Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2013, 21:03   #14
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Ciepło. Przyjemna odmiana po mroźnym piekle na zewnątrz. Nawet elfom taka pogoda daje się porządnie w kość, nieważne skąd pochodzą i czym się zajmują, ani też co kieruje ich krokami. Co więc mieli powiedzieć zwykli ludzie, albo niziołek razem ze swoim czworonożnym towarzyszem? Nawet na kompletnym, zapyziałym krańcu świata ta namiastka karczmy stanowiła pożądany luksus.

Obsługująca gości dziewczyna uwijała sie jak w ukropie, donosząc jadło i alkohol. Kosmyki jasnych włosów przylepiły się do jej czerwonej, nalanej twarzy, a potężne piersi prawie rozsadzające gorset podnosiły się w szybkim, urywanym oddechu. Wysiłek fizyczny większy niż pakowanie do ust kolejnych porcji jedzenia nie był najwyraźniej tym, do czego przyzwyczaiła swoje pulchne ciało. Mimo to biegała ciężko po sali, śląc uśmiechy do gości. Największą ich ilością zdecydowanie obdarzała czerwonowłosego elfa, sączącego szarmancko wino przy jednym ze stolików. Za każdym razem gdy znajdowała się obok niego pąsowiała coraz bardziej. Nie odzywała się jednak, widocznie speszona.
Speszyła się jeszcze bardziej gdy do środka wszedł kolejny elf, a potem jeszcze jeden. Wszyscy wysocy, gibcy, o licach gładkich i wyniosłych manierach. Mruczała coś pod nosem w odpowiedzi na ich pytania po czym szybko realizowała zamówienia.
Pojawienie się ludzkich klientów traktowała z wyraźną ulgą, nawet jeżeli goście wyróżniali się kolorem skóry, bogatym odzieniem, czy groźnym wyglądem. Z zazdrości czy lęku ignorowała Kakadę, traktując ją jak powietrze. Nie patrzyła w jej kierunku, nie przyjmowała zamówień bardzo skutecznie wycinając ją ze swojego krajobrazu. Zmrużyła tylko małe ślepia, gdy do rudej dosiadł się gadatliwy jegomość o zielonych oczach. Fuknęła niczym rozjuszony kot i wróciła do ciężkiej pracy.

