Gdy Hans usłyszał nawoływania straży pomyślał, że już wszystkie złe moce sprzysięgły się przeciwko nim dwojgu. Część jego umysłu, osobowości, radziła zatrzymać się porozmawiać, wytłumaczyć... Były to sposoby z jakimi do tej pory radził sobie w trudnych sytuacjach. W głowie powstawały naprzemiennie różne historyjki dotyczące niedawnych wydarzeń, z których żadna oczywiście wprost nie wskazywała na winę człowieka czy krasnoluda...
Nie był to jednak czas na próby persfazji. Mroczna i twarda cześć Hansa od razu nasunęła mu zimną i ciemna perspektywę lochów. Brutalną i niemiłą straż. Być może nawet śmierć na miejscu od bełta wystrzelonego przez strażników do „uzbrojonych i niebezpiecznych” ...
Hans skinieniem głowy zgodził się z krasnoludem, nie było czasu na pogaduszki, biegł ile sił w nogach – a biegał szybko. Była w tym szansa, iż strażnicy zwyczajnie nie dogonią uciekinierów. W końcu kierunek jaki obrał Helvgrim był z wszech miar słuszny, człowiek wiedział, że gdyby karczmarz robił jakieś trudności, można byłoby posłużyć się sekretem ukrywanym do tej pory w rękawie. Wykazać powiązania ze złodziejami i liczyć na to, iż i karczmarz nie będzie chciał ściągać na swoją głowę kłopotów. Strażnicy na zapleczu, sekretne znaki, pewna mimika i działania z wszechmiar sugerowały powiązania karczmarza z gildią złodziei, o ile to miasteczko dorobiło się czegoś na kształt gildii. Nawet gdyby był całkowicie niewinny i niewmieszany w interesy złodziejskiego świata , smród podejrzeń i oskarżeń wyduszony z Hansa ciągnąłby się za karczmarzem jeszcze przez długie lata...
Oczywiście należało najpierw z karczmarzem po dobroci, odwołując się do "wspólnych znajomych" i wspólnoty interesów. Straszenie pozostawiał jako ostateczność.
Hans w biegu nie zapomniał o jednym ważnym dowodzie którego miał nadzieje spalić przy nadarzającej się okazji. W tej chwili nie wiedział, czy będzie jeszcze jakaś okazja, dlatego biegnąc wyciągnął z torby strzałę, przełamał ją na trzy części i wrzucił wszystko do kanału pod miastem licząc na to, iż część z grotem zatonie, a reszta strzały gdzieś sobie wypłynie.
Starał się nadążyć za krasnoludem i mimo iż zawsze uważał siebie za dobrego i szybkiego biegacza musiał przyznać, że krasnolud bił go na łeb na szyję w tym momencie. Nie miał pojęcia jak to robił mając tak krótkie nogi, ale skubany przebierał nimi szybciej niż krasnoludzki bankier paluszkami na liczydle. Gdyby nie przystanki które robił z pewnością znikłby Hansowi z oczu. Po trochu Hans miał nadzieję, że tak robi, nie chciał mieć Helvgrima na sumieniu, a sam też zdołałby dotrzeć do karczmy. Głęboko jednak cieszył się, że nie jest w tym wszystkim sam.
Ostatnio edytowane przez Eliasz : 01-05-2013 o 10:27.
|