Na wyjących zakonników posypały się strzały i bełty. Jednego z nich trafiły aż trzy pociski. Strzała z łuku Wolmara przebiła lewą opachę i spod pancerza trysnęła krew. Rycerz zawył jeszcze głośniej. Bełt z kuszy najemnika trafił go wprost w napierśnik i ugrzęzł w nim zagłębiony aż po lotki. Ale to strzała Gastona, która wbiła się wprost w opancerzone udo spowodowała, że rycząc z bólu heretycki rycerz runął na ziemię. Nie wypuścił z rąk trzymanego oręża, ale wyglądało na to, że raczej nie zaatakuje. Mógł się co najwyżej bronić.
Pędzący na drugiego rycerza Markus, z mieczem w dłoni i żarem w sercu uderzył z całej siły. Wprawdzie nie miał zbytniej wprawy w posługiwaniu się orężem, który dzierżył, ale nadrabiał zapałem. Miecz przeorał głęboko nałokietnik rycerza, który cofnął się przed niespodziewanym atakiem. To spowodowało, że atakujący go akolita chybił, a jego morgensztern skrzesał iskry uderzając w kamienny portal prowadzący do wnętrza świątyni. Strzała Engelberta pomknęła gdzieś w przestrzeń, nie wyrządzając nikomu krzywdy.
- Krew dla Khorna! – krzyknął bluźnierca, plując krwią z rozgryzionych warg. Posoka ciekła mu na brodę i spływała po płytach pancerza. W oczach rycerza płonął krwawy ogień. Potężne cięcie topora niemal zdekapitowało Dietera, który krwawiąc z potężnej rany na głowie wylądował kilka metrów z tyłu. Wprost pod nogami strzelających. Heretycki zakonnik zaśmiał się złowieszczo. – Kto następny? – wycharczał. |