Naraz córka karczmarza drgnęła. Głosy dobiegające z zewnątrz stawały się coraz głośniejsze. Obróciła twarz w stronę okna i harmideru. Rżenie koni, podniesione głosy ludzi i szczekanie psów mieszały się z potępieńczym wrzaskiem jednego człowieka.
Przez szklaną szybę doskonale widać było grupę ośmiu mężczyzn prowadzących miotającego się młodego chłopaka.
- Patrzcie w niebo! Patrzcie w niebo! - krzyczał śmiejąc się i płacząc jednocześnie, a jego głos docierał do wnętrza karczmy i wibrował nieprzyjemnie pod czaszkami zgromadzonych tam osób. Oszalały, pełen strachu i jednocześnie radości. Z daleka nie można było dostrzec jego twarzy, pokrytej skorupą zakrzepłej krwi. Nawet płowe włosy miał nią zlepione. Nie miał siły iść samodzielnie, więc wleczono go siłą wprost pod dom kowala i dalej, ku szubienicy. Jeden ze strażników pomógł mu wejść na pieniek, drugi założył pętlę na szyję. Trzeci po chwili wykopał spod jego stóp kloc drewna. Krzyk zamarł, ciało drgało jeszcze przez chwilę, wodząc pustym wzrokiem po twarzach swoich oprawców. Przez całą, błyskawiczną egzekucję żaden z katów nie wypowiedział ani słowa. Z kamiennymi twarzami wykonywali swoje makabryczne obowiązki, a w tym czasie reszta zbrojnych weszła do zajazdu. Odziani w identyczne bure skórznie i ciężkie wełniane płaszcze z godłem Talabheim, z gębami jakie strach byłoby zobaczyć nocą w ciemnej uliczce, szybko rozsiedli się przy stołach. Najstarszy z nich, człowiek z bujnymi siwymi wąsiskami i jednym okiem krzyknął w kierunku spasionej dziewczyny:
- Te maciora! - splunął na podłogę - Ruszże swoje opasłe dupsko i skiknij no po coś gorącego do żarcia. Migiem głupia bo oćwiczę kijem, taka twoja mać! I wódki daj, tylko nie tych szczyn które twój ojciec śmie nazywać gorzałą.
Reszta kompanii zarechotała, a gdy dziewka kuląc się zniknęła na zapleczu wąsaty spojrzał po kompanach i parsknął:
- Takiej to bym nawet rozgrzanym prętem nie wychędożył . Cholerna prowincja. Psów musimy pilnować bo jeszcze dupami szczekać zaczną jak tu dłużej posiedzą. Patrzcie tylko na nich wszystkich - powiódł dłonią po wnętrzu karczmy - Nieludzi obsługuje ten stary kurwi syn. Otto do jasnej cholery, pokaż tu tą swoją szczurzą mordę! Ze starymi druhami się nie przywita?
Blady jak ściana właściciel wychylił się zza zaplecza i przepraszającym tonem wyjąkał:
- Przywita sie panie, jak jadło szykować skończy. O cierpliwość prosi łaskawych panów. Zima ciężka, a zapasów niewie... - nim starzec zdążył dokończyć rozległ się huk, a jego głowa wybuchła fontanną krwi, kawałków kości i szarej breji, rozchlapując dookoła fragmenty mózgu. W jednej chwili miski siedzących nieopodal Nataszy i Felixa wypełniły się niespodziewanymi dodatkami, a ich ubrania i twarze obryzgała czerwona jucha. Ziemia zatrzęsła się i z zaplecza wybiegła zapłakana dziewoja. Wyjąc niczym potępiona dopadła do zwłok ojca. Przytuliła do siebie bezgłowe truchło, kiwając się i zawodząc przeciągle.
Blady, ciemnowłosy mężczyzna który wszedł do karczmy razem z pozostałą dwójką zbrojnych opuścił dymiący jeszcze pistolet. Z pełną zadowolenia miną schował go do kabury przy biodrze i potarł palcami kąciki podkrążonych, szarych oczu.
- Zaprowadzić ją do kowala i dokładnie związać - powiedział cichym, spokojnym głosem odwracając się i wychodząc ponownie na zewnątrz. Lodowaty wiatr targnął ciemnym płaszczem i zatańczył wokół jego sylwetki setkami śnieżnych płatków. Gdy trzasnęły drzwi wąsaty podniósł się z miejsca. Chwycił niedelikatnie dziewczynę za włosy i siłą postawił ją na nogi. Opierała się, próbując całym ciałem przylgnąć do ciała ojca. Zbrojny uderzył ją kilka razy w twarz obleczoną w rękawicę dłonią, nakazując podnieść się i iść za nim. Reszta oddziału ruszyła w stronę drzwi, po drodze omiatając taksującym spojrzeniem resztę gości. Przejezdni kupcy intensywnie gapili się w swoje kufle, udając że nic nie widzą i nie słyszą. Już mieli wychodzić gdy spostrzegli niziołka i jego psa, siedzących cicho przy kominku. Któryś klepnął w ramię wąsatego, wskazując nieludzia i szepcząc coś na ucho.
- E, kurduplu. Masz się stąd wynosić. To jest ludzka osada, zbieraj swoje zawszone manele i wynoś się stąd. To pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. Was też to sie tyczy, długouche chwasty. Namnożyło się tego kurestwa jak wszów. Macie czas do wieczora.
Mężczyzna szarpnął płaczącą kobietą i skierował się do wyjścia.
 

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 24-04-2013 o 21:26.
Zombianna jest offline