Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2013, 16:34   #165
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Zebrali się wreszcie, wkraczając na niepewną ścieżkę przez bagna, którą sprawnie prowadził ich wiedźmiarz. Odwrócił się na chwilę do Gereke, mierząc go wzrokiem zza kościanej maski. Nie było to przyjemne wrażenie.
- To tylko ziołowa mieszanka, w którą wplatałem niewielką część swojej pieśni. Pomagała na rany i wiele innych dolegliwości. Kiedyś spotkałem Saskię na bagnach, gdy szukała roślin. Tak się poznaliśmy i potem dostarczałem jej mikstury. Nie były groźne! Przez lata nikomu nie zrobiły krzywdy. Teraz byłem w Fauligmere tylko po to, by przekazać jej wieść o pojawieniu się tu tego mrocznego okrętu i jego właścicieli.
Powtórzył w sumie to co już słyszeli lub czego się domyślali wcześniej, nie mając najwyraźniej wiele do dodania. Sytuacja też nie była najlepsza. Saskia opóźniała marsz, ale i inni nie radzili sobie najlepiej na grząskim gruncie, w który bez przerwy zapadały im się stopy. Nawet khazadzi ledwo cokolwiek widzieli we mgle, a Helvgrim w czasie pochodu próbował zatamować krew ciągle lecącą mu ze zranionego ramienia.

Wiedźmiarz poruszał się po bagnach jednak tak, jak gdyby to była pusta, brukowana droga. Bez większego problemu podążył po śladach Volurii, czy jak tam zwała się elfka, odnajdując łódź, którą przybyła. Wciągniętą delikatnie na piach znajdowała się niedaleko wejścia do jaskiń Ust Morra, przynajmniej według Seppa i wiedźmiarza, bo nikt inny nie orientował się gdzie obecnie byli. Już do niej wsiadali, gdy gdzieś za plecami rozległ się przeciągły sygnał rogu. Nadciągały elfy.

Nie było czasu się zastanawiać. Gdy wpłynęli na rzekę, teraz podróżując przecież przeciwnie do jej prądu, co wymagało użycia również wioseł, mgła rozstąpiła się nieco. W świetle księżyca ujrzeli ostrą sylwetkę statku o czarnych w tym oświetleniu żaglach. Odbił on on brzegu, bardzo powoli i ostrożnie klucząc między wieloma przeszkodami, rozsianymi wokół. Wyraźnie kierował się ku jednemu celowi, temu samemu, do którego właśnie wpływali. Na pokładzie zobaczyli przynajmniej kilkanaście, a prawdopodobnie kilkadziesiąt sylwetek przywdzianych w zbroje i czarne jak noc płaszcze. Nie było mowy o powstrzymywaniu ich przez dwóch samotnych khazadów, którzy zresztą bardzo przydawali się przy wiosłach. A przynajmniej Ketil, bowiem ranny Helv radził sobie słabiej.
Znaleźli się już w tunelu i prowadzeni przez Seppa podążali szybko w górę rzeki. Elfi statek ciągle był przynajmniej kilka minut z tyłu. Ich łódź była mniejsza i bardziej zwrotna, pewny jednakże był także fakt, że na prostej smukły okręt prześcignie ich bez problemu. Nagle odezwał się wiedźmiarz.
- Wysadźcie mnie tu. Nie mogę zatopić ich okrętu ani zburzyć tunelu, ale mogę użyć swojej pieśni, by ich spowolnić.

Tunel ciągnął się długo, krasnoludy dokonując szybkich obserwacji i obliczeń wspólnie doszli do wniosku, że wystarczy wysadzić tylko jeden filar, by wszystko to posypało się w dół. Być może jeszcze będzie wtedy szansa się przez to przekopać, za to zajmie to mnóstwo czasu i energii - a osoby z drugiej strony zyskają możliwość zniszczenia kolejnych podpór. Te jednakże krasnoludzkiej były roboty, a to oznaczało, że nie wystarczy kilka razy uderzyć młotem. Potrzebowali prochu i solidnej eksplozji. Dlatego wiosłowali mocno. Gdzieś tam za nimi rozbłysła magia. Jej skutku poznać na razie nie potrafili, dawała za to czas, który skrzętnie wykorzystali do dotarcia do kryjówki przemytników, dobierając się do wielkich stert skrzyń i beczek. Wcześniej tylko zerknęli na ich zawartość, teraz badali znacznie szybciej. Mało kto zwrócił uwagę na Kriegera, ciągle leżącego tam, gdzie go zostawili. Dychał jeszcze, ale teraz nawet Saskia tylko kręciła głową.
- Jedynie mikstura od Krijina mogłaby mu jeszcze pomóc...
Ironia losu? Zapewne. Ostatecznie usłyszeli okrzyk Ketila, który znalazł beczkę z prochem, niedaleko skrzyni z niezłej jakości pistoletami. Pozostałe rzeczy mogące posłużyć do bomby również tam były - jak choćby lont, wymagany do tego, by podpalacz stał się samobójcą.
Okrętu elfów nie było jeszcze widać, toteż ponownie wsiedli na łódź, choć zielarka wymawiała się od tego. Sepp znał powagę sytuacji, a w oczach kowala widać było determinację, z trudem zagłuszającą strach. Musieli ponownie spłynąć rzeką przynajmniej do pierwszego z filarów. I zrobili to.

W ciemności jaskini wszyscy dostrzegli ognie płonące na smukłym statku. Nie, nie palił się. Elfy, nie widzące w ciemnościach aż tak dobrze jak krasnoludy, oświetlały sobie drogę, powoli płynąc pod prąd.
A filary były tuż obok ich okrętu. Lub tuż za. Lub niewiele przed.
Dało się wyjść już na skalny chodnik, ale zbliżenie się musiało być zauważone. Zakuci w zbroje kusznicy, widziani w czerwonej poświacie, rozglądali się uważnie, jeszcze nie dostrzegając ich znacznie mniejszej łodzi.
Akt wysadzenia tunelu bez wątpienia będzie musiał być aktem prawdziwego heroizmu. Zwłaszcza, jak chciało się przeżyć. Przynajmniej jedno z nich, dźwigając ciężką beczkę z prochem, musiało przebyć minimum czterdzieści metrów, podpalić lont i uciec.
 
Sekal jest offline