Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2013, 14:00   #183
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Korytarze pełne mroku, opustoszałe... mogły przerażać. Ale nie Leiko.
Mimo, że już udowodniły iż mogą skrywać mroczne niespodzianki, to łowczyni przemykała przez nie szybko i cicho. Jej towarzysze nie mogli wszak zniknąć niczym cienie. Musieli się znajdować gdzieś w tej posiadłości. Byli zbyt dobrzy w swym fachu, by zginąć bez walki.
I rzeczywiście, wkrótce do uszu łowczyni dotarły upragnione dźwięki... odgłosy walki.
Ruszyła w ich kierunku, kierując się słuchem i doskonałym zmysłem orientacji w przestrzeni. Oko... też wspomagało ją w tym działaniu.

Cicho niczym cień podkradła się, gdy dźwięki walki stawały się coraz donośniejsze. To była okazja, zbyt kusząca by ją przegapić. Mogła się przyjrzeć swoim towarzyszom podczas walki. Mogła zobaczyć niezauważona jak inni sobie radzą w boju... Zwłaszcza Yoru. Ciekawa była jak ów młody łowca radzi sobie z Oni. Czy równie niezgrabnie co z kobietami ?


Pięć kreatur walczyło z łowcami i ashigaru, pięć ochydnych karykatur węży zapędzonych w kąt ogrodu, a mimo to nie rzucających się do ucieczki. Jakby niewidzialne więzy przyciągały ich do tego miejsca... a może do konkretnych osób? Jedna poczwara rozsiekana na kawałki leżała w trawie... w wypalonym kręgu trawy. Zapewne i inne już też spotkał taki los.

Jeden pennagolan został zagnany w kozi róg. Wił się pomiędzy yari wielu ashigaru próbującymi przebić jego ciało. Co nie było łatwe, jako że bestia była zwinna i to pomimo kilkunastu włóczni utrudniających jej manewrowanie. Tam też obok ashigaru znajdował się Kasan i ranny Muratsugu Shiro. Jego lewa ręka zwisała bezwładnie i mocno krwawiła. Ale mimo, że to on tu był pan i władcą, to właśnie Kasan komenderował ludźmi próbującymi ubić owe monstrum. Uzbrojony w katanę samuraj wydawał się być na swoim miejscu... dowodzenie innymi wychodziło mu tak naturalnie. Widać pozycja yoriki, była w pełni zasłużona.

Tuż za nimi skrywał się mnich uzbrojony w swój dziwny miecz, który Leiko już raz widziała w akcji. Zabójcza broń, jednak nie została użyta. Może powodem był fakt, że Jia-min stał z boku nie wtrącając się w walkę. Być może bał się po tym jak niemal raz zginął z rąk Oni. Być może uważał, że jego wtrącenie się byłoby obrazą honoru walczących bushi. Być może obserwował resztę łowców wyciągając wnioski, być może miał inny powód. Jakakolwiek była przyczyna jego zachowania, on nie walczył.

Nagle oni wyrwało się pomiędzy włóczni i ruszyło jak błyskawica w kierunku Kasana. Miało pecha, jedno z yari przebiło jego ciało. Nie zabijając co prawda stwora, ale... zatrzymując go na moment.

To wystarczyło, jeden szeroki zamach katany Kasana i...


Ostrze błyskawicznie odcięło łeb od reszty ciała stwora, chlusnęła krew. Kasan może i nie był najlepszym szermierzem jakiego Leiko widziała w akcji, ale niewątpliwie był groźnym przeciwnikiem.

Nieco dalej .. z jednym Oni walczył samotnie Kunashi Marasaki. Ale łowca oni nie wydawał się szczególnie przejęty tym faktem. Wpierw...


Zasypał przeciwnika gradem pchnięć, uskakując gładko przed jego kontratakami. W końcu zamaszyste zamachy Kumy, choć chaotyczne... zakończyły się połowicznym sukcesem. “Ogon” pennagolana został odcięty w połowie. Reszta unosiła w powietrzu krwawiąc i pikując w kierunku karku łowcy.
Jednak pomiędzy szyją Kumy, a zębami Oni było ostre stalowe ostrze które plany potwora utrudniało.

Kazama Sogetsu i Takami Kohen walczyli razem przeciw dwóm pennagolanom. Sogetsu nie szalał, jego tachi zataczało szerokie łuki w powietrzu trzymając obie bestie na dystans. A Kohen czarował. Jego palce splatały się ze sobą w dziwnych kombinacjach.
Łatwo było zauważyć, ze ta dwójka nauczyła się działać jak jedno ciało. Sogetsu specjalnie nie atakował stworów. Zaganiał je razem, zmuszał do trzymania blisko siebie. I zamachami broni nie pozwalał im uciec.
Parę razy go ukąsiły. Po ramionach spływała krew, ale on wydawał się tym nie martwić.

