Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2013, 14:09   #10
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Później, idąc już za chłopcem do tej całej “Zewnętrznej Osady”, zastanawiał się nad tym dlaczego tak zareagował. I doszedł do wniosku że był to impuls, a nie świadoma decyzja. Wzruszył ramionami. Nie pierwszy to był raz i zapewne nie ostatni, gdy podobnie postąpi. A nuż jego pomoc się przyda? Elenę uratował, może dobra passa potrwa trochę dłużej?
- Wiesz może kto rzucił pomysł by te młodziaki odszukały karawanę? - zagadnął po drodze dzieciaka.
- Sven! - oznajmił chłopczyk, dumny, że może opowiedzieć obcemu wszystko co wie; i opowiedział, choć nieco chaotycznie. - Zebrał wszystkich w ruinach młyna, żeby odnaleźli karawanę i zostali bohaterami! Choć według Tema chciał tylko zwinąć złoto, które wieźli na zakup zboża i jedzenia. I tyyyyle osób chciało iść i uratować wioskę i przywieźć zapasy na zimę! Ale jak co do czego przyszło, to poszło tylko kilka, choć Sven mówi, że Rafael go wyrolował i umówił swoich wcześniej, żeby być pierwszym, ale wszyscy wiedzą, że po prostu zaspał, a jak wstał z wrzaskiem to ojciec docisnął go i potem zlał za durne pomysły. Tem mówi, że zwyczajnie spietrał tak jak i reszta jego bandy, ale o tym ciiii - mały przycisnął konspiracyjnie palec do ust. - Za to Rafael i Yarkiss na pewno przeprowadzą resztę przez las i sprowadzą karawanę do domu. Tylko mama mówi, że Etroma wcale nie szkoda, bo nieszczęście na wioskę sprowadza. Zresztą odkąd posąg Chideusa odwrócił się od wioski plecami to same nieszczęścia nas spotykają, choć stara Aldona twierdzi, że to przez to, żeśmy nie złapali bezecników co grób Viseny zbe...baszczyli... no, zniszczyli. Ale ja bym nie chciał, żeby znaleźli Uhrega - jego mabari są straaaaszne. Chociaż teraz zajmuje się nimi Anna, nie wiem jak ona się nie boi, są taaaakie wielkie, jak wilki, ale wilka zagryzają na pniu! No i żona Damiela ciągle teraz płacze, a zawsze dawała mi suszone owoce, a teraz strach się do niej zbliżyć, bo ciągle coś się wkoło niej dzieje przez to, że się wymagicznia! Za to Alvenus to już w ogóle nie wychodzi od siebie - on się pewnie dopiero wymagicznia żeby znaleźć karawanę pierwszy! Choć nikt go nie prosił, ale przecież on też musi coś jeść... czy czarownicy nie jadają, jak myślisz? - mały przerwał dla nabrania tchu.
Nethadil słuchał uważnie, usiłując z tego potoku słów wyłuskać jakieś konkrety.
- Rafael i Yarkiss są tropicielami czy drwalami może? - upewnił się - Gdzie Alvenus mieszka? A czarownicy jadają, jadają, jak najbardziej - upewnił chłopca. - “No chyba że takowy się w jakiegoś nieumarłego nie obrócił czy inne cholerstwo” - pomyślał, ale nie było potrzeby straszyć dzieciaka.
- Eeee.... no tropią trochę, jak polują to muszą, nie? - zastanowił się chłopiec. - A Alvenus mieszka o, tam! - wskazał kamienny budynek nieco na uboczu. - Chyba nie chcesz do niego iść? Myślisz, że w ogóle cię wpuści? Jakby cię wpuścił aaaale by było fajnie... zawsze chciałem zobaczyć co jest w środku. Ponoć ma demona za maskotkę, wiesz? Takiego latającego. Ale nie wiem dokładnie jak wygląda, nawet jego uczniom nie wolno opowiadać jak on mieszka. Rety, ale mi wszyscy będą zazdrościć - chodźmy, chodźmy - dzieciak chwycił Nethadila za rękę i powlókł w stronę “wieży maga”.
- Nie wiem czy demon byłby zadowolony widząc aż dwie osoby i mógłby być zazdrosny o kogoś tak sympatycznego jak ty... może sam spróbuję wejść a potem ci opowiem jak było? - Nethadil nie chciał pomniejszać wątpliwych szans na stanięcie przed obliczem miejscowego adepta sztuk magicznych. Skrzaty leśne jedne wiedzą czy magik toleruje dzieciaki.
- Nie wiem czy wasz Alvenus mnie przyjmie, zaraz się przekonamy - powiedział spokojnie.
- Nieeee!! Ja też chcę!! - rozdarł się otrok. - Bo ci nie powiem gdzie mieszka! Ha!
- Hmmm... - półelf był na tyle młody by pamiętać co to dziecięca ciekawość. A maluch ostro grał, niezależnie od tego jak kiepskie miał karty - No dobrze, ale masz milczeć! Bo nas wygoni za hałasowanie.
- Tajes! - podskoczył ucieszony malec i razem podeszli do drzwi z potężną kołatką w kształcie głowy gargulca. Nethadil sięgnął do kołatki i ... zakołatał, umiarkowanie głośno na początek. Postali, poczekali, ale z domostwa nie doszedł ich żaden dźwięk. Ośmielony dzieciak chwycił kołatkę i - jako że miał jeszcze niedobory wzrostu - uwiesił się na niej.
- Nikogo nie ma w domu! - warknęła naraz kołatka, zezując na nieproszonego pasażera. Chłopiec pisnął z zaskoczenia, puścił uchwyt i klapnął tyłkiem o ziemię; po czym schował się za Nethadila. - Nikogo nie ma w domu. Won!
- Hmmm... - Nethadil zastanowił się, po czym wzruszył ramionami. - Jak sobie nie wykołaczesz to się nie dowiesz - strawestował znane powiedzenie, z jakiegoś powodu szczególnie popularne wśród bardów, i znowu sięgnął do kołatki, uważając na pysk gargulca. Tym razem pukał mocniej i dłużej, testując cierpliwość i słuch właściciela posesji.
- Nikogo nie ma w domu. Won! - powtórzyła kołatka - tym razem głośniej.
- Kiedy go było widać ostatnio? - półelf zapytał chłopca przerywając na chwilę dzwonienie. Niewykluczone że magik wziął i akurat kopnął w kalendarz, różnie się przecież zdarza. Zatrucie parami rtęci czy guanem nietoperza, zawał serca na widok przywołanego sukkuba, pośliźnięcie na jakimś własnym alchemicznym wyrobie ... na czaromiota czyhały rozliczne, śmiertelne wręcz niebezpieczeństwa, nie gorsze (nie lepsze?) niźli wygłodniałe wilki.
- Eee... hm... no jak mabari wrócił i się okazało, że karawana zaginęła, to wtedy do karczmy przyszedł radzić, a potem to już nie. Ale on tak ma, czasem dekadniami go nie widać i tylko po jadło posyła do karczmy albo na targ. Myślisz, że nie otworzy? - dzieciak z obawą spojrzał na gargulca, przezornie nadal stojąc za bardem. - Co w ogóle od niego chcesz? Kupić coś? Czy sam jesteś magiem i chcesz go pokonać, i przejąć wieżę, i zostać naszym magiem, i bronić nas w zimie przed wilkami i goblinami, i zabić wreszcie imadlaki, bo on nie chce, i smoki też wygonić z ruin, a z ich zębów zrobić sobie koronę? A potem wystawić sobie chodzący pomnik jak Chideus? - rozpędził się.
- Chodzący pomnik? - Nethadil zdziwił się, ale zaraz potrząsnął głową i wrócił do tu i teraz - Alvenus zamawiał wczoraj czy dziś jadło? Ma tu uczniów, tak? - zignorował makiaweliczne plany chłopca, choć zakonotował sobie w pamięci i te całe imadlaki, i smoki - Mieszka któryś w pobliżu? Zaprowadź mnie do niego - rzucił i jeszcze raz zastukał rozgłośnie.
- A skąd mam wiedzieć, przecież go nie śledzę. Zresztą ucznia ma tylko jednego na raz i zawsze mieszka z nim. Za to posągu nigdy nie przyłapaliśmy na chodzeniu, choć próbowaliśmy wszyscy. Pewnie dlatego, że to było w dzień; nie puszczają nas na cmentarz w nocy...
- WON POWIEDZIAŁEM! - wydarła się gargulcza paszcza trzymająca kołatkę, przerywając tyradę młodego. - Pana nie ma, nie było i nie będzie. Nikogo nie ma w domu. Domu też nie ma! Won!
- Może lepiej już się nie tłucz... - szepnął niewyrośnięty towarzysz Nethadila. - Chodź na targ zanim ci z Osady sobie pójdą, a potem najwyżej wrócimy...
Długowłosy uznał że rada chłopaczka ma sens; co prawda miał ochotę podyskutować jeszcze z pyskatą kołatką, ale, ta, choć jak na przedmiot była nad wyraz ożywiona, to ruchliwa jedynie na podobieństwo jego znajomego Drzewa Wiadomości - drzewca Doriana. Nigdzie sobie nie pójdzie i jeszcze na pewno będzie z nią można pogadać. Czy raczej “pogadać”.

W przeciwieństwie do magika Alvenusa, którego nieobecność - lub ewentualnie milczenie - wydawało się Nethadilowi dziwne. Przez chwilę kontemplował pomysł ciśnięcia w okno wypatrzonym kamulcem, po prostu by się upewnić czy magik jest w domu i czy taka prowokacja wreszcie go ruszy, ale zrezygnował. W końcu mieszkańcom Viseny nie udało się z nim skontaktować - a więcej mieli od niego powodów do szukania u magika porady - więc wybijanie magowi okna wcale nie musiało skończyć się lepiej dla niego niż dla tubylców.

Ale korciło go okrutnie...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline