Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-04-2013, 23:02   #11
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Jak tylko rudowłosa dziewoja wkroczyła do zajadu od razu zwrócił na nią uwagę. Istota całkowicie inna niż ta oto tutaj obecna, aspirująca do miana kobiety, niewydarzona córka karczmarza. Wielką szkodą było kiedy niemalże od razu zasnęła przy kominku. Nie raz i nie dwa dane mu było się uśmiechnąć obserwując pozycje które nieświadomie przyjmowała podczas snu. Naprawdę, jedna z tych sytuacji kiedy cieszył się w duchu, że druga osoba zapomniała się przykryć kocem. Nie szkodzi, że może dostać kataru nazajutrz. Myślał, czy ją może nie przykryć, ale przepraszam, nie był on przecież kapłanem Shallyi, nie?

Ton jakim odezwała się do nowo przybyłego elfa niemalże nie przyprawił mu uśmiechu na twarzy. Zadziorna to bestia mała była, a reakcja elfa była przewidywalna. Taka zresztą byłaby reakcja każdego spośród przedstawicieli tej rasy których spotkał w życiu. Wszystkich co do joty, za wyjątkiem jednego. Teraz, było ich trzech w jednej karczmie, trzech długouchych arogantów, pępków świata, długowiecznych śmiertelników którzy postradali wszystkie rozumy i z założenia zachowywali się jakby należała im się cześć i uwielbienie godne bogom... bezbożne długouche jedne. W sytuacjach takich jak ta tęsknił do sprośnego i głośnego towarzystwa grup krasnali opijających kolejną wyprawę, robotę, opowieść, czy co ichniejsze tam bogowie wiedzą co. Gdyby tylko się myli to byliby bardziej do życia. Dziewczę tutaj z kolei problematyczny temperamencik miało, ale co począć, lubił problemy. Problemy i to co niezdobyte było dla niego wyzwaniem, wyzwaniem któremu nie potrafił odmówić... zazwyczaj.

- 'Koleżanko'! - zakrzyknął doniośle zwracając uwagę niemożliwej do pomylenia z kimkolwiek osobie córki właściciel - Trzy misy kaszy z mięsem i jedną bez! I tego no, dzban piwa ino roz, bo tu zemży mnie się z głodu i pragnienia!

Nie powiedział by tego nigdy głośno, ale żal było mu trochę tej dziewczyny, a i nie takie do końca altruistyczne pobudki go kierowały składając zamówienie. Wiedźma to była, nie ważne czy imperialna czy nie, czy ten tam papierek jaki kolegialny ma na tą całą magię. Ino głupie to te wszystkie magistralne czarodzieje były. To oni nie wiedzą, że wszystka magija z chaosu pochodzi i zła jest? Jednak lepiej z taką żyć dobrze, bo w ropuchę zamieni, albo do Kolegium jakiego zawlecze, a wszyscy wiedzą, że stamtąd nikt nie wraca i słuch o nich ginie. No i fajnie dziewoja wyglądała, a szkoda by było by się marnowała. Zaopiekować się przecież można... tylko to to powoli bo przeklnie jeszcze, a głupi to by tylko niepotrzebnie ryzykował zbyt szybko..
 

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 22-04-2013 o 12:44.
Dhratlach jest offline  
Stary 22-04-2013, 13:38   #12
 
Mrsanczo's Avatar
 
Reputacja: 1 Mrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znany
Niestety reakcja Elfa była do przewidzenia. Nadąsał się i powiedział krótkie - Nie. Zdenerwowała się jeszcze bardziej, obraziła po cichu elfa. Po chwili podszedł do niej młodzieniec obwieszony bronią. 'Koleżanko'! - zakrzyknął doniośle zwracając uwagę niemożliwej do pomylenia z kimkolwiek osobie córki właściciel - Trzy misy kaszy z mięsem i jedną bez! I tego no, dzban piwa ino roz, bo tu zemży mnie się z głodu i pragnienia! Kakada zobaczyła że chłopak jest przystojny. Zamyśliła się przez chwilę nad całym zajściem - Cześć, jak ci na imię? Ja jestem Kakada - Zmierzyła go jeszcze raz wzrokiem - jesteś przystojny jak mój ojciec. Dziękuję za pomoc jesteś naprawdę miły, wybierasz się gdzieś czy jesteś miejscowy - ciągnęła dalej Kakada.
 
__________________
"Ignorance is bliss." ~ Cypher
Mrsanczo jest offline  
Stary 22-04-2013, 15:14   #13
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Chłopak spojrzał jej głęboko w oczy zatrzymując się na chwilę w cichym, poszukującym zastanowieniu, jakże wystudiowanym. Zbyt długo przebywał w otoczeniu jednego ze swoich przyjaciół, Klausa. Jak to mawiają, z kim przystajesz, takim się stajesz.
- Feliks, moja miła, jednak możesz mi mówić Szczęściarzu.. - co mówiąc puścił jej radośnie oczko i delikatnie kładąc dłoń na jej plecach kontynuował mówiąc - Chodź, przysiądź się do nas, samemu tak smutno, a w dobrym towarzystwie i czas najmilej mija. Byliśmy w drodze kiedy zaskoczyła nas pogoda... - nie przestając mówić i utrzymując kontakt wzrokowy z Kakadą zaczął prowadzić ją ku stolika gdzie siedzieli z Ikołaibem - ...siedzimy tu już dłuższy czas i dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać z jakąś życzliwą duszą. - zdanie które teraz miało opuścić jego usta powiedział już ciszej, niemalże szeptem, delikatnie pochylając się ku niej - Miejscowi praktycznie tutaj nie witają..
 
Dhratlach jest offline  
Stary 24-04-2013, 21:03   #14
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Ciepło. Przyjemna odmiana po mroźnym piekle na zewnątrz. Nawet elfom taka pogoda daje się porządnie w kość, nieważne skąd pochodzą i czym się zajmują, ani też co kieruje ich krokami. Co więc mieli powiedzieć zwykli ludzie, albo niziołek razem ze swoim czworonożnym towarzyszem? Nawet na kompletnym, zapyziałym krańcu świata ta namiastka karczmy stanowiła pożądany luksus.

Obsługująca gości dziewczyna uwijała sie jak w ukropie, donosząc jadło i alkohol. Kosmyki jasnych włosów przylepiły się do jej czerwonej, nalanej twarzy, a potężne piersi prawie rozsadzające gorset podnosiły się w szybkim, urywanym oddechu. Wysiłek fizyczny większy niż pakowanie do ust kolejnych porcji jedzenia nie był najwyraźniej tym, do czego przyzwyczaiła swoje pulchne ciało. Mimo to biegała ciężko po sali, śląc uśmiechy do gości. Największą ich ilością zdecydowanie obdarzała czerwonowłosego elfa, sączącego szarmancko wino przy jednym ze stolików. Za każdym razem gdy znajdowała się obok niego pąsowiała coraz bardziej. Nie odzywała się jednak, widocznie speszona.
Speszyła się jeszcze bardziej gdy do środka wszedł kolejny elf, a potem jeszcze jeden. Wszyscy wysocy, gibcy, o licach gładkich i wyniosłych manierach. Mruczała coś pod nosem w odpowiedzi na ich pytania po czym szybko realizowała zamówienia.
Pojawienie się ludzkich klientów traktowała z wyraźną ulgą, nawet jeżeli goście wyróżniali się kolorem skóry, bogatym odzieniem, czy groźnym wyglądem. Z zazdrości czy lęku ignorowała Kakadę, traktując ją jak powietrze. Nie patrzyła w jej kierunku, nie przyjmowała zamówień bardzo skutecznie wycinając ją ze swojego krajobrazu. Zmrużyła tylko małe ślepia, gdy do rudej dosiadł się gadatliwy jegomość o zielonych oczach. Fuknęła niczym rozjuszony kot i wróciła do ciężkiej pracy.

Naraz córka karczmarza drgnęła. Głosy dobiegające z zewnątrz stawały się coraz głośniejsze. Obróciła twarz w stronę okna i harmideru. Rżenie koni, podniesione głosy ludzi i szczekanie psów mieszały się z potępieńczym wrzaskiem jednego człowieka.
Przez szklaną szybę doskonale widać było grupę ośmiu mężczyzn prowadzących miotającego się młodego chłopaka.
- Patrzcie w niebo! Patrzcie w niebo! - krzyczał śmiejąc się i płacząc jednocześnie, a jego głos docierał do wnętrza karczmy i wibrował nieprzyjemnie pod czaszkami zgromadzonych tam osób. Oszalały, pełen strachu i jednocześnie radości. Z daleka nie można było dostrzec jego twarzy, pokrytej skorupą zakrzepłej krwi. Nawet płowe włosy miał nią zlepione. Nie miał siły iść samodzielnie, więc wleczono go siłą wprost pod dom kowala i dalej, ku szubienicy. Jeden ze strażników pomógł mu wejść na pieniek, drugi założył pętlę na szyję. Trzeci po chwili wykopał spod jego stóp kloc drewna. Krzyk zamarł, ciało drgało jeszcze przez chwilę, wodząc pustym wzrokiem po twarzach swoich oprawców. Przez całą, błyskawiczną egzekucję żaden z katów nie wypowiedział ani słowa. Z kamiennymi twarzami wykonywali swoje makabryczne obowiązki, a w tym czasie reszta zbrojnych weszła do zajazdu. Odziani w identyczne bure skórznie i ciężkie wełniane płaszcze z godłem Talabheim, z gębami jakie strach byłoby zobaczyć nocą w ciemnej uliczce, szybko rozsiedli się przy stołach. Najstarszy z nich, człowiek z bujnymi siwymi wąsiskami i jednym okiem krzyknął w kierunku spasionej dziewczyny:
- Te maciora! - splunął na podłogę - Ruszże swoje opasłe dupsko i skiknij no po coś gorącego do żarcia. Migiem głupia bo oćwiczę kijem, taka twoja mać! I wódki daj, tylko nie tych szczyn które twój ojciec śmie nazywać gorzałą.
Reszta kompanii zarechotała, a gdy dziewka kuląc się zniknęła na zapleczu wąsaty spojrzał po kompanach i parsknął:
- Takiej to bym nawet rozgrzanym prętem nie wychędożył . Cholerna prowincja. Psów musimy pilnować bo jeszcze dupami szczekać zaczną jak tu dłużej posiedzą. Patrzcie tylko na nich wszystkich - powiódł dłonią po wnętrzu karczmy - Nieludzi obsługuje ten stary kurwi syn. Otto do jasnej cholery, pokaż tu tą swoją szczurzą mordę! Ze starymi druhami się nie przywita?
Blady jak ściana właściciel wychylił się zza zaplecza i przepraszającym tonem wyjąkał:
- Przywita sie panie, jak jadło szykować skończy. O cierpliwość prosi łaskawych panów. Zima ciężka, a zapasów niewie... - nim starzec zdążył dokończyć rozległ się huk, a jego głowa wybuchła fontanną krwi, kawałków kości i szarej breji, rozchlapując dookoła fragmenty mózgu. W jednej chwili miski siedzących nieopodal Nataszy i Felixa wypełniły się niespodziewanymi dodatkami, a ich ubrania i twarze obryzgała czerwona jucha. Ziemia zatrzęsła się i z zaplecza wybiegła zapłakana dziewoja. Wyjąc niczym potępiona dopadła do zwłok ojca. Przytuliła do siebie bezgłowe truchło, kiwając się i zawodząc przeciągle.
Blady, ciemnowłosy mężczyzna który wszedł do karczmy razem z pozostałą dwójką zbrojnych opuścił dymiący jeszcze pistolet. Z pełną zadowolenia miną schował go do kabury przy biodrze i potarł palcami kąciki podkrążonych, szarych oczu.
- Zaprowadzić ją do kowala i dokładnie związać - powiedział cichym, spokojnym głosem odwracając się i wychodząc ponownie na zewnątrz. Lodowaty wiatr targnął ciemnym płaszczem i zatańczył wokół jego sylwetki setkami śnieżnych płatków. Gdy trzasnęły drzwi wąsaty podniósł się z miejsca. Chwycił niedelikatnie dziewczynę za włosy i siłą postawił ją na nogi. Opierała się, próbując całym ciałem przylgnąć do ciała ojca. Zbrojny uderzył ją kilka razy w twarz obleczoną w rękawicę dłonią, nakazując podnieść się i iść za nim. Reszta oddziału ruszyła w stronę drzwi, po drodze omiatając taksującym spojrzeniem resztę gości. Przejezdni kupcy intensywnie gapili się w swoje kufle, udając że nic nie widzą i nie słyszą. Już mieli wychodzić gdy spostrzegli niziołka i jego psa, siedzących cicho przy kominku. Któryś klepnął w ramię wąsatego, wskazując nieludzia i szepcząc coś na ucho.
- E, kurduplu. Masz się stąd wynosić. To jest ludzka osada, zbieraj swoje zawszone manele i wynoś się stąd. To pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. Was też to sie tyczy, długouche chwasty. Namnożyło się tego kurestwa jak wszów. Macie czas do wieczora.
Mężczyzna szarpnął płaczącą kobietą i skierował się do wyjścia.
 

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 24-04-2013 o 21:26.
Zombianna jest offline  
Stary 25-04-2013, 07:10   #15
 
Mrsanczo's Avatar
 
Reputacja: 1 Mrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znany
zdanie które teraz miało opuścić jego usta powiedział już ciszej, niemalże szeptem, delikatnie pochylając się ku niej - Miejscowi praktycznie tutaj nie witają... Kakada to słysząc poczuła się nie pewnie – pewnie nie witają – zastanowiła się chwilę – wiesz że jestem czarodziejką prawda ?

Po tych słowach przerwano im brutalnie konwersację. Krzyk rozległ się po całej karczmie był straszny i przenikliwy. Kakada poczuła kłucie serca. - Patrzcie w niebo! Patrzcie w niebo! - krzyk nie ustawał lecz oddalał się powoli. Kogoś wieszają – była zdziwiona że ta nie ją lecz dopowiedziała Felixowi – zobaczmy kogo. Wrzask był podobny do obdzieranych ze skóry lub palonych czarownic. Popatrzyła na nowego znajomego i wybiegła strasznie zdenerwowana. Przebiegła paroma susami przez karczmę aby zobaczyć kto jest dzisiejszym „zwycięzcą”. Nie była to czarownica, nie była to nawet kobieta, był to zwykły chłopak. Ciekawe czym zawinił że te bestie chcą go wieszać – syknęła. Popatrzyła w stronę chłopaka ostatni raz i wymusiła uśmiech. Biedaku nawet nie wiesz jak jest źle – ciągnęła przez zaciśniete zęby. Przez moment spoglądała na szubienicę. Stojąc tak podziwiała straszną scenę. Oprawcy pomogli mu wejść na pień i założyć pętlę na szyję. Na końcu strażnik kopnął kloc drewna. Ciało spadło jak lalka. Człowiek nie wierzgał się ani trochę. Kakada zaczęła płakać. Jakaś mała dziewczynka która oglądała egzekucję odwróciła się w stronę szlochającej Nataszy. Proszę pani czy to był ktoś z pani rodziny? - Kakada przez łzy powiedziała – Nie, dlaczego pytasz? Bo mażesz się jak baba. Czarodziejka w tym momencie nie wytrzymała i wypaliła – bezduszny szczeniak! Otarła łzy i wbiegła do karczmy. Miejsce koło Felixa było zajęte. W miejscu gdzie przed chwilą siedziała była ta spasiona karczmarka. Felix wydawał się zadowolony, a przynajmniej tak się Kakadzie wydawało. Wynoś się z mojego miejsca – zawołała do grubej dziewczyny. Sama się wynoś z mojej karczmy – cięto zripostowała – kim ty niby jesteś. Nikim – odpowiedziałą głośno i wyraźnie prosto do jej ucha – tak samo jak niczym są moi przeciwnicy, chyba nie jesteś głupia prawda? - tylko Felix i córka karczmarza to usłyszeli. Córeczka przełknęła słinę. Zrobiła parę kroków do tyłu a strach malował jej się na twarzy. Momentalnie odbiegła od stolików prosto za ladę.

