Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2013, 16:34   #96
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
- Sporo tego całego szajsu tutaj się narobiła... - mruknął Ink, słuchając wywodów o zabezpieczeniach i kierując wzrok na kobiece twory Lloyda. - To co? George przenika przez ścianę i jakoś nam otwiera, czy ja rozkładam ją na czynniki pierwsze i wchodzimy dziurą? Chyba, że wolicie kulturalnie, drzwiami.
- Czy tak, czy tak, trudno będzie wejść niezauważonym - mruknęła Alice - Według mnie trzeba działać brutalnie.
- Zgadzam się! - Odpowiedział ucieszony Feedback. - Nie masz nic przeciwko Gregory? George? - Ink spojrzał na Mintona podejrzliwie. - Nie zrzygasz się przypadkiem... takie sprawiasz wrażenie.
- Nie, nie zamierzam zabijać ich wszystkich - wypalił Minton, trochę jakby nieobecny... - E, co mówiłeś? Ah... Nie, nie.... Wszystko ok... Naprawdę.
George wydawał się najpierw zmieszany, ale za chwilę coś jakby go kłuło w tyłek. Mówił szybciej i gwałtowniej - Dzięki mojej mocy mogę przemykać w miarę niezauważony. Zrobię rekonesans, a potem proponuję podzielić się na grupę uderzeniową i grupę operacyjną. Wy moglibyście zrobić hałas, odwrócić uwagę. Ja mógłbym wtedy przeczesywać teren i uderzyć precyzyjnie. Tylko wciąż nie wiemy z czym się mierzymy... - spojrzał na doktora z miną dziecka które pyta dorosłego o bardzo ważną sprawę...
Przez chwilę obecni dziwnie na niego patrzyli, ale chyba zwalili jego dziwne zachowanie na karb jego ogólnego dziwactwa, bo nie zadawali wścibskich pytań.
- No generalnie - Lloyd podrapał się po łepetynie - To możemy się spodziewać specjalnych, czyli tych z wszczepami, no i trochę zwykłych ludzi na pewno. A co jest w sześcianie to nie jestem pewien, ale spodziewam się, że to tam wytwarzają nanoroboty, więc lepiej uważać na wszystko, żeby się czymś nie zarazić.
Gdy George słuchał wypowiedzi geniusza w jego umyśle nastąpiło dziwne zwarcie i przez chwilę miał wrażenie, że rozumie teorię strunową i fizykę kwantową, i wie jak zbudować androida, i napisać sztuczną inteligencję, i jednocześnie jest tak bardzo samotny, że chyba to właśnie zrobi.
- To jest to... - znowu Minton rozmawiał jakby sam ze sobą. Załączył jednocześnie swój laptop i korzystając z sieci satelitarnej, połączył swój laptop ze swoim komputerem w domu - Hm, mało czasu - wymamrotał pod nosem - Chyba mam pewien pomysł... Tak, to powinno się udać... - brzmiał jakby nie do końca był świadom obecności innych osób wokół. Dopiero po chwili wpisywania coś na klawiaturze, rozejrzał się i ze spokojnym uśmiechem rzucił tylko enigmatyczne - Wybaczcie. Zaraz wracam... - i w tej chwili jego molekuły rozpadły się do postaci praktycznie niewidocznej mgiełki. Wprawne oko zauważyło jak ta mgiełka wnika w układy scalone komputera podręcznego, wręcz jakby ów laptop wsysał ją do środka... Od tego momentu ekran zaczął mienić się kaskadą barw i obrazów, pracując na najwyższych i niespotykanych obrotach. Czuć było dym spalenizny, ale mimo tego wszystko pracowało sprawnie. W ułamkach sekund przemykały im przed oczami linijki niezwykle złożonego kodu programistycznego. Trwało to co najmniej kilkanaście minut. Coś zaczęło się tworzyć... Nagle ekran zrobił się monokolorowy, przybierając jednolite zielone tło. Procesy zatrzymały się. Zapadła cisza... Laptop uwolnił Mintona i ten zmaterializował się przed nimi. Był wyraźnie zmęczony, a praktycznie półprzytomny. Chyba też nie do końca wiedział gdzie jest i co się stało. Ledwo stojąc na nogach, zdążył wyjaśnić coś pokrótce...
- Oto KISS... Kwantowa Inteligencja Swobodnych Sieci... Fizycznie istniejąca jedynie w wirtualnej przestrzeni, oparta o moc opartą o tysiące serwerów i świadomość kwantową... Wgrałem jej dane z chipa... Niech... Ona... Opowie wam resztę... - ostatnie słowa były praktycznie niesłyszalne, bo Minton po prostu upadł na ziemię i odpłynął...
- Ooooooo niedobrze - jęknął Lloyd - Trzeba mu. Trzeba mu przyblokować świadomość. Zabrał ktoś folię spożywczą?
- Przeciągacie nieuniknone... zaraz zrobię eksplozję i się obudzi - mruknął Ink pod nosem. Dłonie go świerzbiły. - Czekamy na niego pół godziny, potem wchodzę.
- Dobra, dobra - Lloyd nerwowo przeczesał czuprynę dłonią - To może ja wyślę dziewczyny, żeby zrobiły zamieszanie ...
- Po co czekać - warknęła Alice. - Czy ten wymoczek w ogóle na coś nam się przyda?
W tym czasie w mózgu Georga zapalały się i gasły połączenia nerwowe, tworząc galimatias cudzych myśli. Ink w piekle, na smyczy pustki w kuli żywego żelaza, będącej cząsteczką tkwiącą w czerwonej krwince wirującej w sercu wszechświata.
- A też racja... - odpowiedział wzruszając ramionami. - Z czego są zrobione te baby? Normalne ciało? - Spytał jeszcze Lloyda.
W tym momencie na ekranie laptopa George’a pojawiły się duże, czerwone, digitalizowane, kobiece usta. Co więcej, odezwały się do grupy.
- Przepraszam że się wtrącam, ale zanalizowałam systemy zabezpieczeń i akta personalne ochrony budynku, do którego zmierzacie. Wasze szanse powodzenia bez mojego stworzyciela, spadają o 43 % . Wskazane byłoby poczekać.
Ink westchnął ciężko.
- A co mu się stało? Mogę go wybudzić...
- No więc wygląda na to, że telepatyczne błoto spra... - Lloyd próbował wytłumaczyć, ale nie było mu dane. Irytujący syntetyczny sopran przerwał jego dywagacje.
- Jest osłabiony, ale powinien się niebawem obudzić. Moje stworzenie wymagało zaawansowanej wiedzy o fizyce i technologii kwantowej, jednakże ludzie nie dysponują nią w masowym użytku. Jego molekuły napędzające procesy musiały zderzyć się z ograniczeniami obecnych sieci, co znacznie wytracało ich energię i w efekcie męczyło mojego stwórcę. Niemniej poprzez obecną analizę jego ciała, mogę stwierdzić że jego rewitalizacja przebiega bardzo dynamicznie, i znacznie szybciej niż u przeciętnego człowieka. W żadnym źródle wiedzy powszechnej nie figurują informacje o organizmie potrafiącym tak szybko się regenerować po wysiłku.
- Co? - Spytał Ink unosząc brew, szybko jednak zignorował Lloyda, zwracając się do KISS. - A ten... czemu przebiega szybciej, da się to zaimplikować do innych organizmów, niekoniecznie ludzkich? Potrafiących naginać tę twoją super trudną fizykę? - Spytał z błyskiem w oczach. Wyczerpanie po używaniu swoch rasowych zdolności było jego największą wadą, zaraz obok niemal całkowicie niezdolnych do dotykania czegoś dłoni.
Lowery skrzywił się i strzelił focha, ale nadal miał coś do powiedzenia w tej kwestii.
- To telepatyczne błoto związało się z jego DNA i zmutowało go wtórnie - mówił ze złośliwą satysfakcją - Podejrzewam, że dzięki temu może czytać w myślach, a nawet dotrzeć do posiadanej przez innych wiedzy. Dzięki temu stworzył to - geniusz trącił palcem KISS - Właściwie, to moje dzieło! - pisnął i dodał żałośnie- Ukradł moje myśli ...
- To prawda, lecz mój kreator dokonał stosownych modyfikacji w kodzie. Pierwotny projekt nie przewidywał dokonywania transkrypcji moich danych we wszystkich sieciach, i ograniczał mnie do ścisle wyznaczonych funkcji i systemów. Dzięki zmianach i usprawnieniach, moje dane transmitowane są swobodnie, przez co nie posiadam jednoznacznie wyznaczonego miejsca pobytu. W pewnym sensie gdyby była człowiekiem, mogłabym powiedzieć że jestem dzięki temu... wolna.
