Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2013, 00:13   #101
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Trochę wstydziła się tej ulgi, z jaką opuszczała Czarny Zamek. Może dlatego jej pożegnanie z ojcem, to na osobności, w komnacie Marbrana, było wyjątkowo czułe. Najpierw ucałowała ojcowską rękę, lecz zaraz potem bezwstydnie przylgnęła do Lorda Dowódcy, tuląc się do jego piersi i chowając twarz w długi włos futrzanego płaszcza, w który mężczyzna był odziany. Przez chwilę nawet czuła ten bezgraniczny spokój, tę ułudę bezpieczeństwa, którą daje tylko bliskość kogoś kochanego, a której zazwyczaj potrafią doświadczać jedynie dzieci i pewien szczęśliwy rodzaj kobiet przekonanych, że całą odpowiedzialność za ich życie ponoszą mężczyźni; ojcowie, mężowie albo bracia.

Spędziła tu pełen wrażeń miesiąc. Choć doświadczyła omamów, omal nie spłonęła żywcem, stanęła sama naprzeciw żądnego krwi tłumu i wyjeżdżała przekonana, że coś z jej głową jest zdecydowanie nie w porządku, jednocześnie w porównaniu z momentem przybycia na Mur, obecnie wręcz tryskała energią i radością. Nie pozbyła się ciężaru, który nałożyła na jej barki śmierć brata, a decyzja o pomszczeniu jego śmierci jedynie się w niej utrwaliła, ale zyskała przestrzeń, dzięki której mogła dalej żyć. Zamykała oczy i nie zawsze już widziała ciało Willema. Właściwie to zgadzała się z Tytusem, że powinni wracać na statek, nadchodziła zima, na Południe wzywały ją obowiązki. Tam czekała ta właściwa kobieta, ta, którą była gotowa zabić. To wszystko tutaj, choć ojciec próbował złożyć na jej barki swój ciężar, to nie było jej życie, a wiedziała, że jeśli będzie zwlekać zbyt długo, niepostrzeżenie może nim się stać. To samo wiedział chyba i Tytus choć jak na sługę przystało nie formułował pochopnych wniosków.

W momencie pożegnania zdała sobie sprawę jak bardzo podziwia ojca. Niczym udzielny Monarcha, Pan Muru i Zamarzniętej Ziemi, prowadził skomplikowaną polityczną grę, do jakiej ani ona, ani nikt kogo znała, nie byłby zdolny. Czy robił to dobrze czy źle, nie potrafiła orzec, z pewnością jednak nie popełniał grzechów powszednich; tchórzostwa ani zaniedbania.

Bez wątpienia pozwalała się wydarzeniom unosić również z ciekawości. Świat Północy, barbarzyński, surowy i ponury bywał niezwykle atrakcyjny. Wszystko tu zdawało się trwać na pograniczu realności, legendy materializowały się tu w kieliszkach wina, pożółkłych czaszkach i podejrzliwych koniuszych, a gwiazdy sprowadzały szaleństwo. Ona sama poczuła się wiedźmą. Tylko odrobinę brakowało jej czarnego stroju, sękatego kija i złowieszczego chichotu.

Na szczęście, gdy patrzyła jak odjeżdża Ulmer, chciało jej się śmiać z wcześniejszych przeczuć.

Cóż. Tak jak powiedziała Tytusowi, to tylko przygoda, zobaczą legendarnych, straszliwych Skaagosów w ich naturalnym środowisku. Będą oglądać się za siebie, zasypiać z mieczem pod posłaniem, będą odmawiać mięsa póki nie upewnią się skąd pochodzi, i zerkać na boki w poszukiwaniu ołtarzy ze świeżymi śladami krwi. Tytus przekona się, gdzie Skaagijki nie mają zębów. Po powrocie on dzięki temu będzie pił za darmo w nadmorskich spelunkach, a jej do szczęścia wystarczy, że odwlecze moment konfrontacji z prawdziwym życiem. No i Engan. Ale o tym z Tytusem nie rozmawiała.

Od początku drogi trzymała się blisko zarządcy Kamyka. Łatwo było to wytłumaczyć. Poza Mortem i Urregiem, jedynie Engan miał w tym towarzystwie dobry humor. Mort był dzieckiem, a Urreg nie mówił w cywilizowanym języku. Za to Engan nucił, żartował i rozmawiał. Wyglądał na krępym silnym koniku pokracznie. Nie został stworzony do konnej jazdy. Plejada innych rzeczy, do których został stworzony, prześladowała wyobraźnię Alysy.

Joran i Roddard z identycznie stanowczymi minami wyglądali jak wisielcy odcięci w od sznura w ostatniej chwili, a przecież było to prawdą tylko w przypadku tego pierwszego. Rozpoznawała też sposób, w jaki patrzył na nią Erland, szacując jej wartość do swoich celów. Znała to spojrzenie z dawnych czasów. Podobnie patrzył na nią kiedyś Ulwyck Uller, gdy po nieudanej ucieczce wróciła do mężowskiego grodu, a on przeliczał wartość zależnego od jego woli życia w walucie gniewu Pani Królewskiego Grobu. Wyrachowany skaagoski starzec budził w niej niebezpieczny, zestarzały resentyment.
A gdy tylko Septa zrównywał z nimi swego konia, od razu miał ochotę pytać o wilki.

To wszystko niezbicie dowodziło, że zwyczajnie musiała trzymać się blisko Engana. Niestety dobrze wiedziała, że kieruje nią coś więcej. Niemądra ochota na coś, co może zaszkodzić.

Chwilami dokuczała jej ranna ręka, ale mimo wszystko wspaniale czuła się na koniu. Nawet szczypiący w policzki mróz wydawał się idealną pogodą na konną wyprawę. Biała klacz rwała do przodu, po zbyt długim postoju zupełnie nie mając cierpliwości do wędrówki stępa. Alysa rozumiała tę niechęć i często popuszczała wierzchowcowi wodze na krótkie galopy. Obie wracały z nich równie rozgrzane i podobnie zadowolone. Tuż po powrocie z jednej z takich eskapad, Engan pokazał Alysie nadjeżdżającego.
Pewnie najmniej ze wszystkich zdziwiła ją gorliwość i słowa Gerolda Smalwooda. Podziękowała bibliotekarzowi serdecznie, właściwie wzruszona poświęceniem, jakie wykazał pędząc za nimi konno.
- Powtórz Lordowi Dowódcy – poprosiła i zawahała się przy doborze słów –… powiedz mu, że to moje słowa i że ośmielam się zasugerować, by w politycznych kalkulacjach zaczął brać pod uwagę legendy równie silnie jak współczesne namiętności. Zresztą –stwierdziła nagle –odprowadzę cię kawałek z powrotem, moja klacz potrzebuje więcej ruchu niż nieruchawe koniki Septy.

Ruszyła nie dając Willamowi czasu na odpowiedź na tę zaczepkę. Zabroniła też Tytusowi jechać za sobą. Nie wynikało to z beztroski. Choć i nią wstrząsnęły wieści o morderstwach na sojusznikach Straży, uznała za bezsensowne męczenie gorszego konia, który po kradzieży przypadł w udziale jej ochroniarzowi.
Odjechała z bratem Geroldem tylko kilka mil. Cały czas zastanawiając się nad słowami, które chciała przekazać ojcu. Zaczęła od końca.
- Pół roku temu miałam sen.
Gerold aż zamrugał, nic nie rozumiejąc z tego wstępu ewidentnie dotyczącego nie jego spraw. Alysa kontynuowała nie zwracając uwagi na zmieszanie bibliotekarza.
- W tym śnie mój brat Willem, przebywający wtedy w Starym Mieście, właściwie na wybrzeżu, na plaży, bo to był piękny dzień, pełnia lata, utonął w morzu. I wiedziałam, że to się dopiero wydarzy. Wyruszyłam żeby go ostrzec, ale nie zdążyłam. Za to przybyłam na czas, żeby obejrzeć na jawie końcówkę mego snu.
Teraz znowu mam przeczucia –przy tym ostatnim słowie żachnęła się z wyraźną złością - i wydaje mi się, że znaczenie mają inne rzeczy niż sądzi ojciec. I że to jest główny problem. Nie Moraud i nie Czaszka, tylko zwierciadła, jednorożce i to coś, z czym kiedyś wspólnie ze Skagoosami Straż walczyła na morzu. To powtórz ojcu. A potem szukaj dalej, czegoś o tym zagrożeniu.
Możesz też dodać, że go kocham, ale na pewno nie spełnię tej prośby której nie wypowiedział. Ale nie musisz – roześmiała się – tylko jak będziesz chciał Marbranowi dokuczyć. –mrugnęła do kompletnie zaskoczonego Smalwooda i zawróciła swoją klacz.
Gdyby Henk ukradł Białą wściekłaby się naprawdę.

***

Gdy wróciła czekało na nią kilka zaniepokojonych osób. Pierwszy odciągnął ją na bok Septa.
– Co to za tałatajstwo o którym mówił Smalwood? Skąd to się wzięło i po co było. A właściwie przed czym to była ochrona?
- Nie mam pojęcia. Znaczy Gerold mówił o zwierciadłach służących do komunikacji, tych, które znalazłam w podziemiach pod Zamkiem. Przed jakim niebezpieczeństwem ostrzegano się nawzajem nie mam pojęcia. Ale sądzę, że jednorożce mają z tym więcej wspólnego niż, hmm, Czaszka i jego ludzie. Kojarzysz legendy o morskim potworze, co mu Skagosi oddają cześć? Szłabym w tym kierunku. Pewnie warto by pogadać z Wiedzącym. Ale,Willam, powiedz mi co innego – nagle i ona rozejrzała się na boki i jeszcze bardziej ściszyła głos - jeśli Moraud powie nam, że szykuje wesele, powinnam spełnić polecenie mego ojca?
Septa chwilę milczał. Nawet dłuższą chwilę. A upewniwszy się, że to co mówi trafi tylko do uszu Alysy odrzekł. - Każdy z nas wie co trzeba będzie zrobić jak zajdą pewne okoliczności. Czy to będzie akurat wesele tego nie wiem. Wiesz, równie dobrze powodem może być kolejne żądanie jak chociażby ten tunel... a wesele może być tylko podstępem na Czaszkę. NIe wiem.
Alysa nieoczekiwanie uśmiechnęła się.
-Lubię odpowiedź nie wiem. Niewiele jest równie prawdziwych.
Na zakończenie ich miłej pogawędki Septa postanowił też wygłosić kilka oczywistości - Wiesz, że jak coś ci się stanie to Stary nas wszystkich wykastruje? Wiesz, że jak ktoś będzie się chciał dobrać do Lorda Dowódcy to ty będziesz najlepszą okazją do tego? No co się tak na mnie patrzysz? Odpowiedział Septa na zdziwiony wzrok Alysy. – Wiem, że wiesz… ale chciałbym żebyś o tym pamiętała. Bo chcąc nie chcąc tylko ty jesteś niezastąpiona… i paradoksalnie szantaż, jakiemu została poddana Moraud może się na tobie cholernie źle odbić.
-Willem, to Wy jesteście jego rodziną. Swoją dawną mordował, za to tu trafił. Musiałeś coś słyszeć. Ale rozumiem. Nie martw się, kojarzę oczywistości i będę wśród Skagoosów ostrożna. Zresztą mam Tytusa. I Urrega zdaje się – roześmiała się. – Właściwie to jestem cholernie trudnym celem.
- Właściwie to jak Moraud będzie chciała na Długim Kurhanie kogokolwiek z nas obedrzeć ze skóry to to zrobi. –odpowiedział Willam, a ona znowu się roześmiała.
- Krwiożercza suka. Ale wiesz, ja cię nie dam obedrzeć ze skóry. To za bardzo boli.

***

Zeskoczyła z konia i podeszła do Morta. Pierwszy raz widziała coś takiego i powodowała nią zwyczajna ciekawość. Robaki były dużo bardziej fascynujące niż obrzydliwe.
-Czekaj. –Powstrzymała chłopaka – Tu. –Wskazała miejsce gdzie robakowy wąż zwężał się miedzy dwoma pieńkami – Spróbujemy przerwać cały pochód?
Co prawda Septa kazał się Młodemu wycofać nim zaczęli zabawę, ale jej zakaz nie dotyczył.
-Węże z robaków, krowy z rogami. Czy u was na Północy nic nie może być normalne? –śmiejąc się zapytała Septę. –No to czemu nie można w tym pogrzebać.
Dowódca tego pożal się panie boże korpusu dyplomatyczno skrytobójczego zdziwił się. No bo jak można inaczej zareagować na ciekawość i chęć babrania się w robactwie, które nie wiadomo jak bardzo będzie niezadowolone z faktu takiej ciekawości. Widać jednak, że nie tylko Mort miał takie niezdrowe ciągoty. Popatrzył na Alysę i bardzo spokojnie odpowiedział – Bo są miejsca gdzie panienkom z dobrych domów nie wypada grzebać.
Jednak pomyliła się na początku tej drogi. To Septa był najbardziej zabawny w tym towarzystwie.
-Te lubię najbardziej –odparła z pełną powagą i wsadziła kij między robaki.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline