Praca jako taka była spokojna, pomimo wszystkiego co się działo ostatnimi czasy. Nawet nie musiał się za bardzo męczyć, burd nie było za wiele, a nawet kiedy jakieś wybuchały, okazywało się że starczyło że się zbliżył żeby je uspokoić. Nie narzekał, było to o wiele przyjemniejsze niż wypruwanie sobie flaków tylko po to, żeby zarobić pare srebrników.
Poranek przywitał niechętnie po długiej nocy w kasynie, ale trzeba było załatwić parę spraw. Skoro zdecydowali się ruszyć na tą przeklętą wyspę, trzeba było się zaopatrzyć w coś, co mogłoby pomóc przedłużyć oczekiwaną długość życia owocu miłości wampira i ludzkiej kobiety. Czy naprawdę była to miłość, Don wolał nie wnikać. Nie był pewien czy starczy mu czasu, żeby zajrzeć do ojczulka i zająć się wyłowionymi z wraków przedmiotami, czy też przeszukać domek rozpruwacza. Miał jednak czas zajrzeć do wiedźmy w jednej z bocznych uliczek. Może i była zgryźliwa i swoja osobowością odstręczała większość klientów, ale miała mniej więcej to, czego potrzebował. Po porannych zakupach nie pozostawało mu wiele jak wrócić na naradę.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |