Ból.
Ból jest zawsze tym, co budzi najpierw człowieka z letargu. Ból głowy, ból obitych mięśni, ból zmuszonego do niewygodnego ułożenia kręgosłupa. Teraz straszny ból głowy i pleców obudził Johanna, który zachłysnął się od razu i zaczął przeraźliwie kaszlać. Wydawało mu się, że od tego kaszlu wypluje płuca.
- Scheisse, blutigen Unfall... - zaklął sobie, zanim zerwał z ust maskę i przypomniał sobie wszystko.
Właśnie studiował ciekawy podręcznik staroegipskiego, według którego istniało wiele powiązać z południowoamerykańskim językiem nahuatl. Jednak nagle zaistniała komunikacja z obcą cywilizacją. Johann zanotował wszystko co udało mu się usłyszeć w podręcznym notesie, który kłuł go teraz w tyłek. A chwilę później wszystkie alarmy na statku rozwyły się i każdy szukał drogi do kapsuł. Johann domyślał się, że jego podręcznik został na orbicie zamieniony w proch. Niemiec zerwał się błyskawicznie, orientując się co się dzieje i że los przyprawił mu kompanów.
- Spadliśmy na Gliese! Cholera, faktycznie spadliśmy na Gliese!
Naukowiec zawył dziwnie i zaczął nagle tańczyć wokół kapsuły.
- Obca cywilizacja, wielkie odkrycie! Sukces nauki... - popatrzył na uratowanych towarzyszy i zamarł na chwilę. Dziewczyna wyglądała na przygotowaną do kosmicznej wojny. Inny wyglądał na inżyniera. Trzeciego nie rozpoznawał, choć kogoś mu przypominał. Właściwie - chyba każde z nich minął przynajmniej raz na pokładzie międzygwiezdnej taksówki, która znalazła swoje złomowisko na orbicie Gliese.
- Eee... - bąknął uczenie - Cześć... Jestem Johan van Schwenn... - urwał. Białozielony uniform naukowej elity, jaką zabrano w podróż chyba dobrze go legitymował.
Nie dokończył autoprezentacji, bowiem zauważył rozrastające się po ścianach dziwne rośliny. Z wyrazem zafascynowania na twarzy ruszył w ich stronę i obejrzał dokładnie. - Piękne... - szeptał cicho - Fascynujące. Wspaniałe!
Dojrzał też znaki wypisane na ścianie. Chwycił się zaraz za kieszeń i wyciągnąwszy swój notesik, zaraz je nakreślił i podpisał: "Znaki odkryte na miejscu awaryjnego lądowania kapsuły, w czymś w rodzaju kanałów. Uderzające podobieństwo do japońskiej hiragany i zaczerpniętych z chińskiego kanji. Podobieństwo o tyle uderzające co błędne - wyraz nie ma żadnego sensu po japońsku, ani tym bardziej chińsku."
Dopiero teraz odwrócił się do towarzyszy.
- Khem... Co teraz?
Ostatnio edytowane przez Falcon911 : 06-05-2013 o 13:30.
|