Do baru wlazła banda nie okrzesanych żołdaków. Tak w skrócie opisałą by ich Natasza. Najstarszy z nich, człowiek z bujnymi siwymi wąsiskami i jednym okiem krzyknął w kierunku spasionej dziewczyny:
- Te maciora! - co rozbawiło rudzielca - Ruszże swoje opasłe dupsko. Rudowłosa nawet nie drgnęła i przestała słuchać tego co się dzieje dookoła. Zobaczyła tylko kątem oka córe karczmarza która krzątała się tam i z powrotem nalewając piwo. Jej samej apetyt już minął lecz dojadła niesmaczną kasze aby nie urazić nowo poznanego znajomego. Teraz dopiero sobie o nim sobie przypomniała. Siedział koło niej co dodało jej otuchy. Nienawidzę wieszania – wypaliła do Felixa. Głosy w karczmie- O cierpliwość prosi łaskawych panów. Zima ciężka, a zapasów niewie... Lecz Felix jej nie odpowiadał. Dlaczego nic nie mówi spojrzała po sobie i po nim byli czerwoni. Cali skąpani we krwi. MATKO SHALLYA NAJŚWIĘTSZA!!! - odwróciła głowę a na podłodze zobaczyła ciało. Szok sprawił że zemdlałą. Runęła z krzesła na brudną podłogę. Gołąbek wyleciał jej spod płaszcza. Widocznie to co się stało ja przerosło.
 
__________________
"Ignorance is bliss." ~ Cypher

Ostatnio edytowane przez Mrsanczo : 25-04-2013 o 14:18.
Mrsanczo jest offline  
Stary 25-04-2013, 13:32   #16
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Magnus nie zareagował na hałasy dochodzące z zewnątrz. Nic nie działo się bez przyczyny, a on nie zwykł szukać kłopotów. Te zwykle same znajdowały go bez jego pomocy.

Kłopoty zjawiły się w gospodzie chwilę później. Pięciu drabów, najwyraźniej na służbie grafa lub jakiegoś lokalnego władyki rozpanoszyło się w izbie starając się zrazić do siebie nawet tych, którzy próbowali jeszcze ich tolerować. Cóż, taka natura najemnych zbirów. Nie narzucali zbytnio swej obecności Kahlsbergowi, który, co by nie mówić, nie miał im tego za złe.

Większym problemom towarzyszył huk samopału i ryk osieroconej córki gospodarza. Viggo z niesmakiem obserwował pokaz sadyzmu w wykonaniu przywódcy najemników. Z pewnością nie było dobrze zadrzeć z kimś takim. Wesoła kompania opuściła karczmę niedługo po zajściu, okazując dość specyficzne, aczkolwiek spotykane podejście do nieludzi. Swoją drogą był ciekaw, jak na taką gościnność zareagują.

Dostrzegł kilka kropel krwi na końcu stołu, przy którym siedział. Nie zepsuły mu posiłku, który wyraźnie przegrywał z apetytem wielkoluda, jednak wprawiły go w zadumę.

Myślał o nieżyjącym właścicielu przybytku, o jego córce zabranej przez bandytów przybranych w liberie, ale przede wszystkim o tym, kto będzie teraz prowadził gospodę, bo nie uśmiechało mu się jadać zimnych posiłków.

Fakt. To wprawiłoby go w zły nastrój.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 25-04-2013 o 15:24.
Gob1in jest offline  
Stary 25-04-2013, 14:26   #17
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Herpin był z tych, który wolał odwrócić wzrok i nie wtrącać się w sprawy, które bezpośrednio go nie dotyczyły. Choć wzroku tym razem nie odwrócił i przyglądał się temu co się dzieje, to ta sprawa z pewnością taką była. Miał więc zamiar zadbać o to, by wciąż go nie dotyczyła, toteż w żaden sposób nie zareagował na całe to szaleństwo. Mógłby rzec… szkoda chłopaka… szkoda karczmarza… szkoda też pulchnej… nawet szkoda długouchych i krótkonogich… no, ale to tyle. Najważniejsze, że w tym momencie nie było mu szkoda samego siebie. On był cały i żadne słowa nie były zwrócone przeciw niemu, toteż tylko obserwował sytuację, starając się zachowywać jak najnormalniej i jak najmniej rzucać się w oczy. Nie pierwszy raz oczy widzą coś takiego i pewnie nie ostatni raz zobaczyły. Taki ten dzisiejszy świat. Takie to dzisiejsze prawa i ciężko by one się zmieniły.

Von Monteur miał tylko nadzieję, że nikt nie zatrzyma tamtych i nie rozpęta tutaj, wewnątrz karczmy, dalszej awantury. To nie byłoby dobre rozwiązanie. Mając też teraz takie towarzystwo na tym zaśnieżonym zadupiu zaczął się zastanawiać, czy to nie pora, by je opuścić. Całe szczęście tamci najpierw będą zwracać uwagę na szpiczastouchych, za którymi notabene podróżnik nie przepadał i przedstawicieli innych raz. Ważne, by trzymać się od nich teraz z daleka.
 
AJT jest offline  
Stary 25-04-2013, 19:36   #18
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Wizyta zbrojnych nie wywarła na elfie wrażenia. Ot co typowe ludzkie zwyczaje. Wejdą, zrobią co chcieli zrobić wezmą co zostało i wyjdą trzaskając drzwiami. Elf nie miał zamiaru tego tak zostawić. Odczekał chwilę, a następnie wyszedł za zbrojnymi. Zajęło mu sporo czasu zanim trafił się odpowiedni moment na zakradnięcie się za plecy ludzi, którzy udali się do kuźni.

Aslandir przytulił się do ściany i zerkał przez okno na to co się działo w środku. Marzł. Bardzo. Czuł jak dłonie zaczynają mu się trząść z zimna. Mimo wszystko obserwował nadal. Mężczyzna z pistoletem stał i wydawał jedynie rozkazy. Pierwszym z nich - tego, którego nie dane było ujrzeć elfowi - było przywiązanie kobiety do kowadła. Następnymi zazwyczaj były polecenia kopnięcia, spoliczkowania, szarpnięcia za włosy i temu podobne. Elf stał na zewnątrz patrząc na to niewzruszony. Wyglądało to jak pożeranie jednej hieny przez drugą. Nie można wtrącać się w naturalne środowisko takich zwierząt. Kilka minut później córka karczmarza dostała to o co prawdopodobnie modliła się od kilku minut. Jeden z pachołków złapał za nóż i poderżnął jej gardło. Chwilę jeszcze o czymś rozmawiali po czym wyszli. Aslandir wykorzystał skrzypnięcie drzwi kuźni aby otworzyć okno. Kilka sekund później był w środku. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Widocznie kowal nie był tutaj nikim ważnym. To tu, to tam leżała jakaś podkowa, na ścianach wisiały uszkodzone narzędzia do pracy w polu. Gdzieś przy krześle dwa zęby i obcęgi. Elf westchnął. Zbliżył się do paleniska i postanowił ogrzać. Dłonie były lodowate. Jak tylko odzyskał czucie sprawdził ciało kobiety. Nie znalazł tam nic. Jedyne co zwróciło w tym momencie jego uwage to odór. Najwidoczniej kobieta nie wytrzymała napięca i rozluźniła się w pewnym momencie. Aslandir ze skrzywioną miną wyszedł tą samą drogą, którą dostał się do środka.
Obszedł kuźnię jeszcze raz ostrożnie. Zerknął gdzie byli żołdacy. Rozmawiali o czymś niedaleko szubienicy. Szpiczaste uszy elfa wychwyciły pojedyncze słowa:
- Dzieciaki
- Niemolwęcia

Pokręciwszy chwilę głową Aslandir ruszył do oberży. Widząc nieprzytomną dziewczynę w jakiś śmiesznych ubrankach sięgnął po stojący na stoliku kufel piwa i oblał ją po twarzy.
- Ej ty... wstawaj. - mruknął do siebie przypominając sobie jak dziewczyna się do niego odezwała. Pff... nie pozwolił mówić sobie do siebie per “ty”.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 25-04-2013, 20:51   #19
 
Trollka's Avatar
 
Reputacja: 1 Trollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputację
Dwa tygodnie wcześniej...




- Myślałaś kiedyś o tym co zrobisz gdy już uwolnisz się od tego wszystkiego? - starucha wygięła bezzębne usta w szyderczym uśmiechu. Leniwie przeciągnęła się na wyściełanej jedwabnymi poduchami kanapie, wyciągając pustą dłoń w kierunku kryształowej karafki stojącej na stoliku. Służący bez słowa nalał wina do kielicha i podał go starszej kobiecie, po czym zniknął równie szybko jak sie pojawił.
- Nigdy się nie uwolnię - siedząca pod ścianą brunetka zaśmiała się, a śmiech ten zmienił sie w kaszel. Przez chwilę walczyła ze spazmami, próbując odzyskać oddech. Gdy w końcu jej się udało podniosła głowę i wyszczerzyła pokrwawione zęby w uśmiechu równie szyderczym co starsza kobieta - Zniknę tak jak się pojawiłam. W ciszy.







15 Vorhexen, wioska Erzgalgen; poranek.


Powoli przedzierała się przez zaspy. Noga za nogą, uparcie parła do przodu widząc już między drzewami pierwsze zabudowania wioski. Wiatr zacinał, sypiąc w oczy śniegiem i zrywając kaptur z głowy podróżującej postaci. Uwolnione kosmyki ciemnobrązowych włosów zatańczyły na wietrze, plącząc się wokół poznaczonej bliznami, śniadej twarzy o wąskim nosie. Wydatne usta wygięły się w połowicznym uśmieszku. Andrea kochała zimę, jej bezlitosny chłód i pozorną martwotę, otulającą świat przez długie, białe noce. Ciszę lasów, skrzypienie śniegu pod stopami i obłoczki pary w które zamieniał się każdy oddech. Spokojny świat stworzony z czerni, bieli i szarości, urozmaicany czasami delikatnymi rdzawymi akcentami. Śnieżna biel cudownie akcentowała czerwień krwi, nadawała jej niespotykanej głębi i wyrazistości. Z wysoko uniesioną głową kontynuowała podróż, mrużąc piwne oczy przy co mocniejszych podmuchach zamieci.
Szczekanie psów i odgłosy rozmowy doleciały do jej uszu znienacka. Wśród przytłumionych dźwięków jeden docierał do jej uszu nad wyraz wyraźnie. Wysoki, chłopięcy krzyk powtarzający w kółko jedno zdanie:
-Patrzcie w niebo!
Dobiegał wyraźnie z lewej strony, była tego pewna choć widok zasłaniały ośnieżone kępy wysokich sosen. Przeklęła w myślach swoją lekkomyślność i brak uwagi. Nasunęła ponownie kaptur na głowę i skuliła ramiona, okrywając się szczelniej płaszczem. Kilka oddechów później jej oczom ukazała się grupa ośmiu ludzi, wlokących młodego obitego chłopaka. To on krzyczał tak przerażająco. Idący na przedzie człowiek, ubrany lepiej od pozostałych uniósł lewą dłoń, nakazując reszcie zatrzymać się. Okutany w futro bardziej przypominał niedźwiedzia niż ludzką istotę.
- Pokaż twarz - rozkazał cicho, podchodząc do dziewczyny na odległość wyciągniętego ramienia.
Bez słowa ściągnęła kaptur. Nie miała najmniejszych szans w starciu z tak liczną grupą dobrze uzbrojonych drabów. Jakakolwiek prowokacja w tej sytuacji byłaby głupotą. Wiele można było Andrei zarzucić, ale głupoty i lekkomyślności nie wliczała do swoich przywar.
- Co tu robisz? - spytał, przyglądając się jej uważnie. Dłuższą chwilę badał wzrokiem blizny na jej twarzy, ale nie drążył tematu.
- Idę - odpowiedziała spokojnie, unosząc wysoko brodę - Nie wydaje mi się, żeby podróż po tych ziemiach była zbrodnią. Nie kłusuję, żadnych praw ludzkich i boskich nie łamię.
Nieznajomy kiwnął głową po czym wskazał na wioskę, majaczącą między drzewami
- Musisz być zmęczona. Samotna podróż w zimę jest wyczerpująca. Pewnie od dawna nie miałaś nic ciepłego w ustach. Tam jest Erzgalgen, jedyna osada w przeciągu kilku dni marszu. Co prawda piwo tam chrzczą na potęgę, ale kąt do spania znajdziesz bez problemu. Powołaj się na Wiktora Bowera, a miejscowi nie będą chcieli od ciebie zapłaty.
- Dziękuję wam panie - Andrea kiwnęła głową - To niezwykłe spotkać kogoś kto wyciąga pomocną dłoń do nieznajomych. Skorzystam z twojej rady.
- Ludzie powinni sobie pomagać - rzekł poważnym tonem - Jak ci na imię?
Dziewczyna drgnęła. Cała sytuacja coraz mniej się jej podobała. W myślach poprzysięgła sobie trzymać się jak najdalej od tego człowieka. Do głowy przychodziły jej dziesiątki powodów dla których okazywał zainteresowanie kimś takim jak ona i żaden nie był przyjemny.
- Drżysz. Coś się stało? - w ton mężczyzny wkradły się stalowe nuty
- To z zimna panie...rąk już nie czuję i chyba gdzieś zgubiłam stopy - odparła ze śmiechem - Andrea, mam na imię Andrea.
- Chodź więc, znajdziemy ci jakieś miejsce gdzie będziesz mogła odpocząć - położył rękę na jej ramieniu i delikatnie zmusił do tego by ruszyła razem z nim.
Andrea stężała pod dotykiem jego dłoni, ale nie opierała się. Razem z grupką żołnierzy prowadzących konie za uzdy, ujadającymi psami i krzyczącym wciąż chłopakiem ruszyła w kierunku osady. Pod pozorem potknięcia się w śniegu zrzuciła obcą łapę ze swojego ramienia i zapewniając że wszystko jest w porządku powoli oddalała się od Wiktora. Ten, im bliżej zabudowań się znajdowali tym bardziej tracił zainteresowanie dziewczyną. W końcu wdał się w pogawędkę z jednym ze zbrojnych - wąsatym, jednookim jegomościem. Było to po jej myśli. Przy pierwszej możliwej okazji odłączyła się od orszaku, znikając w zaułku między domami. Upewniając się że nie zostanie zaproszona do dalszej przechadzki oprała głowę o ścianę budynku i zamknęła oczy. Potrzebowała kilku głębokich oddechów by się uspokoić. Musiała zostać tu jakiś czas. Nie miała już siły na wędrówkę po lesie, zapasy wypadało uzupełnić. Objęła się ramionami i zwiesiła bezradnie głowę, a z jej ust wydobyło się krótkie syknięcie. Przy takim trybie życia każdy gwałtowniejszy ruch okupiony będzie przeszywającym do kości bólem. Każdy ma jakieś granice wytrzymałości, a ona balansowała niebezpiecznie na granicy swoich. Stała przez chwilę, zbierając siły i rozmyślając co dalej. Dopiero po dłuższym czasie zorientowała się że coś jest nie tak. Irytujące "patrzcie w niebo" umilkło, a świat ponownie pogrążył sie w zimowej ciszy. Padający do tej pory delikatnie śnieg zmienił się w prawdziwą zamieć, szarpiącą gałęziami drzew czego wcześniej nie zauważyła, schowana bezpiecznie w ciasnej uliczce i przyklejona do ściany.
Na odgłos wystrzału odskoczyła w bok wyciągając zza pazuchy krótkie, paskudnie ząbkowane ostrze. Ból spowodowany nagłym ruchem uderzył w nią niczym obuch młota. Wypuściła broń i trzymając się za bok runęła na kolana, walcząc z falami ogarniającej ciemności.
- Myśl - warknęła do siebie - Myśl! Kto nie myśli jest trupem!
Odgłos wystrzału dochodził z daleka. Nie strzelano do niej. W takiej zamieci nikt zapewne nie wyściubiał nosa z budynków, więc nie było świadków jej nerwowej reakcji, a przez zadymkę i tak gówno by zobaczyli. Ona sama widziała na odległość nie większą niż trzy metry.
- Nic się nie stało - mamrotała macając za upuszczonym mieczem - Znajdź schronienie bo uświrgniesz. Schronienie, żarcie, unikaj żołnierzy, a potem już jakoś pójdzie.
Zataczając się ruszyła przed siebie. Powoli przedzierała się przez zaspy. Noga za nogą, uparcie parła do przodu wypatrując potencjalnego schronienia. Ludzkie, przerażone twarze migające w oknach zniechęcały przed odwiedzinami w domach i proszeniem o gościnę u miejscowych. Strach i niechęć malowały się wyraźnie na wychudzonych, bladych obliczach.
Największy budynek w wiosce wydawał się pełnić rolę karczmy bądź zajazdu. Upewniła się co do tego zaglądając przez okno. Kilkunastu ludzi siedziało przy stołach i żaden z nich nie należał do oddziału którą ją tu przyprowadził. Uspokojona weszła do środka mocując sie przez chwilę z drzwiami.
Zapach krwi i prochu uderzał w nos od samego progu. Bezgłowe ciało niewidoczne zza okna stanowiło wątpliwy element dekoracyjny wnętrza. Niezrażona tym widokiem dziewczyna podeszła do jednego ze stolików
- Karczmarz gdzie? - zagadnęła uprzejmie do jakiegoś starucha, a on wskazał na zwłoki
Andrea przeszła przez pomieszczenie i bezceremonialnie nalała sobie piwa do kufla stojącego na ladzie. Wypiła duszkiem całość i skrzywiła się z niesmakiem.
- Nie dziw że ktoś go załatwił - warknęła rzucając kuflem w trupa - Szczyny.
Przeskoczyła przez blat znikając na zapleczu, by chwilę później wrócić z gomółką sera, zakurzoną butelką i pajdą chleba. Rozsiadła się jak najdalej od krwawych plan, zajmując miejsce z którego obserwować mogła drzwi i w razie potrzeby szybko ulotnić się oknem. W mgnieniu oka pochłonęła chleb z serem, łykając i prawie nie gryząc. Dopiero potem odkorkowała flaszkę i z lubością przechyliła szyjkę do ust.
- Szczyny to, a nie piwo...ale i tak szkoda go marnować - rzuciła w stronę elfa cucącego rudowłosą niewiastę - W śnieg ją wrzuć. Sama się obudzi.
 
Trollka jest offline  
Stary 26-04-2013, 23:21   #20
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
- wiesz że jestem czarodziejką prawda ? - "rzesz w mordę..." było jedynym co mu przeszło przez głowę kiedy uśmiech nadal nie zstępował z jego twarzy. Dziękował bogom w duszy za młodocianego obłąkańca prowadzonego przez drabów. Co jak co, ale o mało nie wydał swojego zdziwienia, mieszanego z innymi uczuciami. "Trzeba się pilnować, bogowie wiedzą co takiej wiedźmie do głowy przyjdzie..." i nie mylił się. Dziewoja już wybiegała na zewnątrz. "Z taką to tylko problemy będą..." nie dokończył swoich myśli kiedy to podeszła do niego córuchna właściciela niosąca piwo. Widząc prospekt i planując już pewne przyszłe wydarzenia uśmiechnął się do niej i zasygnalizował. Rozmowa była krótka, a dziewucha najwyraźniej zadowolona, teraz trzeba było czekać jak się potoczą sprawy i obserwować widoki, córuchna już miała odchodzić kiedy wróciła rudowłosa...

Scenka była dość interesująca.. naprawdę, bardzo intrygująca i.. niepokojąca. Felix miał tylko nadzieję, że nikt ze zebranych nie słyszał szeptu którym uraczyła córuchnę. Na głupotę zawsze można było polegać, a bycie posądzanym o konszachty z czarownicami... cóż, nie było coś co go interesowało, a zbrojnych którzy prowadzili chłopaka na sznur, zapewne jak najbardziej...

Chwilę później wkroczyli zbrojni. Problemy było czuć na samym wstępie, ale nie zdawali się zagrażać bezpośrednio Felixowi, trzymając się tej wersji ignorował całe zjawisko do momentu morderstwa karczmarza i przesadnej reakcji Czarownicy..
- Akolitka.. - Burknął tylko pod nosem upijając łyk wody o posmaku szczura teraz wdzięcznie mieniącej się lekko różowawym kolorem. Nie ma to jak krew w kuflu i kawałek kości w niej pływający. "Grunt, że to nie krew zielonych, ani innych pomiotów chaosu... a tak to powinno być zdrowe."

Nie spodziewał się takiej scenki, a raczej scenek. Na łaskę Shalyii to dziewoja chyba miała w sobie coś z krwi Ulryka, albo była dotknięta ręką Mrocznych.. Jad w jej podszepciu skierowanym do Zabranej był wręcz namacalny. Trzeba będzie jej wytłumaczyć, naprawdę, czasami zachowywała się jak chowana w klasztorze akolitka która nie miała zielonego pojęcia jak działa świat, z kolei później przebijała od niej ta chorobliwa zaraza, pokuszenie chaosu do władzy i potęgi. "Kto wie, może uda się urobić... ale czy warto ryzykować życie w procesie?"

Żołdacy najwyraźniej albo zignorowali dziewczynę, nie dosłyszeli, albo skupili się na nieludziach. Chwała bogom. Kiedy wyszli, nie zwlekał nałożył czepiec i kaptur po czym posadził dziewczynę przy ławie tak, że leżała na ramionach na niej. Kątem oka dostrzegł jak szpiczastouchy wymyka się za wojakami. "Kto wie, może niedługo będzie jednego mniej." Kusza znalazła swoje oparcie w dłoni, a młodzieniec już stał opierając się przy oknie obserwując gdzie udali się wojacy "Trzeba będzie stąd znikać, kto wie co im do głowy wpadnie..." Jego przemyślenia przerwało wejście dziewczyny, jej szabrownicze podejście bardzo mu się spodobało co okazał nieznacznym aprobującym kiwnięciem i buńczucznym uśmiechem. Dałby sobie rękę uciąć, że gdzieś już ją widział, było w niej coś znajomego, lecz szybko porzucił tą myśl. To pewnie przez te włosy, cholera, dlaczego musiał to być akurat rudy? Chwilę później przybył elf... psia jego mać i pewnie nie miał by nic przeciwko gdyby nie pochwycił akurat jego kufel który to postanowił wylać na dziewczynę. Szczyny czy nie, piwo było jego!

- Ej Ty... - powiedział głośno i wyraźnie niezadowolony zwracając się do szpiczastouchego śmiałka poprawiając uchwyt na kuszy - ...masz problemy z żołdakami to nie wyżywaj się na młódkach 'bohaterze'. Przez takich jak Ty i twoja arogancja nieludzie mają przesrane, więc lepiej nie zrażaj do siebie tych którzy są neutralni... jeszcze. Jesteście w Imperium gośćmi, nie nadużywajcie gościny, odejdźcie! - słowa które miały opuścić jego usta za chwilę był powiedziane w zniesmaczonym tonie, lecz sens za słowami był całkowicie inny. Nie można było wykluczyć scenki pokazowej..
- Słuchajcie szeptu wiatru w koronach drzew, on niesie ostrzeżenie... - Eltharin. Elfie uszy mogły wychwycić drobne szczegóły wymowy, młodzieniec wyraźnie był uczony za młodu, choć do elfiej wprawy wiele mu brakowało to posługiwał się językiem swobodnie... jak na człowieka.

Nie przepadał za elfami, ani trochę, również nie miał zamiaru popuścić farbowanej małpie. Sęk w tym, że równie mocno jak nie podobała mu się arogancja uszatego to równie mocno zdawał sobie sprawę z konieczności utrzymania grupy elfów przy życiu... Ktoś będzie musiał skupiać na sobie uwagę żołdaków, czy też kryjącego się po lasach plugastwa chaosu. Jak by nie było, elfy miały swój użytek. Choć nie miałby nic przeciwko gdyby żołdacy się nimi zajęli... lepiej żyć w zgodzie z 'władzą' w szczególności zajmując się taką dziedziną życia jak on.
 
Dhratlach jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172