Cienie przestały otaczać Zebedeusza, tak że stał się widoczny dla wszystkich. Osmalony miecz został schowany do pochwy a sam Zeb podszedł do kupki popiołu i zebrał je do sakiewki. Milczał co jakiś czas zerkając na Franca i Inkwizytora. Nie baczył już na to, że cała ręka była we krwi a on sam wyczerpany do granic możliwości. Oczy wydawały się puste, jakby wyzute ze wszelkich emocji. Ruszył chwiejnym krokiem do karczmy. Powoli stąpał i tylko mruknął do siebie:
- Inkwizytor zawdzięcza życie magowi..co za ironia - prychnął
Zebedeusz szedł powoli, marząc tylko o jednym. By się napić i odpocząć. Był zmęczony. Zbyt zmęczony by się tłumaczyć.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |