Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2013, 20:31   #99
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Lou pracowała w pocie czoła wraz z Woodesem, żeby dać im wszystkim możliwość przejścia wyżej. Wysiłek fizyczny był tym, co lubiła najbardziej. Nie musiała myśleć ani zastanawiać się nad niczym, jedynie metodycznie usuwała kolejne kamienie i belki. W regularnych odstępach czasu schodzili z prowizorycznego podwyższenia czy też drabiny, by nie zwracać na siebie uwagi golema, po czym ponownie powtarzali cały proces. Rannes mogła przyznać, że to całkiem niezłe ćwiczenie na wytrzymałość. Po kilku takich rundach czuła jak skóra pokrywa jej się stróżką potu, a pojedyncze kosmyki białych i czarnych włosów kleją się do skroni i czoła. Ani Lou, ani Jack nie poddali się jednak i po dłuższym czasie wszyscy mogli przejść na poziom wyżej.

Elfka rozprostowywała ramiona i poruszała barkami, gdy już wszyscy byli "u góry". Przyjemny, tępy ból w mięśniach pozwalał jej paradoksalnie na nieco rozluźnienia. Przyglądała się uważnie wszystkim zasypanym i zawalonym tunelom, jakby spodziewając się, że coś w każdej chwili może stamtąd wyjść. Na szczeście chwilowo obeszło się bez specjalnych niespodzianek. Chyba że zaliczać do takich znalezioną zgubę w postaci imć Olhiviera.

W pierwszej kolejności zapoznali się z czymś, co nazwali pracownią maga. Lou rozpoznawała wiele przedmiotów, kojarzyła alfabet kilku języków, które wyłapała tu i tam. Z dużą dozą tolerancji patrzyła także na zachwyty co bardziej "magicznej" części drużyny. Sama w sobie kompletnie nie miała smykałki do tego, przynajmniej tak od zawsze uważała. Przyglądała się więc pomieszczeniu uważnie, z nadzieją wypatrzenia czegoś, czego oczy magów i kapłanek mogłyby nie dostrzec w swym zachwycie... lub chciwości, jeśli chodziło o diablicę. Lou jednak miała tu do wykonania po prostu pracę, więc nie zamierzała nikomu nic wypominać, zwłaszcza że pewnie i tak to wszystko było kradzione.

W miarę jak przeglądali kolejne rzeczy wszystko stawało się bardziej niepokojące. Najpierw golemy, potem symbol ośmiu sztyletów i na końcu klucz z czaszką. Zimne palce strachu muskały kręgosłup elfki. Nie była wielkim bohaterem i nie miała ochoty mierzyć się z wielkim złem. Jej największą radością były niegroźne potyczki w obronie karawan. Chyba nie spodziewała się, że wszystko zmieni się aż tak bardzo...

W drugiej sali okazało się, że przynajmniej całe to włażenie lwu w paszczę nie sżło na daremne. Znaleźli zarówno Olhiviera, jak i niejaką Joannę. Jak to jednak zwykle bywa - im więcej odpowiedzi się pojawiało, tym więcej namnażało się pytań. Można by zacząć chociażby od faktu, że córka młynarza była córką szlachcica, ale kto przejmowałby się szczegółami. Na szczęście Jack wyszedł z propozycją na uwolnienie jeńców. I to propozycją, która całkiem spodobała się Lou.

Skinęła lekko głową w odpowiedzi.
- Zobaczmy, gdzie pójdą i pójdźmy za nimi. Najłatwiej będzie chyba... Zaskoczyć ich w trakcie? - w półmroku błysnęła zębami w czymś na kształt drapieżnego uśmiechu.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline