Do chodzenia Lotar od dawna się przyzwyczaił.
Koń to rzecz nabyta - można go kupić, można sprzedać. Poza tym jeździeć musi żywić konia (bo bydlę byle czego żeć nie chce), a koń, sprzedany, wyżywi byłego jeźdźca przez ładnych kilka dni. A gdy woda za kołnierz się nie leje, zaś drzewa chronią przed zbyt mocnym słońcem, gdy wiatr przyjemnie chłodzi, a nie wieje piaskiem w oczy - da się żyć.
Nocleg nad jeziorkiem upłynął w spokoju - nic w każdym razie nie zakłóciło ani warty, ani snu Lotara.
Trochę wody dla zmycia z siebie snu, małe co nieco na śniadanie, parę łyków i można było ruszać w drogę.
Obozowisko, do którego dotarli pod wieczór, było opustoszałe. Całkiem jakby ludzie wyszli na spacer i nie wrócili. Z pewnością nie wyglądało na planowane porzucenie pracy.
Notatki, znalezione w jednym z namiotów, przyniosły tylko częściową odpowiedź. Może prawdą było to, co napisał główny sztygar, czy kierownik robót. Że coś wylazło z kopalni i zeżarło wszystkich górników.
Z drugiej strony... wystarczyłoby dziesięciu ludzi, żeby zastraszyć górników i skłonić właściciela notesu do wpisania różnych głupot z prawdą nie mających nic wspólnego.
- Skopiuję sobie te mapki - powiedział Lotar.
Zabrał się za to, od czasu do czasu biorąc udział w toczącej się dyskusji.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 30-04-2013 o 13:34.
|