Daendarin'tael uśmiechnął się na słowa Wszechojca. Wyjrzał na zewnątrz i w tym samym momencie pusta przestrzeń jego domeny zaczęła nabierać kształtu.
Góry utworzyły długie pasmo ciągnące się od zachodu, aż do zachodu i zakręcając przy samej granicy, od północy, po południe. Wielkie głazy oderwały się z ziemi i utworzyły dryfujące konstrukcje nad zachodnią częścią terytorium. Doliny i kotliny zapadły się, tworząc kolebki i koryta dla rzek: jednej, ciągnącej się wzdłuż zachodniej granicy, drugiej, przecinającej krainę idealnie na pół od północy, do leżącego na południu wielkiego jeziora.
W tym samym czasie słońce wzniosło się nad horyzontem oblewając krainę ciepłym blaskiem, łagodzonym przez podmuchy wiatru i częste opady deszczu.
I na koniec pojawiło się życie. Gęste lasy na zachodzie, wysokie trawy w centrum i zielone mateczniki na wschodzie. Wszystko idealnie wkomponowane w ogół obrazu. Zwierzęta zaczęły wychodzić ze swych nor. Znalazły sie pośród nich wszyscy mieszkańcy lasów tropikalnych, sawann i lasów klimatu umiarkowanego, a także ptactwo powietrzne i zwierzęta wodne, żyjące w słodkich jeziorach i rzekach. Wśród nieznanych gatunków pojawiły się wiwerny, mające zamieszkać lewitujące wyspy nad dżunglą. Najwięcej zaś było koni, lwów i wilków, jako, że był to ulubione zwierzęta Deanarin'taela. Zaś najpopularniejszym rodzajem drzew były te, noszące liście, nie igły.
I to wszytko jego dzieło. Było piękne, piękniejsze, co kiedykolwiek miał okazję oglądać. A teraz musiał o to dbać.
__________________ Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul! |