Jednak nawet ci dwaj łowcy nie byli tak interesujący jak Akado Yoru. Młody wilczek był szybki i zwinnym osobnikiem. Jego katana błyskawicznie cięła powietrze, utrudniając pennagolanowi dopadnięcie go.
Był dobry... To Leiko musiała przyznać. Yoru był utalentowany i dobrze wyszkolony. Jego styl wydawał się nie mieć słabych punktów, acz... łowczyni nie była znawczynią sztuki szermierczej by mieć pewność.
Na pewno jednak nie był tak dobry jak jej osobisty tygrys, czy też Sogetsu. Brakowało mu też sporo do umiejętności Kumy, choć niewątpliwie był od niego szybszy..

Było jednak coś jeszcze, jego oczy...


...świeciły nienaturalnym błękitnym blaskiem. Zimnym i bezlitosnym wzrokiem spoglądał na swojego przeciwnika. Szczególnie dużego pennagolana, być może pochodzącego z ciała wyjątkowo ważnego wojownika?


Kogo zdradził ów truposz, zmuszony przez swe złe uczynki do dręczenia żywych?

Posłał cały oddział na pewną śmierć? Zdradził sojuszników przechodząc na stronę wroga? Zabił swego daymio?

Teraz to było nieważne. Był drapieżnikiem i bestią próbującą dopaść Yoru, który był szybszy i zwinniejszy. A po jego katanie.. zaczęły przeskakiwać drobne błyskawice. Z każdym zamachem i ciosem przeszywającym powietrze, na ostrzu katany Akado pojawiały się kolejne wyładowania elektryczne.

Aż w końcu Yoru poderwał się nagle z ziemi wyskakując nadnaturalnie wysoko w powietrze i iskrzącą piorunami kataną zadał pionowe zamaszyste cięcie.


Trafił rozcinając jednym uderzeniem głowę bestii, a wyładowania elektryczne przeszły po ciele bestii wywołując małe eksplozje jej ciała rozrywając je na strzępy.

Po wylądowaniu na ziemi rozejrzał się... Zamknięte w ognistej klatce pennagolany wiły się w przerażeniu. Dłonie yōjutsusha łączyły się razem, ognista klatka malała zaciskając się i powoli spopielając “żywcem” oba uwięzione stwory. Dość okrutny sposób rozprawiania się z przeciwnikami.
Także i Kumashi odciął głowę od reszty tułowia, po czym nadepnął z impetem ów łeb pennagolana i rozgniótł go.

Zwycięstwo... lecz to akurat nie była najważniejsza na tą chwilę sprawa. A fakt, że rozglądając się Yoru skrzyżował swe spojrzenie z Leiko. Już tylko jedno oko jego świeciło bladoniebieskim światłem. Lewe.
I ten widok przypominał jej własną klątwę.

Walka się zakończyła. Resztę nocy należało poświęcić odpoczynkowi. Niemniej i tak poranek należało poświęcić na sen. Tak więc poranny posiłek odbył się dopiero przed południem. I w dość radosnej atmosferze, głównie spowodowanej hałaśliwą, acz przyjemną obecnością Marasakiego. Sypiący niewybrednymi dowcipami i porównaniami łowca, potrafił być wzbudzić śmiech na twarzach siedzących osób. Nawet Jia-Mina, choć chińczyk pewnie nie rozumiał słów Kumy.
Nie było z nimi Muratsugu Shiro. Gospodarz odniósł zbyt poważne rany w boju i odpoczywał w prywatnych komnatach.
Zaś Leiko nie zauważyła żadnych śladów obrażeń na ciele Sogetsu, choć była pewna że pennagolany kilka razy ukąsiły ramiona i przed ramiona łowcy. Widziała krew wczoraj, a teraz ani śladu ugryzień lub ukąszeń..

Ruszyli w dalszą drogę po południu prowadzeni przez Kasana i jego mapę. Wkrótce też dotarli do starego drewnianego mostu.


Położonego malowniczo na urwistą rzeką.

-Za tym mostem kończy się ziemia rodu Muratsugu. Co prawda góry należą do klanu Hachisuka, ale może się w nich roić od bandytów i nieumarłych... Musimy być ostrożni.- rzekł Hirami Kasan chowając mapę.
-Zatrzymamy się w górskiej dolinie nad rzeką. Liczyłem, że opuścimy Nageiki o świcie. Niestety tak się nie stało, więc pewnie będziemy musieli nocować przy ognisku.

Zakończyła się wycieczka, a rozpoczęła wyprawa...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-04-2013 o 16:11. Powód: poprawki
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem