Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2013, 22:49   #30
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Zajazd:

Aslandir, Heripn, Ikołaib, Viggo, Aegnor

Goście powoli opuszczali lokal. Widać zima milsza im była niż bezgłowe ciało, leżące na podłodze przy ladzie. Najpierw wyszedł niziołek, później elf, następnie rudowłosa dziewczyna nazywająca siebie czarodziejką. Po nich, jeden po drugim, karczmę opuszczały kolejne osoby, przejezdni i kupcy. Ostała się raptem para elfów i czwórka ludzi. No i był jeszcze gołąbek, siedzący na krokwi pod dachem i gruchający bezradnie na zebranych. Zdenerwowany przestępował z nóżki na nóżkę, kręcąc białym łebkiem. Widocznie pani zapomniała o nim, zostawiając na pastwę losu. Ludzie siedzieli osobno, starając się nie zwracać na nic uwagi, nie wzbudzać zbędnego zainteresowania. Nieludzie rozmawiali o czymś w swoim śpiewnym języku. Każdy zajęty swoimi problemami, starał się przeczekać niepogodę i ruszyć dalej.

Wojacy razem ze swoim dowódcą nie pojawili się ponownie, widocznie znaleźli inne schronienie przed zimnem. Może to i lepiej? Wyglądem i zachowaniem nie zjednywali sobie przyjaźni, wręcz przeciwnie. Dowód ich bezwzględności wciąż leżał na podłodze tak jak upadł. Nikt nie pofatygował się, żeby przykryć czymś ciało. Najwidoczniej nikomu z pozostałych w karczmie widok ten nie przeszkadzał. Trup jak trup, tyle że bez głowy. Część z zebranych cieszyła się zapewne że nie jest na jego miejscu. Głupia śmierć - oddać życie Morrowi z kaprysu jakiegoś żołdaka. Niegodna wojownika, uczonego czy szlachcica. Niegodna istoty myślącej, posiadającej jakiekolwiek uczucia.

Z początku ciche, nieśmiałe drapanie, dobiegające z góry powoli przybierało na sile. Coraz głośniejsze i głośniejsze, nieznośnie wwiercało się w błogą ciszę, panującą na dole. Staruszek, drzemiący do tej pory nad swoją miską wzdrygnął się, przetarł zaropiałe oczy, rozejrzał się po zebranych
- Patrzcie w niebo - wycharczał unosząc głowę i gapiąc się w sufit. Jego klatka piersiowa poruszała się coraz wolniej, oddech stawał się coraz płytszy
-...w niebo - powtórzył.
Marazm. Oprócz stękającego w kącie staruszka kompletnie nic się nie działo. Mruczał coś pod nosem stary piernik, gapiąc się w sufit z intensywnością, jakby znajdowały się tam nagie elfki, wesoło baraszkujące wśród morskich toni, przynajmniej tak to wyglądało. Rzeczywistość nie była jednak tak kolorowa. Jadło i napoje kończyły się w zastraszającym tempie, a ogień w kominku dogasał, rzucając na wszytko krwistoczerwoną poświatę żarzących się węgielków. Ciepło, alkohol i senna atmosfera wpływały również na Aegnora. Siedział na swoim krześle, a to co działo się dookoła docierało do niego ze sporym opóźnieniem. Powieki same się zamykały i w końcu jego głowa przechyliła się niebezpiecznie na bok. Wzdrygnął się, otwierając ponownie oczy. Dookoła panował mrok, niezmącona żadnym źródłem światła ciemność. Nie mógł dostrzec nawet swoich dłoni





Zaplecze:
Felix, Andrea

Pomieszczenie za drzwiami stanowiło coś w rodzaju kuchni, połączonej ze składzikiem na najpotrzebniejsze składniki i przechowalni najróżniejszego syfu. Brud pokrywał wszystko: od mebli i garnków zaczynając, poprzez talerze i kufle, a na ścianach kończąc. Tłuste plamy do których w ciągu nie wiadomo jak długiego czasu poprzywierały różne śmieci takie jak włosy, kości, pióra czy obierki od ziemniaków. Na przeciwko drzwi wejściowych znajdowały się kolejne drzwi, najprawdopodobniej prowadzące do pokoi mieszkalnych właściciela. Pomiędzy nimi stał wielki stół, pełen obierek, noży i misek. Na ogniu po prawo bulgotała w kotle szara breja, zapach spalenizny dobiegający ze środka jasno sugerował, że kasza przypaliła się od spodu, na podłodze walały się skrawki jakiegoś mięsa, mimo obfitej marynaty zalatujące zgnilizną. To samo znajdowało się na stole w towarzystwie rzeźnickiego noża. Rozchlapana szara breja i padlina.

Wchodząc za próg Felix potknął się i gdyby nie to że złapał się futryny, wylądowałby twarzą na podłodze. Odzyskawszy równowagę spojrzał pod nogi. Zaplamiony fartuch, porzucony widocznie w pośpiechu przez córkę karczmarza, zawinął się zdradziecko wokół jego lewej kostki.

Andrea odwróciła się przez ramię i pokręciła z politowaniem zakapturzoną głową. Powstrzymała się jednak od komentarza, powracając do szabrowania. Kilka detali za cholerę się jej nie zgadzało. Gdy poprzednim razem tutaj wchodziła klapa w podłodze była zamknięta, a roztrącone w pośpiechu worki pod ścianami nie wysypywały swej zawartości na podłogę. Teraz z czarnej dziury przy palenisku wiało zimnem i smrodem, a pod radosnym fetorkiem gnijących ziemniaków wyraźnie wyczuwała jeszcze jeden aromat. Tak znajomy i znienawidzony ciężki, słodko-mdlący odór rozkładu.



Na zewnątrz:
Tasselhof, Earanor, Kakada

Zawieja nie ustawała, wydawało się wręcz że z każdą chwilą przybiera na sile. Lodowaty wicher zmuszał do pochylenia głowy, kąsał mrozem twarze i dłonie, wciskając się pod ubrania i szarpiąc materią płaszczy. Earanor z Tasselhofem nie oddalili się daleko od zajazdu, lecz te parę kroków wystarczyło, by zniknął im z oczu, ukryty wśród szalejącej śnieżycy. Sens wypowiedzianych przez elfa słów ledwie dotarł do niziołka, podobnie jak głos jego towarzysza.

Kobietę zauważyli dopiero, gdy znalazła się o krok od elfa. Niziołek stojący z boku dostrzegł kolejną postać, a potem kolejną i kolejną, wszystkie zamarłe w bezruchu, z głowami uniesionymi ku niebu. Ubrana kompletnie nieodpowiednio po panujących warunków w szare giezło, które nie sięgało nawet do kolan, oprócz niego była kompletnie naga. Gołe stopy, sine od spaceru w śniegu stawiała niepewnie, chwiejąc się szarpana zawieruchą. Uniosła głowę, a serce Earanora zamarło na chwilę. Znał jej twarz, widywał ją we wspomnieniach, gorzkich i słodkich jednocześnie. Nim cokolwiek zdołał uczynić niewiasta uśmiechnęła się sennie
- Patrz w niebo - zaśmiała się perliście, podnosząc zsiniałe dłonie jakby chciała zakryć nimi oczy. Długie paznokcie zagłębiły się w ciele. Krew trysnęła pomiędzy palcami, gdy rozrywać zaczęła swoją twarz, pozostawiając na skórze dziesięć długich, czerwonych bruzd.
Zaczęła krzyczeć.

Kakada z typowym dla siebie uporem opuściła zajazd. Widziała wśród białości dwie postaci, mogła tylko przypuszczać że są nimi niziołek i elf. Ruszyła za nimi, wodząc dłonią po ścianie i starając podejść bliżej, nie tracąc jednocześnie ochrony, jaką dawał budynek. Po chwili nieludzie zniknęli jej z oczu, utonęli w zamieci. Zadrżała czując jak lodowe drobiny wciskają się po jej kaptur. Była na zewnątrz tylko chwilę, a zdążyła przemarznąć do kości. Śnieg i mróz, tylko jej pozostało.
 

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 30-04-2013 o 13:09.
Zombianna jest offline