Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2013, 12:38   #7
Kyuke
 
Kyuke's Avatar
 
Reputacja: 1 Kyuke nie jest za bardzo znany
Gdy Sugawara usłyszał, że razem z Aoki mają wyruszyć na misję z początku się ucieszył. Ostatnio nie miał żadnych misji, więc taka rozrywka była jak najbardziej na miejscu. Jednak jego zapał powoli opadał, gdy zaczęły do niego docierać wiadomości typu: pójdziecie w dzień, będą inni oficerowie i porucznicy, dostaniecie płaszcze maskujące reiatsu. To świadczyło o tym, że sprawa będzie poważna, co - niewykluczone - może mieć związek ze śmiercią kapitana 7. oddziału. Sytuacji nie polepszał fakt, że pójdą tam zaraz o świcie, a nie zapowiadało się by w Tokio miało jutro padać. W najgorszym wypadku będę do niczego. Myślał Sugawara. Chciał się zobaczyć przed misją z Kazuto, żeby dowiedzieć się czy też idzie, ale porzucił ten pomysł. Nie wiedział zbytnio jak z nim rozmawiać, od śmierci jego kapitana. Pewnie z Kyouske wyciągną go na jakieś picie, ale jeszcze przyjdzie na to czas. Przez większość dnia Kanezane obijał się w kwaterach piątego oddziału, rozmyślając o wszystkich rzeczach, które go dręczyły od czasu dołączenia do tej dywizji, np. gdzie co chwila znika kapitan? Albo, jak wygląda miecz jego przełożonego? Misterio nie bez powodu miał taki przydomek... Dopiero pod wieczór, gdy księżyc zaczął pojawiać się na niebie, Sugawara -który zdążył się zdrzemnąć - zerwał się z łóżka. Wolał odpoczywać w dzień, żeby móc rozkoszować się nocą. Po nieudanej próbie rozmowy z Rei, która postanowiła już się położyć, porucznik 5. oddziału opuścił siedzibę. Na uliczkach Seireitei dało się o tej porze zobaczyć wielu shinigami, choć i tak mniej niż w dzień. Bynajmniej teraz nie było słońca, pogoda mogłaby być jeszcze gorsza, ale Kanezane wolał nie narzekać. Najpierw skierował swe kroki na Wzgórze Soukyoku. Najłatwiej mu tam było rozmawiać z Shiratorim, który lubował się w egzekucjach. Nie użył shunpo, chcąc delektować się spacerem. Po dotarciu na miejsce, usiadł na brzegu wzgórza i wyjąwszy katanę z pochwy, położył ją na skrzyżowanych nogach. To mu przypomniało radość, którą odczuł po opanowaniu Jinzen. Dzięki temu nie tylko rozmawiał ze swoim mieczem, ale był w stanie wejść do wewnętrznego świata i robił to jak tylko miał okazję. Po paru sekundach znalazł się na ponurym cmentarzu, położonym na szczycie ogromnego płaskowyżu. Wiatr wiał między porośniętymi mchem nagrobkami i dało się słychać jego wycie, wysoko ponad nimi. Na samym środku tego przybytku znajdowała się krypta, z której wyłoniła się teraz zakapturzona postać, a towarzyszące jej prądy powietrzne, oplatały się wokół nóg Sugawary jak macki. Z granatowego nieba zaczęły się padać krople deszczu, tak że po chwili już była mała ulewa, którą przerywały pojedyncze grzmoty.
- Jak chcesz to potrafisz zadbać o nastrój - uśmiechnął się shinigami.
- Ba! Dawno cię nie było, jakieś 24 godziny... - odpowiedział ironicznie Shiratori, którego trupią twarz rozświetliła błękitna błyskawica. - Przyszedłeś pogadać czy ćwiczymy? Z tego co pamiętam, ostatnio dostałeś ode mnie ochrzan, za to, że boisz się zabijać - kontynuował truposz.
- Dobrze wiesz, że nie jestem taki jak ty... - Sugawara urwał i bez ostrzeżenia skoczył w kierunku ducha.
Po drodze w jego dłoni zmaterializowała się czarna kosa, z długim, zagiętym, stalowym ostrzem, taka sama, jaka teraz pojawiła się w dłoni jego przeciwnika, który zablokował uderzenie sprawnym ruchem, wystawiając rękojeść. Walczyli tak na równym poziomie przez resztę nocy. Po nierozstrzygniętym pojedynku, Kanezane bez słowa opuścił cmentarz. I tak ciągle porozumiewali się w myślach, więc to, że już nie widział Shiratoriego, nie znaczyło, że nie ma z nim kontaktu. Po tym treningu, nieco zmachany wrócił do baraków, by zdrzemnąć się jeszcze tę godzinkę. Później, gdy słońce zaczynało się już wychylać, wraz z resztą poruczników i oficerów, odzianych w czarne płaszcze, opuścili Soul Society, przechodząc przez Senkaimon.

