Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2013, 12:37   #3
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Dzień 1. Wilczy Las (część północna)

Rozstanie się z grupą żeglarzy z pewnością było przyjemne, choć - jak poniewczasie stwierdził Nethadil - niezbyt mądre w nieznanej mu okolicy. Już na pierwszy rzut oka półelf mógł stwierdzić, że las jest bardzo stary i z pewnością ludzie nie mieli okazji go zniszczyć. Lub coś nie dało im okazji, co też było możliwe - w końcu w pradawnych borach gnieździło się niejedno stworzenie gotowe skutecznie bronić swego domu przed dwunogą szarańczą. Potężne dęby i buki przysłaniały niebo rozłożystymi koronami; wiatr szumiał gdzieś wysoko, a ciszę zakłócał jedynie szelest opadających liści i świergot nielicznych ptaków.

Nethadil otulił się szczelniej płaszczem. Przekroczenie wysokich wzgórz oddzielających las od morza wcale nie sprawiło, że zrobiło się cieplej. Po prawdzie młodzieniec z przykrością musiał stwierdzić, że północ jest zimniejsza niż się spodziewał; jesień przyszła tu wcześniej niż na południu. Zapewne będzie musiał się nieźle uwijać, by nie zastała go tu zima. Uwijać... no tak... Półelf rozejrzał się niepewnie. Nie miał pojęcia gdzie był, nie miał pojęcia gdzie iść - znał strony świata i na tym wiedza o jego obecnym położeniu się kończyła. Marynarze ruszyli na południe wzdłuż wybrzeża, wychodząc ze słusznego skądinąd założenia, że morze zapewni im wikt i doprowadzi ich do domu, a zielona głusza to zdecydowanie nie ich rewir. A skoro Nethadil uważał, że sztorm zagnał ich na północ od Królestwa, to i jego droga wiodła na południe - tyle, że lasem.

Wychowanemu wśród drzew mieszańcowi nie trzeba było wiele, by poradzić sobie w nowym otoczeniu; nie było ono zresztą wymagające. Tu ominąć jakiś wiatrołom, tam przeskoczyć strumyk, siam obejść parów, owam przysiąść na wielkim głazie, niechybnie rzuconym ręką jakiegoś giganta... Nethadilowi wystarczało ledwie częściowe skupienie na otoczeniu; reszta jego umysłu pracowała intensywnie oddając się zarówno wspomnieniom jak i planom na przyszłość, uwzględniając na pierwszym miejscu złojenie ojcowskiej skóry. Oczywiście patrzył pod nogi, uważał na jadowite węże czy istoty, które chętnie zrobiłyby sobie z niego posiłek, ale póki co te wyczuwał jakby szóstym zmysłem. A przynajmniej nie zaatakowało nic go jeszcze nic większego od wilka.

Pewnie dlatego w pierwszej chwili nie zwrócił uwagi na subtelną zmianę otoczenia. Mchu zrobiło się jakby więcej, a poszycie zgęstniało i stało się bardziej sprężyste. Powietrze zwilgotniało i pojawiła się w nim subtelna nutka rozkładu. Dopiero gdy wdepnął w ukrytą pod liśćmi kałużę rozejrzał się nieco uważniej. Rozejrzał i... zamarł. Kilkadziesiąt kroków przed nim, oparta o spróchniały pień spała dziewczyna. Spała? Splątane włosy, głębokie cienie pod oczami, zapadnięte policzki, spierzchnięte wargi... Musiała leżeć tam już dłuższy czas, nieprzytomna lub... martwa.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 26-06-2013 o 11:07.
Sayane jest offline