Hess przysłuchiwał się towarzyszom z lekkim uśmiechem, można by pomysleć, że wyśmiewa ich plany, ale kompania znała go już na tyle, żeby wiedzieć, że to postawa, maska, którą mag nosił zawsze. Arogancki, wyniosły, egocentryczny, zbyt pewny siebie typ, kiedy jednak poza się go lepiej widać, że pomimo tego nie zostawia przyjaciół w kłopotach i nie odmawia pomocy słabym.
Teraz powiedział tylko.
- A co będzie jak beli, na które staniesz i po nich przejdziesz, zostaną w ten sposób naruszone tak, że załamią się pod następną osobą? - zapytał - Nie pozostaje nam nic innego jak to, abyśmy ruszyli każdy sam. Niech każdy weźmie kawał solidnego drzewa, taki z dwa metry i przywiąże się do niego liną, nieście go prostopadle do belek mostu. W ten sposób nawet jak załamie się jedna, to reszta was utrzyma. A teraz ruszajmy, zanim się ściemni, większość tego co możemy zastać w środku woli mrok, więc nie dawajmy temu przewagi. - |