Choć pajęcze demony zostały pokonane, to jednak nie obyło się bez pewnych strat. Uzdrawiająca moc harfy jak i zaklęcie Mirry uleczyło rany krasnoluda, ale wciąż w ciele wojownika był osłabiający jad. Wszystkie spojrzenia poszły w stronę kapłanki, po której najprędzej byłoby można spodziewać się czegoś, co mogłoby zaradzić na obecną sytuację. Ku zaskoczeniu z inicjatywą wyszedł Felethern, postanawiając 'podarować' brodaczowi fiolkę antytoksyny, gdyż jak sam twierdził potrzebował pustego pojemnika.
Bodwyn przyglądał się temu z boku, z delikatnym uśmiechem na twarzy. Być może to wyciągnięcie ręki drowa w stronę krasnoluda będzie pierwszym krokiem do zakończenia ciągłych utarczek? Kto wie.
W czasie, gdy Bodvar dochodził do siebie, bard postanowił wykorzystać chwilę postoju i zrobić mały zwiad, w celu uniknięcia potencjalnej zasadzki. I w tej sprawie umiejętności jego małej towarzyszki były nieopisane. Stąd też przykucnął przy Mariele i poprosił ją o pomoc. - Możesz dla nas sprawdzić dalszą drogę? Informuj mnie na bieżąco, a gdy napotkasz zagrożenie, zawróć - powiedział troskliwym głosem.
Ona zaś uśmiechnęła się radośnie i zaklaskała swoimi drobnymi dłońmi. Następnie uniosła się na swoich skrzydełkach i zrobiła fikołka w powietrzu. Po chwili zaś zaczęła tracić swą cielesną formę, by przeistoczyć się w coś rodzaju kuli światła. Następnie światło te zaczęło powoli blednąć i kiedy już całkowicie wygasło, Mariele w takiej formie niesłyszalnie powędrowała wgłąb niezbadanego korytarza. |