Północ
Conner Flint był uznanym bękartem Starego Flinta. Conner Flint był łowczym. Conner Flint wiedział co się dzieje ne Północy. Robar i jego towarzysze słuchali uważnie jego opowieści i podążali za nim wgłąb głuszy.
- Wszystko poszło się jebać - zaczął od pointy, gdy schylił się zbadać jakieś ledwo widoczne ślady w poszyciu. Robar nie był złym tropicielem, ale nie mógł się równać z Connerem.
- Ta sucha decha, Yrsa - widocznie nie znalazł nic niepokojącego, bo wstał, poprawił kuszę na plecach i ruszył dalej - Wzięła większość ludzi i poszła na południe. Potem przyszedł sam Pan Bolton, zabrał resztę zdolnych do walki i przypełzł sobie do Moat Cailin. Gorzej, jego ludzie są wszędzie na Północy, zadbał żeby żadne informacje nie docierały na południe.
Splunął.
- A jest o czym gadać - zamilkł na chwilę i nakazał gestem ciszę pozostałym. Dało to Robarowi okazję by zacząć się martwić.
- Po pierwsze, Kruki na Murze, zdziesiątkowane - sarknął, przeskakując nad wyjątkowo parszywie śmierdzącą kałużą - Misiek poszedł ze swoimi do Pięści i tam ich rozjechali w drobiazg. Kroczący, żywe trupy, Inni.
Zdawało się, że cały las z uwagą słucha słów młodego mężczyzny.
- Po drugie, Greyjoyowie ruszyli dupska i zaczęłi łupić wybrzeże - Conner pokręcił głową z politowaniem - Co się, kurwa, dziwić. Nie od dziś wiadomo, że to krótkowzroczne skurwysyny.
Nawet przyglądająca się podróżnym wiewiórka nieoprotestowała owej tezy.
- Po trzecie, Bolton zabrał całe wojsko na południe. Chce sobie zagrabić co się da, może nawet koronę - widziąc zmarszczone czoło Robara, mężczyzna zaśmiał się - No nie mów, że choć przez chwilę wątpiłeś o co idzie gra? Nikomu nie zależy na Północy, wszyscy tylko szczają po gaciach na myśl o Żelaznym Tronie.
Flint podrapał się za uchem.
- No może poza Starkiem, ale jego nikt nigdy o zdanie nie pyta ... - mruknął. Były to pierwsze słowa, w kórych można było doszukiwać się szacunku.
- W każdym razie. Jesteśmy w chujowej sytuacji. Coraz więcej martwego badziewia gromadzi się za Murem. Dogadaliśmy się z Dzikimi i tym co zostało z Czarnych, puścimy ich na tą stronę Muru jeżeli pomogą nam się bronić.
Zwątpienie na twarzy Robara było widoczne na milę.
- Pieprzyć Boltona i jego pomysły - dodał Conner, gwoli wyjaśnienia - On patrzy na Południe.
Zatrzymali się w pół kroku. Dopiero teraz Robar zauważył, że znaleźli się na ścieżce.
- Pójdziecie tędy, aż do drogi, potem na Północ. Nikt nie powinien was niepokoić - zaśmiał się - Gorzej gdybyście próbowali wracać. Teraz Fosa Cailin będzie strzeżona.
Mężczyzna sprawdził swój ekwipunek, pociągnął łyk wody ze skórzanego bukłaka i skłonił głowę.
- Dzikim przyda się Król - powiedział - Kiedy cię zobaczyłem, wiedziałem, że muszę ci uratować dupę. Potrzebujemy cię na Zimę.
Nieme pytanie, na twarzach rozmówców Connera nie pozostało bez dopowiedzi. Chyba wszyscy myśłeli, że poprowadzi ich dalej.
- Ej - wzruszył ramionami - Wysłali mnie po Yrsę. Mam jej zanieść wiadomości i sprowadzić sukę do domu, razem z ludźmi których podprowadziła. Ona podobno teraz lata tylko za Boltonowymi fiutkami, więc pomyślałem, że będziesz dobrą przynętą - zaśmiał się do Robara i zaraz spoważniał - Lepiej nie spierdol wszystkiego zanim nie wrócę.
Odwrócił się na pięcie i zniknął wśród umierającej zieleni jesiennego lasu.