Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2013, 15:44   #527
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Dieterowi udało się wydostać poza zasięg olbrzymiego demonicznego miecza i akolita przycupnął za znajdującym się najbliżej filarem, zanosząc błagalne modły do swego boga. Ale czy one mogły być wysłuchane w świątyni Ulryka?

Gdy młodzieniec się modlił obok niego przebiegł Gaston. Dzielącą go od demona odległość pokonał w kilku ogromnych susach i wkładając w uderzenie impet całego ciała spuścił okutą żelazem pałkę wprost na klatkę piersiową krwiopuszcza. Zaskoczony demon nie zdołał ani sparować ciosu ani go uniknąć i runął na ziemię. Zwart dysząc ciężko wylądował obok niego i natychmiast przeturlał się na bezpieczną odległość. Demon najwyraźniej był oszołomiony ciosem, miotał się niepewnie we wszystkie strony i bezwładnie wymachiwał kończynami. Jego miecz leżał kilka metrów dalej, poza zasięgiem właściciela.

Wolmar i Engelbert mieli doskonałą okazję do oddania strzałów. Demon leżący na podłodze stanowił cel, którego chybić się nie dało. I obaj nie chybili. Dwie strzały wbiły się klatkę piersiową krwiopuszcza, z której trysnęła podwójna fontanna krwi. Obrażenia jakie otrzymał demon przekroczyły to co mógł wytrzymać. Z potwornym rykiem krwiopuszcz zaczął rozpływać się, a utworzone z jego znikającego ciała strumienie krwi rozpoczęły wędrówkę we wszystkich kierunkach. Gdy demon zamienił się w bulgoczącą masę posoki, a trwało to zaledwie kilka uderzeń serca, nastąpił potężny huk. Znikąd znów pojawiły się pęknięcia w rzeczywistości i resztki demona zostały wessane z powrotem do domeny jego pana. Obecnym w świątyni wydawało się, że przez moment słyszą gniewny głos mówiący w nieznanym języku. Złudzenie jednak zniknęło tak szybko jak się pojawiło.

- Ghre... Khaaaa.... Tfuuu... – zaskoczenie było całkowite. Leibnitz wciąż żył. Jego na wpół spalone ciało poruszało się. Z popękanych, zczerniałych warg wydobywał się świszczący, ledwie zrozumiały szept. – Głupcy... Nie złamiecie woli... boga krwi... Zniszczyliście... jedynie niewielką część... jestestwa... odesłaliście do domeny Chaosu... Dwa inne artefakty... w każdym kolejna część bytu mego pana... Xathrodoxa... Gdy się połączą, Krwawy Obdzieracz powróci... pić krew słabych śmiertelników... Krew... dla...

Więcej nie zdążył powiedzieć. Umarł, a jego głowa ciężko opadła na posadzkę. Czerep wiszący mu na szyi poczerniał i rozleciał się na kilka części. W tym samym momencie Ogień w palenisku przybrał na sile. Stawał się coraz jaśniejszy i szybko rozprzestrzeniał się po całej świątyni. Wszyscy znajdujący się wewnątrz zostali spowici w jego oczyszczającym blasku. Przeraźliwie białe światło oślepiło awanturników, którzy mimowolnie zasłonili oczy. Gdy je otworzyli Ogień płonął jak zwykle. Ciał kultystów, ich splugawionego przywódcy i krwi jaka wyciekła z poranionych ciał wyznawców Khorne nie było. Tak jakby nic się tu nie wydarzyło... Tylko potwornie poraniony żak leżał na posadzce, a Dieter mruczał nadal swoje modlitwy.

Ochroniliście mą świątynię i mój lud
Gdy trzeba stawić czoła prawdziwemu wrogowi
Niesnaski i powinny odejść na bok.
Niech to znamię będzie znakiem dla wszystkich!

Oto co śmiałkowie usłyszeli w swych głowach, gdy ogień przygasł. Równocześnie poczuli krótkie, przeszywające ukłucie zimna na dłoni prawej ręki. Ze zdziwieniem zobaczyli wypalone znamię. Każdy miał takie samo. Białą plamę w kształcie stojącego na tylnych nogach wilka, w przednich łapach dzierżącego młot.

- Co się dzieje? Co się tu stało? – usłyszeli pytający, zaniepokojony głos. Dopiero teraz zorientowali się, że w świątyni pojawił się ktoś jeszcze. Schutzmann, Ranulf i Stolz przewodzili grupie kilkunastu uzbrojonych strażników. Ojciec Ranulf wysunął się naprzód. – Profesor Zweinstein dał mi znać co znajdowało się w skrzyni. Na topór Ulryka! Któż by przypuszczał...

***

Ustalono, że prawda związana z Leibnitzem nie może wyjść na jaw. Cios jaki plugawy Arcykapłan zadał świątyni Sigmara, zostałby zwrócony z taką samą mocą, gdyby dowiedziano się o herezji Bractwa Topora. Zarówno Arcykanonik Stolz, jak i Ranulf, mianowany na urząd Arcykapłana uznali, że lepiej aby prawda nie ujrzała światła dziennego. Ogłoszono publicznie, że Leibnitz przeszedł ciężkie załamanie nerwowe i leczy się w przytułku dla obłąkanych gdzieś na krańcach Imperium. Za jego powrót do zdrowia zanoszono przez kilka dni modły.

Splugawioną ikonę odrestaurowano i poświęcono na nowo, po czym trafiła do głębokiego i przepastnego skarbca świątynnego. Przez wiele lat nikt o niej nie słyszał...

Schutzmann, Stolz i Ranulf wspólnie wygłosili oświadczenie, w którym wyjaśniali przyczyny ostatnich wydarzeń w Middenheim. Zrzucono je na karb knowań agentów Chaosu, starających się doprowadzić do rozłamu Imperium, a przez to zapewnić sukces kolejnym atakom Archaona i jego sług.

Proces Jakoba Bauera dokończono. W świetle zeznań zmarłego tragicznie Johanna Opfera uznano łowcę czarownic za niewinnego i oczyszczono z zarzutów herezji. Zarówno on, jak i jego towarzysze z Ordo Fidelis wkrótce potem opuścili Miasto Białego Wilka i wyruszyli tępić kultystów w inne rejony kraju.

Odnalezione w bluźnierczych świątyniach ukrytych w podziemiach pod miastem, księgi zabezpieczono i przekazano Collegium Theologica. Zostały zaprotokołowane jako niebezpieczne i trafiły pod pieczę profesora Albertusa Zweinsteina, który jako jeden z niewielu ludzi dostał zgodę na ich zbadanie.

A życie w Middenheim toczyło się dalej swoim torem...

***Markus***

- Będzie żył – oznajmił cyrulik ubrany w biały, uplamiony solidnie krwią kitel. W ręku trzymał czerwoną szmatę, z której na podłogę ściekała krew. – Na szczęście nie musiałem amputować. Ma chłopak powodzenie u bogów. Powinien teraz sporo dać na ofiarę. I te blizny... Jak je dziewojom pokaże, to hoho...
 
xeper jest offline