Niziołek sobie spał. Usnął z kawałkiem kiełbasy w dłoni nie wiadomo nawet kiedy. Ze słodkich objęć tego błogiego stanu dość brutalnie wyrwał go huk. Huk tak dobrze mu znany, że choć zaspany dokładnie wiedział co się stało. A duszący zapach prochu w powietrzu tylko potwierdził jego przypuszczenia. Przeklęty mróz, gdyby tylko nie zmarzł tak bardzo i nie zmęczył się przedzieraniem przez zaspy zachował by większą czujność. Otworzył oczy ale nie poruszył się zbytnio nasłuchując uważnie rozmów. Avro, również wybudzony z drzemki zjeżył sierść, wyszczerzył kły i powarkiwał cicho. Tass położył swoją rękę na jego łbie i poczochrał delikatnie próbując uspokoić psinę. Gdy nagle jeden z rzezimieszków rzucił komendę zabrania córki świętej już pamięci karczmarz, niziołek poderwał się z koca na równe nogi. Ręką sięgnął za pazuchę i zamarł. Niedowierzał w to co widział. Krew i korpus bezgłowy, to nie zrobiło na nim wrażenia, widział o wiele gorsze rzeczy. W przybytku znajdowało się jak na jego oko dość osób silnych i uzbrojonych na tyle by powstrzymać oprawców. Niestety bijąca z ich oczu obojętność , odwracanie wzroku, zaciąganie na twarz jeszcze mocniej kaptura, wszystkie te gesty byle trzymać się od wszystkiego z daleka złamały wszelką chęć oporu u Niziołka. Ręka sięgająca pod płaszcz opadła swobodnie.
- E, kurduplu. Masz się stąd wynosić. To jest ludzka osada, zbieraj swoje zawszone manele i wynoś się stąd. To pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. Was też to sie tyczy, długouche chwasty. Namnożyło się tego kurestwa jak wszów. Macie czas do wieczora.
Słowa dotarły do uszu Tassa z lekkim opóźnieniem i nim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, było po wszystkim. A przynajmniej na razie. Żołdacy wywlekli wierzgającą się kobietę na zewnątrz, a upływ czasu na nowo powrócił do normalnego tempa. Bezradność w tej sytuacji bolała go dogłębnie, żal i poczucie obrzydzenia do zgromadzonych w izbie osiągało maksimum, a godność Niziołka leżała roztrzaskana gdzieś w tej zamieci. Wiedział, ze gdyby samemu próbował coś na to zaradzić zginął by prawdopodobnie uśmiercając może dwóch z tych rzezimieszków. W końcu pewnie któryś z nich również posiadał broń palną.
Po chwili wewnętrznej walki Tass splunął na podłogę i krzyknął głośno przeklinając ziemie Imperium, po czym wziął się energicznie za pakowanie swoich rzeczy. Gdy przerzucił już przez plecy podłużne zawiniątko gwizdnął na Avro. Ruszyli obaj w kierunku drzwi wyjściowych z izby. Tuż przed nimi halfling nie wytrzymał i odwrócił się w stronę siedzących wewnątrz izby.
- Jesteście żałośni! Nawet teraz kiedy ci skurwysyni zapewne gwałcą i tłuką na śmierć tę dziewuchę wy dalej tu siedzicie i popijacie sobie te szczyny! Nazywacie nas nie ludźmi, patrzycie na nas z góry i wyzywacie na każdym rogu. Ale dziś daliście pokaz tego, że w was ludzi jest najmniej. Jesteście wręcz tchórzliwymi szczurami, które zeżrą siebie nawzajem byle by nie pobrudzić sobie rąk! Jeśli bycie człowiekiem oznacza taki pokaz tchórzostwa i obojętności na tragedię innych oraz pozwalanie na pomiatanie sobą, cieszę się że nie jestem jednym z was! Ale nie martwcie się, sobą wam więcej nie będę zawracał interesu. Siedźcie na dupach jak te pizdy na grzędach i udawajcie że nic się nie stało, że to krasnoludy szczają wam do piwa chrzcząc je, że to elfy wzrokiem zarażają bydło i że to mali ludzie odpowiadają za to cale zło dookoła.
Tass po tym jakże długim jak na niego krzyku zamilkł wreszcie, złapał powietrze w płuca po czym na tyle na ile było go stać spróbował trzasnąć drzwiami. Po ledwie paru chwilach odpoczynku znów znaleźli się z psem na mrozie i jeszcze gorszej śnieżycy. Tass nienawidził swojego szczęścia, chciał tylko się ogrzać, odpocząć, uzupełnić zapasy i rano ruszyć w pełni sił znów w drogę. Wychodziło na to że jednak jeszcze trochę będzie się musiał pomęczyć. Nie wiele dłużej rozmyślając nad tym co się stało ruszył wraz ze swym wiernym towarzyszem w kierunku traktu aby dalej ruszyć na południe.
__________________ "Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać... |