Wątek: Oko czarownicy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2007, 14:58   #14
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Lord Fitpatrick

Służący wziął od niego lekki płaszcz i prawie zgięty w pół poprowadził w stronę schodów prowadzących do gabinetu Castlereagha. W połowie drogi spotkali sir Roberta i lady Estherę.

- Drogi Casparze- życzliwy ton mógł swiadczyć o niezwyklej atencji mówiącego do gościa Fitzpatrick zbyt długo jednak znał markiza Londonderry by dać się zwieść. Tym bardziej, ze jego towarzyszka jednym ruchem nie dała poznać po sobie, że pamięta choć minutę z poprzedniej nocy.
- Zaprosiłem Cię tutaj, znając bowiem Twoje oddanie Koronie...- kontynuował wprowadzając lorda do gabinetu i wskazując mu miejsce w fotelu. Nie wątpię , że zadanie natury tak delikatnej, a jednocześnie tak w obecnej sytuacji ważne... Jednym słowem Casparze uznaliśmy, z Estherą i Baringiem, że jesteś najodpowiedniejszym człowiekiem, by w Twoje ręce złożyć losy całej wyprawy.
- Z Baringiem, mną i Premierem - ostatnie słowo lady Stanhope wypowiedziała z takim naciskiem, że Fitzpatrick podniósł oczy i spojrzał Jej w twarz. Napotkał jednak tylko zimny, zupełnie wyprany z jakichkolwiek emocji wzrok wczorajszej kochanki.
- I z Premierem oczywiście - dorzucił pospiesznie sir Robert.
- To co zostanie tu powiedziane nie może wyjść poza te ściany...
[user=1251]- Zorganizowaliśmy ... pewną akcję przeciwko Korsykaninowi. Jeżeli się powiedzie odzyskamy należny nam prymat w Europie. Francuzi załatwią wszystko sami i wtedy ten gruby wieprz hrabia Prowansji zostanie następnym Ludwikiem panujacym z Bożej łaski.

Tu sir Robert uśmiechnął się drwiąco i upił łyk wina.

- Jednak nie wszystko poszło tak jak chcieliśmy. Ten wielki Bretończyk, Cadoudal, który podjął się zadania zabrał ze sobą pewne papiery , które świadczą o pewnych powiązaniach z nim ludzi wysoko , bardzo wysoko sytuowanych i o ważnej pozycji w Zjednoczonym Królestwie. Jeśli dojdzie to do Premiera...

Widząc iż powiedział za dużo zamilkł gwałtownie. Stojąca za jego plecami lady Esthera drgnęła gwałtownie. Catlereagh parę razy głęboko odetchnął i podjął wątek.

- Wyruszysz zatem Casparze by odnalezć te papiery, wiemy że Cadoudal nie ma ich przy sobie, zresztą albo już jest, albo zmierza właśnie do Paryża, by spotkać się z generałami Pichegru i Moreau. Wpadnie najpewniej, bo jak donoszą nasi agenci, kontrwywiad Savary'ego już jest na ich tropie. Musimy, powtarzam Casparze musimy odzyskać te papiery.To nie tylko prośba, to również polecenie, Twojego przełożonego admirała Whintrope'a.
Zapewne masz teraz do mnie parę pytań ?


Konwersację przerwało wejście kamerdynera.

- Markizie lady Lajolais z towarzyszką

Sir Robert zwrócił się do Esthery :

- Moja droga czyń przez chwilę honory pani domu, niebawem dołączymy do Was.

Ta w milczeniu skinęła głowa i nie obdarzywszy Caspara nawet spojrzeniem opuściła gabinet.[/user]

Mathilde Le Blanc

Gospodarza nie było jednak w domu, oczekiwał na nie jednak list.
W nim sir Baring z największym żalem zawiadamiał, iż sprawy niecierpiące zwłoki zmuszają go do nagłego wyjazdu. Zawierał również zaproszenie do siedziby lorda Robberta Castlereaghe'a markiza Londonnery na dzisiejsze popołudnie.
Choć pani pułkownikowa sarkała nieco za formę zaproszenia, jednak obie chcąc nie chcąc wsiadły do powozu i kazały sie zawiezć pod wskazany w liście adres.

Rezydencja choś może niezbyt okazała świadczyła jednak o majętności i pozycji lorda. Wprowadzone przez lokaja do ogromnej bawialni na parterze panie chwile oczekiwania wypełniły sobie najnowszymi plotkami o londyńskich skandalach.

- Witam, a jednocześnie proszę o wybaczenie. Lord zaraz zejdzie, na razie ja dotrzymam paniom towarzystwa. Jestem lady Esthera Stanhope, o której zapewne panie słyszałyście niejedno i zapewne więcej złego niż dobrego.

Kobieta, która sie pojawiła, była wysokim rudzielcem. Jej twarz pokryta byla licznymi śladami po ospie, nazwać pięknością nie mozna jej było. Jednak szare oczy rekompensowały braki urody. Znamionowały siłę, charakter i niewątpliwą inteligencję.
Uśmiechnęła się jednocześnie wskazując by usiadły. Wkrótce pojawił się służący z tak modną ostatnio kawą i likierami.

- Pani Lajolais wszyscy jesteśmy pod wrażeniem poświecenia i odwagi zarówno pani, jak i pani męża. Sam premier wspominał mi o tym z uznaniem.
Zapewne zaś ta młoda dama to tak oddana naszej sprawie panna Le Blanc. Wspólczuję z powodu straty braci, pani pułkownikowa opowiedziała nam o tej tragedii.
Teraz jednak nadarza się okazja byśmy nawet my słabe kobiety przyczyniły sie do upadku tego korsykańskiego potwora. Ta przesyłka, którą pani Lajolais Ci wręczyła trzeba doręczyć Jej męzowi w Paryżu. To misja niezwykle ważna dla waszej sprawy.Towarzyszyć Ci będzie zacny kawaler sir Fitzpatrick, którego rychle poznasz i kilku jego przyjaciół, przynajmniej przez pewien czas.
Mam nadzieję, ze podejmiesz się tego zadania, wszak o Twoim oddaniu Burbonom i monarchii świadczyła sama pani pułkownikowa ?

Samuel Daniłłowicz

Baring jak oparzony zamachał rękami.
- Zadnych pytań, sam wiesz. Na razie musi ci wystarzczyć jedno, jak wpadniesz w ręce Francuzów lepiej od razu sobie strzel w łeb.

Francis zamilkł i dalszą część drogi upłyneła im w milczeniu. Dopiero gdy powóz zajechał przed rezydencję Castlereagha Baring chwycił Samuela za ramię i pochylił się ku niemu.

[user=1476] - Powiem Ci tyle ile mogę. To zadanie ma na celu odnalezienie pewnej... przesyłki. Wyprawą dowodzić będzie niejaki sir Caspar Fitzpatrick. To człowiek Stanhopówny i Castlereaghe'a. Musisz patrzyć mu na ręce, a ta przesyłka...ta przesyłka najlepiej by było, by znalazła się w moich rękach. Wtedy możesz prosić o co chcesz...[/user]

Puścił ramię Samuela i zaczął gramolić się z powozu.

- Zaraz go poznasz, a także resztę grupy. Z tego co wiem to rojaliści, dzięki nim łatwiej będzie poruszać się wam po Francji.

Stanąwszy pewnie na twrdym gruncie, wyciągnął z kieszeni surduta chusteczkę i wytarł twarz spotniałą z wysiłku.

b]Nicolas i Balzak[/b]

- Baringa ? A kto to jest ? Swoje polecenia znam i zwykłem je wypełniać, a zatem panowie...

Przy tych słowach wyprostował się, głos przybrał stanowczy ton, zniknął też cocneyowski akcent. Jednocześnie spod okrywajacych go łachmanów wyjrzała lufa pistoletu.

- Być moze takie instrukcje były w liście, konspiracja ma jednak to do siebie, że trzeba zabezpieczać się na wiele sposobów. Stąd zmiana planów. A teraz proszę juz do powozu nie stójmy tu na oczach wszystkich.

Ręką wskazał niepozorny kryty pojazd stojący nieopodal. Gdy wsiadali szepnął coś stangretowi na kożle , po czym usadowił się we wnętrzu naprzeciw nich. Jednak jakiekolwiek próby rozmowy zbywał milczeniem lub gestem.
Po około półgodzinnej jezdzie dotarli do celu. Wysiadając Francuzi ujrzeli rezydencję może niezbyt wielką, ale widać było, że gospodarz raczej na brak gotówki nie cierpi. Pierwszy odezwał się "oberwaniec"

- To posiadłośc sir Roberta Castlereagha. Idzcie tam a przyjmą was jak dobrze urodzonych szlachciców i wyjaśnią resztę.
A i pozdrowienia od Hyde'a, wierzy, że nie będzie żałował polecenia was. Wierzy też, iż będziecie pamiętać, że jesteście prawymi Francuzami.

Przekazując słowa Neuville'a skrzywił się jakby raziło go to galijskie przesłanie, po czym wskoczył do powozu, który natychmiast ruszył.
Pozostali sami na podjezdzie, obok nich leżały skromne bagaże wypakowane międzyczasie przez stangreta.

Jan Wymierski

Droga na rue Mallmaison zjęła mu około kwadransa, jednak zblizając się do niej ogarnęły go złe przeczucia. U wylotu ulicy stały rozgadane grupki Paryżan, często gestykulujących i zacietrzewionych. Ktokolwiek tu mieszkał, na pewno nie życzyłby sobie takiego zamieszania.
Jednak naprawdę zmroziło go rzucone w jednej z dyskusji nazwisko - Pichegru.
 
Arango jest offline