzył się pierwszy.
- No? - zwrócił się do Rannes i Woodesa drugi. - Wiecie, gdzie jest ten dureń? Wiem, że ludzie z karawany znają go, a wy wyglądacie mi na tych z karawany - sapnął, jak gdyby wymówienie tych słów sprawiło mu trudność.
- Kto to jest? - zainteresował się sporej wielkości człowiek, który chwiał się lekko, jak mówił. - My ich znamy?
- Oczywiście, że ich znamy -
zaperzył się ten mniejszy.
- Ja ich skądś znam... - zamyślił się trzeci i zamrugał. - Chyba.
- Jakby jacyś nowi.
- A co was to, na bogów, obchodzi, kim oni są? No, gadać, bo nie mamy czasu - p
yszałkowaty, korpulentny mężczyzna wyrzekł słowa, zniecierpliwiony.

 
Irrlicht jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172