Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2013, 16:55   #22
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Walka, a właściwie rzeź nie trwała zbyt dlugo. Hobosy myślały, jak się okazało błędnie, że w wiosce są same kobiety i dzieci. To był błąd. Błąd, który kosztował ich życie. Zamiast łupów, niewolników spotkali śmierć. Szybką. Nikt z napastników nie przeżył. Wszyscy znajdą się w goblinowym “raju”.

Wyszliście na zewnątrz i widzicie, jak ludzie zbierają swoich zmarłych, kobiety płaczą nad zwłokami swoich dzieci, a reszta zajmuje się gaszeniem dwóch domów. Jeden z domów spłonął doszczętnie, a drugi w połowie.

Po chwili, na trakcie zobaczyliście grupę drwali, którzy wracali do wioski. Spieszyli się, zapewne z oddali widzieli dym z któregoś ze spalonych domów. Za nimi podążał orszak zbrojny wraz z dwoma mężczyznami. Jednego poznaliście bez trudu. Niski i szczupły brunet, który jechał jako pierwszy, uśmiechał się, jak zawsze, radośnie. Miał na sobie elegancki frak i widząc was pomachał do was. Mercuccio. To on dał wam zaliczę.

Drugim jeźdźcem był mężczyzna liczący czterdzieści wiosen. Koń uginał się pod ciężarem jego ciała, a i zapewne klejnotów, którymi był obłożony. Mężczyzna miał pulchną twarz, kędzierzawy zarost oraz duże, mięsiste usta wysunięte lekko do przodu, układające się w “dziubek”. Nad dużymi, lekko podkrążonymi oczami miał wyskubane wręcz wydepilowane czarne brwi.Tłuste paluchy trzymały się kurczowo lejców, jakby jeźdźiec bał się że lada chwila spadnie na ziemię. Jeździec ubrany był w frywolny kapelusz z piórkiem i białą falbanką z koronką. Na barkach narzucony miał płaszcz zakończony futrzanym kołnierzem. To musiał być Baron Ludwig Pazziano wraz ze swoimi kondotierami. Każdy z nich ubrany był w szary uniform z białym kołnierzem w kształcie harmonijki, i takimi też mankietami. Na głowie nosili kapelusze z szerokim rondem, a przy pasie przypiętą mieli szpadę. Za pasem włożony był pistolet. Każdy z nich wyglądał na zawodowego najemnika.


Baron przy pomocy Merccucia zsiadł z konia, uważając by nie pobrudzić swoich szat i zaczął wydawać rozkazy. Część kondotierów zaczęła zbierać trupy gobosów tak, by potem łątwiej je było spalić, część kondotierów pomagała mieszkańcom ogarnąć powstały burdel. Karczmarz w podskokach wrócił do karczmy, robiąc w niej porządki, a potem znikł w kuchni.

Zasiedliście w końcu w karczmie wraz z Baronem i jego ludźmi, a karczmarz jak w ukropie uwijał się przynosząc wszystkim strawę i napitek. Spoglądaliście na siebie, barona i jego ludzi, ukradkiem zajadając i pijąc. W końcu tą ciszę przerwał Baron, który wstał i zaczął klaskać, jakby chciał skupić waszą uwagę na sobie:

- Witajcie. Jestem Baron Ludwig Pazziano, i jak zapewne się domyśliliście, jestem władcą okolicznych ziem. Mój szanowny doradca, Mercuccio - wskazał gestem na niego - zaprosił was tutaj kusząc zaliczką. Tak, zastanawiacie się jakich usług od was będę potrzebował i co wam za pomoc zaoferuję. Zacznijmy od początku. Ponad pół roku temu moi ludzie odnaleźli nieczynną kopalnie, która znajduje się koło Grung-Rakadan. Po dokładnym zbadaniu okazało się, że kopalnia nie została do końca...wykorzystana. Tak więc rozpocząłem wydobycie. Poza rudą żelaza, i tu muszę przyznać, że wydobycie jej szło nad wyraz sprawnie, okazało się, że na niższych poziomach jest możliwe wydobycie srebra. Okazja czyni złodzieja, jak mawiają, toteż grzechem było by gdybym nie wykorzystał okazji. Wszystko szło sprawnie do niedawna. Cała grupa wydobywcza, kilku inżynierów zniknęli bez śladu. Całe obozowisko, które rozbito przy kopalni, zostało opustoszałe. Dziwne było to, że rzeczy, narzędzia zostały nie ruszone, jakby ludzie albo zniknęli bez śladu albo uciekli w popłochu. Nie było żadnych oznak walki, żadnej krwi.

Wysłałem tam jedną grupę, lecz Ci też nie wrócili, lub uciekli z zaliczką. Chcę byście udali się na miejsce, dowiedzieli się co tam zaszło i rozwiązali problem jeśli takowy zaszedł. Chcę by kopalnia znów ruszyła. Zapłacę każdemu z was 25 złotych koron, jeśli rozwiążecie problem, a jeśli się spiszecie, możecie liczyć na kolejną ciekawą ofertę z mojej strony. Pracy dla zdolnych poszukiwaczy nie zabraknie.
- zamilkł czekając na wasze reakcje, by po chwili dodać - Kopalnia znajduje się półtora-dnia podróży stąd. Jeśli wyruszycie jutro nad ranem, dojedziecie na miejsce dzień później o zmierzchu. Część drogi będziecie podróżować przez las, a reszta drogi będzie prowadzić już w pobliżu podnóża górskiego. Dzisiejszy nocleg i posiłek na mój koszt będzie - po tych słowach klasnął w dłonie, jak małe dziecko i gestem kazał karczmarzowi nalać wszystkim wina lub piwa.

Mieliście więc teraz czas na zadanie dodatkowych pytań, poznanie się i ustalenie planu działania. Ludzie na zewnątrz zajęli się chowaniem zmarłych i naprawą uszkodzonych domów, a także, co w takich miejscach było normalne, grabieniem zwłok hobosów z ich broni, pancerzy.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline