Mierzwa od natłoku coraz to nowych wiadomości był jak otępiały. Pokaz mocy staruchy z wioski, która już nie istniała robił wrażenie. Kislevita nadal nie do końca pojmował rolę jaką w niebezpiecznej przygody odegrała dawna animozja dwóch sióstr. Widział jednak jak wielką potęgą dysponowała ciemna strona magii. Należało się, więc przygotować a czasu było coraz mniej.
Gdy kompania wróciła ponownie na szczyt Kielicha kozak rozmawiał po cichu z Elise, która poparła jego pomysł pozostawienia tylko jednej drogi na szczyt klasztoru. Resztę zamierzali zawalić razem ze schodami.
Gdy skończyli się naradzać Dmuch począł wydawać komendy uciekinierom z klasztoru. - Chodźcie wszyscy ze mną jako żywo! Trza nam pędem do zbrojowni, jeśli mamy dotrwać świtu. Zaopatrzcie się tam we wszelaki oręż. Najlepiej włócznie czy piki. Vogel pokazał, że zdają egzamin i nawet w niewyszkolonych rękach są groźne. Dodatkowo przytaskamy tutaj kusze i bełty. Ile się da. Musimy na szczycie Kielicha ustawić barykadę, wysokości rosłego męża, która odgrodzi, choć trochę Alberta i Gislana od plugawych monstrów. Z tej przeszkody uczynimy sobie ostatni bastion obrony. Będziemy z niego mogli razić naszych wrogów. Tutaj też zgromadzimy kapłanki i rannych. No, rebiata! Głowa do góry. Nie w takim łajnie się tarzaliśmy i daliśmy radę, ha! - dodawał animuszu garstce straceńców.
Sam będąc w zbrojowni klasztornej wdział długą solidnie plecioną kolczugę, na łeb nasadził kapalin z nosalem. Czarną szablę umocował w pochwie przy pasie. W tej walce zamierzał walczyć rzeźniczym toporzyskiem. W sam raz dla najemnego piechura. Zabrał też naręcze szypów i dwa cisowe łuki, by wzmocnić szaniec na klasztornej wieży. |