Lubieżne spojrzenie Toreadora, po części schlebiało Francesce. Jednak lekka nuta pogardy nieprzyjemnie gryzła gardło. Mężczyźni zawsze są tacy sami. - pomyślała krzywiąc się w myślach jednocześnie zachowując nieskazitelnie przyjazny wyraz twarzy. Żywi, martwi... zniewoleni instynktem w tym samym stopniu. - przemknęło przez myśl.
W gruncie rzeczy była wdzięczna za tą ułomność. Bywała przydatna. Wrodzona przezorność kobiety nie pozwalała na zbytnią poufałość. Przynajmniej nie teraz. Nie tu.
- Cała przyjemność po mojej stronie Paniczu Bellerose. Francesca Ruiz de Castellano. - zaakcentowała introdukcję lekkim dygnięciem i gestem dłoni. Wybacz Panie ale, nie pochwalę się swoim rodowodem, gdyż mój ...“ojciec”, nie był na tyle wyrozumiały by się przedstawić. Jedyna łaskawość jak mnie spotkała z jego strony to fakt że nie pozostawił mnie na słońcu, choć i to być może było jedynie przejawem okrucieństwa.
__________________ "You have to climb the statue of the demon to be closer to God." |