Samuel Daniłłowicz - Nie sobie, panie Baring. Im. A potem ich matkom, żonom, córkom, braciom...- odparł Sameul. Nie zamierzał poddawać się bez walki, nigdy- chciał zginąć albo z mieczem w dłoni, albo już po tym wszystkim... Ostatnimi czasy poznał pewnego zaiste mądrego człowieka, architekta, rzekomo projektował coś dla rodziny królewskiej. Za małą pomoc w pewnej "dyskretnej" sprawie wykonał dla niego parę projektów odnowy dworku Daniłłowicza. W prawdzie były bardzo umowne, bo podstawą były tylko opowieści Samuela o jego rodowej siedzibie, ale po odpowiednim dopracowaniu nadadzą się świetnie. Odrobinę staromodnie, funkcjonalnie i nie tak drogo- gdy tylko skończy się ten cyrk zaborczy, Samuel wróci do Polski, wróci i zrobi wszystko, o czym marzył przez tyle lat...
Ale tym czasem nie było okazji do marzenia się. Bo co to za straż przyboczna z miną zagubionego gdzieś we wspomnieniach dziecka? Daniłłowicz przybrał znów ten przenikliwy, hardy wyraz twarzy, który zawsze odpowiadał Baringowi, i prawie bez ruchu spędził resztę podróży. - Dobrze. Dopilnuje, żeby wszystko poszło po pańskiej myśli, sir. A co do tego "proszenia, o co chcę"- zapamiętam, sir.- ostatnie zdanie skwitował uśmiechem, który wyglądał conajmniej groteskowo na jego przeoranej bliznami twarzy. No cóż, taki już był Daniłłowicz.
Teraz zaś szedł na spotkanie reszty swoich nowych towarzyszy i rzeczonego przywódcy. Rojaliści? No cóż, czemu nie. Ale w duszy modlił się o chociaż jednego Polaka- będzie mu brakowało jego ukochanego języka...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |