Gottwin, Gabriel & Niedźwiedzi Pysk
-
Piracki wybryk?- spytał jeden z ocalałych w walce najemników -
Zmysły żeś postradał? Toż do czarne jak heban elfy. Tfu!- splunął siarczyście -
Te potwory piracą na morzach, wraz z całą swoją opętaną flotą, a nie głęboko w Imperium, z dala od wybrzeży.- dodał na koniec.
-
Nie ważne.- wtrącił Niedźwiedzi Pysk -
Towar trza sprawdzić, nic nam nie szkodzi. Tak jak powiedział Gottwin, przeczekamy tu noc na barce a rankiem spróbujemy odbić ją od brzegu.- podsumował krasnolud. Niedługo potem cała grupka najemników wdrapała się na pokład. Gabriel mógł w końcu rzucić okiem na cało grubego kupca, do którego należała łódź. Cięcie na szyi było tak precyzyjne, jakby ktoś się tym trudnił zawodowo i robił to na co dzień.
Trójka kompanów udała się pod pokład, gdzie znajdował się towar przewożony na barce. Po kilku chwilach oględzin stwierdzili iż nie ma w nim nic podejrzanego czy wartego uwagi druhii.
-
Chyba mamy pierwszego z marynarzy...- burknął brodacz spoglądając na zwłoki jednego z trójki mężczyzn zajmujących się sterowaniem barki. Na piersi znajdowała się głęboka rana od krótkiego ostrza, prawdopodobnie sztyletu.
-
Prosto w serce. Skrytobójca jakiś...- syknął Gottwin. W odpowiedzi krasnolud splunął w bok i pokręcił głową -
Tchórzliwe skurwysyny, co nie potrafią stanąć do walki twarzą w twarz.- skomentował Niedźwiedź.
-
Hej wy tam!- krzyknął ktoś z górnego pokładu -
Chodźta szybko!- Kompani wbiegli wąskimi stopniami na pokład, gdzie ich wołano. Za niewielkim sterem leżał kolejny z marynarzy. Jego głowa została bestialsko nabita na jeden z kilkunastu, drewnianych uchwytów steru, a ciało zwisało bezwładnie wsparte tylko na nabitej głowie. Makabryczny widok...
Zirnig, Dawit & Jarl
-
Szczerość twojich słów mnije wzrusza krasnoludzije, lecz pojedynek już siję odbył. Nijic Ci to nije da nawet jeśli byś zwycijężył. To wasz dowódca był tym, który mijał walczyć.- rzekł chłodno, po czym wkroczył do budynku, gdzie mieściła się jego kwatera.
-
Zirnigu. Daj spokój. On miał rację. To była moja walka...- rzekł smutno Eryk -
Wracajmy do obozu. Jutro ruszamy na bitwę. Trzeba odzyskać siły.- dodał po chwili smutnym tonem. Choć krasnoludowi decyzja von Waltera nie przypadła do gustu delikatnie rzecz ujmując, musiał wykonać polecenie swego dowódcy.
-
To była dobra walka...- burknął Jarl, kładąc dłoń na ramieniu Eryka -
Wiem coś o tym.- rzekł pocieszając go. Szlachcic skinął tylko głową w podziękowaniu za słowa otuchy.
Kompani wrócili do obozu zgodnie z planem. Eryk milczał całą drogę, z pewnością rozmyślając nad porażką, której doznał, a co za tym idzie porażką, której doznali wszyscy jego ludzie. Mimo wszystko był dobrym dowódcą i żołnierze nie mogli mieć do niego pretensji, o nie. Gdy już dotarli na miejsce, Walter wezwał swych najemników do siebie.
-
Gdybyście tamci wciąż żyli, posłałbym was do przodu byście zrobili dla mnie zwiad, czy barbarzyńcy faktycznie będą czekać na drodze, teraz jednak wolę byście zostali u mego boku. Będziecie walczyć ze mną ramię w ramię w bitwie. Jesteście zbyt cenni bym mógł sobie pozwolić na waszą stratę.- rzekł pochlebnie spoglądając z uznaniem na krasnoluda i niziołka.
-
Wojska Kislevu będą jutro gotowe i wyruszą z nami. Wyśpijcie się dobrze.- dodał na koniec, po czym odprawił najemników z swego namiotu zostając jeszcze z Gregorem, z pewnością omawiać strategię bitwy.