Kolejny bełt chybił, ale Detlef nie miał czasu, by zastanawiać się nad powodami następnego niecelnego strzału. Potwór, demon, czy co tam było, mimo wielu obrażeń i otrzymanych ciosów nie zwalił się na ziemię. Stał na nogach i stawiał czynny opór.
Nie wypadało trzymać się z dala, zatem Detlef zamienił kuszę na rapier i lewak ruszył wspomóc walczących. Nim jednak dotarł na miejsce, demon, trafiony paroma bezpośrednimi ciosami, rozsypał się w pył.
Czy to było dzieło Franca? A może strzał Ramireza lub cios Zebedeusza, który wyłonił się z dymu?
Detlef ominął to, co pozostało po magu, demonie i przeklętym klejnocie, a potem podszedł do inkwizytora, który - ku zdziwieniu szlachcica, jeszcze dychał.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 25-04-2013 o 19:55.
|