Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2013, 21:40   #22
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 09:05 czasu lokalnego
Wtorek, 15 grudzień 2048
Ceelasha Biyaha, Somalia




Fox, Øksendal, Zahe

- Postarać się o uzupełnienie naszych zapasów wody? - Jeanne prawie wybuchnęła śmiechem obłąkanego, odpowiadając na ostatnie słowa najemnika. - Skąd ja ci tu wodę wezmę? - Nagle spoważniała. - Nie zabiorę dzieciom wody. To po pierwsze. A po drugie. To co oni tu mają wykończyłoby nas ani chybi.
Wig nie próbował rozwiązać jej problemów, rzucając przez ramię krótkie:
- Improwizuj!
I tyle go było. Niewiele mieli do roboty pozostając w tym miejscu, prócz czekania. Dla wielu osób właśnie ta czynność jawiła się jako najgorsza z możliwych. Siedzieć w miejscu, lub maszerować od ściany do ściany, bez celu i z myślami krążącymi zwykle po niewłaściwych rejonach. Fox próbował z marnym skutkiem przemówić do tubylców, nie wlał w nich jednakże żadnej nadziei. Ghedi niestety wyglądał na takiego, któremu nadzieja na nic była potrzebna, miał przecież swój liść i żuł go namiętnie.
Nie wydawał się choćby słuchać najpierw mężczyzny, a potem kobiety, biochemiczka bowiem spróbowała go przekonać do wyplucia narkotyku. Nic z tego. Jeśli miałaby wydać fachową opinię, należało przewodnika związać i wyrwać mu to siłą. Dopiero wtedy mogłaby podać mu coś łagodzącego objawy.
A woda? Jeśli nie liczyło się zabranie baniaka, to także brakło możliwości.
Czekać, tylko czekać?

Sekundy potrafiły w takich chwilach przechodzić w minuty. Przyzwyczajony do tego Raver znosił ten fakt lepiej niż specjalistki. Nie trwało długo, gdy w komunikatorze usłyszał głos Shade, przekazujący informacje pozostałej dwójce. Wyłączył umysł, skupiając wzrok na tym, co sam widział na zewnątrz. Wsłuchiwanie się w odgłosy i raporty osoby w akcji nie uczestniczącej sprawę jedynie pogarszało.

Nagle rozległy się strzały, wyraźna seria z kałasznikowa, dająca jasny pogląd na to, kto strzelał. Potem kolejne wystrzały, już wymieszane. Wiedzieli już, że plan cichego podejścia nie wypalił. Warkot silnika dotarł do nich mocno przytłumiony.

Wtedy też LuQman zerwał się z miejsca, z wściekłością wymalowaną na twarzy. Jeanne wiedziała co to oznacza. Narkotyk zadziałał w pełni. Zaczął coś wrzeszczeć do ciągle stojącej w progu do drugiego pomieszczenia, tutejszej dziewczyny. Urządzenia przechwyciły słowa, tłumacząc je w tym samym momencie, w którym Ghedi wyszarpnął spod ubrania stary, bębenkowy rewolwer.
- Sprzedałaś nas, suko!
Fox zareagował błyskawicznie, ale przecież nie mógł zastrzelić ich jedynego przewodnika. Dopadł do niego, ale strzał już padł. Kula trafiła w mózg, przebijając czaszkę i wychodząc tyłem wraz z paskudnym rozpryskiem krwi i szarej masy, prosto na ścianie. Kolba karabinu trzasnęła murzyna w bok głowy, powalając nieprzytomnego na ziemię.
Dzieci zaczęły wrzeszczeć i płakać.
Przez to przebijał się warkot silnika zbliżającego się szybko pickupa.


Shade, Irishman, Wig

Szła powoli, ale jednocześnie zdecydowanie. Ultranowoczesny kombinezon sprawiał, że stanowiła wyłącznie rozmazaną plamę na tle budynków, przy których się poruszała. Wreszcie swobodna i niewidoczna. Dawno jednak nie była na pustyni, odruchy i zachowania ciała ciężko się przezwyciężało, gdy automatycznie próbowały działać się inaczej niż powinny. Była cieniem, bo słońca oszukać nie potrafiła, a kamyki i piasek pod nogami utrudniały utrzymanie tempa. Trochę potrwało zanim to przezwyciężyła i zwiększyła tempo. Nie popełniła żadnego błędu, ale profesjonalista zawsze musiał żądać od siebie więcej i więcej. Przemknęła między budynkami, łapiąc kontakt wzrokowy z pozostawionym na drodze pickupem, szybko przekazując raport o trzech tubylcach. Kilka sekund później musiała się poprawić, bo zostało jedynie dwóch, trzeci pobiegł na zachód, krzycząc coś głośno, acz niezrozumiale nawet dla tłumacza w głowie zwiadowczyni. Mignęły sylwetki ludzi. Niegroźne, bo po przeciwnej stronie. Krzyk kobiety zwrócił jej uwagę, a na zachód od samochody spostrzegła jeszcze kilku, właśnie przechodzących z domu do domu. Pewni siebie, głośni i zdecydowani.
Ruszyła bokiem, przekazując lokalizację celów do podążających jej śladem mężczyzn.

Kane i Peter trzymali bezpieczny dystans, szybko "przetrawiając" napływające od Valerie informacje. Dzięki temu nie musieli nawet wychodzić poza bezpieczną stronę ulicy, którą się poruszali, niewidoczni ciągle dla przeszukujących domy. Murzyni nie robili tego ani cicho, ani delikatnie. Każdy chowający się mógł spokojnie ich obejść lub wycofać się, ale żadne z najemników nie miało zamiaru uciekać, ze wszystkimi bagażami i specjalistkami na głowie. Przynajmniej nie na piechotę. Rozdzielili się w końcu. Irlandczyk ruszył zaraz za Shade, a Peter skręcił, zajmując pozycję za jednym z budynków, z wolnym przedpolem i dobrą widocznością na pickupa i jego okolice. Odległość mniej więcej trzydziestu metrów prawie uniemożliwiała celne ciskanie granatami, ważniejsza była jednak osłona, którą zapewniał, mając na celowniku domy po przeciwnej stronie. Tymi od wschodu miał zająć się O'Hara.

Rusht przykucnęła u wylotu wąskiej uliczki, ścieżki bardziej, bo przecież był to jedynie ubity piach i żwir. Upewniła się, że nikt z przeszukujących nie zerka na pozostawiony samochód, w którym, a raczej na którym znajdowało się ciągle dwóch tubylców. Jeden siedział za kierownicą, wgapiając się przed siebie. Drugi, znacznie bardziej aktywny, kręcił się i rozglądał, gadał coś do siebie i żuł, podobnie do Ghediego, wkładając w tę czynność sporą ilość energii. To on musiał być pierwszym celem. Ruszyła, szybko pokonując dystans. Gdyby ktoś patrzył, jak robił to Wig, wydawałaby mu się tylko rozmazaną plamą na tle piasku i kamieni. Wskoczyła na tył samochodu i zakrywając murzynowi usta podcięła go i zrzuciła na piasek, lecąc wraz z nim. Sekundę po uderzeniu w ziemię mężczyzna był nieprzytomny.
Nie miała czasu na obmyślanie dalszej strategii. Kierowca coś musiał usłyszeć, niestety postanowił sprawdzić co to takiego. Odwrócił się i nie dostrzegając kumpla, uniósł się bardziej.
- Nholi?
Shade była już w ruchu, obchodząc pickupa drugą stroną. Nawet patrząc na nią bezpośrednio przez chwilę musiałby się zastanowić co się działo. Dotarła do niego i wyprowadziła cios w chwili, gdy się obrócił. Krzyknął, trafiony za słabo i w złe miejsce. Uniósł ręce w obronnym geście, zdecydowanie zbyt wolno. Drugi cios zakończył jego świadomą egzystencję na jakiś czas. Wyrzuciła go zza kierownicy jednym ruchem i sama za nią usiadła, przekręcając kluczyk. Silnik zawarczał, zapach ropy, rzadko już spotykany w cywilizowanych krajach, dotarł do nozdrzy kobiety.
Wtedy też skończyło się szczęście.

Najemniczka usłyszała krzyk, gdzieś od strony budynku po zachodniej stronie. W oknie pojawiła się czarna twarz tubylca, widzącego zdecydowanie za dużo. Może to był ten z tych inteligentniejszych, bowiem nawet nie w pełni dostrzegając kierowcę, usłyszał uruchamiany silnik. Pojawiła się lufa jego AK. Peter dostrzegł to także i strzelił, w tej samej chwili, w której Valerie nacisnęła pedał gazu. Koła zabuksowały po piachu, a pocisk najemnika... nie trafił. Murzyn zdołał wystrzelić krótką serię, krzycząc coś głośno. Ten krzyk zaraz zamarł mu w gardle, bo poprawka ze strony Wiga uciszyła go na zawsze. Nieco za późno.
Shade poczuła potężne uderzenie w bark, które aż popchnęło ją do przodu. Kałasznikowy zawsze miały wielki kaliber, na szczęście stara broń nie zdołała przebić nowoczesnego pancerza, który tylko stracił na chwilę maskowanie. Inni nie strzelali, ale już wiedzieli. Przejechała tuż obok Wingfielda, mogącego bez problemu wskoczyć na pakę.

Kane pozostał w tyle, czając się przy wyjściu z budynku, do którego weszło trzech czy czterech ludzi tuż przed tym, jak Rusht zaatakowała. Usłyszał strzały, a wcześniej krzyki. W środku się zakotłowało a szybkie kroki i wrzaski zwiastowały szybkie wyjście tubylców przez drzwi, obok których ustawił się najemnik. Doczekał się już po kilku sekundach, gdy pierwszy czarnuch wybiegł na zewnątrz. Nieco za niski, a może obdarzony naturalnym instynktem, zdołał się uchylić przed pierwszym ciosem Irlandczyka, który klnąc wykonał poprawkę, kopnięciem posyłając przeciwnika na ścianę. Ale przecież za nim wybiegali następni. Nie zastanawiając się, O'Hara uniósł pistolet i wystrzelił, a kula wielkiego kalibru niemal zmiotła pierwszego z nich. Najemnik już się wycofywał za róg, gdy trzeci z nich, znajdujący się aktualnie na dachu, pociągnął serią z pistoletu maszynowego. Tarcza rozbłysła, nieliczne, posłane "rozpylaczem" kule doszły celu. Na szczęście wytrzymała, prawie całkiem rozładowana, a Kane przeskoczył ogrodzenie i schował się za kolejnym domem, odgradzając się nim od przeciwnika. Gdzieś obok odjeżdżał już pickup, a na północy ciągle spora grupka murzynów organizowała pościg, pokrzykując do siebie w szczekliwym języku.

Ciche podejście wyszło, cicha kradzież zdecydowanie nie.

 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 28-04-2013 o 22:30.
Sekal jest offline