Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2013, 10:35   #23
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Wysłuchawszy co było do wysłuchania, gdy zostali już zostawieni sami sobie Sioban zaproponował kompanom:

-Wydaje mi się że lepiej ruszyć rankiem. Nie ma co paść nim tam dojdziemy. A tak w ogóle to nazywam sie von Duof.

- Lotar. Lotar von Treskow - przedstawił się. - Też uważam, że nie ma nic złego w poczekaniu do ranka.

- Ano sam widzisz, wyśpimy się, a nie ma co po tych lasach po nocy jeździć

- Jestem Wolfgang - rzucił do reszty zbrojny ze strzelbą. - Jeśli można się wyspać na sienniku, tym lepiej. Zwłaszcza że to na koszt pracodawcy. Nie robiłbym jednak postoju póki nie osiągniemy celu - odchrząknął i sięgnął po kufel piwa.

- Nie wypada odmawiać pracodawcy. To byłby afront - uśmiechnął się Lotar.

- Skoro to kopalnia to może warto by zliczyć liny, latarnie, olej i sprzęt - zaproponował Sioban - nie wiemy co nas tam czeka ani gdzie trzeba będzie leźć.

- Youviel jestem - przedstawiła się elfka podchodząc do reszty po zebraniu strzał. Usiadła obok Wolfa - zgadzam się. Nie ma co po nocy czekać aż gobliny nas napadną - odrzekła spokojnie i po chwili namysłu również skorzystała z darmowego piwa.

- Fernando Torres - przedstawił się młodzieniec skinąwszy głową niewiastom, wszystkich zaś obdarzając szerokim uśmiechem. Zgadzał się z przedmówcami więc nie strzępił języka, jeno zanurzył go w winie. Co do porannej pory wyjazdu nie miał zastrzeżeń skwitował więc sprawę milczeniem.

Von Duof oparłszy się z lekka o ścianę zapytał:

- A skoro trafiła się już okazja do rozmowy, to czy ktoś z was pochodzi może z tych okolic? Czy raczej jesteśmy sami obcy?

- Księstwa znam, odrobinę, ale w tych okolicach nie bywałem - oznajmił Lotar sięgając po kufel.

Gdy jeden z mężczyzn wspomniał o linach i zaopatrzeniu Wolf zerknął na krasnoluda. Ten z pewnością już się palił wewnątrz do zwiedzania kopalni, a z jego doświadczeniem będzie łatwiej.

- Nie jestem stąd - odpowiedział krótko na ostatnie pytanie. - Domyślacie się, czemu ludzie barona zwiali?

- Pewnie z braku cojones - zasugerował Fernando uśmiechając się szelmowsko.

- Albo im je ucieli - dorzucił gorzko Sioban.

- Hhhmm - zadumał się na moment estalijczyk, co nie było w częstym jego zwyczaju, po czym stwierdził - Być może, jednak ze słów barona wynikało iż śladów po walce nie znaleziono żadnych. A takie ścięcie cojones zapewne ostro by krwawiły.

- Wiele powodów przychodzi mi do głowy - odparł Lotar. - Od goblinów po konkurencję. To znaczy rywala naszego pracodawcy.

- Albo samego barona. Nie wygląda na takiego co wzbudza nadmierna lojalność. Taki z niego szlachcic jak ze mnie Reiklanczyk - dodał z cicha Sioban.

- Skoro padło słowo srebro - stwierdził równie cicho Lotar - to pewnie o to właśnie chodzi. Lojalność można kupić, a sądząc po wyglądzie tej straży osobistej barona to wie on, jak pieniądze na potrzebnych ludzi wydawać.

- A i owszem, ale pamiętaj że to towar który raz kupiony gwałtownie traci na cenie. A co do ich nazwijmy to jakości to aż tak dobry interes to nie był. Do ochrony miasta, poboru podatków czy liniowej walki z miejską milicja to by się i nadali ale na ten teren nie obstawiałbym ich zbyt wysoko. Wystarczy paru co znają teren i maja lepsze łuki a połowa z nich nie wyjdzie z lasów pokręcił głową von Duof.

- Chodzi mi nie tyle o ich jakość, bo o niej nic nie wiemy, tylko o to, jak są opłacani - odparł Lotar. - A wygląda na to, że całkiem nieźle.

- A to to tak, ale spójrz na to z drugiej strony - w takim razie nie mają doświadczenia ani lojalności dobrych najemników, twu, znaczy się doświadczonych bo dobry to złe słowo. A wiedzą ile ma i gdzie...A w takim baron to idiota.

Rozmowa drużynników zlała się Wolfowi w jeden bełkot. Zbyt dużo w tych zdaniach było szumnych stwierdzeń, by mógł je zrozumieć. Szybko jednak zorientował się, że ta trójka jest albo wysoko urodzona, albo próbuje sprawiać takie wrażenie. Ukrył grymas niezadowolenia w kuflu piwa, a gdy go odstawił otarł pianę wierzchem dłoni.

- Zostawili narzędzia - mruknął - gdyby chodziło o niegodziwą zapłatę lub zwykły brak lojalności, to by nie zostawiali sprzętu.

- Też ja ich o to nie posądzam. O brak lojalności - sprecyzował Lotar. - Z pewnością przytrafił im się wypadek. Przykry.

- [i]A być może to zwykli tchórze[i/] - odezwała się w końcu Youviel - pewnie niewiele im potrzeba by uciec - machnęła kilka razy dłonią w powietrzu, a w jej głosie słychać było wyraźną pogardę.

- Przykre wypadki zostawiają krwawe ślady. Tchórze by zaś zabrali dobytek...

- O ile mieli czas - wtrąciła się elfka.

- Ano.

- Cóż, przyjdzie nam zobaczyć na miejscu co jest właściwie grane. Ale liny i sprzęt by się przydały. - podsumował Sioban. - No i podpytać chłopów o “pana barona”. może cos wiedzą przydatnego. Wątpię ale kto wie.

- Jeśli są mądrzy, to słowa nawet nie pisną złego. - Lotar pokręcił głową.

- No cóż, pewnie tak. Ale z drugiej strony jakby kogo odpowiednio zakręcić i przycisnąć właściwym słowem może coś sypnie. Ale gra nie warta świeczki, jeszcze powie baronowi a ten może nasz radośnie powitać swoimi ludźmi. Ehh. Że tez dla takich pierdułek pracować trzeba. Baron kurwa jego mać - burknął von Duof, po czym zastanowiwszy się dodał - A zresztą cholera go wie.

- Za dużo mówisz - odparła chłodno elfka - mamy zadanie, to może nad nim się zastanówmy, a nie, rozmyślasz o pobudkach barona - pokręciła głową.

- Powinniśmy założyć najgorsze - stwierdził Lotar. - Najwyżej się mile rozczarujemy.

- Jak dla mnie może być.


Przy drugim kuflu wina Fernando nieco już rozluźniony trunkiem : - Chyba powinniśmy powiedzieć coś o sobie , choć w kilku słowach albo zdaniach, jeśli mamy podróżować razem i wzajemnie osłaniać plecy. - przebiegł wzrokiem po kompaniones którym bądź co bądź powierzał własne życie, choćby na wartach które niebawem ich czekały. Dobrze im z oczu patrzyło, ale wolał wiedzieć z kim ma do czynienia i na co może liczyć. Do tej rozmowy pchał go nie tylko rozsądek, ale i ciekawość. - Może zacznę od siebie, niektórzy być może domyślili się iż pochodzę z pięknej Estalii gdzie wino i krew potrafią się lać strumieniami. Może właśnie dlatego lubię wino, a także umiem przelewać krew, uczyłem się pod okiem mistrza szermierki sławnego Alfonso Herrera Rodrigueza. - Spojrzał po towarzyszach nie widząc jednak żadnej specjalnej reakcji na sławetne nazwisko kontynuował. - Nie znacie? No cóż , gdybyście byli z Estalii na pewno byście o nim słyszeli. Hmm jeśli chcecie coś więcej wiedzieć, pytajcie, jeśli nie, to opowiadajcie proszę. - Fernando popił wina i oczekująco spoglądał na towarzyszy.


Trunek na cudzy koszt podobał się krasnoludowi co jednak nie zmieniało faktu, że trunek był podły. Ha! Co za bitka. Galvin czuł się całkiem rozruszany, jednak cieńkusz, pojawienie się barona i jego ludzi popsuło humor krasnoluda. Tłusty wieprz. Perspektywa zejścia do kopalni z misją, była niezła, ale zapłata.... trochę mała. Co za to można kupić? Prawie nic.

- Mnie zwą Galvin, syn Migmara. Pochodzę z okolic Przełęczy Czarnego Ognia więc można powiedzieć, że jestem... prawie tutejszy. - Galvin pociągnął kolejny tęgi łyk cienkusza - Jestem kucharzem, piwowarem i zbrojmistrzem... - dodał.

Sam nie wiedział co sądzić o nowych kompanach. Łącznie dziesiątka. Trochę za dużo na drużynę, w sam raz na oddział. Przydałyby się jakaś musztra, albo chłodne spojrzenie oka wprawnego dowódcy.


- Wiele miejsc ja byłem, ale w tej Estalyji, ja nie zawitał nigdy- podłapał temat zakapturzony najemnik. - Łojojoj kości już też nie te, pozwól że spocznę obok – sapnął, po czym minął khazada i klapnął niedaleko Fernanda. - Wdzięcznym ja za twą pomoc w walce, bo gdyby nie Waść Fenando, to Dirka stare kości już by całkiem na śmierć legły. A tak Dirk może jeszcze chodzić i siedzieć i pić. Choć pić Dirk nie lubi, bo piwo takie jakie niedobre. Jakby szczochy czyje pić… fuj - troszkę ponarzekał skrzeczliwo-piszcząco-starczym głosem. - A w ogóle to ciekawe nazwyisko to ty masz, takie jakie znane. Ten Alfons to nieznany mi, ale mi się cosik kojarzy z jakim rycerzem znanym takim wielkim. Takim, co pojedynki niejedne wygrywał, a famyja po świece o nim poszła. Że on ponoć zawsze trafia. Choć jako o nim ostatnio mniej słychać. Jakby trafiać przestał. Może zginął se już, a może to ty panije? – nachylił się do Torresa.

Fernando nie przerywając kolejnym osobom odrzekł jedynie cichutko z niegasnącym uśmiechem - Z Alfonsa żaden tam rycerz, dziwkarz jakich mało, ale zna się na fechtunku i własną szkołę prowadzi, mniemam, że najświeższe wieści mam o nim gdyż dopierom co opuścił rodzinne strony i w księstwach żem wylądował, a kiedym go widział po raz ostatni to zdrów był jak ryba. A za pomoc dziękować nie musisz, toć normalna powinność podczas walki, ale cieszę się, że mogłem pomóc. - odrzekł skromnie i ucichł gdy już kolejna osoba zbierała się do przemowy.

- Skoro już na przestawianie się zeszło, czy też opisywanie, to jak wspominałem nazywam się Sioban von Duof. Czego nie wspominałem to, że jestem wbrew widocznym pozorom hrabią Czarnego Kła w Ostlandzie. Przywiodło mnie tu kilka spraw, o których przy okazji. Mam nadzieję że ten układ najemniczy będzie dla nas tak korzystny jak i niekłopotliwy w miarę możliwości. rzekł Sioban, po czym przerwawszy na łyk piwa dodał z nadzieję: - Czcigodny Galvinie, a jeśli spytać wolno, jaka jest twa specjalizacja zbrojmistrzowska? Może li kowalstwo przypadkiem?

Krasnolud spojrzał na szlachcica krzywo.

- Nie, kurwa, robię łuki, ostrzę kołki i strugam magiczne różdżki zagłady. - przewrócił oczami i sapnął w ramach westchnienia - Zapamiętaj człowieku: rusznikarstwo - broń palna, puszkarstwo - artyleria, zbrojmistrzostwo - sprzęt dla piechoty, czyli pancerze i oręż. Jestem nawet w stanie zrobić kuszę, bo to prosta konstrukcja, ale łuków się nie tykam. Je pozostawiam elfom. - Galvin zsunął się z krzesła i podszedł do swojej beczki.

Odkręcił kurek i nalał do pustego już kufla.

- Dosyć mym tych szczochów. Kto chce się napić, niech no podejdzie. Ty też Ostlandczyku. Powiadają, że wy ludzie stamtąd potraficie docenić krzepkie trunki.

- Wybacz mi jeśli cię uraziłem, pragnąłem sie jedynie dowiedzieć co z tej dziedziny jest twą największą osobistą pasją czy też specjalnością. Nie miej mi za złe jeśli źle to ująłem odparł Sioban podchodząc do krasnoluda (i jego beczki). Poczęstowawszy się kontynuował: - Zawsze żałowałem że nie było osiedli twej rasy w pobliżu miejsca mego zamieszkania. Bardzo interesowały mnie wasze dokonania. Nie wiem czy ci wiadomo ale około dziewięćsetnego roku imperium grupa czterdziestu inżynierów krasnoludzkich zbudowała bramę, basztę i stołp zamku mego rodu. Wspaniała budowa. Wytrzymała przeszło dwa tysiąclecia....Zacne to piwo, pozwól że łyknę jeszcze trochę. Niestety zamek przepadł, inaczej zaprosiłbym cię w rewanżu byś spróbował naszych trunków, liczę że przypadły by ci do gustu. Niestety trunki, browary i pędzalnie przepadały....pieprzone orki do spólki ze skurwionymi zwierzoludźmi dodał ciszej ze przygnębieniem malującym się na twarzy, lecz otrząsnąwszy się szybko dodał : -W każdym razie kiedy nadarzy się okazja będę miał do ciebie małą prośbę a propo kowalskiej roboty po czym stuknął się z krasnoludem swym kubkiem.

Fernando szybko dopił resztki cienkiego wina, przypominające w smaku bardziej sok jabłkowy niż jakiekolwiek wino. Nie było złe jeśli chciało się ugasić pragnienie, ale żeby się tym upić musiałby pochłonąć chyba całą beczułkę - na co z kolei nie miał w sobie miejsca. Zmienił kufel by nie psuć sobie smaku krasnoludzkiego piwa, po czym podszedł do beczułki krasnoluda i dziękując skorzystał z jego oferty. Do tej pory nie kosztował krasnoludzkich trunków zaraz go więc mile zdziwiła moc, gorycz i szlachetny posmak trunku, który tym razem w przeciwieństwie do wina sączył długo i powoli, delektując się nieznanym dotąd smakiem.

- Zieloni... i browar mojego mistrza został przez nich spalony. Taa... można powiedzieć że jestem aż uczulony na grobi... i na głupie pytania. - krasnolud pokazał odchylonym od kufla paluchem na szlachcica - Zapamiętaj to imć von Duofie, a będziemy w dobrej komitywie. Co do budowlanki to w ogóle nie moja dziedzina... Jednak jeżeli chodzi o sprawy związane z kowalstwem, można do mnie śmiało walić z każdą sprawą.

- Cieszę się Galvinie, że łuki pozostawiasz pozostawiasz elfom... że się tak wtrącę - rzuciła Youviel od stołu - już by tylko tego brakowało - dodała ciszej chociaż bez nuty sarkazmu. O dziwo. Wpatrywała się w kufel i wyglądało na to, że naprawdę niewiele jej trzeba by zaczął działać.
 
vanadu jest offline