Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2013, 20:26   #153
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Zwłoki karczmarza i jego żony zostały starannie upchnięte w jednym z ich kuferków. Przestrzeń ta niestety była zbyt mała, nie była to wszak trumna, żeby ich ułożyć w odpowiedni sposób. Podwójny żal, bo nawet z nogami podciągniętymi do góry bardziej niżli to żona karczmarza przyzwyczaiła się w nocy mieć niesposób byłoby ich tam oboje upchnąć. Azali czyż kuferek raz otwarty nie winien być zamknięty? Toż to takie prawo natury - nie po to bogowie stworzyli w kuferkach zawiasy, żeby to to stało otwarte. Zatem należało to jednak jakoś spreparować, a jak to osoby niższe stanem mówią: bez młota to kurwa nie robota. Także przy pomocy tegoż niesamowitego narzędzia dało się zmiażdżyć to i łowo i zamkło się jak należy. Potem tylko odpowiednio to wsunąć gdzieś co by nie rzucało się w oczy i gotowe. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Oczywiście, gdy będzie trochę więcej spokoju to mięso z ich ciał przyda się - chociażby do zrobienia pysznej kaszaneczki, a i przecież i pyzy warto byłoby upichcić. Choć szaszłyczki z rożna również brzmiały zachęcająco. Ale to dopiero później, może następnego dnia.

Wąsacz to przyglądał się temu co się dzieje, a to robił co swoje. W każdym razie okazało się, że demon (skąd tu właściwie demon był?) przybrał teraz formę uśmiechniętego człowieka i swoim bezeceństwem zaraził innych, gdyż nie atakowali go. Chciał wyjść i krzyknąć, że to iluzja, ale na cóż wystawiać się na ciosy demona... i jego nowych popleczników... wszystko to wyglądało na jakieś mroczne porachunki hipnotyzujące żywych. Może jednak nie wszystko stracone i da się uratować dusze tych nieszczęśników schwytanych w złowieszcze sidła chaosu. Wąsacz poszukał wzrokiem jakiejkolwiek broni dystansowej. Z ukrycia wycelował w łeb tej poczwary w formie ludzkiej i wystrzelił. Tylko jeden strzał. Tylko tyle można było w tym momencie zrobić. Potem ucieknie. Nie miał szans w walce jeden na jeden z demonem, a już napewno nie z demonem kontrolującym rzesze bezmyślnych niczym żywe trupy zastępów.

Jeśli natomiast nie dałoby się w żadnym razie precyzyjnie strzelić w łeb poczwarze to trzeba by obrać inną taktykę jak i strategię. Niczym sławni i złowieszczy kitajscy zabójcy zwrócić swój wzrok ku cierpliwości jedząc sobie frysztyg - bo przecie nieważne jaka pora dnia. Wąsacz zastanawiał się tylko czemu w tak wielkim pośpiechu karczmarz i jego żona uciekli niewiadomo dokąd i niewiadomo czemu. Trochę się martwił o ich zdrowie, bo przecież zwierzoludzie wciąż mogli się błąkać, a i baczyć na demony różnorakie trzeba było. Wąsacz jednak w czasie posiłku myślał o ich bezpieczeństwie tak usilnie, że można było to uznać za swego rodzaju cichą modlitwę. W jego kieszeni spoczywał nabazgrany ręką karczmarza testament, w którym przepisywał całą swą majętność na Wąsacza, bo pomimo krótkiej znajomości odkrył w nim bratnią duszę.

W kuferku ręka karczmarza wciąż była brudna od tuszu zmieszanego z krwią.
 
Anonim jest offline