Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2013, 10:49   #24
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Wolfgang przysłuchiwał się tym wszystkim rozmowom ledwo napoczynając drugi kufel piwa. Widać było że albo mu trunek nie podchodzi, albo... nie oszukujmy się. To szczyny były. Dlatego też zbrojny po upiciu kilku drobnych łyków odstawił naczynie na bok i w końcu zabrał głos chrypiąc co nie miara.

- Ja mam do was jedno pytanie - nie odrywał wzroku od stołu - Tak chętnie prawicie skąd jesteście, a mnie interesuje zgoła inna rzecz - podniósł w końcu wzrok i powiódł nim po zebranych nie zatrzymując się dłużej na nieludziach - Czy umiecie słuchać? Czy ktokolwiek z was ma doświadczenie w pracy z więcej niż tylko swoimi ramionami?

- Dowodzenie trzema tysiącami ludzi i obroną drugiej największej fortyfikacji Ostlandu się liczy ? zapytał von Duof- Po za tym powiedzmy że kontakty z quasi szachetnymi panami możecie mi smiało zostawić, mnie nie przeskoczą ani w gadce ani wiedzy jak co załatwić.chyba że chodzi panu o jakieś konkretne talenty, bo magiem to akurat nie jestem .

- Obawiam się - kobieta wstała od stołu i podeszła do człowieka - że Wolf pyta się, czy potrafisz stać i walczyć ramię w ramię z innymi - przy tych słowach Youviel zrobiła gest trzymania miecza.

- Bo widzisz, to trochę inna bajka gdy ktoś stara się zaszlachtować twojego kompana, ba nawet to robi i przydało by się byś wiedział jak współpracować by jednak to się nie stało. Tchórzy nie lubię i nie mam zamiaru oglądać jak ktoś ucieka z pola bitwy, gdy reszta jeszcze walczy - elfka przez cały czas intensywne gestykulowała akcentując co niektóre słowa mocniejszym machnięciem rąk

- O to się martwić nie musicie, Morr mi świadkiem - pokręcił z powagą głową.

Wolf przymknął oczy i opróżnił kufel piwa, wylewając zawartość na podłogę karczmy. Następnie przesunął naczynie po blacie w stronę Galvina.

- Uciekać z pola bitwy to jedno. Bardziej mnie obchodzi czy ktoś na nie powróci gdy lojalność weźmie górę. Uspokoiliście mnie i dobrze. Bo widzicie... - poczekał aż krasnolud napełni kufel - Jedno musimy ustalić już teraz. Dziesiątka ludzi... i nieludzi może wprowadzić nie lada zamęt w trakcie działania...

- Proste i krótkie pytanie człowieku - elfka weszła odrobinę w słowa Wolfa i patrząc z góry na von Duofa dokończyła - czy potrafisz przyjąć rozkaz i go wykonać?

-[ i]Zrozumiec i wykonac to jedno, zresztą proste acz nie zawsze łatwe, pytanie przez kogo i z jakiego prawa wydany, to akurat łatwe ale bynajmniej nie proste [/i] - odparł z grymasem opierajac się o ścianę. - |Aczkolwiek nie sądzę bym był jedynym adresatem tego zapytania

Zbrojny kiwnął powoli głową i powiódł ponownie spojrzeniem po zebranych.

- Ano - przytaknął na ostatnie stwierdzenie szlachetnie urodzonego, a uważne ucho mogło wychwycić stirlandzki akcent - Nie znam was i nie zależy mi bardziej na waszym życiu, niźli na tym piwie - kiwnął głową w stronę rozlanego trunku - Ale jeśli mamy pracować razem, a widząc tu wszystkich jeszcze przy stole, tak pewnie będzie... - chrząknął klnąc w duchu że musi tak dużo gadać - Wolałbym żeby nikt nie dostał goblińską szypą w potylice, bo charakternik i samowolą bez rozkazu, ani polecenia się przed szereg wyrywa. Na tą chwilę wiem że umiecie walczyć... większość z was. Wiem też że prowadzę ze sobą trzy osoby, które jeszcze dychają. Interesuje mnie, czy ten fakt ma dla was znaczenie.

- [i]Twoje odczucia wzgledem tak świeżo poznanych nas...jak i piwa są dość zrozumiałe. Zamet w tej opini wzbudza jeno niechęć do naszej śmierci skoro nas nie znasz i cie nie obchodzimy jak przed chwilą replikowaleś. Aczkolwiek złoże to na karb twej wrodzonej dobroci. Pytasz czy ten fakt ma dla nas znaczenie....dla mnie? Powiedzmy że jestem skłonny uznac to za miłą ciekawostkę, jak sam przyznałeś nie znamy się. Sam jestem, tak przynajmniej mawiali inni, całkiem niezłym dowódcą. Nie zalezy mi na tym, choć przeżycie tego cyrku było by miłym akcentem w przyszłych ewentualnych diariuszach. Gdy rozpocznie się walka jeśli jesteś całkiem pewien że poradzisz sobie z pokierowaniem wówczas nami lepiej niż ja, to proszę cie bardzo, z tym że jeśli się mylisz i obaj przeżyjemy..... [i/]- Tu Sioban zawiesił na chwilę głos -[i]nie znajdziesz u mnie zrozumienia. Wątpi czy u innych. Po za sferą walki, gdzie jakaś koordynacja jest konieczna choćby ze zwględu na sferę szyku, to z tą zwiazana z pracą, kontraktami, zleceniami czy codziennym żywotem... nie licz proszę, bez urazy, że cię posłucham, wykonam polecenia czy cos w tym rodzaju, to akurat sie nie stanie. Jeśli zaś spróbujesz w tej kwesti indagować, sugerować czy przymuszać, czy, niech cię bogowie chronią, staniesz na drodze mego honoru lub tego po co tu przybyłem, nie skończy sie to dobrze ani dla ciebie ani dla kogokolwiek innego, czy to barona czy wszelkich barier tego i nie tego świata. Tyle ode mnie, róbcie co uznacie za właściwe [/i

- Pierdooooły! Pierdoły! - zawołał krasnolud niczym ktoś z widowni składając dłonie w trąbkę - Nudy! Nudy! Idzie się napierdalać przed karczmą, jak na człeczych synów przystało, a nie psujecie innym odpoczynek. Przynajmniej będzie jakaś rozrywka.

- Hm... - Youviel zerknęła pytająco na Wolfa. Odrobinę przesadzona reakcja krasnoluda wywołała u niej lekki grymas, ale sama propozycja była... słuszna.

Lotar się nie odzywał, bzdurną dyskusją o ewentualnym dowodzeniu się nie przejmując. Jeśli kto wysunie dobrą propozycję, to jej posłucha. Jeśli nie... Gdyby chciał rozkazów czyichś słuchać, to by się do wojska zaciągnął.

Wolf uśmiechnął się ponuro i pokręcił głową. Nie zrozumiał czwartej części tego co gadał Sioban. Taki był psia mać problem ze szlachtą - pomyślał - Gadają innym językiem.

- Nie o to mi idzie. Nie zamierzam nikomu ustawiać życia, dnia, czy siłą przymuszać. Swoje jednak przeżyłem i wiem, że jak dwa koguty mierzą się wzrokiem to kury w dwie linie się ustawiają. Pół biedy jak ma to miejsce w karczmie. Gorzej jak w ogniu walki, bo wtedy gospodarz zupę szykuje - upił łyk piwa i westchnął. - Nie sądzę żebyśmy chcieli robić za strawę dla zielonych, czy co w tych okolicach się jeszcze pałęta. Chciałem jeno wiedzieć, czy mogę was liczyć, czy wolicie pracować w pojedynkę nie oglądając się na resztę. Chcę to wiedzieć teraz, zanim będę zmuszony wam zaufać. Czas zaś pokaże komu posłuch i kto z tej zbieraniny najrozsądniejszy. Niech mnie ogień żywcem strawi jeśli miałbym gadać tak o sobie, nie znając was.

- Na to sie zgodzę. Trzymać sie razem jak najbardziej warto. A reszta wyjdzie, jak to się mawiało, po praniu - odparł von Duof. Zdradzać czy ignorować innych nie zamierzał. Tyle na pewno.

Youviel popatrzyła po ludziach i westchnęła. O ile łatwiej bywało w klanie. Każda grupa zwiadowcza miała ustalonego prowadzącego. Jacy ludzie potrafią być niezgrani - pomyślała. Kręcąc głową elfka wróciła do stołu i usiadła bez słowa na ławce. Nie dokończyła swojego “piwa”. Było za gorąco na alkohol, za szybko uderzał do głowy. Szczególnie jej.

Oberyn z chęcią przyjął trunek od krasnoluda. Krzywił się jak szlachetkowie gadali ale do krasnoluda na jego sugestie co do rozwiązania problemów przepił. W końcu zabrał głos.

- Oberyn jestem. I szczerze mnie jebie rycerzyku - tu zwrócił się do von Duofa. - Czy jesteś hrabią Ostlandu, który strzępi jęzorem i czy obroniłeś jakąś zaplchloną wieś czy sam Altdorf. Widziałem paniczków, którzy dowodzili, zwykle biorąc zasługi swego kapitana. Ten tutaj, najmita sprawnie komenderował trójką więc i z dziesiątką sobie poradzi. A to ile kto jest wart to się okaże.

- Mną kierować nie będzie - powiedział spokojnie Lotar. - Widziałem za dużo osób, którym się zdawało, że pojedli wszystkie rozumy. Jak pomysł będzie dobry, to posłucham.

Oberyn nie skomentowal, tylko wzruszył ramionami przenosząc spojrzenie z Duofa na Lotara, już mniej zaczepne, bardziej oceniające.

Duof zaś stał nadal oparty o swoją ścianę jak wcześniej. Tego mu było trzeba, użerania się. Co ci ludzie mieli za antyszlachecką fobię? W każdym razie słuchać nikogo po za elektorami i imperatorem w najbliższym czasie w planach nie miał. Miło było wiedzieć że nie tylko on.

Wolf powiódł ponownie spojrzeniem po tych, którzy się wypowiedzieli. Wzrok miał zmęczony, a twarz nie wyrażała niezadowolenia gdy głos zabrał Lotar. W istocie, nie wyrażała większych emocji. Po chwili zbrojny wrócił do kufla.


Fernando wzruszył tylko ramionami interesując się bardziej smakiem doskonałego piwa, niż rozmową której niewiele brakowało do kłutni. Byłby jednak w błędzie ten, kto by myślał, iż się owej rozmowie nie przysłuchiwał, zwłaszcza kilka istotnych elementów wpadło mu w ucho świadczac o tym, że nauki Alfonsa o ciągłej uważności i koncentracji nie poszły całkiem na marne.

- Musze przyznać - stwierdził po chwili namysłu - że marna to rekomendacja na dowodzącego gdy ów niedoszły dowódca ma moje i innych podkomendnych życie za nic - stwierdził patrząc wprost na Wolfganga. Po chwili przeniósł wzrok na szlachcica i dodał . - Marną rekomendacją jest także utrata zamku Siobanie von Duofie, co prawda nie znane mi są szczegóły zajścia na twych ziemiach, ale klęska niezależnie od tego jak trudne były warunki, nie jest czymś co skłaniałoby mnie do przystępowania pod komendę do takiego dowódcy.

- Nie dosłyszałeś estalijczyku - odpowiedział Wolf odwzajemniając spojrzenie - O drużynników dbam. Do tej pory nimi nie byliście. Z resztą... co miało być powiedziane, już zostało.

Fernando upił łyk piwa , rozsiadł się wygodniej, cały czas mając za plecami ścianę po czym rzekł:

- Dobrze by było aby ktoś objął formalnie przywództwo nad grupą, to usprawniłoby podejmowanie wszelkich decyzji zarówno na polu walki jak i poza nim, póki jednak nie dojdziemy do jakiegoś konsesnusu w wyborze lidera przyjmijmy chociaż, iż działania będziemy podejmować takie, jakie wiekszość z nas przyjmie, inaczej grozić nam będzie szybki podział na dwie czy nawet trzy grupki i utracimy niewątpliwy walor jakim jest nasza liczebność, a co za tym idzie siła.

Rzecz jasna w trakcie walki wiele to nam nie pomoże, ale być może ułatwi przynajmniej zastosowanie taktyki jeśli na jej omówienie będzie przed walką chwila czasu.

A przechodząc do taktyki to dobrze byłoby ustalić już teraz, kto nadaje się do zwiadu w podróży, ustalić kolejność wart póki warunki są do tego sprzyjające, wreszcie pomysleć o sposobie walki grupowej - bo w głowie już mi się wyłania pewien prosty acz skuteczny pomysł wykorzystania naszej liczebności.

Co do wart - proponuje wartować dwójkami na pięć zmian, zmianę zaś każdej nocy przesuwać na kolejne miejsce, aby nikt pokrzywdzony złą porą warty nie był, oraz by nie przyzwyczajać organizmu do pobudek o określonej porze nocy.

Co do walki to dobrze by było w przypadku okrążenia trzymać łuczników w środku osłanianych przez szermierzy tak by spokojnie mogli strzelać nawet gdy dojdzie już do zwarcia. I tu póki czas i spokój dobrze byłoby ustalić kto sprawniej włada łukiem a kto mieczem, bo w środku bitwy na taką organizację czasu już nie będzie. Ja sam niewątpliwie lepiej władam rapierem więc kiedy przyjdzie czas mogę stać na zewnątrz koła.

Fernando mówił jak stary wyga, zaprzeczając niejako swojemu wiekowi. Było to efektem wieloletnich nauk jakich pobierał u Alfonsa, a także wyćwiczonej organizacji w grupach - szkoła szermiercza do której uczęszczał Fernando zmuszała go do pracy i walk zarówno indywidualnych jak i zespołowych. Wbrew pozorom które nasuwał jego młody wiek, Estalijczyk mógł mieć najwięcej doświadczenia zarówno w kierowaniu grupą jak i w taktyce wojennej.


- Pierdolisz Estalijczyku. Ale pierdolisz z sensem. Z wartami jak da radę to najlepiej jeden łucznik, jeden rębajło. Co do bitki... Gdy jucha się poleje z szykiem może być ciężko, a i warunki mogą być różne. Raz trza pójść ławą a raz bronić się tak jak mówisz. Jasne jest, że jak ostroucha będzie szyła z łuku a na nią będzie leciał gobos to nie zadźga go strzałą a ja go porąbię. Wszyscy ładnie opowiedzieli się kim są, jakie to zwycięstwa lub przegrane mają za sobą to i ja dorzucę. Z kuszy parę razy strzelałem ale to nie moja broń. Podobnie rożen, w przeciwieństwie do Was szlachetkiem nie jestem i nie uczyli mnie jak nim przyjmować zastawy czy inne parady. Za to niejeden zginął od mojego topora czy włóczni.*


Siedząca dotąd w milczeniu postać w czerwieni prychnęła, słysząc wywód estalijczyka. Wstała powoli i podeszła do krasnoluda. Napełniwszy kufel skinęła głową właścicielowi beczułki i wróciła na swoje miejsce. Postawiła naczynie na stole i złożywszy dłonie, wymruczała pod nosem coś co brzmiało jak modlitwa. Dopiero gdy skończyła sięgnęła po trunek, a gdy upiła łyk jej twarz dotąd pochmurna i poważna, rozweseliła się. Odetchnęła, zastanawiając się nad czymś przez chwilę, po czym wzruszyła ramionami Spojrzała na kufel, obracany powoli w dłoniach. Odłożyła go na blat, dotykając świeżej szramy na policzku. Rana przestała krwawić już jakiś czas temu, pozostawiając czerwoną strużkę zastygłą z boku szyi. Kobieta umoczyła rękaw szaty w piwie i delikatnie przetarła skórę, pozbywając się skrzepów, starając sie ponownie jej nie otworzyć.

- Tym się zajmijmy na początku, rzeczami podstawowymi jak warty i zakres obowiązków - odezwała się w końcu cichym i spokojnym głosem - Kto przywódcą zostanie, o ile ktoś taki zostanie wybrany, to się jeszcze okaże. Skoro do tej pory żadne z nas nie zdechło gdzieś na trakcie to mogę zaryzykować stwierdzenie że znamy swoje możliwości i nie będziemy się pchać tam gdzie sobie nie poradzimy, choć może inaczej to ujmę: nie będziemy się pchać tam, gdzie nie dane nam będzie wykorzystać w pełni swoich umiejętności. Na przykładzie łuczników - tu przelotnym spojrzeniem omiotła elfkę - wątpię by rwali się do walki w zwarciu, skoro mogą nękać wrogów na odległość. Tak samo jak nie wydaje mi się, że herr Fernando zacznie rzucać swoim rapierem w każdego napotkanego goblina.

Patrzyła przez chwilę estalijczykowi w oczy po czym zaśmiała się cicho, kręcąc głową.

- Trzymajmy sie tego co wiemy i potrafimy. Powinno obyć się bez większych strat, a czy przeżyjemy...cóż, to już w rękach Sigmara. Nie ma co sobie na razie tym głowy zaprzątać. Cieszmy się chwilą spokoju, bo być może przez długi czas nie będziemy mieli ponownie szansy na miłe pogawędki przy piwie.

Kimkolwiek tak do końca była, miała rację. Skoro żyli to znaczy że nie byli głupi. Dotknęła go za to opinia owego Fernanda:
- Ktoś kto nie widział kolumn chaosu wdzierających się przez granice jego ziem, w chwili największej tych hord potęgi nie powinien tak łatwo rzucać takich twierdzeń, imć kawalerze - rzucił zmęczony.. Ehh, ta przydługa dyskusja robiła się nużąca. .
 
Stalowy jest teraz online