Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2013, 19:44   #28
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Pieprzone czarne bydło. Wrzeszczeli i biegali po tych domach, jakby ktoś im zasadził w dupę nowoczesne baterie fuzyjne. Może tak zresztą było, wspomagani koksem dojącym odwagi, nie zastanawiali się nad tym jak idiotycznie się zachowują. Jasne, znajdowali się u siebie, ale każdy mający łeb na głowie spokojnie mógł zaradzić ich wścibskości. Kane odłączył się od pozostałych, kierując się wyłącznie po dźwiękach, dokładnie wskazujących na "Czerwonych". Nazwa typowo komunistyczna, zachowywali się podobnie inteligentnie do tych ideologicznej zaszłości historycznej. Zajął pozycję przy ścianie jednego z domów, czekając na raport Shade. Widział częściowo skrzyżowanie, usłyszał też strzały. Jak zwykle nie poszło jak trzeba, przynajmniej plan zabrania pickupa się powiódł. Ciężko nazwać to solidnym transportem, zawsze jednak lepsze od własnych nóg. Strzelanina zapoczątkowała niestety cały łańcuszek zdarzeń, po którym Irlandczyk spieprzał pomiędzy budynkami, klnąc głośno na temat swojego pudła. W takich sytuacjach nie było mowy o amatorskich błędach.

Przede wszystkim miał nadzieję na odciągnięcie uwagi murzynków od samochodu i reszty uciekinierów. Jak tubylcy byli na haju to mogli jeszcze nawet nie wiedzieć co ich trafiło, w końcu Wig czy sam Kane ciągle nosili tutejsze stroje, pasujące do arabskich. Skoro wojna, to dlaczego nie zwalić czegoś na kogoś innego. Zamiast przesuwać się na południe, najemnik skierował się na wschód, wzdłuż linii marnych, ale wystarczająco wysokich domów. Zasłaniały go przez chwilę, dopóki pościg również nie wypadł zza budynków. Wtedy Irlandczyk przypadł do rogu, celując z pistoletu. Strzelby nie zdjął jeszcze z pleców.
- Allah Akbar!
Wrzasnął na całą okolicę a potem wystrzelił dwa pociski, prosto w tego, który wcześniej oberwał z kopa. Po gębach odróżnić ich nie mógł, ale chociaż ubrania mieli nieco różne, a Kane chciał wyeliminować tych, co mu się bliżej przyjrzeli. Trafił i rzucił się do dalszej ucieczki.

Zastanawiać nie było się co, przynęta w jego postaci musiała chwycić, bo przynajmniej kilku wrzeszczało gdzieś za plecami najemnika, cybernetycznie dostosowanego do pokonywania biegiem większych odległości. Nie obawiał się zbytnio, mimo, że kilka serki z kałaszy poszło mu nad głową. Migał wrogom tylko na chwilę, zwłaszcza pierwszemu biegaczowi. Pewnie nauczyli się ruszać nogami, gdy musieli dogonić swoje żarcie na pustyni. Pieprzone czarnuchy. Ten, co do niego walił z jakiejś maszynówki znajdował się najbliżej, więc najemnik zatrzymał się za rogiem. Nie miał niestety czasu, by poczekać, bo następni kolesie biegli gdzieś za tamtym, więc tylko pociągnął za spust zdejmując ostatniego z tych, co go widzieli.

I to tyle z podejścia cichego, podczas którego nikt nie miał zginąć. Krzyknął coś jeszcze po arabsku.
I skierował się na północ, trzymając między domami. Najebani bambo zostali wreszcie bardziej z tyłu i chociaż znali teren i było kwestią czasu kiedy go znajdą, to nie o to w tym wszystkim chodziło. Odezwał się do komunikatora.
- Kierujcie się na północ, jest tu droga do następnej wiochy i dalej na pustynię. Zacznijcie jechać na wschód, potem skręćcie, dwie przecznice licząc od tej drogi przy kryjówce. Zgarniecie mnie po drodze. Mam jeszcze kilku gdzieś w pobliżu.
 
Widz jest offline