To zdecydowanie nie wyglądało na przyjacielskie spotkanie na zwyczajnej kolacji. Rytuał, jakiego świadkiem stała się ich grupa, kojarzył się Gotfrydowi z czymś bardzo paskudnym, mrocznym. A najemnik bynajmniej nie marzył o tym, by zobaczyć, jaki będzie efekt tego rytuału. Wolałby przerwać go jak najszybciej, chociaż faktyczni uczestnicy rytuału wydawali się wniebowzięci taktem, że Leibnitz podcina im gardła, że zostaną złożeni w ofierze.
Z kolei przeszkodzenie im w tej chwili mogłoby zaowocować wielkim gniewem przyszłych ofiar, które zwróciłyby się (i swoje topory) przeciwko przeszkadzającym w obrzędzie intruzom.
- Proponowałbym poczekać, aż zostanie tylko jeden do zarżnięcia - zaproponował cicho Gotfryd, ładując równocześnie kuszę - i wtedy zaatakować tego arcydrania. Utrupić go, zanim dokończy rytuał. Nawet on nie będzie w stanie nic zrobić z paroma strzałami czy bełtami w brzuchu.
- Ogień też nie będzie zły - dodał. |