Wątek: Legenda o...
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2013, 23:02   #3
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Pies uniósł głowę, a potem wstał, nie odrywając wzroku od podchodzącego mężczyzny. Z każdym krokiem z jego gardła wydobywał się coraz głośniejszy warkot. Nie był szczególnie wielkim zwierzęciem, krótkowłosym i czarnym, z białą sierścią wokół nosa i na brzuchu. Oczytana Reina sklasyfikowała go jako jakiś rodzaj psa pasterskiego. Gdy Ray zbliżył się na jakieś pięć metrów, zwierzę zaczęło głośno szczekać i podskakiwać, machając ogonem. Nie wyglądało na gotowe do ataku, ale nagle, z głośnym skrzypieniem, otworzyły się drzwi mieszkalnej chaty. Wykuśtykał z nich niski, siwowłosy mężczyzna w wełnianej czapie.


- Co tu chceta? - odezwał się zrozumiałym językiem z dziwnym akcentem. - Co żelazem straszyta?
Wskazał na miecz, sam w sękatej ręce trzymając siekierę do rąbania drewna.
- Przyganiał kocioł garnkowi. - Mruknęła pod nosem Reina, przezornie trzymając się za plecami postawnego mężczyzny.
- Eee.. - odpowiedział Ray, zaskoczony trochę tym co zobaczył. Może jednak nie powinien się dziwić? - Nikogo nie straszymy. Tylko pana pies wyglądał na nieco niespokojnego. Lekko zabłądziliśmy.
- Właśnie - przytaknęła kobieta wychylając się nieco zza naturalnej osłony. - Mógłby nam pan powiedzieć którędy do schroniska... eee... to znaczy eee... gdzie jest najbliższa gospoda, potrzebujemy schronienia na najbliższą noc.
- Co? - wolną ręką góral podrapał się po głowie pod czapką. - Co tam gadacie? Żelazo schowata, to pies nie będzie nerwowy.
Pokuśtykał dalej, przyglądając się im.
- Dziwnyście. Gospoda, tutaj? Może we Woolach, ze dzień drogi. Ale tu?

Zaczął się na nich gapić, wyglądając jakby zupełnie nie rozumiał jak tu mogą o takie rzeczy pytać. Ray zaczął unosić broń, aby od razu schować ją do pochwy, ale w porę się zatrzymał. Zamiast tego zdjął ją z pleców i ostrożnie wsunął do środka ostrze. W międzyczasie szepnął do Reiny.
- Nie wiem jak tobie, ale mi nie zostawili żadnych pieniędzy. Musimy u niego coś wyżebrać? Zaraz mnie coś trafi.
- Niby gdzie miałabym trzymać pieniądze, mnie nie zostawili nawet majtek, nie mówiąc już o staniku - odszepnęła mu zgryźliwie w odpowiedzi. Potem rzuciła w kierunku starego człowieka spojrzenie i wysunęła się do przodu:
- Jak już powiedział mój towarzysz zgubiliśmy drogę, a wcześniej napadnięto mnie i obrabowano, ze wszystkiego - zrobiła zbolała minę, nie musiała nawet udawać, w końcu to wszystko było szczerą prawdą. - Nie mamy pieniędzy by zapłacić za nocleg czy jadło, ale może ciekawa opowieść zachęci cię do pomocy?

Jeśli mieli udawać czasy bez telewizji i innych mediów to opowiadacze historii zawsze byli mile goszczeni przez spragnionych rozrywki ludzi. Skoro ich prześladowcy postarali się o tak doskonałe odtworzenie materialnej rzeczywistości, musieli dbać i o realia socjologiczne. Miała nadzieję, że jej rozumowanie było logiczne. Inaczej jej żołądek zmieni się w suszona śliwkę. To nowe ciało może i było diablo atrakcyjne, ale bez jedzenia i zapasów tłuszczu, daleko nie pociągnie.
- Ten brak akurat mi się całkiem podoba - odszepnął jeszcze Ray, gdy kobieta skończyła mówić.
- Co? Napad? Tutaj? - góral machnął na psa, który odskoczył do tyłu i szczeknął. - Panienko, tyś za ładna na takie wyprawy. A opowieści, co mi z opowieści? Drwa narąbać trzeba, wody nanosić. Córa moja słabowita.
Ray zmrużył oczy, jeszcze raz się rozglądając. Poważnie, miał rąbać drewno lub nosić wiadra z wodą?! To po co mu dawali ten miecz? W odpowiedzi zaburczało mu w brzuchu.

- Mogę pomóc, ale w zamian dostaniemy kąt w domu, kolację i wytyczne jak dotrzeć do najbliższego mias... wsi?
Trzeba było zacząć od małych kroczków. Spojrzał w niebo, zdając sobie sprawę, że nie ma zielonego pojęcia która jest godzina.
- Chętnie pomogę w domu, skoro twoja córka nie domaga - Reina doszła do wniosku, że to nie mogło być trudne.
- Domagać domaga. - Odrzekł starzec. - Posprząta, ugotuje, owiec popilnuje. Ale do rąbania i noszenia słaba.
Panna Tremain westchnęła:
- No dobrze, w końcu równouprawnienia nie zamierzam się wyrzekać - popatrzyła na Raya: - Ty rąbiesz drewno, ja noszę wodę.
Starzec popatrzył dziwnie na kobietę, chwilę później uśmiechając się już szczerbatym uśmiechem. Podkuśtykał bliżej i wepchnął siekierę w ręce Raya.
- Drewno obok obory - przeniósł wzrok na Reinę. - Wiadra przy studni, tam - wskazał kierunek za domem, gdzie mgła zakrywała wszystko. - Trzeba nanosić do koryt dla zwierząt i do chałupy. No.
Odwrócił się i skierował w kierunku domu. Pies uspokojony już przysiadł na zadzie i patrzył na nich ciekawie.

Nie było innego wyjścia, nie było też tez rękawów do zakasania, więc kobieta ruszyła w kierunku wiader i zaczęła systematycznie wyciągać wodę ze studni i nosić wodę, już po trzecim była wykończona. Kondycję miała zdecydowanie z poprzedniego ciała. Cholera co za głupie niedopatrzenie. Ray siekierę trzymał w życiu kilka razy. Raz prawie odrąbał sobie stopę, gdy go dziadek w młodości uczył rąbać. Niewiele pamiętał, ale co tu było trudnego? Trzeba trafić w środek, potem poprawiać aż do skutku. Zdjął z siebie całe uzbrojenie i zabrał się za stertę leżącego przy oborze drwa.
Wiadra były duże, drewniane i ciężkie. Był tu też kij, dzięki któremu można było wieszać po jednym na obu końcach i nosić oba, ale Reina ledwo dawała radę z jednym. A szybko wyliczyła, że jak chciała wypełnić wszystkie koryta, to będzie musiała zrobić przynajmniej z dziesięć kursów. I ciągle pozostanie to do domu.

Ray wcale nie miał łatwiej. Do rąbania nie było ładnych pieńków, a całe wielkie gałęzie i nawet ściągnięty skądeś pień sporego drzewa. Drewno było twarde, siekiera odłupywała co najwyżej niewielkie fragmenty. Zajęcie się tym wszystkim to była przynajmniej godzina pracy, o ile mężczyzna w ogóle ją miał przetrwać. Przyjrzał się tej stercie drewna. Jasna cholera, nie tak wyobrażał sobie wakacje. Wybrał większość cieńszych gałęzi, zaglądając za budynek i sprawdzając ile widać od strony chaty. I czy przypadkiem starzec nie patrzy. A potem zaczął przeciągać te grube kawały za oborę, co by ich nie było widać.

To była jakaś chora zabawa. W czasach powszechnej kanalizacji, noszenie wiader z wodą wydawało się takie prymitywne i było takim marnowaniem energii. Przyjrzała się dokładnie miejscu w którym usytuowana była studnia. To było lekkie wzniesienie. Gdyby od tego miejsca poprowadzić system drewnianych kłód, wydrążonych w środku w taki sposób by cieńszy odcinek wchodził w szerszy można by swobodnie przeprowadzić wodę do najbliższego koryta. Wtedy wystarczyłoby tylko wlewać wodę przy studni, by popłynęła ona dalej... niestety to było rozwiązanie wymagające ciężkiego nakładu pracy, a ona marzyła tylko o tym po po prostu paść i już nic nie robić. Przy kolejnym wiadrze popatrzyła na ręce. Zaczynały robić się na nich nieprzyjemne otarcia. Te ręce raczej nigdy wcześniej nie pracowały fizycznie.
Reina potrząsnęła głową, chyba od przepracowania zaczynała majaczyć. To cały czas było jej ciało tylko na razie nie mogła zrozumieć dlaczego wszystkim się wydaje że wygląda inaczej niż dotąd.

Mając do porąbania ponad połowę mniej i na dodatek tylko tych cieńszych gałęzi, Ray poradził sobie całkiem szybko, co wcale nie znaczy, że się nie zmęczył. Grube, skórzane okrycie sprawiło, że pod spodem cały zrobił się mokry od potu. Podobnie zresztą jak i Reina, wlewająca do koryt kolejne wiadra, nie mając jednak siły, by w pełni wypełnić wszystkie. Sukienka przylepiała się do jej ciała, gdy niosła kolejne, widząc zbierającego się już do chaty mężczyznę.
Ray zatrzymał się, spoglądając na ledwo niosącą wiadro dziewczynę. Widok był całkiem przyjemny przynajmniej z dwóch powodów. Podszedł bliżej.
- Chyba nie chcesz przelać całej wody z tej studni? - spytał cicho.
- Jakoś nie mam ochoty na żarty - sapnęła - te koryta chyba są dziurawe, nigdy ich nie napełnię. - Dodała żałośnie. - patrz jakie mam poobcierane ręce - wyciągnęła do niego poranione dłonie. - i zupełnie połamałam sobie paznokcie. Te nowe, akrylowe tipsy kosztowały majątek!
Ray spojrzał w dół, przez sekundę może i patrząc na jej dłonie, a potem skupiając wzrok już bezpośrednio na dekolcie.
- Wiesz, nie wyglądają na tipsy. To wszystko tu wygląda na naturalne, nawet siekierę słabo naostrzyli. Za to nie wiem po co tyle dźwigasz. Weźmy ze dwa wiadra do tego śmiesznego domu i powiedzmy, że wszystko już zrobione - wzruszył ramionami. - Jestem cały mokry pod tym cholernym ubraniem. Przydałoby się jakieś miejsce na kąpiel.

Ray najwyraźniej nie wierzył w jej teorię o złudzeniach optycznych, z drugiej strony jeśli rzeczywiście była to mistyfikacja lub złudzenie to czemu przejmowała się uczciwością? Pewnie dlatego, że jako obowiązkowa bibliotekarka nigdy nie robiła niczego powierzchownie i byle jak.
- A jeśli to jakiś test i bez jego zdania będą nas dręczyli jeszcze dłużej? Po za tym może, całkiem teoretycznie, ten człowiek naprawdę mieszka w takich prymitywnych warunkach i ma słabowitą córkę, a my chcemy skorzystać z jego hojności, może powinniśmy mu pomóc uczciwie?
- Och, przestań - pokręcił głową. - Wpakowali nas w to i jeszcze wymagają ciężkiej pracy? Jeszcze nie zgłupiałem. Zresztą kosztować będzie ich to tylko miskę czegoś do żarcia, spanie i gadanie już nic nie kosztuje. Jak będziemy mieli tak w każdym gospodarstwie harować każdego dnia to padniemy trupem.
- Jak to w każdym gospodarstwie? Myślisz, że zrobili tę mistyfikację na jakąś większą skalę? - Jej zielone oczy były ogromne w szczupłej twarzy.
- Cholera ich wie. Kurde, ty nie wiesz jak teraz działasz na facetów, nie? - uśmiechnął się do niej kącikiem ust, wskazując brodą na jej ciało. - A czy zrobili coś więcej to przekonamy się jutro. Nie wiem, która jest godzina, ale raczej mam na razie dość wrażeń.
Uśmiechnęła się i pokręciła zalotnie biodrami:
- Na naszego gospodarza jednak to nie działa, skoro muszę targać te wiadra. - Najwyraźniej już całkiem zapomniała, że sama zgłosiła się do tej pracy.
- Jest stary i może ślepawy. Albo chciał, byś się tak spociła. To mógł być sprytny plan - Ray zaśmiał się cicho.
- Ok weźmy te wiadra do środka. - Zgodziła się z jego propozycją i razem poszli do chaty.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 01-05-2013 o 11:07.
Sekal jest offline