Po wkroczeniu do Świata Żywych, dobry humor opuścił Kanezane. Wcale nie chodziło o to, że nie podobał mu się płaszcz maskujacy reiatsu, po prostu pogoda w Tokio była zbyt... dobra. Wlókł się za resztą grupy, bez większego zapału. Gdy po przegrupowaniu znalazł się w duecie ze Scarlet Rose, postanowił zostać nieco z tyłu i zadać jej pytanie:
- Em... Poradzisz z nim sobie? - podrapał się ręką po głowie w geście zakłopotania. - Coś nie jestem dziś w formie.
Rose przestała się wpatrywać w niebo i zganiła partnera:
- Tchórz.
Powiedziała krótko, po czym skręciła w kierunku jednego z Menosów, który należał do ich duetu.
- Nie bądź taka surowa! Jak zobaczę, że nie dajesz rady to przecież dołączę! - dodał Kanezane z wyrzutem w głosie, po czym podszedł do pobliskiego budynku i usiadł w jego cieniu, czekając na przebieg walki.
Rose wzdechnęła.
-Wyssij Tamashī no kui!
Krzyknęła a następnie przejechała dwoma palcami po mieczu. Katana lekko wydłużyła się a kolor długiej czerwonej wstęgi zanikł. Rose uzyła shunpo aby dostać się do swojego partnera, szybko złapała jego dłoń i przebiła ją na wylot swoim mieczem.
-Przydaj się chociaż na coś - powiedziała.
Wstęga przy mieczu Scarlet zmieniła kolor na jasno czerwony i powoli, stopniowo ciemniała. Menos w tym czasie zauważył shinigami i rozpoczął w ich kierunku dziką szarżę.
- Nie musiałaś tego robić! - krzyknął Sugawara, wyjmując ostrze Rose ze swojej dłoni, jednocześnie podnosząc się z ziemi. - Zamiast na mnie, mogłabyś się wyżyć na przeciwniku.
Zauważając nadciągającego Menosa, Kanezane wydobył z pochwy miecz i przy pomocy shunpo, przeniósł się na dach budynku, pod którym przed chwilą siedział.
- Jakieś pomysły? - krzyknął do Scarlet, jednoczesnie starając się zatamować krwawienie z dłoni swoim kimonem.
Rose nie zareagowała na krzyki jej partnera. Wstęga przy jej mieczu dalej nabierała koloru. Po dość krótkim czasie wstęga przybrałą kolor tak ciemny że z daleka wyglądać by mogło że jest czarna. Rose użyła shunpo którym przeniosła się do partnera. Lekko dźgęła jego ranną rękę czubkiem miecza.
-Olśnij Tamashī no kui
Szepnęła. A kolor wstęgi lekko zbladł.
Po czym zwróciła się w kierunku menosa.
-Krwawe wesele!
Po tych słowach wykonała jeden szybki ruch mieczem. Który zostawił w powietrzu tylko czerwoną smugę.
Menos z impetem uderzył w budynek pod ich stopami. Wszystko zaczeło się walić. Rose szybko doskoczyła do bezpiecznego miejsca na ziemi po czym przygotowała się do nastepnego ataku.
Sugawara w ostatniej chwili przeskoczył na dach wieżowca stojącego obok, co w jego obecnym stanie sprawiło, że poczuł się z siebie dumny.
- Nienawidzę słońca... - powiedział bardziej do siebie, niż do swojej partnerki. Upewnił się, że Rose nic nie jest i przyglądał się dalszemu rozwojowi sytuacji.
Tymczasem pusty powoli wygrzebywał się z ruin zniszczonego budynku.
Rose uważnie wpatrywała się w ruiny budynku przez opadający pył. Po chwili doskoczyła do niego podnoszącego Menosa. Ścisnęła mocniej miecz który pokrył się czerwonym płomieniem. Jednocześnie cała wstęga przy mieczu która do tej pory miała szkarłatny kolor, utraciła go.
Pusty nie zdążył wstać, gdy kolejny atak spowodował jego upadek. Tym razem maska przeciwnika przepołowiła się, a czarne ciało demona powoli zniknęło wśród pyłu i gruzu.
- Rose! Dobrze nam to wyszło! - krzyknął Kanezane ze swojej kryjówki na dachu, gdzie właściwie był jeszcze większy upał, po czym schował miecz. Zeskoczył z budynku i znalazł się obok partnerki.
- To co? - zapytał. - Fajrant? Wracamy?
Rose machnęła jeszcze raz mieczem i przeciągnęła po nim dwoma palcami. Wstęga powróciła do swojego pierwotnego koloru a miecz rozmiarów. Następnie schowała go. Odwróciła się do mężczyzny i spytała.
-Coś mówiłeś?
- Mniejsza o to... - odrzekł zrezygnowany Sugawara. - Menos nie żyje i możemy ruszać dalej, reszta też już pewnie skończyła.
Po tych słowach poszedł w kierunku, z którego wyczuł reiatsu Kazuto, bo był więcej niż pewien, że miał on przy sobie sake, a przydałoby mu się kilka łyków, jeśli miał brać tutaj udział w walce z drugą grupą menosów.
 

Ostatnio edytowane przez Kyuke : 01-05-2013 o 00:32.
Kyuke jest offline