Huk, którego Miguel się nie spodziewał przestraszył go nie na żarty. Momentalnie meksykanin złapał za Deserta i obrócił się w stronę źródła hałasu. Jak to w jego zwyczaju bywało zbliżył się ostrożnie robiąc spory łuk wokoło miejsca, w które się udawał. Gdy okazało się, że zagrożenia już nie ma Miguel przywołał do siebie Brata i spokojnym krokiem podszedł popatrzyć co się stało z Reporterem.
Wyglądało to ciekawie. Ich dawny towarzysz był tu, tam, tam, tu i jeszcze kawałek na drzewie. Jose kucnął zerkając na odłamki kości na liściach. Uśmiechnął się i powiedział cicho.
- Hm… no tak. Zapomniałem powiedzieć, że są tutaj też miny. W sumie to jego wina. Zawsze powtarzam : patrzcie pod nogi, bo węże są tu jadowite, a Quetzalcoatl im błogosławi. Tak to jest jak się nie słucha syna Tezcatlipoca.
Jakieś gadania o wspólnym żarciu niespecjalnie zachęciły Miguela do zbliżenia się do reszty. Meksykanin udał się między drzewa wraz z jaguarem. Tam przysiadł spokojnie i wyciągnął nieco prowiantu z plecaka. Zjadł, a następnie udał się do krainy określanej nazwą Ecstasy. |