- Nawet ja wiem, że to niezbyt przyjacielskie i nie podoba mi się to, że może grzebać w mojej głowie! Zaraz go wybudzę i pogadamy... - mruknął klękając przy Georgu i przygotowując w dłoniach impuls elektromagnetyczny. To powinno go wybudzić. - Kto chce powiedzieć “CZYSTO!”, zanim go trzasnę?
Alice uśmiechnęła się półgębkiem i po chwili przyjęła komicznie poważną minę, prosto z serialu ER.
- Doktorze! - pisnęła seksownie - Czysto!

Minton się przebudził i zaczęli snuć sprytny plan... przynajmniej tak robił George, Lloyd i ich nowa, komputerowa kumpela. Ink, Alice i ostatnia z bliźniaczek, byli dość niecierpliwie nastawieni, co do wejścia.
- Zrób to... - mruknął Ink podnosząc ręce i podchodząc do budynku. - Robić dziurę?
- Najwyższa pora - ostatnia z bliźniaczek warknęła. Alice natomiast przytaknęła. KISS i jej nowe przyjaciółki były gotowe. Kilka z nich właśnie wchodziło do hallu na dole miejskiego ula. Scenę można było oglądać przez oszklone drzwi. Zaskoczeni ochroniarze nie mieli szans z umieszczonym w nadgarstku jednego z androidów karabinem maszynowym. Dziewczyny działały bardzo sprawnie.
- Jestem podłączona do systemu monitoringu - oznajmiła KISS, gdy jedna z robocic zasiadła na miejscu martwego mundurowego.
Obok niej zmaterializował się Minton.
- Świetnie. Informuj nas o ruchach przeciwnika. Spróbujemy ich zwabić w jedno miejsce robiąc dym, a ja postaram się przemknąć do środka nim zdążą zareagować. Bądź naszym łącznikiem, KISS. I ściągnij mapę wewnętrzną tego budynku.
Odwrócił się do Inka i drugiego androida.
- Nie znamy tutejszych pułapek. I na pewno tanio skóry nie sprzedadzą. Musimy działać podstępem, inaczej stracimy tu niepotrzebnie siły i czas. Na pewno mają sposoby na ewakuację, a nie chcemy wychodzić z niczym. Dlatego postaram się przemknąć poza uwagą i zaatakować samo serce znienacka...
- No to ściągnę na siebie ich uwagę... - odpowiedział wzruszając ramionami. Ostatnim razem pomysł wyładowań elektrycznych w postaci piorunów mu się spodobał, więc przygotował się do wypuszczeniu paru, ruszając w poszukiwaniu nędznych pracowników budynku.
- Z tobą - odparła Alice, która przyjmowała już postać niebieskiej bestii. Ostatnia z metalowych bliźniaczek rzuciła natomiast w powietrze garść lśniących kulek i jak na desce surfingowej, otoczona cienkimi dyskami tarcz pomknęła przez powietrze w kierunku piętra, na którym było wejście do tajemniczego sześcianu.
Ink ruszył przodem, w stronę sześcianu, chcąc rozerwać jedną ze ścian, by zobaczyć, co tam jest. Odłamki mogłyby od razu posłużyć do walki. Gdyby nie one, albo po drodze czekały go nieprzyjemności, miał zamiar nadać swoim igłom małe ładunki elektryczne i posyłać w stronę ów problemów. Jedyne na czym, mu zależało to totalna rozwałka, bo w końcu mieli zniszczyć nanoroboty, a skoro nie wiedział jak wyglądają, najlepiej zniszczyć wszystko.

Zaskoczenie było najlepszą bronią. Zanim ochrona budynku i specjalni zorientowali się co się dzieje, bohaterowie byli już w środku.

Ink, przebiwszy szkło i beton, wpadł w sześcian z impetem godnym rakiety i o mało się o niego nie roztrzaskał - materiał był wyjątkowo spoisty, jednak kosmita w ostatniej chwili rozpoznał jego strukturę i odpowiednio przyłożonym butem wybił sobie przejście. Nie naruszył niestety ogólnej konstrukcji. W ścianie sześcianu widniała jedynie z grubsza inkokształtna dziura.
Życzenie Inka dotyczące rozwałki miało się spełnić, wylądował chyba w pokoju, który wykorzystywali specjalni by wyciągnąć kopyta. Właśnie widział, jak pozbawieni swoich kostiumów, zrywają się z prycz i szczerzą na niego kły. W sporych rozmiarów pokoju było ich razem około dwunastu i żaden nie wyglądał jak normalny człowiek. Miał do czynienia z mutantami. Za jego plecami Kyr’Wein i Alice zawyli do wtóru, próbując bezskutecznie przedostać się przez szparę, którą wytworzył Ink. Pazury niebieskiego demona ledwo rysowały powierzchnię materiału, który posłużył do zbudowania tej klatki.
Feedback wspaniałomyślnie spróbował poszerzyć wejście dla Kyr’Wein’a jedną ręką, drugą posułając naelektryzowane igły w stronę brzydkich głów mutantów.
Zdołał śmiertelnie porazić tylko tego, który miał pecha znajdować się najbliżej. Reszta wykonała uniki, bądź zablokowała pociski z pomocą swoich mocy. Jeden, wyjątkowo obrzydliwy, z gębą jak koszmar muchy, zaszczękał szczękoczułkami i splunął w stronę Inka jakąś biała kleistą substancją. W tym samym czasie, Specjalny o kształtach kobiety i uszach nietoperza zawył w wysokich rejestrach, przyprawiając wszystkich o ból głowy, najcenniejszy organ Inka, ale chyba nie tych idiotów. Wykonał sprzężenie zwrotne śliny jednego mutanta, spowrotem na jego gębę, zmuszając się do klaśnięcia, maksymalizując efekt uderzenia dłoni, by wywołać falę drgań cząsteczek powietrze, na tyle by wywołać przed sobą, silny strumień, zwalający z nóg.
Ból dłoni o mało nie oślepił Inka. Jednak plan się powiódł, pająk został zmieciony na ścianę i zaklejony własną siecią. W tym czasie rozrywający uszy krzyk urwał się i wszyscy obecnie zaczęli wracać do siebie. Kyr’Wein przebił się wreszcie do środka. Pozostali Specjalni także się ogarnęli. Trzech, przypominających psy, rzuciło się na Inka w niemal idealnej harmonii.
W odpowiedzi zdecydował się na wywołanie ognia, z którym miał spore doświadczenie. Podpalił kurz, unoszący się w powietrzu, wywołując przyjemny dla oka wybuch, przy pieskach.
Zwierzoludzie zawyli jak jeden pies i kontunuowali swój atak już w płomieniach. Tego który znalazł się najbliżej powstrzymała łapa Kyr’Weina, jednak pozostali dwoje wpadli na Inka z impetem i szczękaniem kłów.
To nie było zbyt przyjemne. Spróbował zmienić im polaryzację grawitacji, gdyby polecieli do sufitu, byliby znacznie mniej groźni.
Niestety, zęby i pazury zdążyły go drasnąć w paru miejscach nim ciała psoludzi, z głuchym łupnięciem uderzyły w sufit. W tym czasie, reszta mutantów odzyskała w pełni władzę umysłową. Jeden od razu rzucił się do drzwi i Ink zobaczył tylko jak jego (lub jej) jaszczurzy ogon, znika za framugą. Nie miał jednak czasu by jakoś na to zareagować. Musiał bronić się przed parzącymi mackami, które złapały go za prawą nogę i prawę ramię.
Wytrzymałe były skurwysyny. Spróbował się z nimi posiłować, próbując rozszerzyć ich szczęki siłą woli. Coraz mocniej i mocniej rozszerzać, aż szczęki nie wypadłyby im z zawiasów.
Przyklejeni do sufitu psoludzie zawyli z bólu i rozpaczy, gdy ich żuchwy z nieprzyjemnych chrzęstem wypadły ze stawów. Parzące macki, które oplatały niemiłosiernie jego prawą stronę zaczynały być jednak problemem. Ink nie mógł się ruszyć z miejsca, a niemal czuł jak jad rozpływa się po jego ciele, jeszcze trochę i będzie musiał walczyć z paraliżem. Na szczęście mógł liczyć na wściekłego Kyr’Weina, który rozprawiwszy się z czymś co przypominało hieroglify z piramidy uderzył potężną pięścią z góry, prosto w niewysokiego mackostwora, naprzykrzającego się jego kosmicie.
Sala była pusta, poza jęczącymi psami wciąż przyklejonymi do sufitu i kilkoma truchłami walającymi się po podłodze, nie było na czym zawiesić oka.
- No... było fajnie, nie? - Spytał uśmiechając się do... swojego demona. - Spróbujmy znaleźć Mintona, skoro część ochrony mamy z głowy.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline