Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2013, 16:11   #16
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
- Ja cię chyba gdzieś już widziałem...i to nawet dziś, czy to wogóle możliwe?! Bardziej stwierdził niż spytał Ben, a słowa jego skierowane były do blondynki szperającej właśnie po półkach z elektroniką. Benjamin spojrzał na Zacka i dostrzegł pęk kluczy który ten trzymał w dłoni. Podszedł do niego i wyjał klucze z zaciśniętej dłoni, w ich miejsce włożył nóż, znaleziony chwilę wcześniej w kuchni. - Trzymaj Zack, może sie przydać, nigdy nie wiadomo. Zack słysząc słowa Bena spojrzał z lekkim przestrachem na duży kuchenny nóż, teraz trzymany przez siebie. Terman nie wierzył ani na chwilę że Zack będzie wiedział jak wykorzystać taki nóż w samoobronie, zresztą nie było za co winić chłopaka, mało kto teraz wiedział jak używać noża do walki.

Benjamin spojrzał na otwarte drzwi i pośpieszył do nich. Po drodze znalazł odpowiedni klucz z naklejką ''main entrance'' oraz drugi opisany jako ''front bars''. Szybkimi ruchami Ben zasunął kraty i zamknął je kluczem, tak samo postąpił z głównymi drzwiami. Wiedział że musi teraz wracać do Henderson, na tyły sklepu. Kiedy Ben przechodził obok Zacka i prawdopodobnie martwego sklepikarza, przypomniały mu się słowa Zacka o tym że postrzelony mężczyzna wciąż żyje. Teraz kiedy sklep był mniej więcej zabezpieczony, należało to sprawdzić. Benjamin pochylił się na rannym i sprawdził puls... wydawało się jakby było tam wciąż słabo wyczuwalne tętno. Ben mógł się jednak mylić, ale postanowił działać, tak czy inaczej, należało tak postąpić.

- Henderson jest policjantką, musi znać się choć trochę na pomocy przedmedycznej. Powiedział na głos Benjamin. - Zack posłuchaj uważnie. Sprawdź wokół kasy, pod ladą i w tamtych szafkach. Ben wskazał na półki pod ścianą za tak zwanymi ''plecami sprzedawcy''. - Szukaj apteczki pierwszej pomocy. Jeśli jej tam nie znajdziesz to biegnij na zaplecze i tam szukaj. Jeśli ją będziesz miał to daj ją Henderson i każ jej tu przyjść, jeśli apteczki nigdzie nie będzie to i tak wezwij tu Henderson. Sam zajmij miejsce policjantki przy drzwiach, rozumiesz? Jeśli coś bedzie nie tak na zapleczu to zabieraj się stamtąd i przybiegnij tutaj. Dobra leć już. Zack wystrzelił jak z procy. Trudno było powiedzieć czy znalazł apteczkę za ladą czy nie, w każdym razie za chwilę zniknął za drzwiami prowadzącymi na zaplecze.

Ben włożył pęk kluczy do kieszeni spodni i wyciągnął szybko z plecaka latarkę i nóż oraz taśmę klejącą. Robiąc to wciąż myślał. Wiedział że Zack nie był najlepszym kandydatem by szukać apteczki, ale nie było nikogo innego więc musiał wystarczyć... co do dziewczyny o blond włosach i ładnej buźce, Ben miał inne plany. - Hej pomożesz mi? Trzeba będzie przemywać na bierząco rany, może uda się jeszcze uratować tego człowieka. Na zapleczu jest kuchnia, przynieś tyle wody ile zdołasz, będzie nam potrzebna za chwilę. Poza tym mam na imię Ben. Benjamin zwrócił się do zajętej swoimi sprawami kobiety i zakończył rozmowę zapoznawczym akcentem.

Terman przystawił ucho do ust rannego mężczyzny i oczekiwał poczuć lub usłyszeć oddech, ale ten nie nadchodził. Kolejny raz sprawdził puls, ale tym razem go nie wyczuł... zresztą kto to może wiedzieć, może facet dostał zapaści, może tętno ustało kilka sekund temu, a może po prostu Ben nieumiejętnie mierzył puls? Trudno było powiedzieć. Benjamin dwoma szybkimi ruchami zerwał z rannego marynarkę i koszulę, oczom ukazały się cztery rany postrzałowe, kule pewnie tkwiły jeszcze w ciele. Ben odwrócił rannego na bok i obejrzał plecy, szukał wylotów od kul. ~ Jeśli jakieś były to źle, takiego krwawienia nie powstrzymają domową apteczką, jeśli nie to też źle, nie sposób wyciągnąć postrzępionych sabotów przy użyciu latarki i noża...to nie film. Myślał stary wykidajło. Benjamin włączył latarkę i sprawdził szybko reakcję źrenic na światło, wydawało się że w tym człowieku w jakiś święty i cudowny sposób tkwi jeszcze życie.

I zaczęło się. Resuscytacja i forsowanie przełyku rannego palcami w poszukiwaniu obcych obiektów lub wymiocin. Pięć ratowniczych wdechów i trzydzieści uciśnięć klatki piersiowej i dwa kolejne ratownicze wdechy... znów trzydzieści ucisków na mostek i dwa wdechy. Benjamin powtarzał tę czynność raz za razem i wypatrywał oznak pracy serca lub samodzielnego oddychania przez postrzelonego sprzedawcę. Szanse na przeżycie człowiek miał niewielkie, ale Ben próbował, ręce trzęsły mu się jak jasna cholera i błagał wszystkich świętych o to by Henderson już przybiegła i pomogła mu w tym... wszystkim. Jedno było jasne. Muszą spróbować pomóc temu człowiekowi. Stworzy to nie tylko szansę dla rannego ale dla nich wszystkich. Muszą czuć że próbuja, zająć się czymś, wiedzieć że ta druga osoba jest oparciem i nie zostawi nikogo w potrzebie. Taka więź była ważna... stworzenie jej mogło uratować kiedyś życie Benowi. Wszystko w myśl prostej zasady. Im więcej pomagasz innym tym trudniej im zostawić cię z tyłu, w kłopotach. Oczywiście nie zawsze to działało, ale warto było podjąć się stworzenia takiej więzi.

Kilka rzeczy stało się jednak jasnych dla Bena. Zackowi nie można było zaufać w pełni. To że wpuścił kogoś do sklepu, to można było zrozumieć, ale to że nie zamknął za soba krat czy drzwi... to świadczyło o strachu i infantylnosci, braku chęci przetrwania. Młoda blond piękność natomiast była nico dziwna, a to też dobre nie było. Rozglądanie się po półkach kiedy drzwi stoją otworem a na ziemi leży ranny lub martwy człowiek było raczej niecodzienne... nie szukała też pomocy. Jak na razie Henderson wydawała się mieć jedynie stalowe nerwy i moralny kręgosłup, poza tym wiedziała co wydawało się być ważne w ich sytuacji, bezpieczeństwo i ucieczka oraz nawiązanie kontaktu z władzami. Benjamin postanowił trzymać się policjantki za wszelką cenę... ona mogła stanowić konkretną pomoc w wydostaniu się z miasta.

- Człowieku żyj. Ben uderzał zaciśniętą pięścią w splot słoneczny krwawiącego mężczyzny. - Słyszysz mnie... słyszysz... nie umieraj! Krzyczał Ben. - Henderson, gdzie jesteś do cholery?
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 26-04-2013 o 18:30.
VIX jest offline