Nie poszło dokładnie tak, jak zamierzali, ale gdyby się pokusić o statystykę, to w 75% procentach zgodnie z planem. Do wpadek zdecydowanie Peter mógł zaliczyć spudłowanie z w sumie niewielkiej odległości do dużego, czarnego celu. No ale szybko poprawił odsyłając tubylca na łono Marksa i Engelsa, bądź w dialektyczny niebyt. Nie znał się za dobrze na komunistycznych zabobonach.
W każdym razie sam Wig nie miał zamiaru podążać, do solidnego, porządnego anglikańskiego nieba i gdy tylko pic up kierowany przez Shade przejeżdżał obok wskoczył na pakę od razu przykucając przy burcie i obserwując teren za nim przez lunetę karabinu. Nie było to łatwe, bo samochód nieźle zarzucał na wybojach. Szybko dotarli do ich kryjówki i równie szybko wymienili kilka słów.
Wig wyskoczył, by zgarnąć cywili. Nim zniknął we wnętrzu budynku rzucił do Shade tonem usprawiedliwienia: - Przeze mnie dostałaś serię. Wybacz. Pożałowania godna niecelność z mojej strony.
W środku wszyscy jakby czekali na ewakuację. Widząc Jeanne powiedział lekko się kłaniając: - Taksówka już czeka. Prosiłbym o pośpiech, bo są inni klienci. I jak? Czy udało się uzyskać wodę bez odejmowania jej od ust dzieciom? – spytał uprzejmie.
Po chwili rzucił do Foxa normalnym tonem. - Kane został. Dołączy do nas na pustyni, jak pozbędzie się ogona. Shade czeka na zewnątrz. Co mam wziąć? – spytał.
Musieli szybko opuścić dom. Pościg mógł lada chwila do nich dotrzeć. |