Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2013, 20:08   #24
Maura
 
Maura's Avatar
 
Reputacja: 1 Maura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodze
Maura&Kelly


Carmina nadal stała oparta o poręcz loggi, pozwalając wiatrowi wysnuwać z warkocza jasne pasma i bawić się nimi jak figlarny dzieciak. Obróciła się ku Marcowi z uśmiechem.

- A więc, jesteś gotowy na wędrówkę, jak w La Divina Commedia? Mogę być Beatrycze, ale zamiast do piekła, zaprowadzę cię do małej trattorii, jestem śmiertelnie głodna, a w domu nic prócz bułeczek. Najpierw zjemy pyszne ravioli z baraninką i szpinakiem, GIuseppe robi znakomite, a potem podelektujemy sie marsalą. Na koniec spacer nad Tybr. Jak się lenić to na całego.
- Jak najbardziej moja cicerone. Wprawdzie Dante nigdy nie był moim ulubionym dzielem, jednak przypuszczam, że ta wedrówka, którą mnie poprowadzisz, będzie neico innymi szlakami, zaś towarzystwo doskonałe. Co do ravioli. Prowadź oraz daj się zaprosić. Przynajmniej poczęstunkiem, słowem oraz uśmiechem będę miał swój wkład do tej wędrówk. Jeśli pierożki sa podobnie smaczne, jak bułeczki, czuję, że ów Giuseppe bedzie miał paru klientów więceji - spojrzał na nią wyczekująco. - Wiesz, masz bardzo ładne mieszkanie Carmino. Czuć tutaj ducha Rzymu, tego lepszego niżeli na Lateranie, oraz ducha właścicielki - uśmiechnął się do pełnej uroku Italijki.

Parsknęła śmiechem: budził w niej dobry nastrój. Poza tym miała naprawdę powody do szczęścia: nowe kontrakty, znajomości, słońce grzało cudnie, wiosna budziła świat do życia, a Marco był przemiłym towarzyszem. Wyszli z kamienicy, odprowadzani spojrzeniem Giuliany zza firanki. Obrażona Dama została na tarasie, grzejąc się w smudze światła. Trattoria była blisko, stamtąd dochodziły wesołe rozmowy, śpiewy, nawet brzdąkanie lutni. Gdy Carmina stanęła w progu, kilka głów odwróciło się do niej, ale zdumione spojrzenia zatrzymały się raczej na postaci Viscontiego.

- Dzień dobry! Masz pierożki, Jerome? To Marco, a to Jerome, Pietro, Domenico, Kulas i Giuseppe.

I zwinnie wślizgnęła się do środka, rozdając przyjacielskie kuksańce, klepnięcia w ramiona, mrugając do tego czy owego; wąsatego staruszka, wojaka w kapeluszu, grubasa z nosem jak kartofel.
- Dzień dobry, signores, miło mi poznac przyjaciół Carminy - gracko machnął kapeluszem wślizgujac się za Carminą. - Panna di Betto nie mogła się nachwalić owych pierożków, przyznaję więc, że narobiła mi strasznego apetytu na to cudo podniebienia - cóż Marco nie był jakimś wyjatkowym wybrednisiem, jak wiekszość wojaków, ktorzy potrafili sie zadowolic byle kawalkiem podpłomyka. Nie mniej umiał docenic dobre danie, nawet niekoniecznie kunsztowne, ale proste, zdrowe, smaczne, takie które dodawało energi oraz krzepiło. Ponadto cieszył sie, ze jest na spacerze z sympatyczna dziewczyna oraz poznaje Rzym, który miał okazje widywać albo od strony pałacowej, albo garnizonowej. Strona zwyczajna jednak była niewątpliwie sympatyczniejsza.




Kiedy usiedli przy jednym ze stołów, wychylił się ku nim siwowłosy mężczyzna o krzaczastych brwiach, w brązowym kaftanie i błękitnej koszuli. W pomarszczonej, ale silnej dłoni trzymał fajeczkę, z której pykał, u pasa miał krótki kordelas.

- Jestem Nerdi, ale mów na mnie Kulas, jak wszyscy - zwrócił się do Marco, a na Carminę spojrzał z urażoną troską. - Nie mogłaś się zająknąć, ptaszyno, po jakiego diabła poniosło cię na papieski dwór? Przecie my wszyscy niemal wyprawę zorganizowaliśmy... biesiadujemy od rana i radzimy, jak cię wyrwać ze szponów sodomitów watykańskich, dziwkarzy i gładkich psubratów, kij im w rzyć. Ledwieś się od nich odczepiła, a znowu diabeł łapę wyciągnął?

W międzyczasie przed nimi stanęły dwa talerze pachnących, parujących pierożków ravioli, polanych tłuszczykiem z cebulką, a także dwa kielichy marsali.
- Mio caro - uśmiechnął sie do niej - jeśli prawde powiadają filozofowie, to człowieka można ocenić przez pryzmat jego przyjaciół. Jak można bez trudu rzec, ty masz bardzo wiernych oraz szczerych. Ale nie obawiajcie się mości Kulas, właściwie nic się nie stało poza faktem, że Carmina pokazywała ponownie swój kunszt malarski. Cóż, niekiedy tak bywa, zaś owi sodomici oraz inni pewnie zabawiają sie teraz inaczej, niżeli winem oraz pierożkami. Nie wiedzą, jaka ponoszą stratę niewątpliwie. Póki co, nie martw się waść, alem myślał, mówiac szczerze, że ogólnie już wszystkie wróble rzymskie ćwierkają, co do tego, jakie rzeczy się wyrabiały na papieskim dworze. Rzecz jasna, wszystkie mogą ćwierkać co innego - dodał, bowiem rzeczywiście, plotka niewątpliwie juz fruwała po Rzymie od ust do ust, od uszu do uszu, aczkolwiek niekoniecznie przedstawiając prawdę.

- Mniam, pyszne, delizioso, abssolutamente delizioso - przyznał. - Ta cebulka pasuje idealnie, wkomponowuje się tak doskonale podkreślając smak. Co za tępaki wolą języki słowcze niż pierogi? Mniam, affascinante - wcinał smakowite jadełko.

Kulas przyjrzał mu się, marszcząc nos, nieco zsiniały. Widać stary wojak zaglądał teraz za często do wina. Jego przezwisko było efektem rany; miał sztywne, źle zrośnięte kolano, ale trzymał się prosto, a hartu ducha miał za dwóch.

- Ano, panie Marco, ćwierkają, że nic nowego, papieżysko stare znów się zabawiało, z francuskimi kundelkami tym razem i tyle dziwek ponoć sprosiło, ile wszy w sienniku. Dlategom się dziwił, co nasza Carminka tam robiła, bo ona nie z tych, co rzyć goła, dusza wesoła...

- KULAS! - Carmina machnęła w niego widelcem, tak nieszczęśliwie, że pierożek zbombardował krzaczastobrewego. Ten w spokoju podniósł go z kaftana i zjadł, wzruszając ramionami.

- Toć prawdę gadam. A prawda to, że starego ubić ktoś chciał? - popatrzył na Marco.
- Ano chciał - przyznał Marco nie wdając się szczegółowo. Skoro tak czy siak Rzymianie wiedzieli, zaś rozpytywanie roznieci jeszcze większe plotki, nie było co ukrywać. - Stąd własnie ona rozróba, ale bo to pierwszy raz? - spytał doskonale znając odpowiedź, wszak Rzym slynął niestety skytobójcami najemnymi, którzy mordowali przeciwników politycznych, bele im zapłacić. Co do Carminy, oczywiście, że ona była nie z tych! To bardziej niż pewne, ale szczegółowo nie chciał opowiadać, co robiła. Może tego sobie nie życzyła? - Powiedzieć trzebaby słusznie, że Jego Świątobliwość narobiła sobie wielu wrogów, aczkolwiek pewnie każdy, kto ma jakie stanowisko wysokie na takie coś jest narażony. Im wyżej, tym więcej chętnych do ukradkowych ataków - stara bowiem prawda to była, że im wyzsze drzewo, tym więcej piorunów ma ochotę je trzasnąć. Papież niewątpliwie, szczególnie taki puszczający się na lewo oraz prawo nepota, był szczególnie doskonałym celem.

Carmina jadła żwawo, milcząc, wyraźnie zgniewana i zarumieniona, od czasu do czasu popatrując na Kulasa groźnie. Niech się tylko odezwie jeszcze z jakimś genialnym komentarzem, to popamięta! Skończyła pierożki szybko, wypiła wino, po czym odłożywszy sztućce spojrzała na wojaka i zerkających spode łbów jego przyjaciół.

- Jestem dorosła! Maluję obrazy! Dostałam zamówienie z Watykanu, to namaluję, co chcą, nawet papieża w niezapominajkach, za coś czynsz muszę opłacać, a ty powściągnij czasem język, Nerdi, zwłaszcza w towarzystwie damy! - uniosła głowę, po czym odpiąwszy od pasa sakiewkę zaczęła szukać zapłaty.
- Nawet nie ma mowy - przytrzymał jej dłoń Visconti. Wyciagnął kilka srebrnych talarów, które biły mennice italijskich miast. - To za poczęstunek wspaniały. Naprawdę Carmino, jesli twoi znajomi nie mają oporów, sprzedam to wspaniałe miejsce jeszcze paru osobom.

Cóż, żaden kupiec nie narzekał na dużą liczbę klientów, toteż Visconti otrzymał ładne podziękowanie oraz zaciekawiony uśmiech rzucony półgebkiem. Ciekawe dlaczego tak sie wpatrywali, właściwie nawet nie tyle w niego, co w Carminę. Jakby uczyniła coś, co raczej nie zwykła czynić. - Teraz dalej, przyznaję, że wszystko weseleje, kiedy brzuch napełniony jest smacznym jadłem oraz ogólnie jest pięknie, eee tego - chcial dopowiedzieć: oraz przy niej, ale zdołał ugryźć się. Polubił ją, rzeczywiscie było bardzo milo, zaś jej obecnośc dodawała jakiegos sympatycznego aromatu, miłego oraz naturalnie promieniującego czymś przyjemnym.
 
__________________
Nie ma zmartwienia.

Ostatnio edytowane przez Maura : 25-04-2013 o 20:11.
Maura jest offline